Po każdej nocy przychodzi dzień. Ale czy na pewno?


GKS Katowice zaczyna sezon od bolesnego falstartu

28 lipca 2019 Po każdej nocy przychodzi dzień. Ale czy na pewno?

Finisz zeszłego sezonu był dla piłkarzy GKS-u Katowice istnym koszmarem. W ostatnim ligowym spotkaniu, które miało przesądzić o utrzymaniu na drugim poziomie rozgrywkowym, gieksiarze stracili bramkę w doliczonym czasie gry. Na dodatek autorem gwoździa do katowickiej trumny okazał się bramkarz Bytovii Bytów, Andrzej Witan. Spadek do 2. ligi miał być nowym otwarciem dla śląskiej drużyny.


Udostępnij na Udostępnij na

Nowy zarząd, nowy trener, nowi piłkarze. Z pozoru wszystko wygląda całkiem dobrze, jednak nic bardziej mylnego. Jak wspominaliśmy, dzisiejszym mecz ze Zniczem przy Bukowej miał być dla „GieKSy” nowym otwarciem. Niestety okazał się kolejnym powodem do zmartwień dla katowickiej publiczności.

Rewolucja przez duże R

Spadek GKS-u do 2. ligi miał bardzo przykre konsekwencje. Sprowadził on na Bukową rewolucyjny huragan, który pozbawił funkcji wiele członków katowickiego klubu, na czele z Marcinem Janickim i Tadeuszem Bartnikiem. Ten pierwszy, choć nie podał się do dymisji po spotkaniu z Bytovią i rada nadzorcza wstępnie chciała zatrzymać go w zarządzie, nie zaakceptował nowych warunków i oficjalnie został odwołany ze stanowiska.

Głową przypłacił również trener Dariusz Dudek, który przejmując „GieKSę” miał wyciągnąć ją z dołka. Misja byłego szkoleniowca Zagłębia Sosnowiec zakończyła się fiaskiem, a katowicki zespół wpadł w jeszcze większe bagno. Zmiany zaszły również w sztabie szkoleniowym i innych stanowiskach w klubie.

Schedę po Dariuszu Dudku przejął Rafał Górak, który wcześniej miał już okazję pracować z katowickim zespołem. Wraz z 46-latkiem na Bukową przybył Robert Góralczyk. Urodzony w Chorzowie mężczyzna został mianowany nowym dyrektorem sportowym.

– Uznałem, że to dobry moment, by zawrócić nurt rzeki, bo popłynęła w innym kierunku, niż się wydawało. To fajny projekt i ogromne możliwości. Nie boję się niczego, różnych wyzwań się podejmowałem. Mam świadomość, że oczekiwania są tutaj zawsze ogromne – mówił były trener Motoru Lublin w materiale przygotowanym przez klubową telewizję.

„Projekt młodość”

Tak brzmi motto GKS-u Katowice w tym sezonie. Wszak latem na boisko przy Bukowej trafiło aż czternastu nowych piłkarzy. Co ciekawe, większość z tych wzmocnień stanowi młoda gwardia. Dla kibiców katowickiego zespołu było to bardzo miłe zaskoczenie, w ostatnich latach klub słynął bowiem ze ściągania doświadczonych, niechcianych w ekstraklasie graczy.

Oczywiście, żeby nie było tak pięknie i tym razem nie zabrakło głosów krytyki. Niektórzy sympatycy „GieKSy” w mediach społecznościowych twierdzili, że sami młodzi zawodnicy nie udźwigną presji i nie sprostają stawianym wyzwaniom.

A trzeba podkreślić, że mało kto ze stadionowych bywalców wyobraża sobie scenariusz, w którym drużyna zostaje kolejny rok na trzecim poziomie rozgrywkowym w naszym kraju. Władze widzą tę sytuację nieco inaczej i uważają, że Rafał Górak potrzebuje trochę czasu, by opatentować drużynę na tyle mocną i zgraną, by rywalizować o najwyższe cele.

– Presję wrzuciłbym do kosza. Do kosza wrzuciłbym też hasło „Ekstraklasa albo śmierć”. Najważniejszą sprawą, która musi nam towarzyszyć, jest cierpliwość. Nie interesuje mnie, że wielu trenerów się tu sparzyło. Wszyscy mieli pewnie jakiś plan, który z różnych względów nie wypalił. Wiadomo, że to klub miejski z kibicami, którzy poszliby za nim w ogień. Ale to dopiero podwaliny pod zrobienie wyniku sportowego – podkreślał trener „GieKSy” na łamach SportSlaski.pl.

Skoro powiedzieliśmy już wcześniej kilka słów o młodzieżowym napływie do GKS-u, to należy podkreślić, że średnia wieku w tym zespole spadła niemal o dwa lata. Na obecną chwilę wynosi ona nieco ponad 22 lata, przy czym pod koniec zeszłego sezonu sytuowała się ona na poziomie bliskim 25 lat.

Drugoligowy pocałunek śmierci

GKS Katowice miał zainaugurować rozgrywki 2. ligi od spotkania przed własną publicznością przeciwko Zniczowi Pruszków. Gospodarze przez pierwszych dwadzieścia minut wyglądali całkiem dobrze i zdołali sobie stworzyć kilka ciekawych okazji do oddania strzału.

Poczynania katowiczan spełzły jednak na niczym i blisko 25 minut po pierwszym gwizdku sędziego Znicza na prowadzenie wyprowadził 27-letni Paweł Moskwik. Strzelony gol napędził drużynę gości, która po pierwszej połowie mogła cieszyć się trzybramkową zaliczką.

Podopieczni Rafała Góraka na drugą połowę wyszli nieco odmienieni i przez jakiś czas zdawali się dominować pruszkowskiego rywala. Napór „GieKSy” został zwieńczony golem strzelonym przez Arkadiusza Jędrycha, który w zeszłym sezonie zaliczył z GKS-em spadek.

Po zdobytej bramce katowiczanie wrócili do mozolnej gry, która odznaczała się ogromną niedokładnością. Tak więc gol Jędrycha okazał się tylko elementem pocieszenia. Drużyny ze Śląska nie należy skreślać, bo rozgrywki ligowe się dopiero zaczęły, jednak jeśli piłkarze nie zmienią swojej gry, a przede wszystkim nie podwyższą skuteczności, to katowickim kibicom przyjdzie na awans poczekać kolejny rok.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze