Historia pewnego zdjęcia


10 lipca 2013 Historia pewnego zdjęcia

Co łączy wykonany przez Alberto Kordę sławny portret Ernesto „Che” Guevary, Socratesa, Paula Breitnera, Mao Tse-Tunga oraz futbol? Więcej, niż myślicie. Piłka nożna od zawsze przenikała się z polityką, a herosi muraw uwielbiali manifestować swoje poglądy polityczne – jedni na prawo, inni na lewo. Powszechnie znane są sympatie ideologiczne Paolo Di Canio czy kibiców AS Livorno. Co zatem robią w tym towarzystwie komunistyczny Kurt Cobain, a także były lewy defensor Bayernu Monachium i Realu Madryt? Odpowiedź znajdziemy prosto w dziennikach motocyklowych oraz boliwijskiej dżungli.


Udostępnij na Udostępnij na

Historia zna masę przypadków, kiedy pewne zjawiska kreują się i napędzają samoistnie, wprawiając w zakłopotanie speców od marketingu, a zarazem burząc pewne przyjęte kanony i hierarchię. Tak było właśnie ze sławnym wizerunkiem Ernesto Guevary – znanym powszechnie jako przyjaciel, czyli „Che”. Alberto Korda – kubański fotograf pochodzący z Hawany – w najśmielszych nawet snach nie mógł przypuszczać, że jego zdjęcie stanie u podwalin kreacji Che Guevary jako ikony popkultury. Swoje trzy grosze dołożył irlandzki artysta Jim Fitzpatrick, który troszeczkę popartowo podkolorował zdjęcie, a to z miejsca zostało pomnikiem rewolucji i ogólnoświatowym hitem, maską i godłem lewicujących.

Ernesto „Che” Guevara
Ernesto „Che” Guevara (fot. footysphere.com)

Sam Korda jasno ustosunkował się do swojej pracy: – Jako osoba wspierająca ideały, za które umarł Che Guevara, nie jestem przeciwny reprodukowaniu zdjęcia przez tych, którzy chcą propagować jego pamięć i sprawę socjalnej sprawiedliwości na świecie. Natomiast kategorycznie sprzeciwiam się eksploatacji wizerunku Che do promocji takich produktów jak alkohol lub w jakimkolwiek celu, który obniża reputację Che. Stało się oczywiście inaczej, fotka obiegła bowiem świat i stała się ujściem miliona pomysłów oraz ideałów, od symbolu walczącej lewicy po marketingowe produkty, zahaczające nierzadko o kicz. Znalazła swoje miejsce także w świecie futbolu.

Thierry Henry, symbol walki z rasizmem w piłce nożnej i symbol akcji Nike „Stand Up Speak Up” – mającej na celu propagowanie tolerancji rasowej wśród piłkarzy oraz na stadionach – zaszokował cały świat, pojawiając się na gali FIFA w roku 2004 w koszulce z wizerunkiem (nie)sławnego rewolucjonisty. Nagrodę dla gracza roku Francuzowi skradł wtedy Ronaldinho, ale to Henry skradł show. T-shirt wywołał konsternację, a dziennikarze zamiast pytać o wyniki plebiscytu na gracza roku, zaczęli zadawać pytania natury politycznej. Sam Henry nie pozostawił żadnych złudzeń, przyznając, że czytał pamiętniki argentyńskiego rewolucjonisty: – To człowiek, którego podziwiam za to, co zrobił. Po prostu. Czy Francuzowi chodziło o zabijanie małych chłopców i tworzenie terrorystycznych bojówek?

Losy Ernesto Guevary posłużyły jako kanwa dwóch – a właściwie trzech – bardzo dobrych filmów: dylogii „Che” Stevena Soderbergha oraz „Dzienników motocyklowych” Waltera Sellesa. Dobrych nie znaczy do końca prawdziwych. Abstrahując od polityki – Che był po prostu mordercą. Tworzył lewicujące bojówki, nie wahał się mordować „przeciwników rewolucji”, księży i przypadkowych ludzi. Czy na tym miała polegać rewolta, wolność wiodąca lud na barykady? Raczej nie. Reżyserowie obu filmów ukazali go jako wizjonera i bohatera ludu, ale historia nie kłamie – szlak Che Guevary znaczyły krew i śmierć. W 1954 roku był w Gwatemali, kiedy upadał lewicowy rząd Jacobo Arbenza. Reakcja Ernesto? – Arbenz nie zabił wystarczającej liczby osób. Nie można za to na pewno odmówić rewolucjoniście jednego – kochał futbol jak mało kto.

Ernesto „Che” Guevara
Ernesto „Che” Guevara (fot. picstopin.com)

Guevara przyszedł na świat w roku 1928 w Argentynie, a konkretnie w Rosario, któremu kibicował przez całe życie, a przynajmniej tak utrzymywał. Argentyńczyk większość czasu spędził bowiem w rozjazdach, a nie było przecież internetu i transmisji telewizyjnych, więc nie mógł śledzić losów swojego ukochanego klubu. Wydaje się, iż chodziło mu bardziej o utożsamianie się z ideałami mieszkańców swojego rodzinnego regionu, którego symbolem był właśnie sam klub. Che od dziecka cierpiał na astmę, ale nie przeszkodziło mu to uprawiać rugby oraz futbolu. Z racji ograniczonych możliwości tlenowo-wydolnościowych grał jako bramkarz, a podczas meczu korzystał często z inhalatora.

Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale śledząc wspomnienia samego Ernesto, można wywnioskować, iż był całkiem niezły. Futbol był jedną z jego broni, aby zbliżyć się do ludzi i przeciągać ich na swoją stronę. Nie stronił od kłamstw, kiedyś twierdził nawet, że… grał zawodowo w lidze argentyńskiej. Piłka była jego przepustką do świata zwykłych, prostych chłopów, garnących się do zmian i podatnych na rewolucyjne wpływy oraz ideały Guevary, wyciągnięte wprost z dzieł Marksa i Engelsa. Che lubował się w imponowaniu napotkanym ludziom, nie można odmówić mu tego, że umiał kupić swojego rozmówcę. Nic dziwnego – był wykształconym i oczytanym człowiekiem, absolwentem medycyny i dyplomowanym lekarzem.

Polub Bloody Football! na Facebooku

Po tym, jak odmówiono mu przyjęcia do armii – z powodu niewystarczającej wydolności fizycznej – udał się wraz z przyjacielem Alberto Granadą na motocyklową wycieczkę po Ameryce Południowej, podczas której dojrzewał w nim rewolucyjny duch oraz… kopał w piłkę wszędzie, gdzie się dało. Obaj panowie grali przeciwko chłopom nieopodal osady Inków Machu Picchu, a także rozgrywali spotkania w kolonii trędowatych w Peru, gdzie pracowali przez pewien czas. Granada był ponoć niezłym pomocnikiem, a Guevara zawsze występował na bramce. W Kolumbii trenowali miejscowych zawodników, a szczytowym momentem ich podróży była wizyta w Bogocie, gdzie oglądali dwumecz pomiędzy legendarnymi Millonarios a Realem Madryt. Bilety panowie dostali w prezencie od samego… Alfredo Di Stefano.

Ernesto „Che” Guevara
Ernesto „Che” Guevara (fot. soccerissue.com)

Podróże i wewnętrzne przemiany doprowadziły tego buntownika aż na Kubę, gdzie w towarzystwie braci Castro obalił rządy generała Batisty, wprowadzając komunizm oraz gospodarkę centralnie planowaną, której notabene został ministrem. Jedni mają go za bohatera, inni wskazują na jego liczne zbrodnie i grzechy. Guevara skończył tragicznie – został zamordowany w boliwijskiej dżungli. Zabił go sierżant Mario Teran, który przed śmiercią usłyszał od rewolucjonisty: – Wiem, że przychodzisz mnie zabić. Strzelaj, masz zabić tylko człowieka. Świat futbolu przygarnął Che jako męczennika, a on sam stał się symbolem wielu lewicujących klubów, w tym oczywiście Rosario Central, a także włoskiego AS Livorno, niemieckiego St. Pauli czy choćby… chrześcijańskiego Celticu Glasgow. Wszystkich przebił za to Paul Breitner.

Breitner był Roberto Carlosem lat 70. Szybki, mocny lewy obrońca, który grywał także jako lewy pomocnik. Pięć razy wygrał Bundesligę z Bayernem Monachium, dwa razy La Liga z Realem Madryt. Właśnie w 1974 roku podczas załatwiania formalności jego transferu do Hiszpanii w ręce włodarzy „Królewskich” wpadło pewne zdjęcie, które nieomal nie przekreśliło przenosin Paula do stolicy Kastylii. Oto na niesławnej fotografii Breitner siedział z gazetą w bujanym fotelu, pod jego nogami leżał pies, a na ścianie widniał… gigantyczny portret Mao Tse-Tunga. Niemiec był wiecznym buntownikiem i lubował się w tekstach chińskiego przywódcy, rozdając jego słynne czerwone książeczki kolegom na treningach.

Transfer do Madrytu – będącego sercem prawicowego reżimu generała Francisco Franco – w końcu doszedł do skutku, a sam Breitner całą sprawę nazwał „niedorzeczną”. Niemiecki defensor lubił jednak robić wokół siebie szum, nosząc potężne afro, brodę i bokobrody. Unikał służby wojskowej, a sam czuł się jednym z symboli obyczajowej rewolty roku 1968. Psioczył na Bayern, nazywając go „gównianym” i „zbyt ułożonym”. Wszystko to okazało się jednak jedynie postawą kontestującą system, z Breitnera był bowiem taki maoista jak kiedyś z Paula Mersona abstynent. Niemiec jest dzisiaj jedną z najważniejszych osób w Bayernie, a sam reklamuje… McDonald’s.

Maradona
Maradona (fot. tattoopins.com)

Jest jakaś niepisana zasada, że dyplomowani lekarze uwielbiają lewicujące ideały. Piewcą rewolucyjnej ideologii argentyńskiego medyka był inny biegający po murawie doktor, czyli Socrates. Nieżyjący już niestety były reprezentant „Canarinhos” fizycznie był klonem Che, tak jak on nosząc obfity zarost i długie włosy. Na boisku był wizjonerem gry, znakomicie dyrygując kolegami w środku pola, a jego znakiem rozpoznawczym były chytre zagrania piętką. Poza murawą był natomiast dyplomowanym lekarzem i lewicującym myślicielem. Powszechnie znany jest fakt, iż na opaskach, którymi przepasywał włosy podczas gry, wypisywał różnego rodzaju hasła nawołujące do rewolucji, tolerancji i pokoju na świecie.

Innym samozwańczym herosem próbującym naprawiać świat był Diego Armando Maradona. On z kolei wytatuował na ramieniu wizerunek Che, a we własnym mniemaniu stał się bohaterem ludu, stojącym w opozycji do establishmentu. Wspierał prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, a także często odwiedzał Kubę i swojego przyjaciela Fidela Castro. Maradona po dziś dzień uwielbia fotografować się z cygarem, dumnie prężąc ramię z podobizną Ernesto Guevary.

Wszystko to dowodzi jedynie, że futbol podatny jest na popkulturę, czymże jest dzisiaj bowiem wizerunek Che, jeśli nie znakiem marketingowym, takim samym jak logo Apple’a czy KFC? Przeważnie ideologii w lewicujących piłkarzach jest tyle, ile w komiksach o Spidermanie. Fascynujący jest także fakt, że największymi piewcami lewicowych ideologii są ludzie bezkreśnie korzystający z dobrodziejstw kapitalizmu, jak Maradona czy znany myśliciel i poeta murawy, Eric Cantona. Francuzi w ogóle od zawsze sympatyzowali z komunizmem, by wymienić Thierry’ego Henry’ego, ale i wielkich pisarzy i myślicieli, jak Jean-Paul Sartre. Co ciekawe, fascynacje te wychodzą przeważnie z krajów, które prawdziwego komunizmu w życiu na oczy nie widziały. 

Do napisania tekstu zainspirował mnie artykuł „Futbol to nie jest zwykła gra. To także broń rewolucji” z polskiej edycji miesięcznika „FourFourTwo” oraz film Waltera Sellesa „Dzienniki Motocyklowe”. 

Artykuł ukazał się także na Bloody Football! Blog

Komentarze
~mundry (gość) - 11 lat temu

znafca to mundry czyli ja!
teraz będe pisał pod tym nickiem i sory ze byłem
hamski i wulgarny, ale dużo osób się podszywało
pod ten nick, i dla tego go zmieniam! I zmieniam
swój tok myślenia.
Od tej pory pisze na tym portalu tylko o piłce
nóżnej!

Odpowiedz
~znafca (gość) - 11 lat temu

wes se nei podsywaj

Odpowiedz
~tytuspullo (gość) - 11 lat temu

Zastąpcie Che Guevarę Hitlerem, dr Mengele,
Goebbelsem, Stalinem, Pol-Potem a nikt nawet nie
zauważy - to ta sama półka morderców. Che
osobiście zamordował setki lub tysiące ludzi,
tworzył obozy koncentracyjne a dzisiaj stał się
salonową maskotką i produktem reklamowym. Świat
zwariował...majtki, koszulki, kubki,billboardy ze
zbrodniarzem. Każdy taki wybryk jest niezgodny z
konstytucją i stanowi przestępstwo, ponieważ
propagowanie komunizmu jest również zabronione jak
faszyzmu, o czym niektórzy zapominają. Apeluję,
żeby każdy przypadek sprzedaży "gadżetów" z tym
popaprańcem zgłaszać do prokuratury.

Odpowiedz
~Juan Mata (gość) - 11 lat temu

ciekawy artykuł panie profesorze

Odpowiedz
~przemo (gość) - 11 lat temu

Moj dziadek go bardzo chwali

Odpowiedz
~fredirkos (gość) - 11 lat temu

Oczywiscie wasi prawicowi bohaterowie byli cudowni I
wrspaniali. Nie moge juz sluchac/czytac tego
prawicowego szczekania w piłce. Robisz artykuł o
pilce? Odpie... się od polityki. A jezeli az tak
bardzo lewica Cie boli to popatrz sobie ja Ci biedni
ksieza ktorych lewicowcy mordowali wdpolpracowali z
hitlerem I innymi dyktatorami (oczywiscie z prawej
strony sceny politycznej) I ludobojcami. Wy
prawicowcy I wasz kosciol macie najwiecej krwi na
rekach wiec wara od lewicy.

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Po pierwsze - kultura wypowiedzi - nie obrażaj mnie.
Jeśli nie umiesz dyskutować, nie rób tego.

Po drugie - czy ja się ustosunkowałem jakkolwiek
politycznie? Napisałem jedynie, że Che był
mordercą - bo to prawda. Tu nie chodzi o
prawicę/lewicę - chodzi o życie drugiej osoby. Dla
mnie Che mógł być ultraprawicowcem bądź
komunistą - nieważne - zabijał ludzi tyle.
Historii nie zmienisz.

Pozdrawiam i życzę więcej chłodnego rozumu.

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Po pierwsze - kultura wypowiedzi - nie obrażaj mnie.
Jeśli nie umiesz dyskutować, nie rób tego.

Po drugie - czy ja się ustosunkowałem jakkolwiek
politycznie? Napisałem jedynie, że Che był
mordercą - bo to prawda. Tu nie chodzi o
prawicę/lewicę - chodzi o życie drugiej osoby. Dla
mnie Che mógł być ultraprawicowcem bądź
komunistą - nieważne - zabijał ludzi tyle.
Historii nie zmienisz.

Pozdrawiam i życzę więcej chłodnego rozumu.

Odpowiedz
szwajc1212 (gość) - 11 lat temu

Zgadzam się z postem tytuspulla . Nie można pod
pięknymi hasłami bronić tego zbrodniczego ustroju,
którego propagowanie w naszym kraju jest zabronione
! Znamy ich wszystkich - "przedstawicieli ludzi
pracy" , "lewicowców" , " ludzi wrażliwych
społecznie " . Znamy ich tutaj doskonale i nie
trzeba aż za oceanem szukać przykładów .
Tłumaczenia fredirkosa, są na poziomie posła
Napieralskiego z programu publicystycznego o gen
Jaruzelskim . Pan przewodniczący stwierdził , że w
kopalni naszej zginęło "jedynie" dziewięciu
górników , a w Jugosławii dużo więcej ... czy
to nie bezpardonowy cynizm ? Krwi na rękach nie
zmyje krew na rękach innego człowieka !

Mimo , że jestem zwolennikiem myślenia o kwestiach
bieżących , wielkie brawa za kawał historii panie
Kubo . Jest pan prawdziwym mistrzem w swoim fachu , a
i tematy opisywane przez pana nie są z gatunku "
pierwszych lepszych " . Wielkie brawa i tak trzymać
!

Odpowiedz
Kuba Machowina (gość) - 11 lat temu

Dzięki!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze