Cztery porażki i dwa remisy, tylko trzy bramki strzelone i aż trzynaście straconych – to dotychczasowy bilans trenera Artura Skowronka w klubie z Górnego Śląska. GKS Tychy przed październikową przerwą reprezentacyjną znalazł się niebezpiecznie blisko strefy spadkowej.
Mecz przyjaźni, jak to każdy mecz przyjaźni, był tylko na trybunach. Na boisku Łódzki Klub Sportowy był bezlitosny dla swoich tyskich przyjaciół, choć z drugiej strony wynik końcowy mógł być dużo wyższy. Śląski zespół nie zawiesił poprzeczki zbyt wysoko i o zaciętej rywalizacji nie mogło być zwyczajnie mowy.
Oczywiście, w ostatnich spotkaniach za Dariusza Banasika GKS również nie wyglądał dobrze, ale teraz wygląda po prostu fatalnie, i to delikatnie mówiąc. W grze tyszan nie klei się kompletnie nic. Trudno mówić też na razie o jakimkolwiek procesie, na którego efekty trzeba dłużej poczekać, bo tu z meczu na mecz sytuacja jest coraz gorsza.
Artur Skowronek przecież swoją przygodę na ławce trenerskiej GKS-u rozpoczął od remisu w Płocku. Jak by nie patrzeć, to wynik całkiem niezły, biorąc pod uwagę, że Wisła u siebie jeszcze w lidze nie przegrała. Jak się jednak okazało, były to miłe złego początki.
Kolejne mecze:
- GKS Tychy 0:1 Ruch Chorzów,
- GKS Tychy 0:0 Stal Stalowa Wola,
- Olimpia Grudziądz 4:2 GKS Tychy,
- Stal Rzeszów 5:1 GKS Tychy,
- GKS Tychy 0:3 ŁKS Łódź.
GKS Tychy ma już problem nie tylko ze strzelaniem bramek, ale także z bronieniem
Wspomniany już wcześniej Dariusz Banasik poprowadził w tym sezonie tyski zespół siedmiokrotnie. W tych siedmiu spotkaniach ten stracił zaledwie pięć bramek. I choć problemem była oczywiście ofensywa, to pozytywów można było szukać właśnie w tej grze obronnej.
Ta mocno posypała się jednak po zmianie na ławce trenerskiej. GKS pod wodzą Artura Skowronka – w sześciu meczach – stracił aż trzynaście goli. Cztery w Pucharze Polski z drugoligową Olimpią Grudziądz, pięć w lidze ze Stalą Rzeszów… i trzy w niedzielę z ŁKS-em.
– Przy takim wyniku i sytuacji niezależnie od tego, co bym nie powiedział, trudno o jakieś pozytywy. Na pewno nikt tutaj nie chciał murować bramki, ustawić się nisko i czekać na wyrok. Trenowaliśmy wypychanie pod układ ŁKS-u. Wiedzieliśmy, na jakich zasadach chcemy funkcjonować, ale nie robiliśmy tego – tłumaczył na konferencji prasowej szkoleniowiec tyszan.
Nie pomogła nawet zmiana ustawienia
Przeciwko ekipie z Łodzi Artur Skowronek po raz drugi postawił na system z trójką obrońców (w poprzednich spotkaniach grał czwórką). Ponadto na ławkę odesłał doświadczonego Nedicia, który ewidentnie jest pod formą i w ostatnim czasie zawinił przy kilku bramkach dla przeciwników.
Korekty jednak nic nie dały. No może poza tym, że GKS Tychy tym razem nie stracił pięciu bramek jak ze Stalą Rzeszów, a trzy. To chyba jednak marne pocieszenie dla zespołu, który w zeszłym sezonie niemalże do końca był w grze o baraże.
– Trudno powiedzieć, że cokolwiek ruszyło przy zmianie systemu, skoro przegrywamy. To, w jaki sposób się ustawiliśmy, wynikało z tego, że wiedzieliśmy, jak ma działać ŁKS. Wiedzieliśmy, że tę szerokość bronienia musimy złapać. Stąd ten dodatkowy zawodnik.
– Po to też, żeby nasze „dziesiątki” nie musiały obniżać i wypychać z napastnikiem akcji budowanych przez rywali. To było charakterystyczne i powtarzalne, Dankowski i Głowacki grali bardzo nisko, a Kupczak był pod rozegraniem. Ale nie zrealizowaliśmy tego. Może przez pierwszy kwadrans było to uporządkowane, potem już nie – wyjaśniał po meczu trener GKS-u.
Przerwa reprezentacyjna, czyli ostatni dzwonek dla Artura Skowronka
Miniona już kolejka była ostatnią przed dwutygodniową przerwą na mecze reprezentacji. Na Edukacji nikt nad tym faktem na pewno nie ubolewa. Atmosfera wokół klubu mocno zgęstniała – kibice są wściekli. Niektórzy domagają się kolejnej zmiany szkoleniowca, otwarcie krytykując sposób pracy i wypowiedzi Artura Skowronka.
– Dobrze, że jest ta przerwa. Możemy podziałać ze strukturą naszej pracy, bo kontuzje sprawiają, ze nie możemy tej struktury stabilnie złapać. W przyszły weekend mamy sparing – mówił na konferencji 42-letni trener.
Pozostaje pytanie, jaki kredyt zaufania ma on u władz tyskiego klubu. Sytuacja w tabeli komplikuje się bowiem coraz bardziej i nie można tego wytłumaczyć kilkoma kontuzjami w zespole (nawet jeśli są to zawodnicy ważni). Pewne jest jedno: GKS potrzebuje jakiegoś wstrząsu. Inaczej widmo walki o utrzymanie może się do tej drużyny niebezpiecznie przykleić.