Przy okazji ostatniego podsumowania kolejki w angielskiej Premier League porównałem West Bromich Albion do Korony Kielce. Nie było w tym przypadku, ponieważ oba zespoły rokrocznie jeszcze przed startem sezonu są degradowane, by następnie spokojnie zapewnić sobie utrzymanie. Po trzęsieniu ziemi, jakie przeszło przed startem kampanii 2017/2018 w szatni ekipy ze stolicy województwa świętokrzyskiego te uwagi są w pewnym sensie uzasadnione, ale ponownie może się okazać, że piłkarze zrobią ekspertom psikusa i zostaną w elicie.
Gino…
Gino Lettieri, przychodząc do Kielc, był dla większości postacią anonimową. Na jego niekorzyść działał również fakt, że zastąpił on na stanowisku trenera Macieja Bartoszka, który osiągnął z zespołem więcej, niż wszyscy się spodziewali. Irracjonalności decyzji zmiany na ławce nie potrafili wytłumaczyć nawet włodarze klubu. Skoro jednak zmienili się właściciel i zarząd, mieli prawo do wymiany sztabu szkoleniowego. A skoro mieli kaprys, by sięgnąć po miotłę rodem z Półwyspu Apenińskiego, to nikt nie ma prawa takiego wyboru zakwestionować. Widocznie ich zdaniem polskie tak dobrze nie potrafią sprzątać, a piąte miejsce uzyskane przez poprzedników nikogo nie satysfakcjonowało. Dziennikarzom i ekspertom tylko na chwilę odjęło mowę, przecież nie byliby sobą, gdyby dalej nie szukali haków na nowego szkoleniowca. Te nie były ukryte szczególnie głęboko. Wystarczyło wpisać nazwisko opiekuna Korony w Google, by wyświetliły się jego statystyki z poprzedniej pracy w niemieckim FSV Frankfurt. Od razu zaczęto je wyszydzać. Niedziwne, wszak zwycięstwo, trzy remisy i dziewięć porażek to nie są liczby, którymi można by się chwalić. Gdy dodać, że osiągnięto je na trzecim poziomie niemieckiej kopanej, a po ostatniej kolejce drużyna ostatecznie spadła na czwarty poziom…
W Polsce zaczęto zachodzić w głowę, spod jakiej ziemi wykopano tego szkoleniowca i czy hasło „budujemy silną Koronę” nie jest czasami PR-owym żartem. Być może ktoś gdzieś ogłosił konkurs na najbardziej ironiczny slogan w futbolu i szefowie klubu zdecydowali się cichaczem wziąć w nim udział. Ciekawe, jakie nagrody przewidzieli dla zwycięzców – może coroczną wymianę murawy? Z tą w przeszłości w Kielcach bywało bardzo różnie. Tak czy inaczej, 50-letni trener znajdował się na samym szczycie listy „tych pierwszych do wywalenia” . Z pewnością nie pomagały mu afery, o których co chwila pisano. Śmiem twierdzić, że przed sezonem właśnie o Koronie w mediach było najgłośniej. Tymczasem Lettieri po początkowych problemach z dyscypliną zupełnie nie przejmował się szumem wokół. Poukładał zespół po swojemu, postawił na katorżniczą pracę, następnie sprawił, że każdy zawodnik skoczyłby za nim w ogień. Prowadzi zespół twardą ręką, nikogo nie chwali, ale – co najważniejsze – nadał Koronie styl. Niestety, na razie nie przynosi on pożądanych rezultatów. Parafrazując jedną z piosenek zespołu Lombard, można zadać pytanie: „skończył się czas roastów?”. Idąc dalej: „Gino, imię, pod którym płoną całe Kielce”. Symbolicznie, wszak, jak zaznaczają ludzie z otoczenia trenera, na strażaka to on się akurat nie nadaje.
Braki nie tylko kadrowe
Podsumowywać poczynania zespołu po rozegraniu 20% spotkań sezonu to samobójstwo. Dlatego też myślę, że lepszym określeniem będzie „przegląd” wydarzeń z Koroną w roli głównej. Po sześciu seriach spotkań na minimalnym prowadzeniu mimo wszystko są dziennikarze/eksperci zwalniający przed sezonem Włocha. Jego armia w tabeli zajmuje 13. miejsce, mając na swoim koncie pięć oczek, dokładnie tyle, ile znajdujące się w strefie spadkowej Cracovia i Piast Gliwice. Trzeba jednak dodać, że trzy punkty wywalczone z sąsiadką Termalicą (14. miejsce) w sobotniej domowej potyczce mogą sprawić, że „Złocisto-krwiści” awansują nawet do górnej ósemki. Nie da się ukryć, że akurat w najbliższym spotkaniu zespół dowodzony przez Lettieriego jest murowanym faworytem. Tym bardziej że do dyspozycji szkoleniowca będzie część rekonwalescentów, na których dotąd nie mógł liczyć. Kibiców Korony cieszyć może przede wszystkim powrót do treningów pełnych obciążeń Jacka Kiełba.
Czytając tegoroczny „Skarb Kibica”, dało się zauważyć, że to właśnie 29-letni wychowanek Pogoni Siedlce jest typowany na gwiazdę piątej siły Lotto Ekstraklasy z zeszłego sezonu. Nic dziwnego, w poprzednich rozgrywkach pomocnik był najbardziej bramkostrzelnym zawodnikiem ekipy z Kolporter Areny. Dziesięć strzelonych przez niego goli dało Koronie łącznie piętnaście punktów. Sześcioma trafieniami popisał się Miguel Palanca, jedno mniej miał Łukasz Sekulski. Problem w tym, że obu w Kielcach już nie ma. Pierwszy po aferze klapkowej przeniósł się na Cypr, drugi wpisuje się na listę strzelców w barwach Jagiellonii Białystok. Powrót Kiełba znacząco może poprawić jakość gry kielczan. Na to wszyscy liczą.
Dobra gra, tyle że bez wyników
W jednym z magazynów ekspert nc+ Kazimierz Węgrzyn powiedział: – Zachwycamy się Koroną, a wkrótce może się okazać, że ta drużyna znajdzie się w strefie spadkowej. Rzeczywiście, drużyna gra z pomysłem, polotem, a czasem nawet i fantazją, ale brakuje jej (szczęścia) wykończenia akcji. Dobitnym tego przykładem był mecz 5. kolejki z Piastem Gliwice. Orkiestra grająca pod batutą trenera Dariusza Wdowczyka w pierwszej połowie zupełnie nie potrafiła dostroić swoich instrumentów. Fałszowała na potęgę, została w pełni zdominowana, nie mogłaby mieć do nikogo pretensji, gdyby do przerwy wysoko przegrywała. Ostatecznie gola nie straciła, za to w drugiej odsłonie meczu poszukała odpowiednich ustawień, zagrała dwa ładne utwory i to ona ostatecznie zainkasowała komplet punktów.
„Złocisto-krwiści” na starcie sezonu rażą nieskutecznością i na pewno muszą mocno popracować właśnie nad tym elementem. W pierwszych sześciu kolejkach strzelili tylko siedem goli, a stracili dziewięć. – Najgorszej rzeczy nie stanowi sytuacja kadrowa, ale boli to, że graliśmy dobre mecze, a nie mamy z tego korzyści. To gorsze niż kwestia kontuzjowanych – nie ma wątpliwości cytowany przez oficjalną stronę klubu Lettieri. Zawodzą napastnicy. Maciej Górski dotąd nie znalazł drogi do bramki rywala, a kreowany na gwiazdę ligi Gruzin Nika Kaczarawa rozegrał dotąd w dwóch meczach łącznie 58 minut, zaś w protokole meczowym zapisał się, gdy w starciu z „Piastunkami” ukarany został żółtą kartką. Jest jeszcze Niemiec Elia Soriano, który do Polski trafił z 2. Bundesligi (FC Würzburger Kickers). Dotąd strzelił jednak tylko raz, i to w Pucharze Polski. Na pewno oczekuje się od niego więcej.
W szatni Korony berło najlepszych strzelców jak na razie dzierży duet Nabil Aankour i Bartosz Rymaniak. Obaj strzelili po dwa gole i można stwierdzić, że są wiodącymi postaciami zespołu. Statystyki pierwszego byłyby lepsze, jednak Marokańczyk w starciu z Jagiellonią przegrał z jedenastu metrów pojedynek z Marianem Kelemenem. Drugi z wymienionych natomiast ma sezon konia, ale należy pamiętać, że Pan Piłkarz jest odpowiedzialny głównie za pracę w defensywie. Nęka obrońców i bramkarzy rywala, ale w dłuższej perspektywie sam tego wózka nie pociągnie. Po jednym trafieniu dorzucili jeszcze Marcin Cebula, Ivan Jukić i Łukasz Kosakiewicz. Gołym okiem widać, że w Kielcach bramkostrzelny zawodnik jest pilnie poszukiwany. Swego czasu inny polski klub poszukiwał takowego na… serwisach o pracę w czeluściach internetów. Może w tym szaleństwie jest metoda? Jeśli nie, pozostaje wiązać nadzieje ze wspomnianymi Kaczarawą i Soriano. Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby odpalili czym prędzej. Najlepiej już w potyczce z niecieczanami.
Wróćmy jeszcze na chwilę do problemów z tyłu. Dziewięć straconych goli to kolejny problem Lettieriego i całego sztabu szkoleniowego. Kluczowy może okazać się okres przerwy na mecze reprezentacji. Właśnie wtedy należy skupić uwagę na próbie ustabilizowania formy defensorów, na udoskonalaniu komunikacji i poruszania się w linii. Po odejściu Bartosza Kwietnia do Białegostoku już od 2. kolejki w obronie kieleckiej występuje ten sam kwartet: Bartosz Rymaniak, Shawn Barry, Andan Kovacević i Ken Kallaste. Nie da się ukryć, że wciąż się docierają i popełniają błędy. Szukanie kozła ofiarnego nie ma najmniejszego sensu, ponieważ każdy z wymienionych piłkarzy ma swoje za uszami. Przeplatają dobre zawody bardzo przeciętnymi. Nie zawsze drużynie pomaga również Zlatan Alomerović, a wiadomo, że właśnie bramkarz jest ostatnią deską ratunku.
Przegląd sezonu
Oceniając grę kielczan, nie można nie spojrzeć na kalendarz rozgrywek. Na inaugurację przyszło im grać przed własną publicznością z Zagłębiem Lubin. Z perspektywy czasu porażka nikogo nie powinna dziwić, natomiast jej przebieg pokazuje, że w podopiecznych Gino Lettieriego drzemie olbrzymi potencjał. Drużyna trenera Piotra Stokowca wygrała skromnie (1:0), niemniej do zainkasowania trzech oczek potrzebny był jej rzut karny. Tydzień później „Złocisto-krwistych” czekała delegacja do stolicy. W ostatnich latach mieli oni sposób na Legię, więc z pewnością remis (1:1) wszyscy przyjęli z entuzjazmem. Przy odrobinie szczęścia piłkarze ze świętokrzyskiego mogli pokusić się jednak nawet o zgarnięcie pełnej puli. I wtedy, i teraz piłkarze Jacka Magiery wciąż nie mogą wrócić do pełnej dyspozycji, więc po jednym punkciku wywalczonym przy Łazienkowskiej koroniarze powinni odczuwać mimo wszystko niedosyt.
Na pierwsze zwycięstwo fani z Kolporter Areny czekali do trzeciej serii spotkań. Szalony mecz z Cracovią (4:2), w którym gospodarze musieli odwracać wynik, dawał nadzieję na lepsze jutro, ale to przyniosło tylko bezbramkowy remis w Gdyni z tamtejszą Arką. Wbrew pozorom było to dość interesujące widowisko, ponownie pokazujące potencjał przyjezdnych. W piątej kolejce kolejne szalone starcie w Kielcach. Tym razem z Jagiellonią. Zakończyło się ono zwycięstwem białostoczan (3:2), ale równie dobrze to ekipa trenera Ireneusza Mamrota mogła wracać na Podlasie na tarczy. Niewykorzystany rzut karny przez Aankoura i swojak Kallaste w samej końcówce na pewno nie pomogły Koronie w osiągnięciu sukcesu. Wreszcie wspomniana wcześniej porażka w Gliwicach z Piastem, gdzie piłkarze Lettieriego przegrali wygrany mecz. Kto by pomyślał, że pierwsza przegrana poza własnym stadionem przytrafi się im właśnie przy Okrzei. Dotychczasowy bilans: sześć spotkań: zwycięstwo, remis i trzy porażki. 2:0 dla dziennikarzy?
…zrób coś, miesiące płyną
Jestem przekonany jednak co do tego, że kluczowe będą dwa najbliższe mecze rozgrywane w Kielcach. Pierwszy z zespołem trenera Mariusza Rumaka, następny – już po przerwie na kadrę – z beniaminkiem z Nowego Sącza. Zwycięstwa w obu tych potyczkach z pewnością dodadzą skrzydeł „Złocisto-krwistym”. Porażki potwierdzą przedsezonowe domysły ekspertów, zapalą w głowach właścicieli Korony czerwoną lampkę. Nikt nie chciałby powtórki z przygody Lettieriego w FSV Frankfurt. Z drugiej strony, jeśli tak rzeczywiście by było, mogłoby się okazać, że Lotto Ekstraklasa poziomem dorównuje 3. Bundeslidze. Tylko nie wiem, czy akurat to jest powód do radości. Na razie nie ma co gdybać. Jeśli nadal wszyscy chcą w pełni zachwycać się grą zespołu włoskiego szkoleniowca, musi się coś w niej zmienić. Być może należy poszukać innych rozwiązań taktycznych i nie skupiać się na przesadnie efektownej grze? W piłce, zwłaszcza polskiej, liczy się przede wszystkim efektywność. To ona zapewnia punkty. A tych Korona potrzebuje jak tlenu. „Gino, Gino, zrób coś wreszcie, miesiące płyną, Gino, Gino” – ostatnia parafraza piosenki Lombardu niech będzie podsumowaniem całego wywodu.