Hiszpańska myśl szkoleniowa w Legii – rewolucja Urbana, Kibu i Trzeciaka


Kopiowanie, choćby najlepszych – u nas to nie przejdzie

12 września 2016 Hiszpańska myśl szkoleniowa w Legii – rewolucja Urbana, Kibu i Trzeciaka
Commons.wikimedia..com

Pamiętacie "złoty" okres w stolicy, kiedy to panowie Trzeciak, Urban i Kibu postanowili przeprowadzić w klubie rewolucję, a czarna "elka" miała kąpać się w żółto-czerwonych barwach hiszpańskiej flagi? Projekt naznaczony transferowymi pomyłkami, wypuszczeniem z rąk Lewandowskiego oraz ostatecznym wypadnięciem poza pierwszą trójkę ligi trwał prawie trzy lata. Dziś, kiedy mistrz Polski cieniuje w ekstraklasie, a Urban został wyrzucony z Lecha, warto przypomnieć sobie, jak dezorganizacja może górować nad sukcesami.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwszy przy Łazienkowskiej zjawił się Mirosław Trzeciak. To był styczeń 2007 roku, kiedy trenerem był jeszcze Jacek Zieliński. Ten doprowadził zespół do trzeciego miejsca w lidze, a na stanowisku zastąpił go Jan Urban. Co łączyło dyrektora sportowego i nowego menedżera? Przede wszystkim hiszpańska wizja futbolu. Obaj poznali iberyjski model gry, grając w Osasunie Pampeluna, mimo że nie spotkali się w klubie. Urban bezpośrednio przed objęciem Legii trenował jeszcze drugą drużynę Osasuny oraz andaluzyjskie Polideportivo Edijo. Ten ostatni klub doprowadził do 13. miejsca w Segunda Division. Boss potrzebny do mistrzostwa? Tak przynajmniej uważał Trzeciak, który wraz z nowym coachem miał ambitny plan budowy hiszpańskiej drużyny w ekstraklasie.

Wicekról strzelców i czwartoligowiec

To były czasy, kiedy przy transferach pokroju Pazdana czy Hamalainena włączałoby się „Dary losu” Rynkowskiego. Zaczęło się bardzo obiecująco – Chinyama czy Astiz byli strzałami w dziesiątkę i podstawowymi graczami zespołu. Kłopoty zaczęły się w zimie. Trener, zarząd, kibice – wszyscy domagali się transferów. Mówiono, że jeśli Legia nie wzmocni się na wiosnę, Wisła zgarnie mistrzostwo bez najmniejszego wysiłku. Co zrobił pan Trzeciak? Zapewniał, że zakupy będą.

Ostatni dzień okienka, godziny późnowieczorne – oficjalna strona klubu informuje o dwóch nowych piłkarzach z górnej półki, w tym o obrońcy Atletico Madryt. Albo ktoś sobie robi z nas jaja, albo dyrektor sportowy jest geniuszem – myśleli fani stołecznego zespołu. Szydło wyszło z worka bardzo szybko. Dwóch rzeczonych grajków to Balbino i Ransford Osei. Pierwszy faktycznie grał w Atletico, a właściwie w czwartoligowym Club Atletico Aviacion z Madrytu. Cóż, nikt nikogo nie oszukał…

– Dlaczego zdecydował się pan na grę w Legii?

– Bo to była jedyna szansa na grę w I lidze, w Hiszpanii miałem ofertę tylko z III-ligowego klubu. Balbino w wywiadzie dla Gazeta.pl

Balbino nie dawał rady w rezerwach i nawet przez minutę nie zagrał w pierwszym zespole. Sprawa Oseiego wydaje się  jeszcze ciekawsza. Chłopak był wicekrólem strzelców mistrzostw świata U-17 w Korei Południowej z 2007 roku. Wielki talent rodem z Ghany miał być perełką w zespole i autorskim zakupem Trzeciaka. Problem w tym, że pan dyrektor nie miał pojęcia o przepisach. Oseiemu brakowało miesiąca do 18. urodzin, kiedy to mógłby podpisać kontrakt z klubem jako zawodnik spoza Unii. Trzeciak Legia walczyła dwa miesiące z FIFA, aby organizacja ostatecznie zablokowała całą transakcję. Osei jako wolny zawodnik odszedł do Maccabi, a Jan Urban został z czwartoligowcem Balbino, który nie zasłużył nawet na minutę gry. Majstersztyk.

Lewandowski? Mamy Arrubarrenę

Na podbój rynku trzeba było poczekać jeszcze pół roku. Latem przed sezonem 2008/2009 sztab do hiszpańskiego stylu gry (który się rzecz jasna nie sprawdzał) chciał dokooptować sprawdzonych zawodników właśnie z Półwyspu Iberyjskiego, którzy rozumieją oczekiwania i pomogą „zaaklimatyzować się” nowym kolegom. W ten oto sposób do Legii trafili Inaki Descarga z Levante, Mikel Arruberrena z Teneryfy oraz Tito z drugiej drużyny Espanyolu. Dwaj pierwsi dostali kontrakty godne kraju mistrzów świata, jedynie trzeci został wypożyczony.

Tito rozegrał dwa mecze w lidze. Descarga – trzy. W pierwszym zerwał ścięgno Achillesa i pożegnał się z zespołem na niemal całe rozgrywki. Wrócił, rozegrał dwa niepełne mecze, w których widać było braki kondycyjne, i odszedł. Jego żal najbardziej – dzięki regularnym występom w La Liga miał papiery na czołowego obrońcę ligi. Arruberrena z kolei spalił się psychicznie – miał być pierwszą strzelbą, a nie dawał sobie rady od samego początku i w końcu przestał dostawać szanse.

Z tym ostatnim wiąże się jedna anegdota, niezwykle istotna w kontekście tamtych czasów w Legii. Stołeczny klub mógł odkupić od Znicza Pruszków Roberta Lewandowskiego, jednak Mirosław Trzeciak stwierdził, że Arruberrena strzelił w poprzednim sezonie 20 bramek dla Leganes, więc był dobrym zakupem. Potwierdzamy, Hiszpan został wtedy królem strzelców ligi! Problem w tym, że trzeciej. Lewandowski? Co do niego dyrektor miał dość dobitnie określić swoje zdanie w rozmowie z działaczami pruszkowskiego klubu.

Możecie sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę. Mirosław Trzeciak do działaczy Znicza Pruszków

Po czasie były dyrektor i wiceprezes Legii tłumaczył się z grzechów swojej kadencji. Sprawę „Lewego” zrzucił na Cezarego Kucharskiego, który miał zażądać zbyt wiele pieniędzy. Nieudane transfery? Były tanie, a piłkarzy męczyły kontuzje. Brak mistrzostwa? Dopóki kibice nie odwrócą się w stronę piłkarzy, ci nie będą wypruwać sobie żył. Na wszystko znajdzie się wytłumaczenie.

Papugi faliste

Faktycznie, trzeba jednak trochę usprawiedliwić tamtą Legię. Po pierwsze, wielu ruchów zaniechano, czekając na stadion – operacja pochłonęła miliony. Po drugie, wiele złych decyzji podjętych zostało tam, gdzie wpływy Trzeciaka czy Urbana nie sięgały, a więc w gabinetach Leszka Miklasa. Po trzecie, stołeczny klub musiał mierzyć się z nieprawdopodobną dominacją krakowskiej Wisły, która w tamtych latach sportowo odstawała od reszty stawki. I w końcu, po czwarte, Legię do sukcesów mieli prowadzić trener, który wcześniej zajmował się tylko rezerwami, oraz jego asystent, ekspert od młodzików.

Tutaj przechodzimy do podstawowego problemu – w jednym czasie w Legii znalazło się trzech byłych trenerów Osasuny i postanowili oni, że wszystko, co zobaczyli w Hiszpanii, zakorzenią na mazowieckiej ziemi. Szybką wymianę podań chcieli uprawiać tam, gdzie wielu nie potrafiło kopnąć prosto futbolówki. Owszem, bywały momenty, kiedy gra mogła cieszyć oko, ale w większości przypadków wyglądało to jak nieudolna próba naśladowcza.

Pod ten model dostosowywano wszystko – role liderów, ustawienie, treningi, transfery. Iwański podawał najlepiej w lidze, niech będzie więc naszym Xavim. Najbardziej zdziwiony musiał być Kibu Vicuna. O ile Urban i Trzeciak nie zapomnieli o lidze, w której zarabiali na pierwsze bochenki chleba, o tyle Hiszpan od dziecka patrzył na prężnie rozwijającą się piłkę w kraju, który nie przypadkiem doszedł do poziomu, na którym znajduje się dzisiaj. Nie można nauczyć świni latać.

W jednym czasie w Legii znalazło się trzech byłych trenerów Osasuny i postanowili oni, że wszystko, co zobaczyli w Hiszpanii, zakorzenią na mazowieckiej ziemi. Szybką wymianę podań chcieli uprawiać tam, gdzie wielu nie potrafiło kopnąć prosto futbolówki.

Papugi faliste są małe, tanie i ładnie wyglądają. Jak niemal każde przedstawicielki tego rzędu potrafią mówić. Problem w tym, że tylko wtedy, kiedy są same – w stadzie niezdolne są do powtarzania tego, czego próbuje się ich nauczyć. Podobnie było wówczas ze stołeczną drużyną. Małemu stadku grajków próbowano wpoić coś, co miało zachwycić publikę. Kupowano graczy, którzy potencjalnie mieli się do tego nadawać, ale szybko okazywało się, że pomysł spali na panewce. A i nauczyciele nie mogliby wykładać na wyższych uczelniach.

***

Warszawa od 2006 roku czekała na mistrzostwo. Nie umniejszając tego, co udało się osiągnąć w tamtych trzech sezonach (Puchar i Superpuchar), oczekiwania były jasne. Urban został zwolniony w marcu 2010 roku po przegranej z Polonią Bytom. Tak wczesne pozbycie się szkoleniowca okazało się błędem – Stefan Białas do końca rozgrywek zdążył przegrać tyle samo meczów, ile jego poprzednik od sierpnia, a drużyna zakończyła kampanię na 4. miejscu.

Polskim klubom nie jest dane kopiowanie czy to Osasun, czy innych europejskich klubów – to nigdy się u nas nie udaje. Dziś jednak Legia wchodzi do Ligi Mistrzów i zarobi krocie, stąd możemy polecić tylko jeden model kopiowania: PSG. Fortuna wydana na nowych piłkarzy i totalna dominacja w krajowych rozgrywkach. Święty spokój.

Narzekacie dziś na Legię, bo gra bez stylu. Co robiliście sześć lat temu?

Zapisz

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze