Już w niedzielę reprezentacja Polski podejmie u siebie reprezentację Włoch. Mecze z piłkarzami z Półwyspu Apenińskiego mogą się nam kojarzyć przede wszystkim ze spotkaniem rozgrywanym na mistrzostwach świata w 1974 roku. I nic dziwnego – wszak mecz ten zaważył na wyjściu Polaków z fazy grupowej i ich późniejszym sukcesie. Było to jednak tylko jedno z szesnastu (lub siedemnastu) starć naszej reprezentacji z Włochami.
Choć „Azzurri” nie mieli w ostatnim czasie najlepszego okresu (przez m.in. brak awansu na mistrzostwa świata w Rosji), to nadal są oni postrzegani przez większość fanów futbolu za prawdziwych gigantów. Włosi mogą pochwalić się aż siedmioma medalami przywiezionymi z mistrzostw świata i czterema z mistrzostw Europy. Trzeba uczciwie przyznać, że przy tak wypełnionej gablocie dorobek Polaków wygląda bardzo skromnie. Ale to nie trofea grają na boisku. Jak zatem przebiegały bezpośrednie starcia tych obu drużyn?
Pierwsze dwa pojedynki w dniach świątecznych
Od 1964 trwały kwalifikacje do mistrzostw świata w 1966 roku rozegranych w Anglii. Eliminacje te różniły się znacząco od tych, które znamy dzisiaj. W strefie UEFA mierzyły się tak egzotyczne reprezentacje jak Syria i Liban, a awans było znacznie trudniej wywalczyć przez mniejszą liczbę drużyn biorących udział w turnieju. Dlatego w momencie, gdy reprezentacja Polski trafiła do grupy razem z Włochami, nasze szanse na pojechanie na mundial nie prezentowały się najlepiej.
18 kwietnia 1965 roku Polacy zaczęli eliminacje. I zaczęli je właśnie od meczu z reprezentacją Włoch, rozegranego na nieistniejącym już Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Pora rozgrywania tego spotkania była… niesprzyjająca dużej frekwencji kibicowskiej. Starcie to bowiem rozegrano w Niedzielę Wielkanocną. Jednak mimo to pierwszy historyczny mecz Polska – Włochy obejrzało na żywo ponad 31 tysięcy osób.
W składzie „Biało-czerwonych” na murawę wybiegli wówczas tacy piłkarze, jak: Stanisław Oślizło, Lucjan Brychczy czy Jan Banaś. Na marginesie – ten pierwszy do dziś pozostaje jedynym polskim piłkarzem, który zdobył bramkę w finale najwyższych europejskich rozgrywek pucharowych.
Mecz był raczej wyrównany. Groźnie atakowali zarówno Polacy, jak i Włosi, jednak żadnej ze stron nie udało się zdobyć gola. Bezbramkowy remis odebrano w naszym kraju jako niemały sukces i dobry prognostyk na resztę eliminacji.
Rewanżowe spotkanie rozegrano również w terminie pokrywającym się z religijnym świętem. Tym razem jednak chodziło o Dzień Wszystkich Świętych. 1 listopada 1965 roku na Stadio Olimpico w Rzymie reprezentacja Polski odebrała bolesną lekcję futbolu od Włochów. „Biało-czerwoni” zostali po prostu zdemolowani przez rywali, przegrywając aż 1:6. Jedyną bramkę dla Polaków zdobył będący jeszcze na początku swojej reprezentacyjnej kariery Włodzimierz Lubański.
Mecz w Rzymie zadecydował o tym, że reprezentacja Polski finalnie nie pojechała na zbliżający się mundial.
Zemsta smakuje słodko
Na ponowne zmierzenie się z Włochami Polacy czekali prawie dziewięć lat. To właśnie po tym czasie los postanowił ponownie skojarzyć obie drużyny w fazie grupowej. Nie chodziło już jednak o grupę w ramach eliminacji do mistrzostw świata, ale o grupę na samym mundialu.
Reprezentacja Polski w 1974 roku trafiła na tym wczesnym etapie jeszcze na Argentynę. Zwycięstwa nad ekipą z Ameryki Południowej i najsłabszym w stawce Haiti pozwoliły „Biało-czerwonym” przystępować do starcia z Włochami, mając pewny awans do następnej rundy. „Azzurri” z kolei, by być pewnym wyjścia z grupy, nie mogli przegrać.
Sytuacja przed meczem (warto przypomnieć, że wówczas za zwycięstwo dawano dwa punkty):
1. Polska – 4 punkty
2. Włochy – 3 punkty
3. Argentyna – 1 punkt
4. Haiti – 0 punktów
Jak widać powyżej – każdy wynik meczu z Włochami dawał awans Polakom. „Biało-czerwoni” jednak bynajmniej niczego nie odpuścili. Worek z bramkami rozwiązał się w 38. minucie za sprawą fantastycznego uderzenia głową Andrzeja Szarmacha. Tuż przed przerwą drugiego gola dołożył Kazimierz Deyna. Włosi byli w stanie odpowiedzieć jedynie honorowym trafieniem Fabio Capello z 85. minuty.
Ale to był mecz! 🔝🇵🇱
W 1974 roku wygraliśmy 2:1 z Włochami, a gole dla Polski strzelali Andrzej Szarmach i Kazimierz Deyna. ⚽️⤵️ pic.twitter.com/IJj1WfH5vN
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) September 29, 2018
Gdy niemiecki sędzia Hans-Joachim Weyland zakończył mecz, jasne stało się jedno. Włochy pożegnały się z mundialem już na etapie fazy grupowej. Kadra Kazimierza Górskiego wzięła więc udany odwet za poprzednie klęski.
Reprezentacja Polski i Włosi na mundialu w 1982
Hiszpański mundial z roku 1982 może być kojarzony, poza przywiezionym brązowym medalem, z hat-trickiem Zbigniewa Bońka w meczu z Belgią czy efektownym zwycięstwem nad Peru. Tamte mistrzostwa świata są jednak również bardzo ważnym turniejem dla historii polsko-włoskich pojedynków. Zmierzyliśmy się z rywalami bowiem nie raz jak w 1974, ale aż dwukrotnie.
Pierwszy mecz z piłkarzami z Półwyspu Apenińskiego rozegraliśmy już na inaugurację turniejowych zmagań. W meczu grupowym padł bezbramkowy remis. Znacznie bardziej istotne było jednak drugie spotkanie Polaków z Włochami na tym mundialu.
8 lipca na słynnym Camp Nou rozegrano pierwszy z półfinałów mistrzostw świata. Tuż po 17 na murawę wybiegły jedenastki Polski i Włoch. Mecz ten zakończył się niestety porażką „Biało-czerwonych” 0:2, a strzelcem obu bramek dla naszych rywali był Paolo Rossi.
Do dziś jest to mecz o najwyższej stawce, jaki rozegraliśmy z tym konkretnym rywalem. Pewnego rodzaju pocieszeniem dla Polaków mogło być to, że Włosi później zostali mistrzami świata. W końcu jak odpadać, to tylko z najlepszymi.
10 lat później
Przenieśmy się do przodu w czasie o wspomniany powyżej okres. Między 1982 a 1992 mieliśmy co prawda okazję zmierzyć się z Włochami dwukrotnie, jednak były to tylko mecze towarzyskie. Pierwszym ważnym starciem „Azzurrich” z Polakami po mundialu w Hiszpanii był mecz na igrzyskach olimpijskich… również w tym samym kraju.
Olimpijska reprezentacja Polski została wylosowana do tej samej grupy z kadrą Włoch. Na inaugurację rozgrywek „Biało-czerwoni” pokonali Kuwejt, „Azzurri” z kolei rozprawili się ze Stanami Zjednoczonymi. W drugiej kolejce spotkań doszło już do bezpośredniego starcia między nami a piłkarzami z Półwyspu Apenińskiego.
Wtedy, 27 lipca 1992 roku, odnieśliśmy nasze największe w historii zwycięstwo nad Włochami. Rozbiliśmy ich bowiem aż 3:0, a jedną z bramek zdobył m.in. Andrzej Juskowiak, późniejszy król strzelców całego olimpijskiego turnieju.
Zwycięstwo to było szczególnie ważne, ponieważ pozwoliło Polakom wygrać swoją grupę i w konsekwencji uniknąć meczu z Hiszpanią już na etapie ćwierćfinałowym. To właśnie Włosi musieli wtedy zmierzyć się z gospodarzami turnieju, którym ulegli 0:1.
Choć ten mecz olimpijski nie zalicza się teoretycznie do tak zwanych spotkań oficjalnych, to jednak w kontekście historii starć polsko-włoskich warto jest o nim wspomnieć.
Reprezentacja Polski i kolejne eliminacje do mundialu
Po igrzyskach na kolejny mecz Polaków z Włochami musieliśmy poczekać prawie pięć lat. 2 kwietnia 1997 roku po raz pierwszy od 12 lat, a licząc tylko mecze oficjalne, po raz pierwszy od 22 lat, zmierzyliśmy się z nimi na naszym terenie.
Tym razem były to eliminacje do mundialu w 1998 rozgrywanego we Francji. Grupę trafiliśmy naprawdę wymagającą. Oprócz wspomnianych powyżej „Azzurrich” los przydzielił nam również Anglików. Biorąc pod uwagę to, że aby myśleć o wyjeździe na mundial, trzeba było zająć minimum drugie miejsce, to szanse Polaków nie były największe.
Polska przegrała z Anglią, później pokonała Mołdawię. Potem przyszedł czas na zmierzenie się z Włochami w Chorzowie. Po stosunkowo wyrównanym meczu padł jednak kolejny w historii tych starć bezbramkowy remis. A co warto nadmienić, „Biało-czerwoni” z byle kim przecież nie grali. W składzie „Azzurrich” mogliśmy wtedy oglądać Christiana Vieriego, Gianfranco Zolę czy Paolo Maldiniego. Remis w takim wypadku wynikiem złym na pewno nie był.
Złym wynikiem skończył się za to mecz rewanżowy rozgrywany niecały miesiąc później w Neapolu. Polakom myśli o jakimkolwiek dobrym rezultacie z głowy wybili kolejno: Roberto di Matteo, Paolo Maldini oraz Roberto Baggio. Wysoka porażka 0:3 praktycznie przekreśliła szanse Polaków na mundial. Po spotkaniu w Neapolu „Biało-czerwoni” tracili bowiem aż osiem punktów do drugiej w tabeli Anglii.
Zatem, podobnie jak w latach 60., to Włosi skutecznie zablokowali nam możliwość awansu na mundial.
Ten jeden sparing na otarcie łez
Zwizualizujmy sobie to, w jakim stanie znalazła się polska kadra po 2002 roku. Odpadnięcie już na etapie fazy grupowej z mistrzostw świata, później nieudane eliminacje do Euro 2004, okraszone wstydliwą porażką z Łotwą. Z takim bagażem złych doświadczeń „Biało-czerwoni” przystępowali do listopadowego sparingu z reprezentacją Włoch, która z kolei dość zgrabnie zapewniła sobie na te mistrzostwa awans.
12 listopada 2003 roku naprzeciw Polakom w Warszawie wyszli m.in. Christian Vieri, Francesco Toldo, Fabio Cannavaro, Antonio Cassano czy Alessandro Nesta. Mecz zaczął się jednak niespodziewanie, już w 6. minucie prowadzenie „Biało-czerwonym” dał bowiem Jacek Bąk. Wynik chwilę później podwyższył Tomasz Kłos. Finalnie spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem 3:1. Jedyną bramkę dla gości zdobył wspomniany już Cassano.
Można powiedzieć, że reprezentacja Polski po całym pasmie niepowodzeń dała tym meczem swoim kibicom choć na moment zapomnieć o nieudanym mundialu i przegranych eliminacjach do Euro 2004.
Reprezentacja Polski kontra Włochy w czasach najnowszych
Ostatnie spotkania z „Azzurrimi” rozegraliśmy już niemal dwa lata temu. Wówczas, w ramach nowych rozgrywek Ligi Narodów, trafiliśmy do grupy z Portugalią i właśnie Włochami.
Pierwszy mecz rozegrano w Bolonii 7 września 2018 roku. Był to też debiut selekcjonerski obecnego szkoleniowca Polaków Jerzego Brzęczka. „Biało-czerwoni” zaprezentowali się w tym starciu dosyć dobrze, remisując 1:1. Punkt gospodarzom uratował Jorginho, strzelając wyrównując bramkę z rzutu karnego.
Rewanż w Warszawie z kolei zakończył się zwycięstwem Włochów. Goście strzelili zwycięskiego gola już w doliczonym czasie gry, skutecznie spychając nas na ostatnie miejsce w tabeli.
Pomimo raczej niekorzystnego bilansu w tych rozgrywkach (dwa mecze zakończone remisem i porażką) w obu spotkaniach (może mniej w rewanżowym) Włosi sprawiali wrażenie drużyny, która mimo wszystko jest w zasięgu Polaków. Niestety zabrakło nam szczęścia i koncentracji w końcówce meczu.
Z drugiej strony można też powiedzieć, że ostatnie mecze z Włochami trafiły nam się w momencie, gdy ta reprezentacja była w stanie przebudowy. Na wyobraźnię „Azzurrich” musiał przecież działać fakt, że nie zakwalifikowali się na mundial w Rosji. Teraz kadra Włoch znajduje się w zgoła innym położeniu. Przeszła przez eliminacje na Euro 2020 jak burza, wygrywając wszystkie spotkania. Aktualnie jest liderem naszej grupy w Lidze Narodów po pokonaniu w Amsterdamie Holandii.
Niedzielny mecz będzie meczem numer osiemnaście rozegranym między Polską a Włochami (siedemnaście, nie licząc spotkania na igrzyskach).