Hiszpańsko-włoska zupa. Odsłona II


29 maja 2009 Hiszpańsko-włoska zupa. Odsłona II

Idąc śladem poprzedniej odsłony naszego cyklu, chcielibyśmy jeszcze przez moment zostać na Wyspach Brytyjskich, aby uwypuklić kolejne mankamenty piłkarskiego mocarstwa zwanego krótko Premiership (żeby kolejnych porcji zupy zwyczajnie nie przesolić, obiecujemy, iż w kolejnych tygodniach zrezygnujemy z angielskich akcentów). Zagajenie do tematu będzie tym razem dość nietypowe, bo w formie opowiastki.


Udostępnij na Udostępnij na

Dani Pacheco już jako mały urwis podłapał ciężką, przewlekłą chorobę, która w Hiszpanii nazywa się po prostu… fútbol. Swoją przygodę rozpoczął w miejscowej Maladze, w której grał również jego starszy brat, a zarazem boiskowy idol. Kiedy starszy z braci Pacheco powoli przebijał się do pierwszego składu, nagle przed Danielem stanęły otworem wrota do wielkiej piłki – propozycja z FC Barcelony. Bez dłuższego namysłu, szkrab wraz z całą rodziną, przeprowadzili się do stolicy Katalonii. Młody adept, pod wodzą Garcia Pimienta, szybko stał się wyróżniającą postacią młodzieżówki. W sezonie 2005/2006 został najskuteczniejszym strzelcem swojej drużyny, zdobywając 30 (!) bramek. Młody Pacheco (wówczas 16-letni) ledwo ochłonął po fascynującym sezonie, a już po cichu marzyły się treningi z pierwszym zespołem Blaugrany. Taki scenariusz mógł być realny, gdyby pewnego dnia do zarządu klubu nie wpadli panowie w czarnych garniturach (bynajmniej nie faceci w czarni) i chłopaka porwali oznajmiając, iż od przyszłego sezonu będzie zawodnikiem Liverpoolu…

Co łączy tych zawodników oprócz gry w Premieship?
Co łączy tych zawodników oprócz gry w Premieship? (fot. własne)

Ciąg dalszy pewnie jest wam już znany. Możemy tylko dodać, iż cała sytuacja trenerom i włodarzom Dumy Katalonii wprost mowę odebrała. – Straciliśmy jednego z najlepszych wychowanków. Najgorsze było to, iż tak naprawdę nic nie dało się zrobić. To wszystko wydarzyło się tak szybko i nagle – Garcia Pimienta. Być może skauci z miasta Beatlesów coś z facetami w czerni wspólnego jednak mieli:-) Wściekłym Hiszpanom pozostało jedynie procesować się w sądzie, co do kwoty odstępnego za Pacheco (a żądali nie mało, bo 6 mln euro!). Ostatecznie do sensacji nie doszło, a Liverpool musiał wyłożyć na stół aż 200 tys. Obecnie Daniel ma się dobrze, a jego marzeniem już nie jest gra w Barcelonie, a stworzenie duetu napastników z Fernando Torresem.

Żeby ci przyszło cudze dzieci niańczyć

Trend na podbieranie dzieciaków ze stajni Barcelony nie jest jednostkowym przypadkiem. Rozrastające się w coraz szybszym tempie zjawisko sprowadzania stranieri (obcokrajowców) na zaplecze pierwszej drużyny przez czołowych przedstawicieli Premier League odbija się negatywnie na reprezentacjach młodzieżowych, o których wspomnieliśmy przed tygodniem. Dochodzi do sytuacji, gdy już w zespołach U-18 Arsenalu czy Chelsea proporcja podziału pomiędzy piłkarzami z Anglii i zagranicy jest na równym poziomie. Oczywiście, wyprzedzając ewentualny zarzut, w kadrach tych słabszych zespołów ligi „swojaków” jest więcej. Ale to przecież w klubach „Wielkiej Czwórki”, dysponujących najlepszą zazwyczaj bazą treningową, szanse na rozwój pozwalający w przyszłości wejść na „international level” są największe. Na skutek konkurencji niemały procent Wyspiarzy traci okazję na regularną grę, co rzutuje później na zmniejszenie się zbioru potencjalnych kadrowiczów. Co gorsza, nastoletni przybysze z całego świata są traktowani w Wlk. Brytanii na szczególnych, lepszych prawach, ponieważ właśnie takim zapewnieniem (chwytem) posługują się przedstawiciele klubu podpisując kontrakt z młokosem, a właściwie to jego rodzicami. Jeśli przynajmniej jeden z nich nie może wyruszyć za swoją pociechą, by pomóc mu w szybszej aklimatyzacji w nowej rzeczywistości, klub od razu zatrudnia osobę opiekuna, mającego pomóc nastolatkowi skupić się wyłącznie na trenowaniu, poprzez załatwianie za niego większości codziennych spraw: gotowanie, sprzątanie itd.

Wydaje się, że Hiszpania i Włochy to kraje, które dzięki nadprodukcji piłkarskich diamentów mogą pozwolić sobie na „pomoc” reszcie kontynentu. Okazuje się jednak, że nie jest to tylko powód do dumy, lecz również problem dla futbolowego środowiska na obu półwyspach. W końcu na hiszpańsko-włoskim targowisku potencjalni kupcy szukają tylko tych najlepszych produktów. Nie dość, że najbardziej perspektywiczni zawodnicy opuszczają ojczyznę, to jeszcze na ich przeprowadzce macierzyste zespoły nie zarabiają nic, lub tylko symbolicznie. Dzieje się tak w myśl obowiązującego przepisu, według którego zawodnik może podpisać zawodowy kontrakt dopiero po ukończeniu 18. roku życia. Za piłkarza poniżej tej granicy, można utargować tylko ekwiwalent za wyszkolenie, czyli kwotę bardzo skromną. W taki sposób do Anglii powędrowali w ostatnich latach m.in. Pique i Fabregas. Ten pierwszy przed dobiegającym do mety obecnym sezonem do Katalonii powrócił, ale na jego futbolowej edukacji na piłkarskim uniwersytecie Alex’a Fergusona Barca straciła pięć milionów euro. Tyle właśnie musiała wydać na jego odkupienie. Wypożyczenie przyniosłoby Gerardowi zapewne podobny poziom wiedzy, a klub, trzymając się już tej szkolnej terminologii, nie zapłaciłby tak wysokiego czesnego. Najbardziej drastyczny jest jednak przykład 22-letniego Fabregasa. Po pięciu sezonach spędzonych w Londynie wyrobił sobie na tyle mocną markę, że na rynku transferowym jest wyceniany na przynajmniej 25-30 mln euro. Ponieważ rozgrywający i kapitan Arsenalu jest poważnie łączony z letnią, transferową listą życzeń Pepa Guardioli może dojść do kuriozalnej sytuacji. Barcelona zainwestowałaby w swojego wychowanka sumę stanowiącą budżet ligowego średniaka Primera Division.

Na Półwyspie Apenińskim cała sytuacja nie jest już tematem tabu. Po stracie Machedy, prezydent Lazio Claudio Lotto, nie przebierając w słowach, wypowiedział Brytyjczykom niemal świętą wojnę. W sukurs za nim poszły nie tylko wszystkie włoskie kluby, ale jak jeden mąż stanęły całe Włochy. Efekty widać już na pierwszy rzut oka. Ostatnio (choć rzutem na taśmę i nie bez strachu) Romie udało się uratować swojego najzdolniejszego snajpera primavery – Filippo Scardine (okrzykniętego następną Francesco Tottiego) przed transferem do Manchesteru, gdzie hasają już wspomniany przez nas wcześniej Macheda oraz inny Rzymianin Davide Petrucci (chłopaki zdolne i perspektywiczne – cała trójka rocznik 91).

Chociaż naród włoski w sprawie „importu nieletnich” zwróciłby się z interwencją do samego Papieża, oliwy do ognia dolewał Gennaro Gattuso, który sam jako nastolatek uciekł z Perugi do Glasgow Rangers. Słynący z kontrowersyjnych wypowiedzi wojownik Milanu skwitował w następujący sposób. – Bez szkockiego doświadczenia nie byłbym dziś mistrzem świata. To był fundamentalny krok w mojej karierze, gdybym nie wyjechał, zostałbym młodym zdolnym aż do ukończenia 23-24 roku. A tak po powrocie do Włoch miałem już wyrobioną markę – podsumował. Pod tymi słowami pewnie podpisałby się jego rodak Giuseppe Rossi, który wyrwany z Parmy przez Manchester (prawdopodobnie wróg publiczny nr I w oczach włoskich włodarzy), obecnie robi furorę na hiszpańskich boiskach w barwach Villarreal. Czy zatem mamy do czynienia z „brytyjskim złodziejstwem”, czy jest to nieunikniony efekt globalizacji futbolu? Odpowiedź zostawiamy oczywiście wam, czytelnikom. Zaś na deser coś dla miłośników statystyk, a mianowicie pełne zestawienie „Półwyspowców” w ekipach „Wielkiej Czwórki”.

Hiszpanie i Włosi w czołowych klubach Premier League (w nawiasach rocznik):

ManU – Federico Macheda (91)

Zespół rezerw – Davide Petrucci (91)

Chelsea – x

Zespół rezerw – Fabio Borini (91), Jacobo Sala (91), Sergio Tajera (90)

Liverpool – Albert Riera (82), Alvaro Arbeloa (83), Andrea Dossena (81), Daniel Pacheco (91), Fernando Torres (84), Xabi Alonso (81)

Zespół rezerw – Daniel Sanchez Ayala (90), Fransico Duran (88), Mikel San Jose Dominguez (89), Miki Roque (88)

Arsenal – Francesc Fabregas (87), Manuel Almunia (77), Vito Mannone (88)

Zespół rezerw – Francisco Merida (90)

PS Dla niezorientowanych, grajek w koszulce Liverpoolu to oczywiście bohater naszej epickiej historii – Daniel Pacheco. Wszystkich panów łączy nie tylko hiszpańskie pochodzenie, ale status wychowanka Barcelony, wyrwanego za młodu do Anglii. Jednak Arteta to przypadek wybitnie nietypowy, z którym polecamy się zapoznać (paradoksalnie przebieg jego kariery, jest najlepiej opisany we włoskiej wersji wikipedii).

Zupę przyrządził Paweł Zapała i Krzysztof Kołodziej

Komentarze
gilbert3 (gość) - 15 lat temu

co sobie myślał taki Pacheco jak wchodził na murawę
Muniesa w finale Ligi Mistrzów. W Anglii co najwyżej
pogra w pucharze Anglii dopóki Beniteza nie wyrzucą.

Odpowiedz
~fcmoscow (gość) - 15 lat temu

Tak jak pisałem wcześniej Premiership jest
przereklamowana. Dlaczego wielkie gwiazdy np. Messi
czy Raul odpowiedziały negatywnie na oferty Man
City?
Poprostu wolą grać w jedenej z najlepszych lig
świata do której Primiera Division niewątpliwie się
zalicza. W Premiership chodzi tylko o to aby sprzedać
jak największą ilość koszulek w Chinach, Tajlandi i
innych krajach Azji połudnoiwo-wschodniej. A brak
jakiejkolwiek oprawy meczów jeszcze bardziej
"oszpeca" te i tak słabe widowiska.

Odpowiedz
Krzysztof Kołodziej (gość) - 15 lat temu

No cóż, mój kumpel zwykł w takich sytuacjach
skwitować: "Jaka jest Premiership każdy widzi".
Skubańce dobre są i tyle, a ty dalej z tymi
koszulkami i Tajlandią. Komercjalizacja to ich
kolejna siła, nie wada. Dalej, ta nieszczęsna oprawa,
bo też mnie krew zalewa jak czytam takie komentarze.
Sam byłem na paru meczach na wyspach i trzeba
przyznać, iż poziom kibicowania po prostu miażdży (a
były to tylko sparingi przed sezonowe!). Popatrz na
Półwyspy. W Serie A stadiony zapełniają się kilka
razy do roku, a jak już ludź chodzi, to w cenie
biletu ma zapewnione takie atrakcje, jak zawalenie
się trybuny, na której np. siedzą (jeśli ktoś za mną
nie nadąża, chodzi mi o bezpieczeństwo na obiektach).
W Primera Division coraz częściej dochodzi do
paradoksalnych sytuacji z gatunku: obrażamy się na
nasz ukochany zespół i nie chodzimy (vide Atletico,
Valencia). Więc kto jest na plus? No chyba Premier
League. Wracając jeszcze do Man City. Wyobrażasz
sobie, żeby żywe legendy hiszpańskich klubów (Messi
po finale LM pewnie jest za taką w Katalonii uważany)
przeszły do klubu, który w nazwie powinien mieć
wielki znak zapytania? Co z tego, iż są pieniądze,
sporo na ten projekt sportowy nikt nie ma pomysłu?
Rozpaczliwe próby zwabienia do Manchesteru połowy
zawodników światowego formatu świadczy tylko o
nieporadności włodarzy. Największy problem polega na
tym, iż ten artykuł nie jest ani o angielskiej piłce,
ani o sprzedaży koszulek na dalekim wschodzie.
Poruszyliśmy problem odrobinę głębszy i liczyliśmy na
dyskusję bądź jakikolwiek odzew w tym temacie…

Odpowiedz
~JacaPL (gość) - 15 lat temu

To prawda że sporo wychowanków Barcelony zostało
wykupionych przez zagraniczne kluby np. angielskie
ale sporo też pozostało, m.in. valdes, Puyol, Xavi,
Iniesta, Busquets i Messi,którego można też zaliczyć
do wychowanków Barcy bo trenuje z nią chyba od 13
roku życia. Każdemu z piłkarzy klubu z Katalonii
zależy na tym zeby grac w pierwszym składzie a przy
tak dużej konkurencji i tylu talentach wystawienie
wszystkich w podstawowej jedenastce jest niemożliwe.
Fabregas podpisał kontrakt z Arsenalem bo po prostu
nie chciano go w pierwszej drużynie Barcelony ze
względu na wiek. Angielskie kluby tym samym idą na
łatwizne. Po co szkolic własną młodzież skoro za
przysłowiowe grosze można "wyrwać" niezły talent z
klubów z Europy południowej.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze