Bogusław Cupiał sprzedał Wisłę. Niby wszyscy się tego spodziewali, jednak niemałe zaskoczenie jest. Tak czy owak, zakończył się nie tylko w Krakowie, ale i całej polskiej piłce pewien okres. Po dziewiętnastu latach rządów Cupiała i jego Tele-Foniki „Biała Gwiazda” zmienia sternika. Przy takiej okazji aż prosi się o podsumowanie tego, co minione. Jak wyglądała era Cupiała? I co istotniejsze, jak wszyscy ją zapamiętamy?
Mistrzowski okres
Pierwsza rzecz, jaka wszystkim przychodzi na myśl w kontekście Wisły Cupiała, to z pewnością ligowe sukcesy. A te, trzeba przyznać, właściciel krakowskiego klubu serwował od razu po objęciu władzy przy Reymonta. Już po roku od przejęcia w 1998 roku „Białej Gwiazdy” klub spod Wawelu przeistoczył się z ligowego średniaka w prawdziwego hegemona, wywalczając pierwszy z ośmiu (!) mistrzowskich tytułów z biznesmenem z Myślenic w roli wodza. Dość wspomnieć, że w ciągu pierwszych 13 lat ery Cupiała krakowski klub zaledwie dwa razy kończył ligę na miejscu niższym niż drugie.
Za tymi wszystkimi sukcesami stały pieniądze, których właściciel Wisły na początku swojej przygody z futbolem nie szczędził. Doszło do tego, że krakowski klub stawał się czasem atrakcyjniejszym miejscem do kontynuowania kariery dla polskich piłkarzy niż chociażby wyjazd za granicę. Do pełni sukcesu tego wspaniałego okresu brakowało jedynie osiągnięć na arenie międzynarodowej. Co prawda były radosne chwile jak choćby dwumecz z Realem Saragossą, kiedy to wiślacy odrobili u siebie czterobramkową stratę w dwumeczu, po czym wygrali z Hiszpanami w karnych, ale zdarzały się także wpadki. Chyba największą był dwumecz z Levadią Tallin, który miał być jednostką treningową przed najważniejszymi meczami, a okazał się kompromitacją i końcem europejskiej przygody.
Wisła pod wodzą Cupiała była chyba bliżej Ligi Mistrzów niż jakikolwiek inny polski klub w ciągu ostatnich dwóch dekad.
Wisła pod wodzą Cupiała była chyba bliżej Ligi Mistrzów niż jakikolwiek inny polski klub w ciągu ostatnich dwóch dekad. Na drodze do Champions League stanął wówczas Panathinaikos, który krakowianie mieli na widelcu, i wystarczyło tylko nie przegrać rewanżu lub przegrać nieznacznie. Jednak Ateny okazały się świątynią zagłady „Białej Gwiazdy”, gdyż Grecy odrobili dwubramkową stratę z pierwszego meczu, a w dogrywce brutalnie zatrzasnęli bramy piłkarskiego raju polskiej drużynie przed nosem. Może skończyłoby się to inaczej, gdyby sędzia uznał prawidłowo zdobytą bramkę Marka Penksy na 2:2, ale tego już się nie dowiemy.
Ambicja przepłacona długami
Tak w skrócie można opisać postępowanie Bogusława Cupiała w kontekście wydawania pieniędzy na krakowski klub. Biznesmen pompował w „Białą Gwiazdę” kasę praktycznie od początku swojej przygody z futbolem, jednak chyba momentem zwrotnym był wspomniana już potyczka z Saragossą. To spotkanie nakręciło właściciela Wisły na międzynarodowy sukces, tchnęło nadzieję na jego szybkie osiągnięcie i zmotywowało do jeszcze większych szaleństw transferowych.
Można się zgodzić, że większość piłkarzy sprowadzonych na Reymonta warta była każdej wydanej na nich złotówki, jak choćby w przypadku Meliksona, Marcelo czy całej armii klasowych Polaków z Szymkowiakiem, Frankowskim, Żurawskim, Błaszczykowskim i Sobolewskim za czele. Ale bardzo często zdarzały się transfery całkowicie nietrafione i było ich naprawdę dużo. Najbardziej kuriozalne w tym kontekście nazwiska to Dawidowski, Barreto czy Ouadja, ale tych było dużo, dużo więcej. Pozytywem Cupiała było, że płacił sporo i zawsze na czas, ale często inwestycje nie przynosiły zamierzonych efektów.
Z Maaskantem się pożegnano, ale kominy płacowe, które stworzył, odbijają się czkawką klubowi z Małopolski niemalże do dziś.
Jeśli już jesteśmy przy tym temacie, nie sposób nie wspomnieć czasów Roberta Maaskanta na ławce trenerskiej. Holender obiecał Ligę Mistrzów i można powiedzieć, że Wisła się o nią wtedy otarła. Z tym, że transfery zostały porobione, do Krakowa za ciężkie pieniądze przyjechali Dudu Biton, Lamey, Jaliens, Nunes i jeszcze kilku zawodników kosztujących krocie, a głównego celu nie osiągnięto. Z Maaskantem się pożegnano, ale kominy płacowe, które stworzył, odbijają się czkawką klubowi z Małopolski niemalże do dziś.
No i jeszcze jedna sprawa, która jest ogromnym głazem do ogródka Cupiała. Mimo milionów wydawanych na piłkarzy Wisła nie zbudowała struktur szkolenia młodzieży. Za promil wydanej kasy na zagranicznych graczy można było stworzyć prawdziwą wiślacką akademię piłkarską. Ale ta za Cupiała niestety nie powstała.
Ideały się sprzedały?
Nie sposób nie wspomnieć o najwspanialszej cesze pana Cupiała. Wydawał na klub ogromne sumy, nie zawsze racjonalnie i z pożytkiem, ale zawsze z zamiarem wzmocnienia drużyny sportowo. Były już właściciel Wisły brzydził się korupcją, a gdy przyłapał swoich piłkarzy na próbie kupna meczu, błyskawicznie wybił im to z głów. Zwycięstwa, ale tylko z duchem sportu – główna maksyma Bogusława Cupiała. Za to między innymi pokochali go kibice pod Wawelem.
Niestety, swoje ideały biznesmen z Myślenic odrzucił w ostatnim roku swojej obecności w życiu krakowskiego klubu, zatrudniając Dariusza Wdowczyka. Obecny szkoleniowiec wiślaków nie tylko czynnie uczestniczył w korupcyjnym procederze, ale też nie okazał skruchy, gdy sprawa ujrzała światło dzienne. Z pozoru błaha sprawa, ale dla wielu sympatyków Wisły była to zadra na honorze Bogusława Cupiała i całego klubu, który nigdy nie doczekał się choćby cienia podejrzenia o trawiącą futbol od środka korupcję.
Co zapamiętamy?
Przede wszystkim sukcesy, bo to one po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach pozostaną na kartach historii. Nikt nie będzie wypominał Bogusławowi Cupiałowi bezsensownego czasem wydawania pieniędzy, kontrowersyjnych decyzji czy niesmaków. Zostaną tylko zdobyte mistrzostwa, pamiętne batalie w Europie i miłość do „Białej Gwiazdy”. Czego jak czego, ale zakochania w krakowskim klubie Cupiałowi odmówić nie możemy.
On kochał klub, kibice kochali jego. Era Cupiała się kończy, ale były właściciel zostanie w Krakowie zapamiętany na długo i będą to wspomnienia miłe.
Przeleciało te 19 lat, szkoda że nie ma więcej takich osób jak Cupiał, może inaczej wyglądała by piłka nożna w kraju.