W II lidze rozegrano już dziesięć serii, a więc to czas, aby bliżej przyjrzeć się zmaganiom na tym szczeblu rozgrywkowym. A tam jeden klub wciąż nie odniósł jeszcze ligowego zwycięstwa. Gryf Wejherowo – bo właśnie o ten zespół chodzi – zamyka tabelę z dwoma punktami na swoim koncie. Pomorzanie znajdują się w zapaści i nie bardzo wiedzą, jak się z niej wydostać. Co stało się z „Żółto-czarnymi”? Dlaczego tak kiepsko im idzie w tym sezonie? Spróbujemy poszukać odpowiedzi na te pytania.
W 1921 roku założono „Kaszubię” – głównego protoplastę dzisiejszego Gryfa Wejherowo. Historia klubu jest długa, ale lista osiągnięć taka sobie. Kilka razy udało mu się dłużej pograć w III lidze, dwa sezony z rzędu w II lidze, gdy ta była jeszcze podzielona na grupę wschodnią i zachodnią, i teraz od pięciu ligowych kampanii utrzymuje się na tym trzecim szczeblu rozgrywkowym. Jednak jeśli wejherowianie dalej będą wyglądać na boisku tak słabo, jak to miało miejsce do tej pory, to z hukiem zakończą swoją przygodę na tym poziomie.
Gryf Wejherowo niczym włoskie Benevento
W obecnym sezonie piłkarze z Pomorza zdobyli tylko dwa punkty. Udało im się zremisować u siebie z Bytovią Bytów (1:1), co było pewnym zaskoczeniem, gdyż „Czarne Wilki” zajmowały wtedy piąte miejsce, oraz na wyjeździe ze Stalą Stalowa Wola (0:0), która także nie zachwyca w tych rozgrywkach. Pozostałe osiem spotkań przegrali, w tym ostatnie trzy mecze z rzędu.
Co ciekawe, po raz ostatni ligowe zwycięstwo odnieśli jeszcze w poprzednim sezonie. W 33. kolejce wygrali ze Zniczem Pruszków 1:4. Od tamtej pory zaliczyli już jedenaście kolejnych spotkań bez triumfu. Jest to wyrównanie niechlubnego osiągnięcia z sezonu 2015/2016 oraz przełomu kampanii 2016/2017 i 2017/2018. Wtedy to także jedenaście razy nie potrafili zgarnąć kompletu punktów.
Jednak przyglądając się dziesięciu pierwszym meczom, w każdym kolejnym sezonie w drugiej lidze, w jakim Gryf Wejherowo występował, to jest to najgorsze otwarcie kampanii w ich wykonaniu. Jak dotychczas najmniej punktów na tym etapie rozgrywek zdobył w rozgrywkach 2017/2018 – osiem oczek. Najlepiej prezentował się natomiast w kampanii 2016/2017. Zdobył wówczas 14 punktów i zajmował wysokie szóste miejsce.
Dla porównania z poprzednim sezonem obecnie ma aż dziesięć oczek mniej niż rok temu. Wygrał wtedy trzy spotkania, tyle samo zremisował i cztery przegrał. Teraz najwidoczniej zapatrzył się na włoskie Benevento Calcio, które w rozgrywkach 2017/2018 (Serie A) nie potrafiło odnieść zwycięstwa aż do 19. kolejki. Jednak Pomorzanie są pod jednym względem lepsi od Włochów, otóż mają już dwa zdobyte punkty, podczas gdy piłkarze Benevento na pierwszy ligowe oczko czekali piętnaście meczów.
Wiadomo, to porównanie ma charakter humorystyczny. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zestawiałby w jednym szeregu Serie A i naszej PKO Ekstraklasa, a co dopiero II ligi. Chodzi nam tylko o pewne nawiązanie do zespołu, który miał podobne problemy w swojej lidze, jakie teraz ma Gryf Wejherowo.
Jedna jaskółka
W myśl znanego powiedzenia „jedna jaskółka wiosny nie czyni” w tym sezonie zespół z Pomorza wygrał jedno spotkanie, które wcale nie było jego momentem przełomowym. 7 sierpnia pokonał w rundzie kwalifikacyjnej Pucharu Polski Siarkę Tarnobrzeg (3:2). Mecz ten odbył się po drugiej kolejce ligowej, gdy wejherowianie zdążyli przegrać tylko dwa spotkania. Z Widzewem i GKS-em Katowice.
Po triumfie nad Siarką zdobyli pierwszy punkt w lidze i… liczono na przełamanie, które ostatecznie nie nastąpiło. Kolejne trzy porażki, remis i ponownie trzy przegrane spotkania. Tak wyglądał krajobraz po tym meczu z zespołem z Tarnobrzegu. Niestety dla wejherowian było coraz gorzej. Warto zastanowić się, w czym tkwi problem „Żółto-czarnych”. Dlaczego ich gra wygląda tak kiepsko, w konsekwencji czego nie punktują?
Przyczyny słabej postawy
Po pierwsze Gryf Wejherowo ma problem ze znalezieniem szkoleniowca, który popracowałby w tym klubie dłużej niż cały sezon. Od kilku lat każdą kampanię ligową rozpoczyna z innym trenerem. Brak stabilizacji tylko utrudnia harmonijny rozwój drużyny. Każdy selekcjoner ma swoją wizję, pomysł na grę, na poszczególnych zawodników. Jednak jest to dość typowe dla polskich klubów. Takie miotanie się od ściany do ściany.
W zeszłym roku sezon rozpoczął Zbigniew Szymkowicz, który wyjątkowo przepracował cały sezon. Wykonał on swoje zadanie, czyli utrzymał się w lidze, a i tak pożegnał się z zespołem z Wejherowa. Obecnie trenerem jest Łukasz Kowalski, który dopiero co zaczyna karierę w tym zawodzie.
Po drugie Gryf Wejherowo przeszedł latem prawdziwą rewolucję. Z klubu odeszło jedenastu piłkarzy, a siedmiu skończył się okres wypożyczenia. Natomiast do zespołu dołączyło aż dwunastu nowych zawodników i dodatkowo wypożyczono jeszcze kolejnych siedmiu graczy. „Żółto-czarni” zdecydowali się postawić na młodych piłkarzy. Wyjątkiem jest doświadczony, 35-letni Marcin Burkhardt. Środkowy pomocnik przeszedł do Gryfa Wejherowo z Legionovii. Dopiero w ostatnich dwóch kolejkach rozegrał pełne 90 minut. Widać, że swoje dobre lata ma już dawno za sobą.
Kolejna przyczyna to zatracenie atutu gry na własnym boisku. To właśnie dzięki regularnym, dobrym występom na stadionie przy Wzgórzu Wolności wejherowianie w poprzedniej kampanii zdołali utrzymać się w II lidze. W zeszłym sezonie na siedemnaście meczów wygrali osiem i trzy zremisowali. Na boisku w Wejherowie bardzo trudno było wyrwać jakiekolwiek punkty. Nie potrafiły tam wygrać takie drużyny, jak: Górnik Łęczna, Elana Toruń, Resovia czy Olimpia Grudziądz. Poza tym murawa była – i dalej jest – tam specyficzna. Kluby, które chcą grać tam w piłkę, mają utrudnione zadanie, gdyż boisko nie jest w rewelacyjnym stanie.
Jednak w tym sezonie nie przeszkadza to zbytnio rywalom Gryfa Wejherowo, ponieważ nie potrafi on tego wykorzystać. Nie strzela goli i bardzo dużo ich traci. Ma ogromne problemy z wykreowaniem, dojściem do dogodnych okazji bramkowych. W dziesięciu meczach tylko pięć razy znalazł drogę do siatki rywali. Ale nie ma co się dziwić. Latem stracił swoją jakość, jaką miał z przodu. Z klubem pożegnali się m.in. Rogalski, Koziara i Kolc, którzy łącznie zdobyli 27 z 49 bramek.
Podopieczni Kowalskiego tracą także bardzo dużo goli. Jak dotychczas mają osiemnaście po stronie strat. Jednak rok temu na tym samym etapie mieli straconą o jedną bramkę więcej. Zawsze mogło być lepiej, ale można uznać, że to głownie problemy z ofensywą są ich największą bolączką i przyczyną tak słabego startu. Gdyby byli skuteczniejsi pod bramką przeciwników, to wielce prawdopodobne, że dziś nie zamykaliby ligowej stawki, tylko byli kilka pozycji wyżej.