Gorzki powrót Kamila Glika do Włoch


Chociaż w połowie sezonu niewiele na to wskazywało, Benevento zaledwie rok po awansie znowu wraca do Serie B

19 maja 2021 Gorzki powrót Kamila Glika do Włoch
footballaddict.com

W letnim okienku transferowym Kamil Glik opuścił AS Monaco i po czteroletniej przerwie wrócił do Włoch. Tam związał się trzyletnią umową z beniaminkiem Serie A – Benevento Calcio. Reprezentant Polski trafił zatem do drużyny, która najszybciej w historii wywalczyła sobie awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Wydawało się więc, że przy odpowiednich wzmocnieniach "Czarownice" zdołają utrzymać się w lidze. Niestety tak się jednak nie stało. Po fatalnej rundzie wiosennej Benevento ponownie wraca do Serie B.


Udostępnij na Udostępnij na


Naprawdę trudno było krytykować ten wybór Kamila Glika. Owszem, można było się spodziewać, że mając tak uznaną markę we Włoszech, ktoś lepszy spojrzy w jego stronę. Czy jednak Benevento dało powody do tego, by ich deprecjonować? Zespół prowadzony przez Filippo Inzaghiego wykazywał spore ambicje. Właściciele klubu nie raz to podkreślali, wyrażając przekonanie, że po spadku w sezonie 2017/2018 szybko zdołają powrócić do elity. Jednak chyba nie każdy wówczas chciał tego szybkiego powrotu po tak fatalnej postawie, jaką wtedy zaprezentował klub z Benewentu. Dla przypomnienia, pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w 19. kolejce.

Teraz jednak ich awans był postrzegany bardzo pozytywnie. Wracając przy tym do tematu Glika. Ściągnięcie tak doświadczonego defensora, do niedawna jednego z najlepszych w Ligue 1 – było na papierze bardzo mądrym ruchem. Negocjacje z Polakiem były prowadzone jeszcze w trakcie końcówki sezonu w Serie B, tuż po zapewnieniu sobie awansu.

Mimo wielu plotek odnośnie do nowych nazwisk, które Benevento chciało sprowadzić, finalnie postawiono na jakość, a nie ilość. Poza Kamilem Glikiem do drużyny dołączyło dwóch ofensywnych zawodników z dosyć uznaną marką – Gianluca Lapadula i Gianluca Caprari. Defensywę postanowiono wzmocnić jeszcze m.in. Fabio Depaolim, który został wypożyczony z Sampdorii. Wiele obiecywano sobie jeszcze po Iago Falque, ale jego w trakcie sezonu częściej spotykano w gabinecie medycznym niż na murawie.

Niewiele wskazywało na zapaść

Od początku sezonu mecze Benevento przyciągały widzów. Zawsze można było mieć pewność, że obojętnie z kim nie zagrają, emocji w tych starciach nie zabraknie. Gorzej było jednak na starcie z punktowaniem, bo zwycięstw było za mało. Ten szalony styl gry mógł jednak dawać optymistyczne myślenie, że w końcu przyniesie on większe efekty. Z ciekawostek statystycznych – w pierwszych siedmiu spotkaniach z udziałem Benevento padło aż 30 bramek (źródło: Legaseriea.it).

To dawało średnią ponad czterech bramek na mecz. Nikt nie mógł już wmawiać, że Serie A jest nudną ligą.

Od ósmej kolejki nadeszła stabilizacja. Bramek padało trochę mniej, punktów zaczęło przybywać i lokata w tabeli była coraz lepsza. Lepsza forma spowodowała, że Benevento trochę odskoczyło od strefy spadkowej i na półmetku sezonu było na jedenastym miejscu.

W rundzie rewanżowej jednak coś się zacięło. Serie bez zwycięstwa zaczęły coraz bardziej frustrować, a do tego drużyna Inzaghiego zaczęła tracić bardzo dużo bramek. Nawet w spotkaniach, gdzie udawało im się pokonać bramkarza rywali więcej niż raz, na niewiele się to zdawało. Ostatecznie tylko jedno zwycięstwo wiosną musiało pociągnąć za sobą przykre skutki.

Rywalizacja o spadek z Serie A była jednak w pewnym momencie dosyć zacięta. Nie wliczając w to Parmy i Crotone, swoje złe serie miało zarówno Cagliari, jak i Torino. Drużyna Sebastiana Walukiewicza jako pierwsza zdołała zażegnać kryzys, a w ostatniej kolejce miała się rozstrzygnąć walka pomiędzy Benevento a Torino. W to jednak wmieszało się Lazio, które nie zdołało wygrać z „Il Toro” i już przed ostatnią serią gier poznaliśmy wszystkich spadkowiczów.

U Glika zdecydowanie więcej pozytywów

Kamil Glik do drużyny wpasował się bardzo szybko. Najważniejsze w tym wszystkim było to, że wróciła u niego radość z gry. Na pewno po ostatnim sezonie w Monaco, gdzie były już całkiem inne priorytety niż wcześniej, taka zmiana była Kamilowi potrzebna. Reprezentant Polski z marszu stał się jedną z najważniejszych postaci w defensywie drużyny z Benewentu. Oczywiście bywały spotkania, w których można było mieć do niego zastrzeżenia, ale z reguły dobrze panował nad całym blokiem defensywnym. Mimo wieku był także najbardziej aktywny ze wszystkich defensorów, jeśli chodzi o pressing. To pozwalało mu na wiele ważnych odbiorów.

Ze statystyk możemy wyciągnąć kilka innych pozytywów. Glik na przestrzeni całego sezonu miał zdecydowanie najwięcej interwencji na mecz, a dokładnie średnią 4,3. Taki wynik dał mu trzecią lokatę na tle całej ligi. Wiadomo, że z racji gry w słabszym klubie miał więcej okazji do wykazania się, ale i tak wypada to docenić. Na tle swojego zespołu Glik był także najlepszy w statystyce przechwytów (średnia 1,7). Na plus było także jego wyprowadzanie piłki. Polak posyłał średnio trzy celne długie piłki na mecz. Nikt w Benevento nie zbliżył się do tego wyniku.

Dobre ogranie w defensywie przełożyło się także wiosną na mecze reprezentacji. Ponownie mogliśmy sobie uświadomić, że bez Glika nasza defensywa nie istnieje. Nadal należy go traktować jako lidera obrony. Szkoda tylko w tym wszystkim tego, że po spadku z Serie A jego sytuacja przed nowym sezonem będzie niepewna. Trudno sobie wyobrazić, że zechce on pozostać w klubie i grać w drugiej lidzie. Należy liczyć na to, że ktoś z Serie A ponownie na niego spojrzy, a podstawy do zaufania tak doświadczonemu defensorowi jak najbardziej są. Ewentualne dobre występy na arenie międzynarodowej mogą w tym tylko pomóc.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze