Teoretycznie przeciwnik Lecha Poznań nie jest najmocniejszy. Hammarby IF co prawda w ubiegłym sezonie szwedzkiej ligi zajęło trzecie miejsce, ale obecnie jest ligowym przeciętniakiem. Na dodatek zespół praktycznie nie ma doświadczenia w europejskich pucharach. Za Hammarby przemawiają jednak statystyki, a dokładniej złe doświadczenia polskich drużyn w rywalizacji ze Szwedami.
Popularny „Kolejorz” nie jest zresztą pod tym względem wyjątkiem. W całej historii swoich występów w europejskich pucharach rywalizował on ze szwedzkimi drużynami sześciokrotnie. Przegrał cztery z nich, a po jednym wygrał i zremisował. Ostatni raz Lech rywalizował ze Szwedami osiem lat temu, mierząc się wówczas z AIK Solna. Na stadionie w Poznaniu polski zespół triumfował 1:0, ale na wyjeździe przegrał 0:3.
Ogółem we wszystkich europejskich rozgrywkach polskie i szwedzkie drużyny rywalizowały 36 razy. Szwedzi musieli uznać wyższość Polaków dokładnie 12 razy, siedmiokrotnie padł remis, natomiast 16 razy górą były szwedzkie zespoły. Bilans w XXI wieku zdecydowanie przemawia na korzyść Szwedów. Na 11 spotkań wygrali sześć, dwukrotnie padł remis, a Polacy zwyciężali trzy razy.
Doświadczenia brak
Samo Hammarby nie ma żadnego udziału w powyższych statystykach. Jak dotąd klub ze Sztokholmu nie rywalizował z żadnym polskim zespołem. Ogółem w swojej trwającej od 1915 roku historii popularni „Bajen” dopiero ósmy raz przystąpili do rywalizacji w europejskich pucharach. Przed obecnym sezonem po raz ostatni rywalizowali oni w 2007 roku, gdy przepustką do eliminacji do fazy grupowej Pucharu UEFA stał się dla nich Puchar Intertoto.
Tym samym pierwsza runda kwalifikacji do Ligi Europy była pierwszym występem dla Hammarby w Europie od 13 lat. Uśmiechnął się zresztą do nich łut szczęścia. Łatwa wygrana 3:0 z Puskas Akademią była w dużej mierze efektem koronawirusa. Drużyna z węgierskiego Felcsut przyjechała do Szwecji zdziesiątkowana. Jej kadrę musieli uzupełniać zawodnicy z rezerw i drużyny juniorów, gdy tymczasem zespół ze Sztokholmu mógł zagrać w swoim prawie najsilniejszym zestawieniu. Na dodatek Puskas Akademia meczem w Szwecji debiutowała w europejskich pucharach.
Do samego meczu z Węgrami warto wrócić z nieco innego powodu niż tylko wynik. Przed tym spotkaniem kapitan Hammarby, Jeppe Andersen, zwrócił uwagę na ważny atut swojej drużyny w europejskich pucharach. Mecze w Sztokholmie oznaczają mianowicie konieczność gry na sztucznej murawie. Tym samym przed spotkaniem z Puskas Akademią nie ukrywał on, że rywale nie są przyzwyczajeni do gry na takiej nawierzchni. „Bajen” mogą więc grać dużo szybciej, bo występują na niej na co dzień w szwedzkiej Allsvenskan.
Poniżej ambicji
Powrót Hammarby do europejskich pucharów to oczywiście efekt niezłego poprzedniego sezonu. „Biało-zieloni” zajęli trzecie miejsce w szwedzkiej ekstraklasie, po raz pierwszy od 13 lat stając zresztą na jej podium. Niewiele brakowało, a powtórzyliby nawet sukces z 2001 roku, kiedy zdobyli jedyne w swojej historii mistrzostwo Szwecji. Ostatecznie z przewagą jednego punktu w lidze zwyciężył lokalny i zarazem odwieczny rywal Hammarby, czyli Djurgardens Sztokholm.
Widać jednak wyraźnie, że „Bajen” wyrwali się z dotychczasowego marazmu. Ostatnich kilkanaście lat w historii klubu to przede wszystkim pasmo rozczarowań. Dość powiedzieć, że w latach 2010–2015 stołeczna drużyna musiała rywalizować na drugim poziomie rozgrywkowym. Kibicom w Europie kojarzy się zaś nie z powodu piłkarskich sukcesów, ale osoby swojego udziałowca. Zlatan Ibrahimović w ubiegłym roku nabył jedną czwartą akcji klubu, a w odwecie kibice z jego rodzinnego Malmö dwukrotnie zniszczyli jego pomnik.
– Po ostatnim sezonie apetyt Hammarby urósł. „Bajen” byli najskuteczniejszą drużyną w lidze (75 bramek w 30 spotkaniach). Do zdobycia mistrzostwa kraju zabrakło im tylko jednego punktu. Było więc oczywiste, że w tym sezonie będą celować w miejsce na podium, a nawet zamierzają walczyć o mistrzostwo do ostatniej kolejki. Patrząc na tabelę, widać, że są dalecy od tego celu. W Hammarby widać wciąż zalążki efektywnej gry formacji ofensywnej, lecz trochę brakuje poziomu z tamtego roku, choć zespół nie stracił żadnego ważnego zawodnika – mówi w rozmowie z naszym portalem Marek Wadas, ekspert od skandynawskiego futbolu.
Blaski i cienie ofensywy
Obserwując ostatnie spotkania „Biało-zielonych”, rzeczywiście można zauważyć wspomnianą przez Wadasa efektywną, a także efektowną grę formacji ofensywnej. Hammarby w ostatnich dwóch meczach Allsvenskan z Helsingborgiem i IFK Göteborg zdobyło w sumie sześć bramek. Cztery z nich padły w tym drugim starciu, gdy „Bajen” wielokrotnie ośmieszali defensywę swoich rywali. Trzeba jednak pamiętać, że były to spotkania z zespołami broniącymi się przed spadkiem do Superettan.
Największym atutem Hammarby są zdecydowanie skrzydłowi. To oni inicjują, a często także wykańczają najgroźniejsze ataki stołecznego klubu. Jego problemem jest jednak brak skuteczności. W ostatnich meczach co prawda nie można było na nią narzekać, ale wiele o formie zespołu mówi jego klasyfikacja strzelców. Po 20 ligowych meczach dwóch najskuteczniejszych zawodników „Bajen” ma po sześć bramek.
https://www.youtube.com/watch?v=I2vD9gKfaHg
– Bodaj największym problemem ofensywy Hammarby jest brak snajpera z krwi i kości. Zarówno Ludwigson, jak i Jóhansson potrafią grać kombinacyjną piłkę, to często zdarza im się zmarnować sytuacje nie stu-, ale niemal dwustuprocentowe. Powrót Muamera Tankovicia mógłby sporo zmienić w tej kwestii, gdyż skrzydłowy ma niesamowite uderzenie z dystansu i z pewnością prezentuje się najlepiej na tle swoich kolegów – twierdzi Wadas. Ostatecznie w ostatnim ligowym meczu skrzydłowemu odnowiła się kontuzja, dlatego nie znajdzie się w kadrze na spotkanie z Lechem.
Dziurawa defensywa
Ofensywa i tak wydaje się najmniejszym zmartwieniem Hammarby. Groźne akcje skrzydłami, zwłaszcza napędzane przez Tankovicia, mogą narobić sporego popłochu w formacji defensywnej Lecha. Kibice poznańskiego zespołu zapewne zgodzą się, że obrona jest najsłabszym elementem ich drużyny. Przed dzisiejszym meczem na fakt ten zwracał też uwagę Mikael Hjelmberg, główny skaut przeciwnika polskiej drużyny. Podobną opinię na temat swoich ulubieńców mogą jednak wyrazić także kibice „Bajen”.
– Nawet w spotkaniach z teoretycznie gorszymi rywalami można zauważyć ogromne braki w grze obronnej. Blok defensywny nie daje sobie rady zwłaszcza z kontratakami. Widać też często, że na najwyższym poziomie nie znajduje się komunikacja pomiędzy zawodnikami grającymi w tej formacji. Dochodzą do tego bardzo proste błędy jak gubienie przeciwnika w kryciu czy też brak asekuracji. Hammarby w szwedzkiej lidze ma na ten moment aż 28 straconych bramek. To tymczasem siódmy najgorszy rezultat w całej Allsvenskan – dodaje nasz ekspert.
https://www.youtube.com/watch?v=24xcePLSiFM
Wszystkie wymienione wyżej wady defensywy „Biało-zielonych” można było zaobserwować we wspomnianej rywalizacji z Helsingborgiem. – To nie był przypadek. Defensywa Hammarby w tym roku jest głównym winowajcą dopiero szóstej lokaty w ligowej tabeli. Jak na obecne szwedzkie realia atak i pomoc prezentują bardzo wysoki poziom, ale obrona wygląda momentami na zlepek zupełnie przypadkowych graczy. Tymczasem przecież mecz z Helsingborgs IF był pojedynkiem z jedną z najgorszych drużyn bieżącego sezonu – zauważa Wadas.
Radosny futbol
Kreśląc charakterystykę Hammarby, trudno nie zauważyć, że szwedzki zespół ma w praktyce te same problemy co jego polski rywal. Dobra gra w ofensywie jest często niweczona przez formację defensywną, a dobre mecze przeplatane z zaskakująco kiepskimi. Szwedzi mają jednak atut w postaci własnego boiska. Chodzi przy tym nie tylko o wspomnianą już sztuczną nawierzchnię, ale wręcz przede wszystkim o brak rewanżu. Fakt ten przewijał się zresztą w wypowiedziach przedstawicieli „Bajen” przed dzisiejszym spotkaniem.
– Szanse Hammarby i Lecha oceniam jako wyrównane. Oba zespoły stawiają przede wszystkim na radosny futbol, który jednak ma niewiele wspólnego z dobrą organizacją w defensywie. Największą przewagą Szwedów jest z pewnością gra na własnym terenie. Zwłaszcza rozgrywanie meczów na sztucznej nawierzchni można uznać za nieco inną odmianę piłki nożnej. Podsumowując, w tym pojedynku na nikogo nie postawiłbym wszystkich pieniędzy – podsumowuje nasz ekspert.