I liga: Ścisk w tabeli to już norma. Zacięta walka czy piłkarska patologia?


I liga przyzwyczaiła nas do małych różnic punktowych między drużynami

20 września 2019 I liga: Ścisk w tabeli to już norma. Zacięta walka czy piłkarska patologia?
Łukasz Laskowski / PressFocus

O fenomenach czy niecodziennych sytuacjach w polskiej piłce dyskutować można godzinami. Jednym z nich jest I liga i nieduża różnica punktowa dzieląca drużyny w jej tabeli. Obrońcy polskich realiów stwierdzą, że jest to odzwierciedlenie wyrównanego poziomu i emocjonującej rywalizacji. Inni sytuację tę po prostu wyśmieją.


Udostępnij na Udostępnij na

Każda z występujących w I lidze drużyn rozegrała już dziewięć ligowych spotkań. Stawce przewodzi Warta Poznań, która punktów ma jednak na swoim koncie tyle samo co drugie Podbeskidzie i trzeci Radomiak. Zaraz za nimi znajduje się kolejne trio, które zajmuje miejsca od czwartego do szóstego. Pierwsze sześć drużyn w stawce dzieli więc różnica zaledwie jednego punktu.

Nieco niżej sytuacja przedstawia się nie mniej ciekawie. Miejsca od siódmego do dziesiątego dzieli również punkt, a drużyny zajmujące lokaty od jedenastej do szesnastej mają na swoim koncie tyle samo, bo 11, „oczek”. Zajmujący ósme miejsce GKS Jastrzębie traci jedynie trzy punkty do lidera rozgrywek, a będący w strefie spadkowej GKS Bełchatów potrzebuje zaledwie sześciu punktów, by zrównać się dorobkiem z aktualnym liderem I ligi. Od stawki zdecydowanie odstają jedynie dwie drużyny – Odra Opole i Chrobry Głogów – które do tej pory zdobyły kolejno trzy i cztery „oczka”.

Porównując z zagranicą

Sytuacja w tabeli I ligi jest na tyle wyjątkowa, że trudno o podobny stan rzeczy w którejś z lig zagranicznych. Liczba punktów, jaka dzieli zazwyczaj lidera i szóstą drużynę w tabeli, waha się w obecnym stanie sezonu w przedziale od trzech do czterech „oczek”. Tak sytuacja przedstawia się między innymi w Championship, Ligue 2, 2. Bundeslidze czy Serie B.

Cztery punkty różnicy w I lidze potrafią za to dzielić lidera i drużynę z drugiej połowy tabeli. Co więcej, wszystkie z wymienionych lig zagranicznych rozegrały mniej kolejek niż polska I liga, co sprawia, że różnice między tymi drużynami powinny być w teorii mniejsze.

Fakt, że w tym sezonie tabela I ligi jest spłaszczona, wcale nie jest czymś wyjątkowym. Sytuacja ta powtarza się bowiem notorycznie. Najlepiej oddającym tę sytuację przykładem jest casus Górnika Zabrze, który trzy sezony temu zajmował dziewiąte miejsce w tabeli na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. Miesiąc później świętował już awans do ekstraklasy, a w kolejnym sezonie kwalifikację do eliminacji europejskich pucharów. Jaka jest przyczyna tak dziwnej sytuacji w I lidze?

Wyrównany, ale niski poziom

Poziom drużyn na zapleczu PKO Ekstraklasy jest wyrównany, a każda drużyna jest w stanie wygrać z kolejną. Niestety, równy nie oznacza w tym przypadku wysoki. Większość drużyn ma na tym poziomie problemy z rozegraniem piłki czy grą w ataku pozycyjnym. Dlatego właśnie często mówi się, że I liga jest ligą fizyczną. Prawdę mówiąc, trudno w niej o zaawansowane umiejętności techniczne. W I lidze bardzo rzadko mamy też do czynienia z serią zwycięstw którejś z drużyn. Gdy dana ekipa odniesie kilka zwycięstw z rzędu, niesamowicie szybko zalicza wtedy awans o kilka lokat w górę tabeli.

https://twitter.com/_eLBeG_/status/1174398357835587586

***

Spłaszczona tabela I ligi sprawia, że prawie każdego roku walka o miejsca premiowane awansem toczy się do ostatnich kolejek. O miejsce to nierzadko walczy pięć lub nawet sześć zespołów. W tym sezonie zamieszanie związane z małymi różnicami punktowymi będzie wzmagało jeszcze więcej emocji, ale i dezorientacji. Zespoły bić się będą nie tylko o pierwsze dwie, ale o sześć czołowych lokat. Miejsca od trzeciego do szóstego zapewniają przecież miejsce w barażach o awans do PKO Ekstraklasy.

I liga rządzi się własnymi prawami. Niewykluczone więc, że pod koniec sezonu o miejsce w barażach do PKO Ekstraklasy, przy układzie punktowym podobnym do tych z lat poprzednich, walczyć będzie mogła nawet ekipa z drugiej części tabeli. Brzmi dziwnie, jednak tak przedstawiają się realia. Do absurdu dojdzie, gdy na kilka kolejek przed końcem rozgrywek któraś z drużyn bić się będzie zarówno o awans, jak i utrzymanie.

Obrońcy pierwszoligowych rozgrywek twierdzić będą, że zaletą takiej sytuacji są emocje, których kibice pewni mogą być do ostatniej kolejki sezonu. Patrząc na całą sytuację, wydaje się, że powoduje ona jednak zamieszanie i zamęt. Niejednokrotnie trudno jest się zorientować w ligowej tabeli, gdy sytuacja w niej zmienia się jak w kalejdoskopie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze