Czy za Brzęczka lub Michniewicza było gorzej? Fernando Santos pod coraz większą presją


Styl gry prezentowany przez reprezentację Polski jest tragiczny. Fernando Santos ma coraz mniej czasu, aby przekonać do siebie kibiców

9 września 2023 Czy za Brzęczka lub Michniewicza było gorzej? Fernando Santos pod coraz większą presją
visao.sapo.pt

Chociaż Fernando Santos poprowadził reprezentację Polski dopiero w pięciu meczach, coraz więcej mówi się o tym, że wybranie tego szkoleniowca nie było jednak tak dobrym pomysłem, jak się wydawało jeszcze parę miesięcy temu. Polacy wyglądają bardzo słabo, nawet jeśli wygrywają. „Biało-czerwoni” na tle półamatorskiego zespołu z Wysp Owczych momentami wyglądali jak równorzędny rywal dla outsidera grupy E, choć oczywiście statystyki pokazują co innego. W związku z tym czy mamy prawo zatęsknić za „niekochanymi”, czyli Jerzym Brzęczkiem czy Czesławem Michniewiczem?


Udostępnij na Udostępnij na

Łaska kibica oczywiście na pstrym koniu jeździ, bowiem gdy obaj szkoleniowcy piastowali posadę selekcjonera drużyny narodowej, spora część kibiców domagała się zmiany na ławce. Teraz natomiast, gdy gra Polaków wygląda tak, jak wygląda, można znaleźć głosy, że za ich „rządów” graliśmy w sumie dobrą piłkę.

Fernando Santos gorszy od Jerzego Brzęczka lub Czesława Michniewicza?

Choć jeszcze niedawno wydawało się to niemożliwe, to powoli zaczynają dochodzić głosy, że za kadencji Jerzego Brzęczka bądź Czesława Michniewicza nie było jednak tak źle, jak nam się wydawało. Szczególnie pod ogniem pamiętliwej krytyki był pierwszy z nich. Styl gry pod wodzą Brzęczka był fatalny i za to też został zwolniony przed mistrzostwami Europy. Same wyniki jednak z perspektywy czasu bronią tego szkoleniowca.

Na przestrzeni 24 spotkań odniósł on 12 zwycięstw, zanotował siedem remisów oraz siedem porażek. Wstydu nie przynoszą porażki z takimi drużynami, jak Włochy, Holandia, Portugalia, Czechy i Słowenia. Oprócz dwóch ostatnich rywali były to zespoły z wyższej półki. Tworzona była jednak wówczas przez kibiców oraz dziennikarzy narracja, że ani razu nie wygraliśmy z faworyzowanym przeciwnikiem i takie starcia oddajemy bez walki.

Faktem jednak jest, że gdy trzeba było z kimś wygrać, to drużyna Brzęczka to robiła. Oprócz wspomnianej wpadki ze Słowenią oraz Czechami nie można mieć pretensji o słabe wyniki. Bez większych problemów awansował on na Euro 2020, nie przegrywając z solidną Austrią. Stał się jednak ofiarą Ligi Narodów, w której mieliśmy mocnych rywali, oraz krytyki, pod presją której ugiął się Zbigniew Boniek i na kilka miesięcy przed imprezą postanowił zwolnić go na rzecz Paulo Sousy.

Czesław Michniewicz z kolei dokonał wielkiej rzeczy, pokonując w dobrym stylu Szwecję na Stadionie Śląskim i awansując na mistrzostwa świata w Katarze. Nie wiadomo oczywiście, czy w ogóle zagralibyśmy w finale baraży, lecz z wiadomych względów Rosja została zdyskwalifikowana. Na samej imprezie nie prezentowaliśmy najpiękniejszej piłki, lecz fakt jest taki, że wyszliśmy z fazy grupowej po raz pierwszy od 1986 roku. Michniewicz pożegnał się z posadą właśnie przez styl, który między wierszami skrytykowali Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński. Mówiło się również, że stracił on szatnię głównie przez aferę premiową i spięcie z Jakubem Kwiatkowskim.

Paulo Sousa wspominany z nostalgią 

Z uwagi na brzydką i słabą grę reprezentacji Polski jak bumerang wraca temat Paulo Sousy. Oczywiście wszyscy wciąż pamiętamy okoliczności, w jakich Portugalczyk żegnał się z kadrą. Nie zapominamy również o tym, że pod jego wodzą nie udało nam się wyjść z grupy na mistrzostwach Europy. Można było jednak zauważyć, że obecny szkoleniowiec Salernitany miał jakiś pomysł na tę drużynę, który powoli zaczynał działać. Zaczynał odmładzać kadrę, z powodzeniem wprowadził grę trójką z tyłu, „odkrył” dla kadry Pawła Dawidowicza i Karola Świderskiego.

Można było oczywiście mieć zastrzeżenia do pracy Sousy. Faktem jest, że pod jego wodzą wygraliśmy jedynie z Andorą, San Marino i Albanią. Walczyliśmy jednak jak równy z równym z Anglią czy Hiszpanią. Niektórym przeszkadzał jednak zbyt ofensywny styl gry, który prezentowaliśmy. Dużo strzelaliśmy, lecz także dużo traciliśmy.

Czy Santos ma plan na tę drużynę? Mecz w Tiranie odpowiedzią

Przed nami najprawdopodobniej najważniejszy mecz tych eliminacji. Niezwykle trudny teren, niewygodny przeciwnik. Albańczycy twierdzą, że mają najsilniejszą kadrę w historii. Wiedzą też, że nie jesteśmy w najwyższej formie. W marcu na Stadionie Narodowym udało się zdobyć trzy punkty, lecz spotkanie było niezwykle wyrównane. – To trudna i bardzo wyrównana grupa, ale stać nas na awans. Zasłużyliśmy w meczu z Polską na punkt, ale taka jest piłka – raz wpada do bramki, raz nie. Po naszych strzałach nie wpadła – mówił wówczas trener reprezentacji Albanii, Sylvinho.

Starcie w Tiranie w teorii powinno być odpowiedzią na pytanie, jaki plan na tę drużynę ma Fernando Santos. W teorii, ponieważ trudno uwierzyć, że w praktyce tak właśnie będzie. Santos miał odmładzać kadrę, obserwować drużyny młodzieżowe, aktywnie brać udział w rozwoju polskiego futbolu. Tymczasem do pierwszego składu wraca Grzegorz Krychowiak i na tle „Farerów” wygląda bardzo słabo. Kamil Grosicki, który w klubie jest bez formy, wchodzi na ostatnie 20 minut i robi najwięcej zamieszania spośród ofensywnych zawodników. Paweł Wszołek, pierwotnie niepowołany, wchodzi jako pierwszy na plac gry, kiedy Santos wcześniej powiedział, że nie potrzebuje kolejnego prawego obrońcy.

Jeżeli Santos rzeczywiście traktuje tę pracę poważnie, to tak też musi do niej podejść w meczu z Albanią. Starcia z Czechami oraz Mołdawią zostały poprowadzone w fatalny sposób. Mecz z Wyspami Owczymi, chociaż wygrany, także pozostawiał wiele do życzenia. Albańczycy z całą pewnością wykorzystają błędy, do których ostatnimi czasy mamy skłonność. Czas wreszcie pokazać charakter i umiejętności, które polscy piłkarze przecież posiadają.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze