Jak runda jesienna ma się do całokształtu sezonu ekstraklasy?


Po rundzie jesiennej w ekstraklasie Legia jest najbliżej mistrzostwa, zaś ŁKS-owi, Wiśle Kraków i Koronie najbardziej grozi spadek. Czy to w jakimś stopniu wskazuje, jak będzie wyglądała tabela ligowa na koniec sezonu?

7 lutego 2020 Jak runda jesienna ma się do całokształtu sezonu ekstraklasy?

Z sezonem 2013/2014 wszedł w życie format rozgrywek ESA-37, który zrównał polską ekstraklasę w liczbie rozgrywanych spotkań z czołowymi europejskimi ligami. Od tego czasu setki razy debatowano, czy taki układ gry sprzyja naszej lidze i jest do niej właściwie dopasowany. My jednak przyjrzymy się temu, jak taki format grania wpłynął na poszczególne polskie drużyny i ich dyspozycję na przestrzeni sezonu.


Udostępnij na Udostępnij na

Sezon 2017/2018 przyniósł kolejną bardzo istotną zmianę w kwestii finalnego wyglądu ligi – po czterech latach zrezygnowano z dzielenia na pół zdobyczy punktowej przed fazą finałową ekstraklasy. W ciągu sześciu kampanii istnienia formuły ESA-37 czterokrotnie po mistrzostwo Polski sięgała Legia Warszawa, a raz w lidze najlepsze okazały się Lech Poznań oraz Piast Gliwice. Czy to jednak oznacza, że w tym formacie najlepiej odnalazł się stołeczny klub? A komu z kolei bardziej odpowiada gra wiosną niż jesienią?

Legia-37

Nietrudno znaleźć klub, któremu, przynajmniej na papierze, zmiana formatu ligi wyszła na dobre. Legia Warszawa od sezonu 2013/2014 w ekstraklasie triumfowała czterokrotnie, zaś dwa razy kończyła sezon za plecami mistrza. Na próżno szukać drugiej tak stabilnie grającej w lidze drużyny. Nie znaczy to jednak, że w każdym z przypadków „Wojskowi” mieli sezon pod kontrolą i przez całą jego długość trzymali się w ścisłej czołówce. Analizując sprawę przez pryzmat sytuacji w tabeli ligowej po ostatnim meczu rundy jesiennej, dojdziemy do wniosku, że legioniści najczęściej marsz po mistrzostwo rozpoczynali na dobre dopiero wiosną, jednakże przed rundą wiosenną ani razu nie zdarzyło się, żeby byli poza podium.

 

 

Pod względem zdobyczy punktowej po rozegraniu 20 kolejek sezon 2019/2020 jest dla Legii bardzo podobny do tych dotychczasowych po reformie ESA-37. „Wojskowi” uzbierali dotąd 38 punktów, czyli tyle samo na tym etapie sezonu co w kampaniach 2014/2015 oraz 2017/2018. Najwięcej punktów po 20 kolejkach od czasu wydłużenia ligi mieli w sezonie 2013/2014 (40), zaś najmniej w kampanii 2016/2017 (35; Legia grała wówczas także w Lidze Mistrzów).

Lech Poznań, sięgając po mistrzostwo kraju w sezonie 2014/2015, przed rundą wiosenną nie miał wcale kolorowej sytuacji. W tabeli bowiem po 19 kolejkach zajmował trzecie miejsce w lidze, tracąc sześć punktów do liderującej wówczas Legii. „Kolejorzowi” nie pomagała wtedy seria remisów (w rundzie jesiennej z 19 meczów zremisowali osiem), której licznik na koniec sezonu wynosił 13, jednakże nie przeszkodziło to drużynie ze stolicy Wielkopolski w zakończeniu sezonu na czele ligowej tabeli.

Jeszcze ciekawiej sytuacja miała się przed sezonem, kiedy to sensacyjnie najlepszym klubem Polski okazał się Piast Gliwice. Niewiele natomiast na to wskazywało po rundzie jesiennej, którą podopieczni Waldemara Fornalika zakończyli na miejscu piątym, z 11-punktową stratą do ówczesnego lidera – Lechii Gdańsk. Marsz Piasta po mistrzostwo ruszył wraz z początkiem gry wiosną. Po 30 kolejkach strata do lidera zmalała do siedmiu oczek, a finalnie sezon gliwiczanie zakończyli, mając cztery punkty więcej od Legii. Przekładając to na realia obecnego sezonu, Raków Częstochowa będący na 11. lokacie w lidze ma stratę do lidera mniejszą (tj. dziesięć punktów) aniżeli będący sezon temu piąty na tym etapie późniejszy mistrz kraju – Piast Gliwice. Tak więc w kwestii mistrzostwa wiele jeszcze może się wiosną wydarzyć…

Bitwa o ekstraklasę

Po rundzie jesiennej nie zdołał wyłonić się żaden kolosalny faworyt do sięgnięcia po mistrzostwo, natomiast klarowniej, przynajmniej teoretycznie, wygląda sprawa z potencjalnymi spadkowiczami. Po sezonie 2019/2020 po raz pierwszy z ekstraklasą pożegnają się aż trzy kluby, a nie dwa, jak to było dotychczas. Najbardziej pod ścianą przed rozpoczęciem walki wiosną znajdują się ŁKS (14 punktów) oraz Wisła Kraków (17 punktów). O trzecie miejsce spadkowe ,,biją się” na razie zespoły Korony Kielce, Arki Gdynia oraz Górnika Zabrze. Nie oznacza to rzecz jasna jednak, że kwestia opuszczenia ligi będzie dotyczyć jedynie tychże wymienionych klubów.

 

Bardzo mizerny dorobek punktowy Łódzkiego Klubu Sportowego jest jednym z najgorszych wyników po rundzie jesiennej od czasu wejścia w życie reformy ESA-37. Gorsze wyniki miały jedynie drużyny Zagłębia Sosnowiec (12 punktów) oraz Zawiszy Bydgoszcz (dziewięć punktów). Tym niemniej rezultat ekipy Kazimierza Moskala jest daleki od zadowalającego, co nie przesądza jednak o spadku łódzkiego klubu. Bowiem z 12 klubów, które od sezonu 2013/2014 po rundzie jesiennej były w strefie spadkowej, siedem faktycznie na koniec kampanii pożegnało się z ligą, a pięć było w stanie uciec spod topora i na następny sezon dalej grać na najwyższym szczeblu.

Jak doskonale wiadomo, ekstraklasę po obecnym sezonie opuszczą trzy kluby. Biorąc pod uwagę dwie ostatnie kampanie, w których po fazie zasadniczej nie dzielono zdobyczy punktowej przez dwa, do utrzymania w sezonie 2017/2018 starczyło 37 punktów, zaś w 2018/2019 41 oczek. Gdyby wówczas system także przewidywał spadek trzech, a nie dwóch zespołów, to minimalnie trzeba by było zdobyć tych punktów 39. Podstawiając to pod sytuację z obecnego sezonu i zakładając, że taka liczba punktów także wystarczyłaby, żeby się w lidze utrzymać, to ŁKS musiałby wiosną w 17 spotkaniach zdobyć połowę możliwych do zgarnięcia punktów. Podobnie sytuacja miałaby się z Wisłą Kraków, której do pułapu 39 punktów brakuje 22 oczek. Nieco lepszą sytuację mają Korona z Arką, ale z pewnością ani w Kielcach, ani w Gdyni nikt z pełnym spokojem nie patrzy w kierunku wiosennego grania.

Odwróć tabelę, spadkowicz na czele?

Szanse na to, że któryś z klubów będących w strefie spadkowej zawalczy o mistrzostwo kraju, są marne. Ameryki tym oczywiście nie odkryłem, bo przecież nie tylko z logicznego, ale też matematycznego punktu widzenia taka ewentualność graniczy z cudem. Ale jak faktycznie wygląda różnica między czubem tabeli a jego dnem? Legia ma oczek 38, ŁKS 14, więc, jak nietrudno wyliczyć, oba kluby dzielą 24 punkty. Co tu dużo mówić, strata spora, oczywiście nie do zniwelowania. Ale przed rokiem już na tym etapie sezonu Lechia Gdańsk odstawiła Zagłębie Sosnowiec na aż 30 punktów. Niewielkie ma to jednak znaczenie w kwestii gry o cele, bo inne na ten sezon mają je chociażby wspomniane Legia czy ŁKS…

A ŁKS-owi, Wiśle Kraków czy Koronie Kielce nie w głowie teraz gonienie Legii, ale bardziej Arki Gdynia, która zajmuje na tę chwilę ostatnie miejsce bezpieczne. Łódzki klub ma sytuację kiepską, co więcej, najgorszą na przestrzeni ostatnich sezonów ze wszystkich klubów będących po rundzie jesiennej na ostatnim miejscu w lidze, bo na ten moment do miejsca gwarantującego pozostanie w lidze brakuje ŁKS-owi siedmiu punktów. Klub z Sosnowca kampanię temu na tym etapie grania tracił do bezpiecznego miejsca sześć oczek, w sezonie 2017/2018 Pogoń od Sandecji dzieliły cztery punkty, a jeszcze wcześniej Górnik Łęczna był o trzy oczka od bezpiecznego miejsca, natomiast Podbeskidzie – o jedno. Jedynie Zawisza na początku 2015 roku był już 12 punktów w plecy względem Lechii Gdańsk. Tak czy inaczej w dzień powrotu ekstraklasy w Łodzi nie jest najciekawiej.

Kto o mistrza, a kto o spadek?

Wiemy już dokładnie, co dzieje się u szczytu i co na dnie. Nie znaczy to natomiast, że nic ciekawego nie dzieje się w środku tabeli. Dzieje się, i to dużo. A w zasadzie pewnie będzie się dopiero dziać. Bo na ten moment siedem klubów znajdujących się między 5. a 11. miejscem w tabeli dzielą trzy punkty. Konia z rzędem temu, kto bezbłędnie obstawi, które ekipy po fazie zasadniczej będą się bić o mistrza, a które o utrzymanie. A przecież do tego zacnego grona można jeszcze dołożyć Śląsk, którego od strefy spadkowej dzieli tylko pięć punktów, czy nawet Górnik Zabrze, który z dorobkiem 23 oczek nadal może śmiało myśleć o grze w górnej ósemce. Być może to właśnie w tym gronie znajduje się przyszły mistrz Polski…

Sezon temu względem sytuacji po zakończeniu rundy jesiennej po 30 kolejkach z grona top 8 wypadły dwa kluby. Będące po 20 meczach kolejno na miejscach siódmym i ósmym Korona Kielce oraz Wisła Kraków po zakończeniu fazy zasadniczej ustąpiły miejsca w grupie mistrzowskiej Cracovii i Zagłębiu Lubin, które jesień kończyły na lokatach dziewiątej i 11. Wówczas różnice w środkowej części tabeli także były niewielkie, więc niewykluczone, że i w tym sezonie podobna liczba zmian nastąpi po rozegraniu przez wszystkich 30 meczów. Idąc jeszcze jeden sezon wstecz, tam po rundzie jesiennej doszło tylko do jednej wymiany między zespołami walczącymi o mistrzostwo i o utrzymanie na koniec fazy zasadniczej. Arka, która była szósta po 21 kolejkach, finalnie zamieniła się z Wisłą Płock, która balansowała na skraju obu części tabeli.

Czas na hipotezowanie kończy się wraz z powrotem ekstraklasowiczów do grania. Przestanie mieć znaczenie to, ile kto ma nad kim przewagi, a ile kto do kogo traci. Zaczyna się nowy rozdział, decydujący o losach obecnego sezonu PKO Ekstraklasa. Dywagacje, obliczenia, statystyki i inne cuda-wianki idą na bok, a na boiska wychodzą piłkarze, którzy mają na koniec sezonu dać swoim kibicom masę radości. Zaczyna się druga odsłona bitwy o Polskę, która wskaże herosów, a tych słabszych ześle w pierwszoligowe otchłanie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze