Przez polską ekstraklasę w ciągu ostatniej dekady przewinęło się dziesiątki zagranicznych piłkarzy. Lepszych lub gorszych, młodszych lub starszych. Wielu z nich jako przeciętni kopacze zarabiali po prostu na życie, lecz raz na jakiś czas pojawiały się perełki, które rzucone przed wieprze, miały dzięki niej wypłynąć na szerokie wody. Niestety dla większości z nich nasza rodzima liga zamiast odskocznią do międzynarodowej kariery okazała się równią pochyłą. Czy polska liga była/jest aż tak słaba,a może ciąży nad nią niewidzialne fatum? Oto subiektywny ranking największych niewypałów.
10. Takesure Chinyama
Napastnik rodem z Zimbabwe wpisał się na karty historii ekstraklasy w sezonie 2008/09, kiedy to wspólnie z Pawłem Brożkiem został królem strzelców. Będąc zawodnikiem Legii Warszawa, siał postrach na polskich boiskach swoimi nieprzeciętnymi warunkami fizycznymi. Silny i wysoki snajper szybko zwrócił na siebie uwagę klubów zagranicznych, w szczególności wyspiarskich. Będąc niemłodym piłkarzem, musiał szybko podjąć decyzję co do przyszłej kariery. I gdy wydawało się, że stołeczny klub jest już o krok od świetnego interesu, świnię podłożyli im działacze Groclinu. Były (i nieistniejący już) zespół Chinyamy dość skutecznie rozsiał plotkę, że zawodnik ma poważną wadę serca, z powodu której nie powinien grać w piłkę. Cóż za hipokryzja! Informacja niepotwierdzona, lecz sensacyjna dość szybko obiegła media. Transfer spalił na panewce, a Zimbabwejczyk po dziś dzień tuła się po przeciętnych drużynach z południa Afryki.
9. Filip Iwanowski
Macedończyk trafił do Polski (a właściwie Groclinu) z mianem niezwykle utalentowanego i bramkostrzelnego napastnika. Szybko wypatrzyli go działacze Polonii Warszawa, gdzie rozegrał kapitalny sezon. Był jednym z najlepszych strzelców, zdobył 11 bramek. Jak wielu mu podobnych piłkarzy z Bałkanów wolał jednak pieniądze niż ciężką pracę. Poszedł na łatwiznę i zamiast budować swoją pozycję w Polsce kuszony wielkimi zarobkami wyjechał na Cypr. W Ethnikosie Achna grał niewiele, strzelał jeszcze mniej. Do ojczyzny powrócił na tarczy, robiąc poważny krok w tył. Z Vardarem Skopje co prawda zdobywał przez ostatnie dwa lata mistrzostwo kraju i walczył (bezskutecznie) o europejskie puchary, lecz z międzynarodowej kariery już nici.
8. Robert Demjan
Historia słowackiego snajpera jest stosunkowo młoda i świeża oraz analogiczna w paru kwestiach do powyższej Chinyamy. Demjan, zostając najlepszym strzelcem ekstraklasy, również nie był już młokosem. Przy wyborze potencjalnych pracodawców nie miał zbyt wielkiego wyboru i, chociaż sporo ludzi mu to odradzało, uparcie chciał wyjechać na zachód. Z przeciętniaka polskiego – Podbeskidzia Bielsko-Biała – trafił do przeciętniaka belgijskiego – Waasland Beveren. W Jupiter Pro League pojawił się w tym sezonie 13 razy, grając głównie ogony. Bramki dla nowej drużyny jeszcze nie strzelił i być może już nie strzeli. Słowak od dłuższego czasu uskarża się na brak zaufania od trenera, a polskie media spekulują o jego powrocie w Beskidy.
7. Roger Guerreiro
O przeszłości Brazylijczyka nie trzeba wiele wspominać, bo większość kibiców (zwłaszcza w stolicy) doskonale o niej pamięta. Dużo uboższe grono ma jednak świadomość, co ze strzelcem jedynej dla Polski bramki na Euro 2008 dzieje się obecnie. Roger, wyjeżdżając z przybranej ojczyzny w wieku 27 lat, dostał ponowną szansę (pierwszą miał, będąc w Celcie Vigo), aby pokazać się w Europie. Jego pobyt w AEK-u Ateny okazał się jednak koszmarem. Krach ekonomiczny w Grecji, który spowodował ogromne kłopoty finansowe klubu, odbił się również na dyspozycji sportowej samych zawodników. Przed występami w drugiej lidze greckiej Roger uciekł do… drugiej ligi brazylijskiej (Guarantigueta). Miał ponoć ostatnio możliwość powrotu do Polski, gdzie zatrudnić go chciała Pogoń Szczecin. Do transferu nie doszło, jak to zwykle bywa, poszło o pieniądze.
6. Edgar Cani
Były napastnik „Czarnych Koszul”, mimo że jest Albańczykiem, ma typowo włoski temperament, który w zawodowej karierze jak na razie jest mu kulą u nogi. Ma zaledwie 24 lata, świetne warunki fizyczne i znośną technikę, a więc międzynarodowa kariera powinna stać przed nim otworem. Niestety jego wady natury osobowościowej przykrywają aspekty sportowe. Fakt, że jeszcze przed przybyciem do Warszawy żaden z sześciu włoskich klubów, w jakich występował, nie zatrzymał go na dłużej, mógł coś sugerować. Prezes Wojciechowski przeżył z nim prawdziwą sinusoidę. Cani najpierw się obrażał i pakował do wyjazdu, by po chwili wracać i kajać się przed trenerem, (jeżeli nie był jeszcze zwolniony), a następnie strzelać bramki jak na zawołanie. Odszedł do Catanii, bo bankrutująca Polonia na gwałt potrzebowała pieniędzy. W trwającym sezonie broni barw drużyny Capri w rozgrywkach Serie B. Strzelił nawet jakąś bramkę…
5. Ilijan Micański
Kolejny dobrze zapowiadający się napastnik z półwyspu Bałkańskiego i znów nie wszystko poszło zgodnie z planem. Bułgar potrzebował sporo czasu, aby zadomowić się na polskich boiskach. Dopiero w czwartym klubie – Zagłębiu Lubin – pokazał swój potencjał. Zdobywając 26 bramek w I lidze, poprowadził „Miedziowych” do spektakularnego awansu. W ekstraklasie też sporo strzelał, dzięki czemu szybko zwrócił uwagę niemieckich skautów. Trafił do Bundesligi (konkretnie Kaiserlautern), jednak natychmiast wypożyczono go do 2-ligowego FSV Frankfurt. Obudzony na moment instynkt strzelecki zastopował uraz. Obecnie Bułgar występuje już w czwartym niemieckim zespole – Karlsruher. 28-letni snajper pierwszej młodości nie jest i europejskiej kariery już pewnie nie zrobi. Na pewno nie takiej, jaką przewidywały mu media po towarzyskim spotkaniu z Liverpoolem, w którym strzelił zwycięską bramkę w barwach Kaiserlautern.
4. Jan Mucha
Legia Warszawa w XXI wieku stała się czołowym eksporterem bramkarzy na Wyspy Brytyjskie. Najpierw Artur Boruc, później Łukasz Fabiański trafiali do cenionych klubów i przez wiele lat tworzyli ich kanon. Słowacki golkiper miał być następny, Po świetnych występach w ekstraklasie, m.in. rekordowej na tamten czas passie bez puszczonej bramki (635 minut), zainteresowały się nim naprawdę solidne drużyny. Po wygaśnięciu kontraktu ze stołecznym klubem, w idealnym wieku i z dużym doświadczeniem przeszedł do Evertonu. Wydawało się, że pójdzie ścieżką utartą przez innych legionistów, jednak w zespole „The Toffees” był… Tim Howard. Niezniszczalny Amerykanin nie dopuścił Słowaka do pierwszego składu nawet na chwilę. Mucha grał tylko w rezerwach, stracił miejsce w narodowej reprezentacji – musiał odejść. Wybrał rosyjską Krylię Sowietow, lecz tam również nie jest w stanie złapać rytmu meczowego.
3. Maor Melikson
Izraelczyk stanowił jednego z tych zawodników, którzy w polskiej lidze robili wyraźną różnicę. Był prawdziwym liderem „Białej Gwiazdy”, z którą tuż po przybyciu z Hapoelu Be’er Szawa zdobył mistrzostwo Polski. Znakomitymi występami w eliminacjach do LM, a następnie fazie grupowej LE zwrócił na siebie uwagę największych. Pytały o niego kluby włoskie i francuskie, a Celtic złożył konkretną ofertę opiewającą na 3 miliony euro. Działacze Wisły popełnili wtedy jeden z największych błędów ostatniej dekady – czekali. Blokując transfer, mieli nadzieję, że Melikson w miarę upływającego czasu będzie tylko lepszy i zarobią na nim jeszcze więcej. Przyszedł uraz, potem słabsza runda, sezon, w końcu zamieszanie związane z wyborem narodowych barw. W styczniu 2013 roku odszedł do Valenciennes za grosze – 900 tysięcy. Początek we francuskim zespole miał udany, kwestią czasu miał być transfer do któregoś z potentatów. Sytuacja obecnie nie wygląda jednak zbyt wesoło. Na karku 29 lat, a w statystykach 14 spotkań i dwa gole (oba z karnych) w jednej z najsłabszych drużyn Ligue 1. Chwały mu to nie przynosi.
2. Artiom Rudnev
Gdy 16 września 2010 roku nieznany szerszej widowni łotewski snajper, Artjoms Rudnevs, (pierwotna pisownia) zaaplikował słynnemu Juvetusowi cztery bramki w dwumeczu LE, media na starym kontynencie oszalały. Anonimowy dotychczas napastnik Lecha Poznań stał się nagle łakomym kąskiem dla włoskich drużyn z najwyższej półki. Swoją renomę Rudnev zdobył oczywiście także dzięki kapitalnej grze w ekstraklasie. W sezonie 2011/12 został królem strzelców z przyzwoitym dorobkiem 22 bramek. Podobnie jak swój poprzednik w zespole „Kolejorza” – Lewandowski – obrał kierunek na zachód od Odry. Do Hambugera SV trafił za ogromną jak na polskie warunki kwotę 3,5 milionów euro. Debiutancki sezon w Bundeslidze miał świetny, zdobył 12 bramek, zaliczył cztery asysty. Obecnie jest już niestety o wiele gorzej. Nie jest ulubieńcem trenera Finka, a w drużynie podczas letniej przerwy pojawił się bramkostrzelny Lasogga. Łotysz jest w hierarchii HSV dopiero czwartym snajperem i wiele wskazuje na to, że już zimą poszuka sobie innego pracodawcy. Kto wie, może wróci do Poznania?
1. Semir Stilić
Bośniak mógłby śmiało ubiegać się o miano najbardziej utalentowanego zagranicznego piłkarza, który kiedykolwiek miał okazję gry w ekstraklasie. W porównaniu do większości piłkarzy biegających po polskich murawach wyglądał jak artysta. Potencjał miał ogromny i może dlatego nie grzeszył skromnością. Poznańską drużynę poprowadził do największych sukcesów od lat, i to w zarówno w krajowych, jak i europejskich rozgrywkach. Szybko się jednak znudził ekstraklasą, zaczęło mu brakować ambicji do trenowania, później do gry. Zamiast skupić się na piłce, planował swoją wielką karierę, opowiadał o klubach (często zmyślonych), które chcą go pozyskać. Lekko mówiąc – gwiazdorzył. „Kolejorz” wypuścił Stilicia dopiero po upłynięciu kontraktu, gdy ten miał za sobą wyjątkowo słabą rundę. Trafił do Karpat Lwów za pół miliona euro, gdzie nie zagrzał jednak zbyt długo miejsca. Od trwającego obecnie sezonu występuje (a w zasadzie po prostu jest) w tureckim Gaziantepsporze. Co ciekawie jego klubowymi kolegami są tam m.in. Darvydas Sernas czy Abdou Razack Traore.
Błąd w tekście ,,(...) dla większości z nich
nasza rodzima liga(...)" :)))
o.O racja xddd redakcja postaraj się ;DD