Gabriel Jesus? Arsenal ma godnego zastępcę!


"Kanonierzy" pokonali Manchester United 3:2 i zwiększają przewagę w ligowej tabeli

23 stycznia 2023 Gabriel Jesus? Arsenal ma godnego zastępcę!
Richard Washbrooke/News Images/SIPA USA/PressFocus

Arsenal po zwycięstwie nad Manchesterem United umacnia się na pozycji lidera ligi angielskiej. "Kanonierzy" mają godnego zastępcę podczas absencji Gabriela Jesusa i nie popełniają błędów transferowych z poprzednich lat. Natomiast Manchester United, pomimo porażki, nie może być zły, trochę ostudzono głowy niektórych, ale "Czerwone Diabły" wciąż idą do przodu i w tym sezonie jeszcze powalczą nawet o wicemistrzostwo.


Udostępnij na Udostępnij na

Narodziny nowej „9”

Gdy w trzecim meczu fazy grupowej katarskiego mundialu Gabriel Jesus nabawił się urazu kolana, który wykluczy go z gry najprawdopodobniej do początku marca, kibice „Kanonierów” obawiali się o obsadę pozycji numer dziewięć w swojej drużynie. Zresztą całkiem słusznie. W końcu obok Jesusa z piłkarzy występujących najczęściej w centralnej części ataku w kadrze zespołu jest tylko Eddie Nketiah.

Jednak kiedy Anglik już dostał możliwość zaprezentowania się na boisku przez pełne 90 minut, udowodnił swoją wartość. Wcześniej pojawiał się z ławki rezerwowych na końcówki, czasami zakręcił się koło 30 minut, ale głównie jednak były to występy w małym wymiarze czasowym. Wtedy nie przynosił bramek. Na 13 meczów, w których podniósł się z ławki, i w ciągu 141 minut, jakie spędził dzięki temu na boisku, nie zdobył ani jednego gola. Gdy Mikel Arteta wystawił go od pierwszej minuty, bramkę zdobył już w pierwszym spotkaniu. Drugą już w kolejnym meczu, a w rywalizacji z Manchesterem United dołożył dwie. Tak oto w ostatnich pięciu meczach trafił cztery razy.

Gdy Brazylijczyk wyleczy swój uraz, Nketiah znowu usiądzie na ławce, jednak pokazał on swoją wartość w ważnym momencie, gdy zespół go potrzebował. To z pewnością będzie umiał docenić ktoś taki jak Mikel Arteta i jeśli Anglik nadal będzie notował pod nieobecność Jesusa dobre występy, będzie dostawał więcej szans z ławki i na The Emirates nie będą chcieli się go pozbyć.

Pojedynek dwóch skrzydłowych

Bardzo przyjemnie w tym spotkaniu było oglądać rywalizację Bukayo Saki z Marcusem Rashfordem. Obaj skrzydłowi reprezentacji Anglii są w świetnej formie. Symboliczne jest to, że w tym spotkaniu strzelili dosyć podobne bramki, za co brawa dla nich, ponieważ nie były to łatwe sytuacje.

Skrzydłowy lidera Premier League w tym meczu strzelił swoją siódmą bramkę w tym sezonie. Ma do tego siedem asyst, jest już bardzo blisko double-double, a rozegrał dopiero 19 spotkań. Takim wyczynem w najlepszych pięciu ligach Europy na ten moment mogą się tylko pochwalić Neymar, Messi oraz Kvaratskhelia. Gigantyczne wręcz wrażenie robi inna statystyka. Bukayo Saka w spotkaniu z „Czerwonymi Diabłami” wykręcił skuteczność dryblingów na poziomie, uwaga, 100%. Ten człowiek jest zwyczajnie niesamowity i po prostu trzeba nazywać go jednym z najlepszych na swojej pozycji.

Istny renesans formy przeżywa w tym sezonie Marcus Rashford. Choć przed mistrzostwami świata były momenty gorsze, tak po mundialu na sześć spotkań w pięciu trafił do siatki i dołożył do tego asystę. Jego bramka, która otworzyła wynik na The Emirates, była istnym majstersztykiem. Najpierw fenomenalnie poradził sobie z Parteyem, a następnie zaszokował obrońców Arsenalu strzałem z daleka. Obrońcy „Kanonierów” nie doskoczyli do niego na czas. Smaczku dodaje fakt, że po swoim golu Saka wykonał tę samą cieszynkę co Rashford po swojej bramce.

W przypadku Rashforda warto też zauważyć, że za parę lat może stać się legendą Manchesteru United. W chwili obecnej raczej jeszcze by go tak nie nazwano, ale przypomnijmy, że chłopak ma dopiero 25 lat, minimum 7-8 lat gry na wysokim poziomie przed sobą, ciągle czas na rozwój i kontrakt do 2024 roku. Umowa Anglika całkiem niedawno została przedłużona przez klub, który skorzystał z klauzuli. Obecnie toczą się jednak kolejne rozmowy nad przedłużeniem umowy, a Manchester jest gotowy zaoferować Rashfordowi podwyżkę.

Wychowanek „Czerwonych Diabłów” najprawdopodobniej zostanie w tym klubie na kolejne lata, a już w wieku 25 lat ma 110 bramek. Tylko 18 graczy w historii United ma ich więcej. Biorąc również pod uwagę, że Manchester United pod wodzą ten Haga idzie w dobrą stronę, mamy tu chyba związek idealny.

Arsenal odskakuje

Dzięki zwycięstwu nad drużyną prowadzoną przez holenderskiego trenera Arsenal ma nad Manchesterem City pięć „oczek” przewagi i spotkanie mniej. Jeśli więc „Kanonierzy” wygrają zaległy mecz, różnica wzrośnie do ośmiu punktów. Pamiętajmy też, że już 15 lutego, obie drużyny zagrają do tego momentu dwa mecze ligowe, odbędzie się bezpośrednie starcie pomiędzy Manchesterem City a Arsenalem, i to na The Emirates. Wyzwanie dla drużyny Guardioli będzie więc bardzo trudne.

Weźmy jeszcze pod uwagę, że zespół z Manchesteru zmierzy się z Aston Villą oraz Tottenhamem, a Arsenal z Brentfordem oraz Evertonem. City, biorąc pod uwagę również dyspozycję, ma większe szanse na stratę punktową w tych meczach. Jeśli więc Arsenal wygra wszystkie te mecze, a City potknie się np. z Tottenhamem, będzie 11 punktów różnicy oraz mecz mniej Arsenalu. Nawet jeśli odrzucimy na bok gdybologię, Arsenal ma wszystko w swoich rękach, aby w maju fetować pierwsze mistrzostwo od 2004 roku.

Jak odnajdzie się tu Kiwior?

Już za chwilę oficjalnie zostanie potwierdzony jeden z największych transferów w historii polskiego futbolu, bowiem Jakub Kiwior za 25 milionów euro zamieni włoską Spezię na lidera angielskiej Premier League – Arsenal. Wiele osób nie wie jeszcze, co sądzić o tym transferze. Właściwie teraz najlepiej nie dokonywać osądów, możemy jedynie spekulować.

Mówiono, że kadra Arsenalu na mistrzostwo jest zbyt krótka. Trudno się z tym nie zgodzić, działacze w Londynie byli podobnego zdania i obok Kiwiora ściągnęli też Leandro Trossarda. Wróćmy jednak do Polaka – jakie ma szanse na grę? Na pewno od początku nie może liczyć na pierwszy skład i będzie potrzebował czasu na przekonanie do siebie Mikela Artety.

Prześledźmy jednak dokładniej linię defensywy zespołu z Londynu. Jeśli chodzi o środkowych defensorów, jest ich tylko trzech: William Saliba, Gabriel Magalhaes i Rob Holding. Arteta ceni u środkowych obrońców umiejętność wyprowadzania piłki, a to niewątpliwie jest jeden z atutów Kiwiora. Ponadto jest to również lewonożny stoper, a wiemy, jak w dzisiejszym futbolu ceni się takich graczy. Lewa noga jest więc dla Kiwiora przepustką do rywalizacji z Gabrielem – z Salibą nie miałby żadnych szans. Brazylijczyk już taki pewny nie jest.

Oczywiście nie mówimy, że wygryzie go od razu ze składu. Nie spodziewamy się tego, jednak z dwójki podstawowych stoperów, to właśnie przy Gabrielu postawilibyśmy więcej znaków zapytania. Zwyczajnie popełnia on błędy, nawet takie jak w dzisiejszym meczu. Nie zorientował się, że zza pleców wybiega mu Rashford i chciał zostawić piłkę Ramsdale’owi, co mogło się skończyć golem lub faulem angielskiego bramkarza na napastniku United. Takich prostych błędów znajdziemy więcej.

Jednak w tak dobrze funkcjonującej maszynie trener wiele nie powinien zmieniać, zwłaszcza szybko wprowadzać nowego piłkarza. Kiwior więc powinien na razie liczyć na szanse w Lidze Europy oraz FA Cup. Jeśli odrzucimy na bok, którą nogą posługuje się dany gracz, wydaje się, że Kiwior szybko powinien przeskoczyć Holdinga i być pierwszym stoperem do wejścia z ławki, jeśli będzie taka konieczność.

United ściągnięte na ziemię

W obliczu bardzo dobrej formy, którą w ostatnim czasie prezentowała drużyna Erika ten Haga, niektórzy w czerwonej części Manchesteru zaczęli marzyć o włączeniu się do walki o mistrzostwo Anglii. Jeśli Manchester United wygrałby ten mecz, faktycznie miałby tylko pięć punktów straty, choć pamiętajmy, że Arsenal ma i tak jeden mecz mniej, potencjalnie więc osiem „oczek” do „Kanonierów”, ale przed United jest jeszcze Manchester City. Przy wielu sprzyjających okolicznościach byłoby to możliwe, jednak mało realne. Nadzieje te były więc i tak trochę przesadzone.

A w obecnej sytuacji kibice United już w ogóle nawet nie mają się po co łudzić. Z jakichś 5% teraz te szanse są w zasadzie równe 0%. Już samą sześciopunktową stratę do rywali zza miedzy będzie bardzo trudno odrobić, a co dopiero do Arsenalu, do którego obecnie tracą aż 11 punktów, a przecież Arsenal cały czas ma mecz mniej. Jeżeli więc w tej części Manchesteru były jakieś nadzieje na tytuł, to już nawet tym najbardziej optymistycznym kibicom zostały one odebrane.

„Czerwone Diabły” jednak walczą o coś więcej

Tak, z pewnością zespół ten Haga stać na coś więcej niż Top 4 w tabeli, które zawsze jest tym minimum, bo w końcu Liga Mistrzów jest, a o lepszy wynik w lidze będzie można się postarać za rok. Nad czwartym, bardzo chwiejnym Tottenhamem Manchester ma sześć punktów przewagi. Dla Manchesteru United w tym momencie jest to więc minimum.

Po połowie sezonu z pewnością można zweryfikować swoje cele na rozgrywki i ewentualnie je zmienić. Jako że ten Haga zatrudniono nie po to, aby natychmiast osiągnąć dobry wynik, ale by w dłuższej perspektywie zbudować znowu wielki Manchester United, a wydaje się, że ta budowa postępuje coraz szybciej, nie należy stawiać wszystkiego na wynik. Chociaż jak już wspomnieliśmy, Liga Mistrzów musi być. Jednak aby się rozwijać, trzeba mierzyć wysoko, nawet jeżeli nie zawsze udaje się spełnić cele. Dlatego drużyna ten Haga powinna się jeszcze bić o tytuł wicemistrza.

Z pewnością to jest możliwe i w zasięgu Manchesteru United, jednak nie należy być rozczarowanym, jeżeli grając w ten sposób, nie uda się zredukować straty do City. Jest to po prostu drużyna na zdecydowanie innym etapie, a dla United w tym sezonie najważniejszy powinien być rozwój, który dzięki świetnej pracy ten Haga idzie w parze z dobrymi wynikami.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze