Financial Fair Play – tuż za rogiem


Już od przyszłego sezonu rusza lansowane przez UEFA Financial Fair Play. Czy faktycznie pozwoli to ocalić kluby i zatrzymać obrzydliwie bogatych szejków niszczących futbol? Jak poradzą sobie ze wszystkimi restrykcjami największe zespoły? Szukając odpowiedzi na te pytania, warto przyjrzeć się trzem różnym systemom finansowania, odpowiednio Arsenalu Londyn, Manchesteru City i Realu Madryt. Od razu uprzedzam – nie będzie to artykuł obfitujący w fajerwerki. Jest to tekst przeznaczony dla futbolowych zapaleńców, którzy lubią się odnajdywać w arkuszach kalkulacyjnych.


Udostępnij na Udostępnij na

W dużym uproszczeniu Financial Fair Play zakłada, że kluby nie będą mogły wydawać więcej, niż zarabiają. Co najciekawsze, kwoty te liczone będą bardzo arbitralnie. Specjalnie powołana komisja skupiać się będzie przede wszystkim na wydatkach na transfery i pensje oraz zarobki z dniu meczu. Bez znaczenia będzie to, że klub musi uporać się z remontem obecnego stadionu bądź budową nowego.

Rzekomo nie będzie można także sztucznie zawyżać dochodów. Jeżeli podpiszesz za wysoki kontrakt reklamowy albo pomylisz się o jedno zero przy kwocie odstępnego, UEFA to wszystko zbada. Pytanie tylko, na jakich zasadach to ma się odbywać. I gdzie tutaj prawa wolnego rynku? Wszystkie te pytania zasługują na oddzielny artykuł. W niniejszym chciałbym porównać zupełnie trzy różne systemy finansowania klubów i ich wysiłki, by sprostać wymogom finansowego fair play.

Wenger jest największym zwolennikiem Financial Fair Play
Wenger jest największym zwolennikiem Financial Fair Play (fot. Skysports.com)

Dwa bieguny Wielkiej Brytanii

Akceptowalne poziomy odchylenia
Okres Liczony sezon1 Liczony sezon2 Liczony sezon3 Odchylenie pokryte Odchylenie niepokryte
2013/14 2011/12 2012/13 45 5
2014/15 2011/12 2012/13 2013/14 45 5
2015/16 2012/13 2013/14 2014/15 30 5
2016/17 2013/14 2014/15 2015/16 30 5
2017/18 2014/15 2015/16 2016/17 30 5
2018/19 2015/16 2016/17 2017/18 <30 5

Arsenal Londyn pod wodzą Arsene Wengera jest największym zwolennikiem Financial Fair Play. Nic w tym dziwnego, od lat drużyna z północnego Londynu notuje bowiem czysty zysk. UEFA chwali klub za świetne zarządzanie, jednak kibice już niekoniecznie. Arsenal od 2006 roku nie wygrał żadnego trofeum, a ten czysty zysk w największej mierze pochodzi ze sprzedaży największych gwiazd, co ostatnio w Arsenalu zdarza się notorycznie.

„Kanonierzy” w 2010 roku zanotowali zysk (w skrócie stosunek dochodów do wydatków) w wysokości aż 56 milionów funtów, a rok później, mimo że spadł on do „zaledwie” 15 milionów funtów, nadal jest to najlepszy wynik na Wyspach, zaraz po Manchesterze United.

Zyski i straty TOP 6
mln euro Man City Chelsea Liverpool Tottenham Man Utd Arsenal
2009/10 -121,3 -70,4 -19,9 -6,5 -15.0 56.0
2010/11 -197,5 -67.0 b.d. 0,4 29,7 14,8
Łącznie -318,8 -137,4 -19,9 -6,1 14,7 70,8

Jak więc widzimy, zarówno Chelsea, jak i Manchester City mogą pomarzyć o takich wynikach finansowych. Ale to te kluby w ostatnich latach zapełniają gablotkę z pucharami, czego o Arsenalu niestety powiedzieć nie można.

Wszyscy są tak zapatrzeni w ten świetny model zarządzania, że nikt nie zauważa, iż klub z północnego Londynu jest prawdziwym kolosem na glinianych nogach. Mimo że całkowity dochód w sezonie 2010/2011 wyniósł aż 227 milionów funtów, co jest piątym wynikiem w Europie, to od 2009 roku jest to wzrost o zaledwie 1%!

Dużą część tych dochodów stanowiła sprzedaż nieruchomości, między innymi luksusowych apartamentów na Highbury Square, które przez światowy kryzys finansowy i tak nie okazały się tak dochodowe, jak zamierzano. Co więcej, Arsenal traci całkiem sporo przez brak sukcesów. Nie mówię tutaj o tak oczywistych kwotach jak na przykład za wygranie Ligi Mistrzów (Chelsea zgarnęła z tego tytułu 9 milionów funtów), ale mam na myśli przede wszystkim dochody z transmisji telewizyjnych lub reklam. Arsenal wcale nie jest tak rozpoznawalną marką, jakby się powszechnie wydawało. Do tego nie zatrudnia gwiazd światowego formatu, dlatego nie może korzystać z zysków z praw do ich wizerunku, jak to jest na porządku dziennym w City czy Realu Madryt.

Dodatkowo, by zabezpieczyć budowę nowego stadionu, włodarze „Kanonierów” podpisali długoterminowe umowy sponsorskie za potwornie niskie pieniądze. Firma Emirates za logo na koszulkach do 2014 roku będzie płacić zaledwie 5,5 miliona funtów rocznie, co przy kwocie 20 milionów w United, City czy również nieodnoszącym sukcesów Liverpoolu jest sumą po prostu śmieszną.

Deloitte wyliczyło także, że gdyby Arsenal nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, straciłby z tego tytułu aż 45 milionów funtów. Jeśli dodamy do tego powyższe problemy, „Kanonierzy” mieliby spory kłopot, by sprostać wymaganiom Financial Fair Play, którego są przecież największymi zwolennikami.

Deloitte Football Money League (2010/11)
mln euro Miejsce Match day TV Reklamy Razem
Real Madryt 1 112 166 156 433
Barcelona 2 100 166 141 407
Man Utd 3 109 119 103 331
Bayern 4 65 65 161 290
Arsenal 5 93 87 46 227
Chelsea 6 68 101 57 226
Man City 12 27 69 58 153

Ostatnim i być może największym problemem w Arsenalu są zarobki piłkarzy. „Kanonierzy” mają bardzo szeroką kadrę dlatego, że często sięgają po młodzież. W pierwszej jedenastce biegają Carl Jenkinson i Alex Oxlade-Chamberlain, którzy zarabiają po zaledwie 20 tysięcy funtów tygodniowo. Prawdziwy problem zaczyna się, gdy sięgniemy do rezerw. Kontrakt Andrieja Arszawina opiewa na ponad 4 miliony funtów rocznie, a jego tygodniówka wynosi 80 tysięcy funtów. Ktoś pamięta jeszcze Sebastiana Squilacciego? 60 tysięcy funtów tygodniowo! Chamakh? 50 tysięcy funtów! Denilson, Djoruou, Diaby? Podobnie! Czy ktoś zastanawiał się, ile kosztuje jeden mecz w sezonie wiecznie kontuzjowanego Francuza? Arsenal, pozbywając się zbędnego balastu, mógłby zaoszczędzić ponad 20 milionów funtów. A za to można już kupić naprawdę świetnego zawodnika.

Konkluzja? Na chwilę obecną Arsenal najbardziej skorzystałby z Financial Fair Play, ale – po pierwsze – taka sytuacje nie będzie trwać wiecznie, a – po drugie – inne kluby będą miały swoje sposoby dostosowania się do wymogów UEFA. „Kanonierzy” powinni więc zaryzykować: sprowadzić jednego, dwóch medialnych piłkarzy dużego kalibru (Falcao?) i dzięki temu postarać się w końcu o jakieś trofeum. Być może w ten sposób odpalą prawdziwe perpetuum mobile.

Niebieski Manchester

Oto, skąd zyski czerpie Arsenal – Highbury Square
Oto, skąd zyski czerpie Arsenal – Highbury Square (fot. thestandardedition.com)

Wśród kibiców futbolu „Citizens” nie są drużyną zbyt popularną. Wśród ekonomistów pewnie też nie. Wszyscy bowiem zarzucają obecnym mistrzom Anglii zawyżanie cen na rynku, a także po prostu nieuczciwą konkurencję. Jeszcze do niedawna wydawać by się mogło, że cały projekt szejka Mansoura pójdzie do kosza. Mimo zainwestowania blisko miliarda funtów drużyna nie wygrała niczego na krajowym podwórku, a z Ligi Mistrzów odpadła we wręcz żenujących okolicznościach.
Wszystko zmieniło się w ostatnich sekundach poprzedniego sezonu, gdy City, przegrywając u siebie z QPR 0:1, w doliczonym czasie strzeliło trzy bramki i zasłużenie sięgnęło po tytuł. W obecnych rozgrywkach „Citizens” wreszcie wyglądają na drużynę poukładaną i ustabilizowaną. Niemniej jednak finanse dalej się nie zgadzają, dlatego szejkowie i spółka będą musieli się sporo natrudzić przed nowym sezonem.

Mimo że City ma nad czym pracować, ma też dużo szczęścia. Rekordowa strata z sezonu 2010/2011 – 197 milionów funtów – nie będzie brana pod uwagę w pierwszym sezonie obowiązywania Financial Fair Play. Cięcie kosztów wyjaśnia także ograniczone ruchy na rynku transferowym. Przed rozpoczęciem obecnej kampanii drużynę zasilili „zaledwie” Jack Rodwell, Javi Garcia, Scott Sinclair i mało znany szerszej publiczności Matija Nastasić. Jak ogromna jest jednak skala problemu z pensjami, zilustruje poniższa tabela:

MC – stosunek zarobków do obrotu (mln euro)
Lata 2006 2007 2008 2009 2010 2011
Obrót 61,8 56,9 82,3 87,0 125,1 153,2
Zarobki 34,3 36,4 54,2 82,6 133,3 174,0
Stosunek 56% 64% 66% 95% 107% 114%

Mimo że między rokiem 2008 a 2011 pensje wzrosły aż trzykrotnie, to w tym samym czasie również potrojono wpływy z reklam, a to wszystko dzięki zręcznym zabiegom szejka i podpisaniu lukratywnych kontraktów z Etihad Airways, Umbro, Aabar, Abou Dhabi Tourism Authority i Etisalat. Patrzę na powyższe nazwy i wprawdzie wiem, że żyjemy w zglobalizowanym świecie, ale za niedługo w niebieskiej części Manchesteru popularniejszy od angielskiego może być język arabski.

Manchester City rokrocznie notuje również znaczny wzrost przychodów, jednak i tak nie jest on proporcjonalny do wydatków. Wszystko ma się zmienić dzięki trzem czynnikom: praw z transmisji, grze w Lidze Mistrzów i popularyzowaniu marki.

Dystrybucja środków z TV
mln euro Miejsce w 2010/2011 Kwota Miejsce w 2011/2012 Kwota
Man Utd 1 60,4 2 60,3
Chelsea 2 57,7 6 54,4
Man City 3 55,5 1 60,6
Arsenal 4 56,2 3 56,2
Tottenham 5 53,1 4 57,3
Liverpool 6 55,2 8 54,3

Na początku zajmijmy się wpływami z telewizji. Już z samego tytułu, że City poprzedni sezon zakończyło na pierwszej lokacie, dostanie o 5 milionów więcej z praw do transmisji. Do tego można dodać kolejne pieniądze za miejsce w lidze i wyższe dochody z tzw. match day, na co oprócz praw do transmisji składać się będą bilety (droższe, bo czemu nie?) oraz wpływy z reklam.

„Citizens” zarobią także więcej na grze w Lidze Mistrzów, zakładając, że nie powtórzy się czarny scenariusz z poprzedniego sezonu. Mając jednak na uwadze, że podopieczni Roberto Manciniego walczyli jak równy z równym z Realem na Santiago Bernabeu, będą mieli do wyciągnięcia z europejskich pucharów około 20 milionów funtów więcej.

Ostatnim punktem planu naprawczego City jest zwiększenie atrakcyjności niebieskiej marki. Zaglądając w znajdujący się w artykule diagram, można odnieść wrażenie, że wpływy z reklam są zbyt niskie jak na klub o takich ambicjach jak „Citizens”.

Co jednak stoi na przeszkodzie, żeby renegocjować te kontrakty? Myślę, że mało kto się może oprzeć sile perswazji szejka Mansoura i nawet zasada FAIR VALUE nie będzie tu miała zastosowania. Należy także podjąć działania ku zwiększeniu wpływów ze wspomnianego przeze mnie wcześniej match day. Obecnie plasują się one na poziomie zaledwie 1 miliona funtów za mecz. Dla porównania Manchester United i Arsenal zgarniają po prawie 4 miliony.

Nie wszystko wygląda jednak tak pięknie, jak się wydaje. Poprzednie lata obfitej działalności na rynku transferowym w końcu będą musiały odbić się czkawką włodarzom City. Mimo iż przykład Chelsea pokazuje, że da się obniżyć koszt utrzymania zawodników (z 83 milionów w 2005 do 38 milionów w 2010), to po pierwsze jest to proces długotrwały, a po drugie wielu piłkarzy w City ma długoterminowe umowy, które niechętnie będą renegocjowane. Zapytajcie takiego Yayę Toure, który obecnie inkasuje 200 tysięcy funtów tygodniowo, czy gdy dostanie ofertę nowego kontraktu, to zgodzi się na obniżenie zarobków? Wątpliwe.

Kolejnym problemem jest stadion. Etihad Stadium, czy jak kto woli City of Manchester Stadium, może pomieścić 47800 widzów, co na standardy Premier League jest stanowczo za mało. Co gorsza, rozbudowa obiektu będzie bardzo utrudnione z uwagi na przedziwny projekt stadionu.

Wiele trenerów chciałoby mieć taki komfort pracy jak Mancini...
Wiele trenerów chciałoby mieć taki komfort pracy jak Mancini… (fot. skysports.com)

Reasumując, ten sezon dla City będzie przełomowy. Na pewno wydatki zostaną obniżone drastycznie, a w zimowym oknie transferowym można spodziewać się prawdziwej wyprzedaży. Wszystko to odbędzie się przy bezustannym wzroście dochodów. Ale czy to wszystko będzie na poziomie Financial Fair Play? Pewnie nie, ale Platini i spółka na niejedno odchylenie od normy przymykali już oczy.

Królewskie wydatki

Ostatni przykład jest jakby z innej beczki, ponieważ trudno porównać charakterystykę angielskiej Premier League do hiszpańskiej La Liga. Real Madryt jest jednak czymś więcej niż tylko piłkarskim klubem. Jest on na świecie prawdziwą instytucją i od lat jest kojarzony z przymiotnikami „największy”, „najlepszy” czy „najdroższy”. Czy to dobre określenia w sytuacji, gdy tuż za rogiem czyha Financial Fair Play? Oczywiście!

Wzrost obrotu za ostatnie 5 lat
mln euro 2007 2008 2009 2010 2011
Real Madryt 351 366 407 442 479,5
Barcelona 290 309 366 398 450,7
Man Utd 315 325 327 350 367,0
Arsenal 264 264 263 274 251,1
Man City b.d. 104 101 153 169,6

Już powyższa tabela wskazuje, jak ogromny dochód generuje marka z Madrytu. Wynikiem zbliżonym do 433 milionów funtów może pochwalić się jedynie Barcelona, a przy wyniku Manchesteru United jest to po prostu przepaść.

Dochody muszą być wielkie, bo i takie są wydatki. Dużo do powiedzenia w tym temacie ma Fiorentino Perez, który za każdej swojej kadencji wyznaje zasadę, że skoro Real jest najlepszym klubem na świecie, to muszą w nim grać najlepsi obecnie piłkarze. Dlatego też wydanie 96 milionów euro na Cristiano Ronaldo czy 65 milionów na Kakę było według Pereza konieczne.

Niektórzy w tym momencie pewnie łapią się za głowy. Jak jakikolwiek człowiek może być wart prawie 100 milionów? A jednak, dodatkowo jest to naprawdę przemyślany biznes. Kwota transferowa wydana na Portugalczyka zwróciła się już po roku z samej sprzedaży trykotów. A o klasie Ronaldo i sukcesach, które on gwarantuje, nie trzeba przekonywać chyba nikogo.

Sporym problemem Realu w przyszłości będzie rozlokowanie dochodów z praw telewizyjnych w Primera Division. Obecnie łącznie z Barceloną „Królewscy” otrzymują po 140 milionów euro, trzykrotnie więcej niż trzeci klub w tabeli. W przeszłości dochodziło do tak kuriozalnej sytuacji, że trzecia w tabeli na koniec sezonu Valencia dostawała mniej z transmisji telewizyjnych niż West Ham, który spadał do Championship.

Wszystko to ma się zmienić w 2015 roku, gdy w życie wejdzie nowy system i Real oraz Barcelona otrzymają łącznie już tylko 35% dochodów z TV. Kolejnym problemem, co wydaje się twierdzeniem dość kuriozalnym, jest marka samej ligi. Mimo że grają w niej obecnie najlepsi piłkarze na świecie, La Liga jest po prostu słaba, zarówno w sensie sportowym, jak i medialnym. Takie kluby jak Granada czy Levante raczej nie gwarantują tłumów na stadionach, co na przykład w Premier League czy Bundeslidze jest nie do pomyślenia. Ponadto łączny dochód wszystkich klubów z Premiership za prawa do transmisji to 1,3 miliarda euro. Dla porównania cała La Liga na tym polu jest warta zaledwie 0,6 miliarda.

Real Madryt musi się także cofnąć myślami do przeszłości, gdy na początku tego milenium był w bardzo słabej kondycji finansowej. Wtedy  „Królewscy” musieli wygrywać wszystko, co się dało, i tak też czynili. Tak teraz najwyższa pora, ażeby sięgnęli po triumf w Lidze Mistrzów. Od momentu przejścia Jose Mourinho Real przynajmniej dochodzi do półfinałów. Przed erą Portugalczyka najczęściej kończył te rozgrywki w 1/8 finału, przegrywając z Olympique Lyon. Dwie rundy różnicy to kolejne kilkanaście milionów euro.

Zresztą Mourinho jest człowiekiem pełnym kontrastów i dla pozycji Realu może to mieć swoiste konsekwencje. Mimo że Portugalczyk gwarantuje walkę o najwyższe cele, za jego czasów w Realu panuje dość niezdrowa rywalizacja, szczególnie przeciwko Barcelonie, co odbija się na światowym wizerunku klubu, który uważany jest za drużynę grającą fair i z wielkim szacunkiem dla przeciwnika. Ponadto Mourinho niekoniecznie może być chętny na nowe transfery Pereza, które są atrakcyjne z marketingowego punktu widzenia. Przed tym sezonem zdecydował się jedynie na zakup Luki Modricia, który mimo że piłkarzem jest fantastycznym, to na jego trykotach wiele się raczej nie zarobi.

Na koniec pozostaje ogromny kredyt zaciągnięty przez Pereza, opiewający na kwotę 167 milionów euro. Został on wzięty w 2009 roku na zakup wspomnianych Ronaldo i Kaki, a spłacony ma być do 2015 roku. Czy będzie? To bardzo wątpliwe, jednak ze względu na markę, jaką jest Real Madryt, podejrzewa się, że jeżeli chodzi o spłatę kredytu, to żaden bank nie będzie zbyt agresywny w stosunku do „Królewskich”. Odbije się to jednak w kryteriach FFP.

Jeżeli Manchester City będzie chciał być angielskim Realem Madryt, to czeka ten klub naprawdę długa i wyboista droga. „Citizens” nawet w połowie nie dysponują taką pozycją na rynku jak „Królewscy”. Generują dwukrotnie mniejszy dochód, brak im znaczących sukcesów na arenie międzynarodowej, a także większej liczby kibiców na trybunach. Jednakże wszystkie sukcesy rodzą się w bólach. Tak było wcześniej z Chelsea, tak na początku istnienia Premier League było z Manchesterem United. Dzisiaj o klasie tych drużyn nie trzeba nikogo przekonywać, a ich pompowana hektolitrami gotówki przeszłość idzie w zapomnienie.

Z drugiej strony temu pojedynkowi przygląda się ekonomicznie atrakcyjny Arsenal Londyn, ale czy ktoś naprawdę myśli, że na piłce nożnej da się zarobić?

Artykuł powstał z wykorzystaniem statystyk Deloitte, a także w oparciu o fenomenalny blog The Swiss Ramble, na który serdecznie zapraszam.

Komentarze
~HASAN (gość) - 11 lat temu

Tylko z dwoma aspektami moge się zgodzić - nie
wydajesz więcej niż zarobisz(dostaniesz kredyt)oraz
z dotrzymywaniem terminów płatności między
klubami. Reszta to czysty nonsens. UEFA/FIFA jest
ogromnym molochem,także biurokracyjnym,a skoro nic
nie produkuje,sama nie zarabia to inni muszą
utrzymać pasożyta.
Financial Fair Play powinno zmienić nazwe na
Financial Fair Pay(back) ;D
W artykule wspomniano o uczciwej(wolnej)konkurencji.
Chciałbym wiedzieć jak ma to się do prawa
obowiązującego w UE.
Na koniec tekstu,notabene niezwykle
interesującego,padło pytanie czy na piłce nożnej
można zarobić a ja myśle że pytanie powinno
brzmieć - ile można zarobić na futbolu.
A przy tak postawionym pytaniu konkluzja nasuwa się
sama. Ile na takim rozwiązaniu ugra UEFA i FIFA.

Do pana Mateusza Ruchały.
Niezwykle frapuje mnie temat wolnej konkurencji o
której Pan wspomniał w artykule i chciałbym
wiedzieć co mówi prawo w tym temacie. Skoro UEFA
jest europejską instytucją to powinna/musi
stosować się do obowiązującego prawa. A jak
wiadomo UE jest wyczulona na ten aspekt. Orientuje
się Pan jak to wygląda w praktyce? Z góry
dziękuje za odpowiedź.

Odpowiedz
~E123 (gość) - 11 lat temu

I to jest różnica pomiędzy Realem a resztą
świata - chyba jako jedyny klub jest w stanie
zarobić na siebie tyle, że nie potrzebuje żadnych
szejków (City), żadnych programów
oszczędnościowych (Arsenal) czy też nie popada w
kryzys jak Barcelona, którą nie stać ostatnio
nawet na wydanie 30mln, co jak na takiej klasy klub,
który ostatnio wszystko wygrywał, jest rzeczą
śmieszną ;P

Marzy mi się, aby Deportivo kiedyś też było tak
wielką marką :P Niestety takie dochody są poza
zasięgiem wszystkich klubów prócz Mardyckiego
giganta ;/

Odpowiedz
~Pitcha (gość) - 11 lat temu

Tak nie można! Takie błędy! W meczu Man City - QPR
było 1:2 i dwa gole w doliczonym czasie gry, a
także po 'reasumując' używa się czasownika w 1.
osobie liczby pojedynczej, więc zamiast
'reasumując, ten sezon dla City będzie
przełomowy', powinien Pan użyć 'reasumując,
uważam, że ten sezon dla City będzie przełomowy'.
Abstrah ując od tego co napisałem wcześniej,
jestem pod wrażeniem Pańskiej determinacji, że
się Panu chciało znaleźć te wszystkie informacje.

P.S. Musiałem napisać rozłącznie pierwszy wyraz w
ostatnim zdaniu, gdyż nie przeszedł pozytywnie
testu cenzury...

Odpowiedz
szwajc1212 (gość) - 11 lat temu

Jestem przekonany że dla tych bogatych znajdą się
jednak obejścia . Nie wiem czy sytuacja z Realem
Madryt ma mnie martwić czy cieszyć ale wiem na
pewno że Platini zaczął mówić o tej ustawie już
po zaciągnięciu kredytów przez klub z Madrytu a
samo tworzone prawo nie powinno działać wstecz. W
futbolu i wokół niego są strumienie pieniędzy (
mam tu też na myśli Mansoura oraz Abramowicza ) i
jeśli dobrze się zacznie "karmić" egzekutorów
prawa stracą na tym rozporządzeniu ci biedniejsi
wyprzedając zawodników jeszcze taniej z uwagi na
nóż na gardle . Carlo Ancelotti i wielu innych
trenerów zespołów które wydały na zawodników
krocie wydają się być spokojni kiedy są pytani o
"Financial Fair Play". Sam pomysł wydaję mi się
jakimś socjalistyczno komunistycznym bełkotem
który może jest i fajny w samej idei ale w finalnej
wersji dobrze zarządzany prawnie bardzo bogaty klub
tylko na tym skorzysta .

ps. Jak Hiszpania się rozpadnie to będzie bieda aż
piszczy w La Liga ale właśnie wtedy będzie trzeba
kibicować najmocniej :)). Hala Madrid !!!

Odpowiedz
Mateusz Ruchała (gość) - 11 lat temu

Z jednej strony prawo Unii Europejskiej zakazuje
firmom zawierania umów ograniczających wolną
konkurencję, a przedsiębiorstwom dominującym na
rynku nie pozwala na narzucanie innym uciążliwych
klauzul w kontraktach. Umowy takie są automatycznie
unieważniane. Z drugiej jednak UEFA po pierwsze
raczej nie może być traktowana jak
przedsiębiorstwo, po drugie wydaje mi się, że w
tym momencie będą tutaj obowiązywać klauzule
przystąpienia, czyli jeżeli ktoś przystępując
lub będąc w UEFA musi się zgodzić na pewno
wytyczne. Tak samo jest zresztą w samej Unii.
Przecież Polska nie może produkować tyle cukru ile
chce, ale musi to być wartość x, tak samo
pomarańcze/banany etc muszą mieć określony
kształt. Jak dla mnie jest to ograniczenie całego
liberalizmu gospodarczego, skoro żaden klub nie
może przystąpić do FFP z takiej pozycji, z jakiej
chce. Niestety, nazywacie UEFę strasznym molochem,
ale taka jest przecież cała Unia Europejska. Już
raz mieliśmy Związek Republik (wiadomo jakich) i
wiadomo jak to się skończyło. Myślę, że z UE,
która wg mnie ma bardzo podobną socjalistyczną
strukturę, będzie podobnie.

Mam nadzieję, że moja odpowiedź nie jest zbyt
lakoniczna. Nie jestem ekspertem od prawa
unijnego.

@Pitcha
Dziękuję bardzo za konstruktywne wyłapanie
błędów w tekście. Przy najbliższej okazji
napomnę o tym korekcie ;-).

@E123 i szwajc
Dzięki za merytoryczne wypowiedzi, miałem
nadzieję, że ten tekst chociaż w małym stopniu
wytworzy jakąś dyskusję.

Odpowiedz
~HASAN (gość) - 11 lat temu

Dziękuje za odpowiedź która w części rozwiała
moje wątpliwości. Jednak mimo tego oraz moich
usilnych poszukiwań nie znalazłem wiążącej
odpowiedzi na to czy UEFA działając na starym
kontynęcie musi stosować się do prawa o wolnej
konkurencji (i czy wogóle ogranicza ją prawo
stosowane) obowiązującego w UE i jak ma się to do
zasady FFP.
Pozdrawiam.

Odpowiedz
~loko (gość) - 11 lat temu

zauważyłem duże niejasności studiując Deloitte i
The Swiss Ramble, w opracowaniu tutaj jest np. mowa w
tabeli o euro, opisy są w funtach, kto ciekawszy
połapie się nad tym i doczyta u samego
źródła...poza tymi rażącymi mieszanymi walutami
bez większych zarzutów

Odpowiedz
~loko (gość) - 11 lat temu

zauważyłem duże niejasności studiując Deloitte i
The Swiss Ramble, w opracowaniu tutaj jest np. mowa w
tabeli o euro, opisy są w funtach, kto ciekawszy
połapie się nad tym i doczyta u samego
źródła...poza tymi rażącymi mieszanymi walutami
bez większych zarzutów

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze