Trudne czasy wymagają podjęcia trudnych decyzji. Wiedzą o tym włodarze klubów zagrożonych degradacją. Wymiana szkoleniowca jest wtedy jedną z powszechniejszych praktyk. Najczęściej na trenera doświadczonego, okrzepniętego w walce o wysoką stawkę. Rzadziej natomiast na menedżera stawiającego dopiero pierwsze kroki w zawodzie. Jak pokazują ostatnie lata w Premier League, zatrudnienie żółtodzioba może się jednak opłacić.
Najczęściej w drugiej części sezonu w klubach angielskiej ekstraklasy rozpoczynają się przetasowania na stanowiskach menedżerów. W obliczu niezadowalających rezultatów zwalniani są kolejni szkoleniowcy. Zmian na ławce trenerskiej w zdecydowanej większości dokonują drużyny zagrożone degradacją. Strach przed spadkiem do niższej klasy rozgrywkowej rzutuje na działania włodarzy. Jakiekolwiek długofalowe plany są wtedy nierzadko momentalnie odrzucane, a liczy się wyłącznie utrzymanie zespołu w Premier League.
Prezesi klubów najczęściej sięgają po „sprawdzonych” trenerów. Starych wyjadaczy, którzy mają doświadczenie w podobnych sytuacjach. Jednak w ostatnich latach niektóre drużyny obrały inną drogę. Zadanie utrzymania zespołu w angielskiej ekstraklasie powierzyły szkoleniowcom dopiero zaczynającym w trenerskim fachu. A niekiedy nawet całkowitym żółtodziobom. Nawet mimo faktu, że podobny ruch z miejsca powodował powątpiewanie mediów, a czasem nawet uśmiech politowania.
Grający trener, który odniósł sukces
Po zajęciu przez Swansea City w kampanii 2012/2013 dziewiątej lokaty w angielskiej ekstraklasie oraz wygraniu Pucharu Ligi apetyty na Liberty Stadium znacznie wzrosły. Kolejny sezon przyniósł jednak sympatykom „The Swans” jedynie liczne rozczarowania. Podopieczni Michaela Laudrupa zamiast ustabilizować pozycję w środku tabeli, włączyli się w walkę o utrzymanie. Przegrana z West Hamem United w 24. kolejce i zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową przelały czarę goryczy. Władze Swansea City zdecydowały o rozstaniu z duńskim szkoleniowcem.
– Pierwszy raz od niemal dziesięciu lat żegnamy się w ten sposób z trenerem, ale nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy zakończyć sytuację, w której nie mogliśmy być pewni, co stanie się z zespołem w przyszłości. Podjęliśmy tę decyzję niechętnie, ale zrobiliśmy to w najlepszym interesie klubu – uzasadniał decyzję na łamach oficjalnej strony internetowej klubu ówczesny prezes Swansea City, Huw Jenkins.
Po zwolnieniu Michaela Laudrupa zespół przejął niespełna 35-letni zawodnik „The Swans”, Garry Monk, pełniąc rolę grającego trenera. Rozwiązanie rodem z najniższych, czysto amatorskich klas rozgrywkowych wzbudziło wszechobecny śmiech. Angielski piłkarz miał jednak pełnić nową funkcję tylko przez chwilę. W mediach spekulowano, że władze klubu z Liberty Stadium prowadzą zaawansowane rozmowy z Marcelo Bielsą. Wiele jednak zmienił debiut Garry’ego Monka na ławce szkoleniowej.
W pierwszym spotkaniu w nowej roli Anglik musiał sprostać olbrzymiej presji związanej z derbowym pojedynkiem z Cardiff City. Derby Walii były jednak (jak się okazało później) dla grającego trenera pięknym początkiem kariery szkoleniowej. „The Swans” zwyciężyli 3:0, a Garry Monk był na ustach wszystkich sympatyków klubu z Liberty Stadium. Dzięki świetnemu początkowi Anglika na nowym stanowisku władze Swansea City zaniechały poszukiwań nowego trenera przynajmniej do końca sezonu. Anglik za powierzone zaufanie odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. W czternastu ligowych spotkaniach pod wodzą Garry’ego Monka walijski zespół odniósł pięć zwycięstw oraz trzykrotnie zremisował, lokując się ostatecznie na dwunastej lokacie.
Kontuzja szansą na rozwój
Jeszcze przed ostatnią kolejką udanego sezonu Anglik został nagrodzony przez władze Swansea City nowym kontraktem. Garry Monk oficjalnie objął funkcję pierwszego trenera walijskiego zespołu. Drzwi kariery szkoleniowej stanęły przed byłym graczem „The Swans” otworem. Anglik w końcu mógł poczuć się jak pełnoprawny menedżer. Dotąd mimo pełnionej funkcji grającego trenera nie postrzegał swojej pracy w podobny sposób.
– Nie myślałem o sobie jako o menedżerze. Myślałem o wszystkich ludziach pracujących w klubie. Oczywiście [jako menedżer] musisz pełnić obowiązki należące do menedżera, prowadzić [zespół], ale robiłem to bardziej jako osoba z klubu, a nie jako menedżer. Chodziło o ten klub i to miasto. Swansea jest wyjątkowa. Kiedy tu przyjedziesz, mieszkasz w Swansea. Gracze nie są rozproszeni po całym mieście. Wszyscy są tutaj, w Swansea, wszyscy wspierają Swansea. Nie możesz uciec od tego – wspominał początki pracy szkoleniowej w rozmowie z „The Independent” w marcu 2015 roku Garry Monk.
Mimo że szansa na objęcie pierwszej drużyny pojawiła się przed Anglikiem nieoczekiwanie, to szkoleniowiec przez długi czas przygotowywał się do podjęcia wyzwania. Wszystko było „zasługą” kontuzji kolana, którą Garry Monk odniósł prawie dekadę wcześniej.
– Miałem 26 lat, kiedy zacząłem myśleć o zostaniu menedżerem. Doznałem poważnej kontuzji kolana. Byłem w szpitalnym łóżku i chirurg powiedział, że moja kariera może się skończyć. Byłem w wielkim szoku. Wróciłem [do gry] po kontuzji, ale wtedy naprawdę zacząłem zwracać uwagę [na metody treningowe], robiąc kursy trenerskie – kończę licencję Pro we wrześniu. Odkąd skończyłem 26 lat, przygotowywaliśmy się do tej części mojego życia – dodał w rozmowie z brytyjskim dziennikiem szkoleniowiec.
„Big Dave” rzucony na równie wielką wodę
West Bromwich Albion przez cały sezon 2017/2018 rozczarowywał, osiadając na dnie tabeli. Z powodu słabych wyników już po dwunastej kolejce zwolniono Tony’ego Pulisa. Podobny los na ostatniej prostej sezonu spotkał także Alana Pardewa. Po rozstaniu z angielskim szkoleniowcem zespół przejął nieoczekiwanie dotychczasowy asystent, Darren Moore. Nikt nie dawał już „The Baggies” szans na utrzymanie. Strata jedenastu punktów na sześć kolejek przed końcem sezonu wydawała się zbyt duża.
Głównym zadaniem Jamajczyka miało być dokończenie kampanii z drużyną z The Hawthorns, pełniąc rolę tymczasowego szkoleniowca. Zarząd klubu skupił się natomiast na poszukiwaniach nowego menedżera. Trenera, który skutecznie powalczyłby z West Bromwich Albion o powrót do Premier League w kolejnym sezonie. Jednak gdy wszyscy spisali już „The Baggies” na straty, zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe. W sześciu spotkaniach zespół prowadzony przez Darrena Moore’a zdobył jedenaście punktów. Co więcej, w pokonanym boju pozostawiając m.in. Manchester United oraz Tottenham Hotspur.
– Moore przywrócił jedność klubowi. Jest tutaj przez długi czas i wie, co się działo z zespołem. Chce, żebyśmy współpracowali. Naszą zasadą jest szacunek dla kolegów z zespołu – nie jest tak jak wcześniej. Teraz jest po prostu większa świadomość, że jesteśmy w tym razem. Moore jest naprawdę dobrym człowiekiem, chcesz dla niego grać, chcesz, aby wiodło mu się jak najlepiej – komplementował szkoleniowca dla oficjalnej strony klubu pod koniec kwietnia ówczesny zawodnik WBA, Ben Foster.
Szaleńcza pogoń „The Baggies” za miejscem gwarantującym utrzymanie nie zakończyła się jednak sukcesem. Zabrakło (z racji gorszego bilansu bramkowego) sześciu punktów. W dniu gdy West Bromwich Albion oficjalnie pożegnał się z angielską ekstraklasą, Darren Moore został wybrany najlepszym menedżerem kwietnia w Premier League. Kilka dni po zakończeniu sezonu władze West Bromwich Albion ogłosiły, iż Jamajczyk nadal będzie prowadził zespół – jednak już jako pełnoprawny menedżer „The Baggies”. Darren Moore, człowiek z drugiego planu, został wybrany szkoleniowcem, który ma za zadanie przywrócić klubowi z The Hawthorns status drużyny angielskiej ekstraklasy.
Kolejny z żółtodziobów odniesie sukces?
Drogą obraną wcześniej przez Swansea City oraz West Bromwich Albion w ostatnich tygodniach podążyło także Fulham. Władze z Craven Cottage po zwolnieniu Claudio Ranieriego misję uniknięcia degradacji powierzyły Scottowi Parkerowi. Dotychczasowy asystent Włocha stoi przed równie trudnym wyzwaniem co wcześniej Darren Moore. „The Cottagers ” na dziewięć kolejek przed końcem sezonu (z racji gorszego bilansu bramkowego) tracą do ostatniego bezpiecznego miejsca w tabeli jedenaście punktów. Najbliższe tygodnie pokażą, czy Scott Parker pójdzie w ślady Garry’ego Monka oraz Darrena Moore’a, szybko ucząc się pływać po rzuceniu na głęboką wodę. Nowy impuls jest obecnie jedyną nadzieją Fulham na utrzymanie. Wszystko spoczywa na barkach Scotta Parkera.
***
W ostatnich latach dokonała się pewna przemiana w zachowaniu włodarzy klubów angielskiej ekstraklasy w sytuacjach podbramkowych. Gdy zagrożenie degradacją staje się realne, w miejsce zwolnionego szkoleniowca nie zatrudniają już wyłącznie trenerów pokroju Sama Allardyce’a. Coraz częściej decydują się na niedoświadczonych „ludzi z drugiego planu”. To przynosi wymierne efekty, a angielska ekstraklasa tylko na tym zyskuje.