Ferencvaros idzie jak burza przez Ligę Europy


Węgrzy rozpoczęli fazę grupową od dwóch nieoczekiwanych zwycięstw

6 października 2022 Ferencvaros idzie jak burza przez Ligę Europy
index.hu

Fani Ferencvarosu Budapeszt po awansie do Ligi Europy zdecydowanie mogli być w lepszych nastrojach. Mistrz Węgier trafił do trudnej grupy, w której mierzy się między innymi z 3. zespołem Ligue 1 poprzedniego sezonu, AS Monaco. Mimo to mistrz Węgier spisuje się na razie zdecydowanie powyżej oczekiwań i ma dobre perspektywy na dalszą walkę o awans do fazy pucharowej.


Udostępnij na Udostępnij na

Dwa mecze – dwie wygrane. Ferencvaros prowadzi w tabeli grupy H i przed trzecią serią spotkań jest w bardzo dobrej sytuacji pod względem punktowym. W pierwszej kolejce „Fradi” pokonali turecki Trabzonspor 3:2 pomimo gry w dziesiątkę od 16. minuty. Największe wrażenie zrobiło jednak wspaniałe zwycięstwo nad AS Monaco na jego boisku. Mecz zakończył się wynikiem 1:0, choć Węgrzy mogli i powinni byli szczególnie w pierwszej połowie meczu częściej wykorzystywać doskonałe okazje.

Awans był obowiązkiem

Zespół z dziewiątej dzielnicy Budapesztu jako mistrz swojego kraju miał zagwarantowany udział w eliminacjach do Ligi Mistrzów, rozpoczął granie od 1. rundy. Rywalem był kazachski Toboł Kostanaj. Po dość zaskakującym remisie 0:0 w Kazachstanie w rewanżu Węgrzy nie pozostawili żadnych złudzeń co do tego, kto jest słabszym zespołem, wygrywając bezdyskusyjnie 5:1. W ramach ciekawostki – to spotkanie sędziował Polak Krzysztof Jakubik.

Później zaczęły się schody – w kolejnej fazie czekał Slovan Bratysława. Ferencvaros znów miał swoje problemy, ale ponownie przezwyciężył je w rewanżu, ostatecznie przechodząc dalej z bilansem w dwumeczu 5:3. Niestety, marzenia o Lidze Mistrzów skończyły się na dwumeczu z wcześniejszym pogromcą Lecha Poznań, Karabachem Agdam. Wprawdzie pierwsze spotkanie w Azerbejdżanie zakończyło się optymistycznym remisem 1:1, ale tydzień później w Budapeszcie było już 3:1 dla przyjezdnych.

To jednak przecież nie koniec – Ferencvaros mógł sobie jeszcze wywalczyć awans do Ligi Europy. I zrobił to, załatwiając sprawę już w pierwszym meczu z Shamrock Rovers, wygranym 4:0. W rewanżu padł wynik 1:0 dla zespołu z Irlandii, jednak nie zmieniło to faktu, że „Zielone Orły” znalazły się w fazie grupowej drugiego w hierarchii europejskiego turnieju.

Szeroka i jakościowa kadra gwarancją sukcesu

Bramkę dającą zwycięstwo we wspomnianym już meczu z Monaco zdobył Balint Vecsei – środkowy pomocnik, obecny reprezentant Węgier. Zagrał w kadrze już 10 razy. Nie on jednak pełni w drużynie kluczowe funkcje. W linii pomocy królują Anderson Esiti oraz Muhamed Besić. Ten pierwszy był niegdyś uznawany za topowy afrykański talent, drugi zaś może być znany co poniektórym miłośnikom Premier League i Championship – występował dla Evertonu, Middlesbrough czy Sheffield United.

Osobny akapit trzeba poświęcić linii obrony Ferencvarosu, w której na pierwszy plan wysuwa się znajoma twarz. Adnan Kovacević, którego dobrze pamiętamy z Korony Kielce, to prawdziwa ostoja defensywy Węgrów, i to już od dobrych kilku lat. Towarzyszy mu z reguły jeden z braci Mmaee, Samy, lub przybyli przed tym sezonem Mats Knoester oraz Rasmus Thelander (o nowych nabytkach szerzej później). Boki obrony zajmują Bośniak Eldar Civić (najlepszy asystent zespołu!) oraz Węgier Endre Botka lub Amerykanin Henry Wingo.

Wreszcie atak – tam również panuje pełen urodzaj. Na pierwszy plan wysuwa się Norweg Tokmac Chol Nguen – jedna z gwiazd tej drużyny. Piłkarz niemalże kompletny – jak każdy skrzydłowy ma szybkość, dośrodkowanie, technikę, ale potrafi również potężnie uderzyć, zdarza się, że wykonuje rzuty karne. Na „dziewiątce” rządzi za to drugi Mmaee, tym razem Ryan. W poprzednim sezonie zaliczył 19 goli i 11 asyst we wszystkich rozgrywkach.

Z ławki na swoich podopiecznych spogląda swoim surowym okiem Stanisław Czerczesow. Pamiętamy go dobrze z Legii Warszawa, z którą odnosił sukcesy niemal od razu. Nie inaczej jest w Budapeszcie. W trakcie swojej pracy na Węgrzech zdobywa średnio ponad dwa punkty na mecz! Zdążył już wygrać Puchar Węgier i ligę węgierską, a „Fradich” objął dopiero niecały rok temu.

Jak robić transfery, to z rozmachem

W Ferencvarosie za skauting odpowiadają dyrektor sportowy Tamas Hajnal i dyrektor generalny Pal Orosz, którzy pokazują, jak robi się transfery do i z klubu. Tylko w ostatnim oknie transferowym „Biało-zieloni” wydali 3,5 miliona euro, a przez cały poprzedni sezon zakupili graczy za łączną kwotę ponad 10 milionów! To niebotyczne liczby, szczególnie jeśli popatrzymy na te dane z perspektywy polskiej ekstraklasy. Co więcej, niemal nigdy nie zdarzają im się pomyłki, a większość piłkarzy okazuje się potem znaczącymi wzmocnieniami.

Tego lata Ferencvaros kupił za milion euro Amera Gojaka z Dinama Zagrzeb, który jeszcze rok temu grał dość regularnie w Torino, a wcześniej biło się o niego pół Europy z Barceloną na czele. Do zespołu dołączył również Adama Traore, gwiazda Sheriffa Tyraspol, która od początku sezonu daje mnóstwo jakości również w nowych barwach. Za nią jednak trzeba było swoje zapłacić – 2 miliony euro. Z wolnego transferu do zespołu dołączyli wymienieni już Rasmus Thelander i Mats Knoester. Do tego dołożono Xaviera Merciera z dużym doświadczeniem w grze w lidze belgijskiej i niższych ligach francuskich.

Brzmi dobrze? Z pewnością, a należy zaznaczyć, że mnóstwo dodatkowej jakości napływa do Budapesztu niemal co okienko. Można zadać pytanie, skąd włodarze klubu mają tyle pieniędzy. Oczywiście nie jest tajemnicą, że Ferencvaros jest solidnie zasilany dotacjami od węgierskiego rządu i o bankructwo się nie musi obawiać. Jednak potrafią tam również dobrze inwestować, co pokazuje przykład Myrto Uzuniego. Albański skrzydłowy, kupiony za 1,8 mln euro, przed tym sezonem został sprzedany do Granady za kwotę ponad dwa razy wyższą. Czyli można.

Gdzie jest ich sufit?

Ostatnio Ferencvaros regularnie kwalifikował się do pucharów, dwa lata temu nawet zobaczyliśmy go w Lidze Mistrzów. Nietrudno się jednak domyślić, że w grupie z Barceloną, Juventusem i Dynamem Kijów nie miał większych szans na cokolwiek. Węgrzy wylądowali wówczas na 4. miejscu, nie gwarantując sobie nawet występów w Lidze Europy. Od czasu reformy Ligi Mistrzów w 1991 roku „Fradi” nie wyszli z żadnej grupy ani razu.

Teraz wreszcie jest na to szansa. Trener Czerczesow po meczu z Trabzonsporem mówił: – Oczywiście postępujemy krok po kroku, ale kto ośmieliłby się powiedzieć nam, że nie możemy mieć marzeń? Mamy dobrych graczy, jesteśmy słynną drużyną Ferencvaros z Węgier i jedną z najlepszych w Europie Wschodniej. Dlaczego nie wygrywać, kiedy wszystko jest możliwe? Ważne jest to, jak idziemy wyznaczoną ścieżką, z jakim charakterem i mentalnością oraz czy wierzymy w siebie, czy nie. Z odpowiednim nastawieniem można absolutnie wszystko, zatem do boju, „Biało-zieloni”. Sky is the limit!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze