Tydzień temu pisaliśmy o Łotyszach, którzy w eliminacjach do mistrzostw Europy 2004 sensacyjnie wywalczyli awans. Dziś przypomnimy nieco bardziej odległe wydarzenie, o którym niewielu pamięta i w które pewnie trudno będzie uwierzyć, że wydarzyło się naprawdę. Otóż w 1964 roku Luksemburg był o krok od półfinału mistrzostw Europy (wówczas Puchar Narodów Europy).
Jeśli Łotwa była w 2004 roku piłkarskim kopciuszkiem, to jak nazwać Luksemburczyków? Amatorzy to chyba trafne określenie. Jednak ci amatorzy, którzy na co dzień wykonywali zawody zupełnie nie zawiązane z jakąkolwiek dyscypliną sportową, byli bliscy uczestniczenia w turnieju finałowym mistrzostw Europy w 1964 roku, który odbywał się w Hiszpanii. Wówczas kwalifikacje wyglądały nieco inaczej. Od początku do końca wszystko odbywało się w systemie pucharowym. Do ćwierćfinału włącznie o rozstrzygnięciu miały zadecydować dwa mecze, w razie jego braku trzeci miał być rozegrany na neutralnym terenie. Turniej finałowy rozgrywano na stadionach gospodarza wybranego przez UEFA, ale były to raptem cztery mecze, dwa półfinałowe, mecz o trzecie miejsce i finał. Awans do finałów dawał ogromne szanse na zdobycie medalu.
Nasi bohaterowie od początku mieli mocno ułatwione zadanie. Los był dla nich wyjątkowo łaskawy. W 1/16 Luksemburg awansował, nie wychodząc nawet na boisko. Rywalizacja dla najmniejszego kraju Beneluksu zaczęła się od 1/8. Rywalem byli Holendrzy. „Pomarańczowi” dwukrotnie nie wykorzystali atutu własnego boiska. W pierwszym spotkaniu rozegranym w Amsterdamie „Oranje” wyszli na prowadzenie po strzale Nunningi (późniejszy wicemistrz świata), lecz jeszcze przed końcem pierwszej połowy do remisu doprowadził Paul May. Rewanż rozgrywany w Rotterdamie był jeszcze bardziej dramatyczny. Już w 20. minucie podopieczni niemieckiego trenera, Roberta Heinza, sensacyjnie wyszli na prowadzenie po strzale Camille Dimmera. Holendrzy doprowadzili do wyrównania za sprawą Kruivera, lecz w drugiej połowie Drimmer raz jeszcze wpisał się na listę strzelców i było po zawodach.
Prawdziwy horror Luksemburczycy zafundowali w ćwierćfinale reprezentantom Danii. W pierwszym meczu rozgrywanym w Luksemburgu już po 60 sekundach gospodarze prowadzili 1:0. Duńczycy jeszcze nie zdążyli dobrze się ustawić na boisku, a Pilot już wpakował piłkę do siatki! Wyrównał Ole Madsen, ale zaraz potem drugą bramkę dla gospodarzy zdobył Klein. Odpowiedź była równie błyskawiczna, a cios ponownie zadał Madsen. Tuż po rozpoczęciu drugiej części spotkania po raz trzeci ukłuł Madsen, lecz pięć minut później swoje trzy grosze dorzucił Klein i remis 3:3 stał się faktem. W Kopenhadze duńscy fani od początku dostawali palpitacji serca. Co prawda, Duńczycy nie mieli wówczas podstaw, żeby uważać się za futbolową potęgę, ale Luksemburg powinni pokonać z zamkniętymi oczami i związanymi nogami. Jednak to Leonard w 13. minucie dał prowadzenie gościom. Wyrównanie padło zaledwie po trzech minutach, a zdobywcę bramki nie trzeba przedstawiać, Luksemburczykom gole potrafił strzelać tylko Ole Madsen. Ten sam zawodnik zdobył bramkę na 2:1 w 70. minucie i kiedy wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, Schmidt na sześć minut przed końcem ustalił wynik na 2:2. Reguła bramek strzelonych na wyjeździe wówczas nie obowiązywała, więc potrzebny był dodatkowy mecz.
Finał zmagań duńsko-luksemburskich odbył się na stadionie Ajaksu w Amsterdamie. Kibice zastanawiali się, czy znów będzie tak dramatycznie jak w poprzednich dwóch spotkaniach i czy przypadkiem o rozstrzygnięciu nie zadecyduje rzut monetą. Stawka była wysoka – awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Luksemburska bramka została zdobyta w 41. minucie, a bohaterem okazał się nie kto inny jak Ole Madsen. Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie i to Dania ostatecznie awansowała do turnieju finałowego. Tam jednak była wyraźnie słabsza od rywali i ostatecznie zajęła czwartą pozycję, przegrywając 0:3 z ZSRR i 1:3 z Węgrami.
To był największy sukces w historii luksemburskiego futbolu. Co prawda w jego osiągnięciu znacznie pomógł łut szczęścia, ale to nie zmienia faktu, że jeden z najmniejszych krajów w Europie był o krok od turnieju finałowego mistrzostw Europy.
haha .dobre
nio nio :)