Oglądając mecze piłkarskie (nie tylko LOTTO Ekstraklasy), właściwie słuchając komentatorów czy sprawozdawców relacjonujących boiskowe wydarzenia, czasem można usłyszeć zdanie: Scenariusza tego spotkania nie napisałby sam Alfred Hitchcock. Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. A jakby spróbować przenieść kino na murawę i spróbować zdefiniować grę konkretnego zespołu za pomocą filmowego tytułu? Na tapet weźmy rodzimą kopaną. Psychoza czy raczej Droga do zapomnienia? Zaczynamy!
16. Pogoń Szczecin – Titanic
W trakcie pierwszej części sezonu „Portowcy” seryjnie przegrywali mecze, a mimo to wielu ekspertów twierdziło, że wyniki są gorsze niż gra i na pewno nie jest to główny kandydat do spadku. Szczecin dostępu do morza nie posiada, niemniej traktowano Pogoń jak statek, który nie może zatonąć. O słynnym Titanicu wypowiadano podobne zdania. Sam Bóg miał go nie zatopić. Okazało się jednak, że przy bliższym spotkaniu z pierwszą z brzegu atlantycką górą lodową orzeszek pękł na pół i powędrował w otchłań oceanu. Z Pogonią było identycznie. Błyskawicznie zaczęła pukać w dno tabeli (od spodu). Co ciekawe, wbrew zapisom w artykule 61 Kodeksu morskiego (kapitan ze statku schodzi ostatni) pozbyto się Macieja Skorży i na jego miejsce zatrudniono Kostę Runjaicia. Austriak wraz z grupą śmiałków podjął się próby wyciągnięcia wraku na powierzchnię. Na razie ta sztuka się jeszcze nie udała – zespół przezimuje na ostatnim miejscu – niemniej wyniki są coraz lepsze, więc kto wie… Tak czy inaczej Titanic puszczony od tyłu to opowieść o bohaterskim statku, który ratuje topielców. Czy na wiosnę uda się uratować ekstraklasę dla Szczecina? Na szczęście dla kibiców „Portowców” najwyższa klasa rozgrywkowa nie tytułuje się imieniem Rose, więc na dryfujących po wodzie drzwiach jest sporo miejsca. Potrzeba jednak sił, by się na nie wdrapać.
15. Piast Gliwice – Poszukiwany, poszukiwana
W słynnej komedii Stanisława Barei historyk sztuki, Stanisław Maria Rochowicz, zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież pewnego obrazu. W następstwie tych wydarzeń, udając gosposię Marysię, ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Waldemar Fornalik w Gliwicach nikogo udawać nie musi, ponieważ powszechnie wiadomo, że na fachu trenerskim się zna. Podobnie jak bohaterowi polskiego hitu z lat 70. przychodzi mu poszukiwać zaginionego obrazu, obrazu gry Piasta. Słaba gra, na którą przekładają się kiepskie wyniki, sprawia, że „Piastunki” zimę spędzą na przedostatnim miejscu w ligowej tabeli. Czy w 2018 roku „Waldek King” udźwignie zespół i w kolejnym sezonie przy Okrzei nadal będą się cieszyć najwyższą klasą rozgrywkową? Być może. Aby osiągnąć cel, przyda się w jego sztabie szkoleniowym pomoc specjalisty, który na wzór pana „profesora” zbada zawartość „cukru w cukrze” – zanalizuje, ile gry Piasta jest w samym Piaście? Fornalik (z zawodu) jest dyrektorem trenerem, więc jest duża szansa powodzenia. A jeśli się uda, to kto wie, może „ożeni” się z gliwiczanami na dłużej? I jeziora stadionu nie trzeba będzie nigdzie przesuwać. Niech sobie stoi w zieleni.
14. Sandecja Nowy Sącz – Wyspa tajemnic
Gdyby Martin Scorsese przyjechał do Nowego Sącza i zobaczył, co się wydarzyło z Sandecją, zawołałby do siebie Leonardo DiCaprio i nakręcił sequel Wyspy tajemnic. W zespole beniaminka ekstraklasy potrzebny jest szeryf, który rozwikła zagadkę tego, co się stało z drużyną z Małopolski? Początek sezonu miała niezły, by później regularnie zaliczać zjazd. Płaci frycowe za niedoświadczenie, ale też nie można wszystkiego zrzucać na karb braku ogrania na najwyższym szczeblu. W szeregach nowosądeczan występuje wielu zawodników z ekstraklasową przeszłością, do niedawna dowodził nimi człowiek, który w polskiej śmietance towarzyskiej też miał pewne obycie. Słabsze występy Sandecji sprawiły, że Radosław Mroczkowski musiał pożegnać się z posadą. Zastąpił go Kazimierz Moskal i to właśnie ten szkoleniowiec będzie walczył, aby za rok Nowy Sącz nadal miał klub w elicie. Czy to w ogóle możliwe? Mroczkowski od dawna był na cenzurowanym, kwestią czasu było jego zwolnienie. Trener liczył na profesjonalizm, ale to słowo wydaje się w szeregach beniaminka nieznane. Podobnie jak miejsce pobytu Rachel, zaginionej pacjentki ekranowego szpitala psychiatrycznego. Ligowy nowicjusz tak jak bohaterowie dzieła Scorsesego wpadł w pułapkę i czeka go bardzo trudny okres.
13. Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Człowiek w ogniu
W 2004 roku nieodżałowany spec od kina akcji, Tony Scott, dał światu Człowieka w ogniu – remake europejskiego dramatu sensacyjnego z końcówki lat osiemdziesiątych. W roli tytułowej obsadzono Denzela Washingtona. Jako John W. Creasy miał opiekować się młodziutką córką pewnego biznesmena i strzec ją ode złego. Nietrudno się domyślić, że zadanie do najłatwiejszych nie należało. Sypały się iskry i trzeba było uważać na każdy ruch. Podobną sytuację przeżywają kolejni szkoleniowcy (młodej ekstraklasowym stażem) Termaliki. Właściciele klubu z Niecieczy nie chcą, aby ich „dziecku” stała się jakakolwiek krzywda, więc zatrudniają kolejnych fachowców, aby plan się powiódł. Nie szczędzą także grosza na piłkarzy, a mimo to wielkich sukcesów drużynie z Małopolski nie udaje się osiągać. Dotychczas szczytem marzeń było miejsce w górnej ósemce tabeli. Obecnie tylko huraoptymiści wierzą w taki scenariusz. Do 8. w tabeli Wisły „Słonie” tracą dziesięć punktów. Niby można tę różnicę odrobić, ale do tego potrzeba lepszej gry. Skuteczny w Koronie Kielce Maciej Bartoszek w Niecieczy na razie nie może wdrożyć odpowiedniego planu budowy. Być może dobrze przepracowana zima okaże się dlań kluczem do szczęścia. Jeśli nie, sympatyczny trener może podzielić los swojego poprzednika – Mariusza Rumaka – i spłonąć od otaczających go płomieni.
12. Cracovia – Nic śmiesznego
Głównym motywem komediodramatu Marka Koterskiego są słowa wypowiedziane przez głównego bohatera – Adasia Miauczyńskiego – w jednej z początkowych scen: W życiu nie spotkało mnie nic śmiesznego. Kibice „Pasów”, trenerzy, a także sam prezes Janusz Filipiak mogą je parafrazować i perorować, że w tym sezonie nie spotkało ich/jego nic śmiesznego. Choć ostatnie zwycięstwo nad Górnikiem Zabrze (4:0) wywindowało krakowian na 12. miejsce w tabeli, to powodem takiej sytuacji była przede wszystkim słabsza forma pozostałych rywali w walce o utrzymanie. Cracovia jesienią nie grała źle, ale brakowało jej sprytu, zimnej krwi, a także piłkarskiego szczęścia. Ci, którzy sądzili, że Michał Probierz w trymiga stworzy w grodzie Kraka drugą Jagiellonię, mocno się pomylili. Dużą cierpliwość wykazywał prezes Filipiak po kolejnych porażkach. Wydawało się, że po blamażu w derbach z Wisłą (4:1) polski Guardiola zostanie bezrobotny. Szef Comarchu znany ze swoich impulsywnych reakcji tym razem wstrzymał się z podpisaniem dymisji trenera i być może na wiosnę okaże się, że to była jedna z jego najlepszych decyzji w jego życiu. Inaczej będzie jak w filmie Koterskiego, most eksploduje, szkoleniowiec wyleci i następny będzie przekonywał prezesa, że wybrał odpowiednią jedenastkę i prezentowany przezeń las skład jest tym, na który warto było wydać odpowiednią kwotę pieniążków. I jeszcze jedno. Nie ma nic śmiesznego w tym, że sympatycy klubu urządzają sobie artyleryjskie ostrzały podczas derbów. W Krakowie musi mieszkać wielu fanów Patrioty (a może Bravehearta) w interpretacji Mela Gibsona…
11. Lechia Gdańsk – Nieoczekiwana zmiana miejsc
Lechia, którą od kilku lat wszyscy uznają za faworyta rozgrywek, tradycyjnie zawodzi. Zespół z Gdańska gra zdecydowanie poniżej oczekiwań, dodatkowo nękają go problemy pozasportowe – komisja ligi nakłada na niego kary, odejmuje punkty etc. Degrengolada, która zżera „Biało-zielonych”, trwa w najlepsze. Sytuacja na pewno nie jest beznadziejna, ale jak mawiał pewien Lech związany z Gdańskiem: „Nie o takie Polskie Lechię walczyłem”. Klubowi z Pomorza nie pomagają także jego właściciele. Gdy pod koniec września gruchnęła wiadomość, że Piotr Nowak przestaje być trenerem drużyny, można było się zastanawiać, kto przejmie po nim schedę. Zagadka została rozwiązana błyskawicznie, stery po nim chwycił… Adam Owen. W tej nominacji nie byłoby nic dziwnego, wszak wielu anonimowych ludzi pracowało w ekstraklasie, gdyby nie drobny szczegół. Zanim Walijczyk został pierwszym trenerem lechistów, zajmował się… przygotowaniem fizycznym piłkarzy. Co ciekawsze, Piotr Nowak wcale nie wyleciał z Lechii, ba, można pokusić się o stwierdzenie, że awansował – został dyrektorem sportowym. Aż dziw bierze, że nie powierzyli mu roli trenera przygotowania fizycznego. Klocki byłyby lepiej ułożone. Nieoczekiwana zmiana miejsc? Pytanie, który z nich odgrywa rolę Eddiego Murphy’ego, a który Dana Aykroyda? Czy panowie na wzór bohaterów komedii Johna Landisa wywiną numer zarządowi?
10. Śląsk Wrocław – Skarbonka
Po słabszych wynikach Śląska Wrocław puszczono parę, że z robotą pożegna się Jan Urban. Już wszyscy na Dolnym Śląsku szykowali białe chusteczki, aby pomachać trenerowi na pożegnanie, a on tymczasem został i poprowadził zespół do zwycięstwa w ostatnim meczu 2017 roku z Jagiellonią (1:0). Czy na wiosnę zobaczymy sympatycznego trenera na ławce wrocławian? Tego nie wie nikt. Wiadomo natomiast, że losy WKS-u w pierwszej części sezonu 2017/2018 przypominają perypetie pary zapomnianej nieco komedii Richarda Benjamina pt. Skarbonka. Młode małżeństwo kupuje w niej wymarzony dom, który okazuje się niezwykle kosztowną inwestycją. Z wierzchu prezentuje się pięknie, ale już na wejściu wiadomo, że trzeba będzie głęboko sięgać do kieszeni, by doprowadzić go do stanu używalności. Ze Śląskiem było podobnie. Przed sezonem wzmocniono zespół. Zatrudniono wielu graczy z nazwiskami, nagięto nawet budżet, by sprowadzić Kamila Vacka. Ten ostatni okazał się – jak na razie – niewypałem, a pozostali grają w kratkę. O ile przed własną publiką idzie im nieźle (11 meczów: 7 zwycięstw, 2 remisy, 2 porażki), o tyle w delegacjach już tak kolorowo nie jest (10 meczów: 0 zwycięstw, 4 remisy, 6 porażek). Kasa się zgadza, wyniki i miejsce w tabeli niekoniecznie. Jest jak w filmie, bohater grany przez Toma Hanksa trzyma w dłoniach banknoty, ale wpadł w dziurę i nie może się z niej wydostać. W innej scenie jego kobieta nalewa wodę do wanny, a ta następnie przebija się przez podłogę i spada piętro niżej. Pozostaje już tylko się śmiać. Oby nie baranim głosem.
9. Wisła Płock – Ojciec chrzestny
… Lipcową porą do gabinetu Dona zaproszony został człowiek z zarządu. Pomieszczenie było lekko przyciemnione, w oknach znajdowały się zasłonięte żaluzje dające odrobinę prywatności ich właścicielowi, jednocześnie wprowadzające dziwny niepokój. W centralnej części pokoju na kosztownym perskim dywanie stało duże dębowe biurko, na którym znajdowały się dwa najważniejsze przedmioty w życiu Dona – telefon i pudełko najlepszych kubańskich cygar. Właśnie przed chwilą odłożył słuchawkę, by wezwać do siebie jednego z podwładnych. Don siedział za biurkiem, w skórzanym fotelu, z szaroburym kotem na kolanach. Zwierzakowi wyraźnie pasowało, że pan muska dłonią jego futro. Gdy jednak Don akurat nie dotykał ulubieńca, delikatnie poprawiał palcami swoją bródkę oraz nienagannie ułożoną fryzurę. Dla znajdującego się w odosobnieniu mężczyzny był to swoisty rytuał. Niezwykle dbał on o swój wygląd zewnętrzny. Od jego starannie uczesanych włosów biła jasna łuna światła, która oślepiała wielu odwiedzających. Nawyk dbania o fryzurę towarzyszył młodemu Donowi od czasów jego wyprawy do Tuluzy, w której spędził wiele miesięcy. Eskapada do Werony nauczyła go natomiast elegancji. Niezwykle rzadko można było ujrzeć Dona ubranego inaczej niż w luksusowy, szyty na miarę czarny smoking i jedwabiście białą koszulę. Pod jego szyją nie mogło zabraknąć także gustownej czarnej muchy. Gdy miał do zakomunikowania komuś ważną informację, wpinał w klapę swej marynarki małą czerwoną różyczkę. Tak było też lipcowego wieczoru, gdy człowiek z zarządu usłyszał, że należy pozbyć się wieloletniego pracownika Martina. Don zapytany o medialny szum tylko uniósł do brody prawą dłoń, uśmiechnął się i powiedział swoim niskim głosem: – Czekamy na Georgiego, on zastąpi Martina. Jeśli ktoś będzie brzęczał, że to nietakt, uspokoimy go. Człowiek z zarządu zrozumiał, że to jedna ze słynnych propozycji Dona. Propozycji nie do odrzucenia…
8. Wisła Kraków – Desperado
Gdy Bogusław Cupiał po latach postanowił rozstać się z Wisłą Kraków, część kibiców odetchnęła z ulgą, jednak zdecydowana większość zastanawiała się, co dalej? Przyszłość nie rysowała się w kolorowych barwach, ostatecznie jednak po wielu perturbacjach udało się wyjść na prostą. Duża w tym zasługa Manuela Junco, który niczym Antonio Banderas w pierwszej scenie hitu Roberta Rodrigueza może śpiewać o sobie: Soy un hombre muy honrado, que me gusta lo mejor. Dyrektor sportowy „Białej Gwiazdy” z pewnością jest mężczyzną bardzo honorowym i lubi to, co najlepsze. Dlatego wspólnie z zarządem zdecydował, że trenerem zespołu powinien zostać Hiszpan. Wybór padł na Kiko Ramireza. Nieznany szerszej publiczności szkoleniowiec podbił wiele serc – drużyna grała futbol miły dla oka i co najważniejsze, inkasowała punkty. Pod jego wodzą Wisła wygrała pierwsze od kilku lat derby z Cracovią – wydawało się, że ten związek przetrwa wszystko. Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że Ramirez w tej układance był ekranową Salmą Hayek, ale naprawdę miłość kwitła. Do czasu. W ostatnich tygodniach tajemnicą poliszynela było, że coś się popsuło, a w swoich tajemniczych futerałach Junco trzyma nie gitary, ale broń – dymisję Ramireza oraz świeżutką umowę dla jego następcy, Joana Carillo. Zanim jednak kolejny szkoleniowiec z Półwyspu Iberyjskiego rozsiadł się na ławce trenerskiej krakowian, w ostatnich dwóch meczach szansę na prowadzenie zespołu otrzymał legendarny przy Reymonta Radosław Sobolewski. A Ramirez? Postanowił dociekać swoich praw w sądzie. Desperackie kroki tak się właśnie kończą. Podobnie jak związki. Nie od dziś wiadomo, że najczęstszą przyczyną rozwodów są śluby. Będzie gorąco. Eksplozje emocji, żar rozgrzanych głów – Rodriguez przy Reymonta mógłby nakręcić kolejny sequel swojego dzieła. Znacznie lepszy.
7. Korona Kielce – Włoska robota
Kolejny remake w naszym zestawieniu. W 2003 roku F. Gary Gray postanowił odświeżyć brytyjski hit końcówki lat 60. z Michaelem Caine’em w roli głównej. Do nowej Włoskiej roboty zatrudnieni zostali znani i lubiani, m.in. Jason Statham, Mark Wahlberg czy Donald Sutherland. Serca męskiej części publiczności miała podbijać olśniewająco piękna Charlize Theron. O czym jest sam film? W Wenecji grupa sprytnych złodziei kradnie sejf ze sztabami złota. Po udanej akcji jeden z rabusiów chce wykolegować całą resztę. Jak ma się to do kieleckiej Korony? Można przyjąć, że piłkarze ze świętokrzyskiego w wielu spotkaniach wychodzili na murawę jak po swoje i niezauważenie „kradli” rywalom bezcenne oczka. Szczególnie zuchwałe akcje przeprowadzali na własnym obiekcie, gdy regularnie golili przeciwników. Przekonali się o tym zawodnicy m.in. Cracovii, Śląska i Legii. W delegacji „Złocisto-krwiści” wygrali tylko raz, ale za to okazale. Niszcząc w Gdańsku Lechię (5:0), zachwycili pół Polski i pokazali, że są w stanie wykolegować każdego. A za wynikami stoi szef wszystkich szefów o imieniu Gino. Włoch wykonuje w Kielcach fantastyczną robotę. Wydaje się, że jego podopieczni nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Co ważne, aby ścigać się z resztą stawki, nie potrzebują zwrotnych mini cooperów.
6. Arka Gdynia – Dwunastu gniewnych ludzi
Drużynom prowadzonym przez Leszka Ojrzyńskiego można zarzucić wiele, ale nie można odmówić jednego – woli walki. Trener wymaga od swoich piłkarzy determinacji i zaangażowania na każdym centymetrze boiska. W konsekwencji z boiska sypią się iskry, trzeszczą kości. Okazuje się jednak, że w tym szaleństwie jest metoda, o czym świadczy wysokie 6. miejsce w lidze. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie zwycięstwa w derbach Trójmiasta. Mało w nich było futbolu, więcej bitki i przepychanek. To pokazało jednak, że dla tych gości najważniejszy jest sukces, a w jaki sposób zostanie osiągnięty, to już drugorzędna sprawa. Warto też podkreślić, że opiekun „Żółto-niebieskich” jest w znacznie lepszej sytuacji od bohatera Henry’ego Fondy – nie musi nikogo przekonywać do swoich racji. Piłkarze w ciemno idą za swoim szkoleniowcem i gdyby zrobić głosowanie 12/12 (uwzględniając trenera), mieliby takie samo zdanie na każdy temat. Gdyby właśnie piłkarze Arki byliby bohaterami arcydzieła Sydneya Lumeta, film z pełnego metrażu skurczyłby się do góra kwadransa. Gdynianie ponownie w europejskich pucharach? Jest to możliwe. Jeśli awans zapewniałyby zaangażowanie i walka za wszelką cenę, rokrocznie mieliby zagwarantowany udział w Lidze Mistrzów. Mniej więcej od 1/8 finału.
5. Zagłębie Lubin – Mechaniczna pomarańcza
Żelazo kuje się, póki gorące… Znacie ten krótki fragment pewnej piosenki? Nie dość, że jej tytuł jest identyczny jak tytuł arcydzieła filmowego Stanleya Kubricka z 1971 roku, to jeszcze fantastycznie wpisuje się w sytuację Zagłębia Lubin. Miniony rok był idealny dla Jarosława Jacha. Po profesorsku dyrygował linią defensywną „Miedziowych”, dodatkowo dobre występy w lidze nagrodzone zostały dla niego powołaniem do reprezentacji i debiutem w niej. Nic tylko czekać, aż polski Neymar zostanie wytransferowany na Zachód za całkiem niezłe pieniądze. To jednak nie koniec zachwytów personalnych. Wciąż nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja z najlepszym strzelcem lubinian, Jakubem Świerczokiem. On także ma za sobą występy w kadrze, a w ekstraklasie posłał futbolówkę do siatki aż 16 razy. Może być trudno zatrzymać supersnajpera na Dolnym Śląsku. Zagraniczny transfer dla obu mógłby być ogromną szansą, podobną do tej, którą otrzymał ekranowy Alex DeLarge. Choć zawodnicy Zagłębia nikogo nie krzywdzą (chyba że rywali), to w ich poczynaniach widocznych jest wiele mechanizmów. Wydawało się, że w tłuczeniu rywali wciąż dużo do powiedzenia będzie miał Piotr Stokowiec, ale po przegranych derbach województwa pożegnał się z posadą. Jego miejsce zajął debiutujący w roli trenera Mariusz Lewandowski. Czy na wiosnę nadal będzie pełnił tę funkcję? W trzech spotkaniach ani razu nie przegrał. Nie ma ludzi niezastąpionych, a efektem końcowym (zawsze jest) mechaniczna pomarańcza.
4. Jagiellonia Białystok – U Pana Boga za…
Nurtuje nas pytanie, czy niezła postawa Jagiellonii w pierwszej części sezonu 2017/2018 jest efektem pracy Ireneusza Mamrota? A może to wciąż mechanizmy wdrożone przez jego poprzednika, Michała Probierza? Jest jeszcze jedna ewentualność – liga jest słaba i nie trzeba być szczególnie skutecznym, żeby zajmować wysokie miejsce w tabeli. Pewnie w każdej z tych odpowiedzi jest cząstka prawdy. Białostoczanie zachwycali i zawodzili. Zarówno przed własną publicznością, jak i na wyjazdach. Z występami ekipy z Podlasia było dokładnie tak, jak z obrazami filmowymi Jacka Bromskiego składającymi się na trylogię z Królowego Mostu. Po bardzo dobrym U Pan Boga za piecem w 1998 roku dziewięć lat później …w ogródku już tak miło nie było. Zarówno film fabularny, jak i serial pozostawiały spory niedosyt. W 2009 roku było równie słabo, gdy bohaterom przyszło żyć U Pana Boga za miedzą. Inna sprawa, że w Białymstoku piłkarze rzadko publicznie narzekają. W zespole jest dobra atmosfera, wypłata pojawia się (oficjalnie) regularnie na kontach, więc sytuacja klubu ze Słonecznej odpowiada tytułowi pierwszej części trylogii Bromskiego. W mieście króla disco polo, Zenka Martyniuka, piec, ogródek, miedza i Pan Bóg są na swoim miejscu. Jagiellonia prawie też. Po wicemistrzostwie kraju na Podlasiu liczą na coś więcej niż czwarte miejsce.
3. Górnik Zabrze – Młodzi gniewni
Mamy nadzieję, że trener Marcin Brosz się na nas nie obrazi, ale jego Górnik jest jak filmowa klasa Michelle Pfeiffer. Szkoleniowiec w sumie także przypomina nauczycielkę LouAnne Johnson z dramatu Johna N. Smitha, Młodzi gniewni. Nie fizycznie, na głowę nie upadliśmy, spokojnie. Po prostu tak jak jej uczniowie jego piłkarze po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej nie rokowali, aby się nimi zachwycać. Ostatecznie okazało się, że dzieciaki, jak zabrzanie, zakasowały wszystkich. Pochwałom nie było końca i nawet porażka na koniec roku z Cracovią (0:4) nie przyćmiła dobrego roku w wykonaniu „Górników”. Dowódcą Młodych gniewnych jest Igor Angulo. Choć Bask ma na swoim karku 33 wiosny, nikt mu w metrykę nie zagląda. Tym bardziej że wśród młodych Polaków czuje się doskonale. Wielu z nich ma za sobą trudniejsze okresy lub dopiero uczy się gry na najwyższym poziomie. Tak czy inaczej na Górnym Śląsku znaleźli swoją oazę spokoju i czerpią radość z nauki, zbierania doświadczenia. Niewykluczone, że w rundzie wiosennej nadal będą na ustach wszystkich i ostatecznie sięgną po najwyższy laur. Oby tylko nie zakończyli swego „żywotu” jak filmowy Emilio Ramirez. Chłopak przegrał, ponieważ wchodząc do gabinetu dyrektora, nie zapukał do drzwi. Gniewni Brosza też nie zamierzają się anonsować. Wchodzą na boiska rywali razem z futryną i nie zabierają jeńców. Takich ekip w lidze potrzeba. I tak najlepsze scenariusze pisze życie.
2. Lech Poznań – Niekończąca się opowieść
Gdy w 2016 roku do drużyny z ul. Bułgarskiej dołączył Nenad Bjelica, w Poznaniu liczono, że wreszcie coś się zmieni. Tymczasem Chorwat wielkich sukcesów nie osiągnął, mało tego, przegrał wszystko to, co było do wygrania. Po porażkach chwalił swoich piłkarzy, prawdziwe pomieszanie z poplątaniem. Na finiszu roku 2017 też trudno chwalić jego Lecha, choć „Kolejorz” w tabeli ustępuje tylko warszawskiej Legii. Złośliwi stwierdziliby, że ta sytuacja doskonale obrazuje poziom rodzimej ekstraklasy. Oczywiście problem nie leży wyłącznie w szkoleniowcu. Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. A jakość tejże też nie zachwyca. Przed inauguracją sezonu 2017/2018 do stolicy Wielkopolski przyjechał autokar z nowymi piłkarzami, ale na palcach jednej ręki można by policzyć tych, którzy rzeczywiście odpalili. Zresztą, czy kibice poznańscy nie przeżywają kolejnego déjà vu? Przed laty Limahl śpiewał Neverending story, piosenkę do filmu o tym samym tytule. Niekończąca się opowieść to ulubiona historia zarządu Lecha. Pytanie, kiedy zmieni repertuar? Jeśli to nie nastąpi, w następnych latach koń lokomotywa będzie zagrzebywać się w błocie i kolejni szkoleniowcy będą rozpaczliwie próbowali wydostać maszynę na powierzchnię. Wydaje się, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby wskoczenie na fotel lidera i spoglądanie na wszystkich z góry. Wolfgang Petersen nakręcił wiele filmów, więc może, zamiast zachwycać się tym z 1984 roku, lepiej przeskoczyć o kilka lat i wsiąść na pokład Air Force One?
1. Legia Warszawa – Pieniądze to nie wszystko
Piniondze to nie fszysko ale fszysko bez piniendzy to ̶h̶… nic (pisownia oryginalna) – właśnie takie hasło w komedii Juliusza Machulskiego miało zagrzewać do pracy ludzi zatrudnionych w firmie produkującej napoje wyskokowe. Aby w ostatnim czasie być kibicem Legii, także potrzeba procentów – na trzeźwo trudno przyjąć pewne rozwiązania. Najpierw dziwne porażki niemające prawa się przytrafić, których konsekwencją było wyrzucenie za burtę Jacka Magiery. Następcą okazał się Romeo Jozak, który już na starcie medialnymi wypowiedziami wkręcał sobie wiertło w dłoń. Niby stracił szatnię, ale zyskał ligowe punkty, które wywindowały drużynę na czoło ligi. Nie należy także zapominać o wychowawczych rozmowach, które część sympatyków warszawskiego klubu przeprowadzała z piłkarzami na klubowym parkingu. W tych szaleństwach jest metoda, choć trudno się spodziewać, by Legia Jozaka była w stanie awansować do upragnionej Ligi Mistrzów (jeśli obroni tytuł). Wierzy w to ktoś? Skoro jeden z wiodących zawodników, Guilherme, decyduje się opuścić Łazienkowską, by spaść z Benevento z Serie A… Pieniądze to nie wszystko – bez wątpienia. Liczy się też prestiż. Lepiej spaść z włoskiej ekstraklasy, niż wygrać polską. Przykre, ale prawdziwe. Widać nie przemawiają do Brazylijczyka słowa filmowej piosenki: – Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco. Kto następny? Nikt przecież nie chce przeżywać na własnej skórze losów biznesmena Adamczyka. Złamana noga, rozbity mercedes, strata majątku – fakt, sukcesy rodzą się w bólach.
* Artykuł ma charakter humorystyczny i nie ma na celu nikogo obrazić.