Euro 2024 nie jest w top 3 najgorszych turniejów Polski w XXI wieku


Nie pozwólmy wynikom zaciemnić szerszego kontekstu

25 czerwca 2024 Euro 2024 nie jest w top 3 najgorszych turniejów Polski w XXI wieku
Adam Starszyński / PressFocus

Euro 2024 w wykonaniu „Biało-czerwonych”, choć pozostawia niedosyt, jest tym, czego spodziewaliśmy się przed turniejem. A może czymś więcej? Pozytywne punkty odniesienia stawiają ten turniej nad takimi jak Euro 2012, gdy oczekiwania były zdecydowanie większe niż rzeczywistość.


Udostępnij na Udostępnij na

Tak, celowo ten tekst pojawia się przed wieczornym meczem Polski z Francją, gdy nie mamy matematycznych szans na awans już po drugim meczu. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusza meczu z „Trójkolorowymi”, po którym na koniec powiem: OK, ten turniej był kompromitacją w naszym wykonaniu. Mecz? Może się tak ułożyć. Turniej? Już nie.

Patrzę na to w ten sposób, gdyż nawet wysoka porażka z Francuzami jest de facto wkalkulowana w momencie losowania. Być może wieczorem będziemy się wstydzić po kiksie przykładowo Walukiewicza, czerwonej kartce Modera, głupio traconych bramkach. Aczkolwiek mówimy tu o meczu o nic dla „Biało-czerwonych”. Probierz mówił o chęci wykorzystania tego meczu pod kątem jesiennej Ligi Narodów i przyszłorocznych eliminacji do mistrzostw świata. Skład może być eksperymentalny, ale nie ma co się dziwić.

Brak oczekiwań

Nie rozumiem, dlaczego dziś tak bardzo piętnujemy kadrę, zapominając o nastrojach sprzed kilkunastu tygodni. Awansowaliśmy na Euro jako ostatni, po barażach. W finale tych baraży zremisowaliśmy z Walią bez celnego strzału. Do fazy play-off awansowaliśmy pomimo zajęcia 3. miejsca w grupie, jednego punktu zdobytego w dwumeczu z Mołdawią, żałosnych porażek z Czechami i Albanią, ogólnej beznadziei. Nie zasłużyliśmy na ten awans. Dostaliśmy się psim swędem. Od razu w samą paszczę lwa.

Trafiliśmy do najtrudniejszej możliwej grupy.

  • Francja, która od ośmiu lat jest głównym faworytem wszystkiego i zawsze, napędzana kolejnymi gwiazdami z Mbappe na czele.
  • Holandia, nawet w okresie przejściowym ma najlepszego na świecie stopera Van Dijka, a najlepszego prawego wahadłowego Jeremiego Frimponga może trzymać na ławce.
  • Austria, która na papierze ma solidny bundesligowy skład, ale jest na fali wznoszącej, a Ralf Rangnick ponownie jest uważany za topowego selekcjonera, po tym jak stworzył prawdziwy zespół.

Dodając do tego kontekst zeszłego roku w wykonaniu „Biało-czerwonych”, przed turniejem niestosowne było mieć oczekiwania.

Brak kompromitacji

Począwszy od baraży, w których zagraliśmy nieźle z Estonią i wystarczająco z Walią, uniknęliśmy wstydu. Głównie dlatego, że poziom oczekiwań był żaden. Kompletnie przestało chodzić o styl, ale jedynie o wyniki. Na początku zgrupowania przed Euro obawialiśmy się dwóch porażek w meczach towarzyskich i trzech wysokich na turnieju. Otrzymaliśmy zasłużone zwycięstwa w sparingach z Ukrainą i Turcją. Na samym turnieju mieliśmy niezły mecz z Holandią, który mógł się zakończyć remisem. Z Austrią przegraliśmy wyraźnie, plan mógł być dobry, ale zawiedli wykonawcy. A może odwrotnie? Może po prostu byliśmy za słabi.

Podopieczni Rangnicka, choć byli faworytami bukmacherów, wydawali się w naszym zasięgu. Dlatego bolesna była lekcja, którą otrzymaliśmy. Brutalnie ostudzono zapał i oberwano z marzeń dziesiątki tysięcy kibiców, którzy wybrali się do Berlina w ostatni piątek, by wspierać Polaków. Ale czy my na tę porażkę nie zasłużyliśmy? Tym, z jakiego pułapu oczekiwań i poziomu startowaliśmy? Kiedy tak naprawdę rozpoczęliśmy przygotowania do Euro?

Z drugiej strony, polski kibic choć przez chwilę mógł czuć dumę ze swojej drużyny. Fakt, że po dwóch kolejkach definitywnie wypadliśmy z Euro tylko my, to wypadkowa trudnej grupy, bo czy Czesi, Szkoci albo Węgrzy zaprezentowali się dużo lepiej od nas?

Nadzieja na przyszłość

Kluczowa dla nas będzie teraz stabilizacja. Dobrze, że Michał Probierz pozostanie na stanowisku. Pokazał, że potrafi dotrzeć do piłkarzy reprezentacji Polski, poprawić atmosferę, zbudować więzi. Być może do osiągnięcia tego konieczne było odsunięcie rzecznika PZPN od drużyny czy rezygnacja z nazwisk takich, jak: Glik, Krychowiak, Cash, choć w momencie selekcji przed Euro nie było słychać wielu głosów oburzenia.

Po kilku miesiącach pracy Probierza nietrudno zauważyć, że jest na czym budować. Kręgosłup drużyny oparty na Kiwiorze, Zalewskim, Zielińskim czy starzejącym się niechybnie Lewandowskim ma przyszłość. A przecież nie brakuje zawodników solidnych, jak żołnierz selekcjonera Przemysław Frankowski, szukający formy sprzed kontuzji Jakub Moder czy tabun bramkarzy oraz napastników próbujących wykorzystać miejsce pozostawione przez kolegów schodzących powoli ze sceny. W takim składzie możemy śmiało myśleć o utrzymaniu w Lidze Narodów (rywalami Szkocja, Chorwacja i Portugalia). A przy pomyślnym losowaniu także o walce o bezpośredni awans na MŚ 2026.

Bywało gorzej

Nie chodzi tu o zachwycanie się przeciętnością, ale docenienie miejsca, w którym obecnie jesteśmy względem dna, w jakim byliśmy 6, 9 czy 12 miesięcy temu. Jeśli połączymy brak oczekiwań, brak kompromitacji i podjęcie rękawicy w starciach z mocniejszymi, to otrzymujemy przyzwoity, oczekiwany rezultat.

Jak koresponduje z tym katastrofalne Euro 2012? W najsłabszej grupie w historii piłki nożnej zdobyliśmy zaledwie dwa punkty. Na ostatni mecz, który musieliśmy wygrać (!), środek pola wyglądał następująco: Dudka, Murawski, Polanski. Z tamtą kadrą nie szło się utożsamiać. Klimat wielkiego święta i sukcesu organizacyjnego obrzydził i zohydził Franciszek Smuda ze swoją bandą.

A mistrzostwa świata 2018? Wielkie oczekiwania, dwa lata bardziej doświadczeni zawodnicy, którzy zrobili furorę (poza Polską nikt tego nie pamięta) na Euro 2016, egzotyczni rywale, świetny Lewandowski. Skończyło się mundialem w 4K i kompromitującym niskim pressingiem z Japonią.

Euro 2021? Okej, Hiszpania to mocny rywal, Szwecji nie potrafimy pokonać od czasów potopu, ale fajnie gramy w piłkę, a pokonanie daremnej Słowacji powinno wystarczyć do awansu z 3. miejsca. Znowu wielkie rozczarowanie.

Mogę tak dalej. Mundiale 2006, na którym kompletnie zlekceważyliśmy Ekwador, a ten zasłużenie nas ograł, i 2002, gdy jadąc po złoto, rozłożyli nas na łopatki Pedro Pauleta oraz gospodarze z Korei Płd. Nawet w 2008 nie zasługiwaliśmy na remis z Austrią, jeśli spojrzeć na sprawy uczciwie.

Na mistrzostwach Europy 2024 dostaliśmy to, na co zasługiwaliśmy przed turniejem, oraz to, czego oczekiwaliśmy, obserwując „Biało-czerwonych” w ostatnich latach. Niezależnie od tego, ile razy do siatki trafią podopieczni Didiera Deschampsa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze