"Zachodnie Drewno podaje do Drewna, strzał, i mamy bramkę! Burnley wychodzi na prowadzenie dzięki szybkiej wymianie podań zwieńczonej golem niebywałej urody! Ten wynik daje mu awans do europejskich pucharów, ale...". Zaraz, zaraz, to chyba zbyt surrealistyczna wizja jak na zespół Seana Dyche'a. Tak, to lekka przesada i należałoby to właściwie zweryfikować. Mianowicie co z "The Clarets"? Poznaliśmy już ich sufit?
Ostatni rok był dla klubu z hrabstwa Lancashire istną wędrówką z nieba do piekła. Poprzedni sezon należał do najlepszych w historii Burnley, bo zakończył się awansem do fazy kwalifikacyjnej Ligi Europy, natomiast ten obecny wystawił podopiecznych Dyche’a na poważną próbę. Od 14. do 33. kolejki „Bordowi” poważnie romansowali ze strefą spadkową i byli jak ci rozbitkowie walczący z morskimi falami. Większość czasu spędzali pod powierzchnią wody, ale mimo to finalnie zdołali się uratować.
Dwie twarze Burnley
W pierwszej połowie sezonu „The Clarets” właściwie niczym nie różnili się od Cardiff, Huddersfield czy Fulham. Po 19. kolejce okupowali miejsce pod kreską, mając na koncie aż 13 porażek, czyli więcej niż w całym poprzednim sezonie! Już wtedy nietrudno było o znalezienie głosów, które ekipę Seana Dyche’a żegnały z Premier League. I to z dużą ulgą, gdyż poziom sportowy jego piłkarzy był katastrofalny. Szczególnie ważnym, a zarazem niepokojącym okresem był początek, który dał aż pięć przegranych meczów z rzędu.
What has gone wrong at Burnley? 🤔@Carra23 takes a look at the stats to find out…📊
Watch #MNF with Jamie Carragher and Darren Flecher live on Sky Sports Premier League now! https://t.co/Pu496D1spu pic.twitter.com/k1sLVlzN3b
— Sky Sports Retro (@SkySportsRetro) November 5, 2018
Kolejnym zabójczym fragmentem kampanii dla Burnley był czas od października do grudnia. Wtedy trzy punkty udało zdobyć się jedynie z Brighton, Cardiff i West Hamem. Na domiar złego idealnie, bo w 19. kolejce po meczu z Evertonem złożyło się, że „Bordowi” przebili barierę straconych bramek z kampanii 2017/2018 (41 do 39). Kto na tym etapie równie słabo prezentował się w grze defensywnej? Tylko Fulham, które oczywiście spadło z ligi. To pokazuje, że obowiązywał bardzo wąski i niebezpieczny margines błędu.
Dlaczego w drugiej połowie sezonu Burnley prezentowało się lepiej? W tej kwestii możemy wyróżnić dwa powody, które dotyczyły konkretnych zmian na boisku. Otóż pierwszą, tą bardziej zauważalną dla przeciętnego kibica, była zmiana bramkarza. Po porażce z Evertonem 1:5 Joe Harta zastąpił Tom Heaton i od tamtej pory były golkiper Manchesteru City nawet nie powąchał murawy. Ale nie może być inaczej, skoro obrońcy z Heatonem za plecami czują się zdecydowanie pewniej i po prostu lepiej współpracują.
Joe Hart: Last 5 Premier League WhoScored ratings
Vs Liverpool — 6.25
Vs Watford — 5.64
Vs Leicester — 6.09
Vs Everton — 4.60
Vs Burnley — 4.70For more player stats — https://t.co/fxKyS6Inv2 pic.twitter.com/ZVcRZcqwIC
— WhoScored.com (@WhoScored) March 12, 2018
I tutaj obraz dokonanych roszad się dopełnia, gdyż kluczową decyzją Seana Dyche’a było ustabilizowanie formacji defensywnej. Szkoleniowiec Burnley po przełomowym blamażu z „The Toffees” przestał brnąć w ustawienie z pięcioma obrońcami i na kolejny mecz z West Hamem wybrał żelazną czwórkę (Bardsley, Mee, Tarkowski, Taylor). Co ważne, nie zmieniał jej przez trzynaście spotkań aż do kontuzji Bardsleya. Efekt? „The Clarets” zanotowali osiem meczów z rzędu bez porażki, a w nich pięć zwycięstw i trzy remisy. A gdyby liczyć punkty tylko od 20. kolejki, „The Clarets” byliby w tej chwili w Lidze Mistrzów.
Jaka przyszłość czeka Burnley?
Po tej świetnej serii trwającej blisko dwa miesiące nastał okres, w którym „Bordowi” przegrywali wszystko. Wtedy znów do drzwi Turf Moor zapukało widmo spadku, ale na szczęście dla Burnley wraz z nadejściem wiosny udało się oddalić zagrożenie. Pojawiły się bardzo ważne zwycięstwa jak choćby to nad Cardiff czy Wolverhampton, po których kibice „The Clarets” mogli z dużą ulgą odetchnąć. Sean Dyche i spółka nie spadną z Premier League, jednak wobec tych wszystkich perturbacji pojawiają się wątpliwości.
Tomorrow will be Sean Dyche’s 150th Premier League game as manager.
He has 43 wins out of Burnley's 51 in the @premierleague 👊 pic.twitter.com/y7trsN9tSv— Burnley FC (@BurnleyOfficial) April 27, 2019
Fakt, że siódma lokata w lidze jest dla Burnley rzeczą niepowtarzalną, raczej nie podlega żadnym wątpliwościom. Bo patrząc na papier, znaleźlibyśmy przynajmniej siedem innych ekip, które bardziej zasługują na tę pozycję. Ale jaka przyszłość maluje się przed rewelacją poprzedniego sezonu Premier League? Jeżeli jej największymi atutami są charakter, walka, wybieganie i siła fizyczna? Sean Dyche mógłby się teraz obrazić, ale w normalnych okolicznościach taki zespół nie powinien sięgać wyżej niż tam, gdzie…
…obecnie się znajduje. A jeżeli już, to jedynie o kilka szczebli. „The Clarets” opierają swój byt w Premier League na działaniach dwóch piłkarzy, co na dłuższą metę nie wystarczy. Dyche musi wezwać posiłki, bo jego cudotwórstwo już w tym roku sięgnęło wszelkich granic, a w kolejnym może zupełnie je przekroczyć. Para Wood – Barnes nie będzie wiecznie ratować Burnley przed spadkiem, który w nowym sezonie śmielej może zajrzeć w oczy. No chyba że na Turf Moor znów doświadczymy magicznych zaklęć „Warlocka”.
Burnley have two players score 10+ goals for the first time in a single Premier League season:
⚽ Ashley Barnes (10)
⚽ Chris Wood (10)The Dynamic Duo. 👬 pic.twitter.com/bHUINzQUVB
— Squawka (@Squawka) April 13, 2019
Ciekawostki: „Bordowi” stracili w poprzednim sezonie najmniej bramek w pierwszych połowach (13). Do tego wygrali najwięcej meczów z jednobramkową różnicą (12 razy).