Rocznik ’92 Legii, czyli wielki talent i jeszcze większy pech


6 kwietnia 2016 Rocznik ’92 Legii, czyli wielki talent i jeszcze większy pech

Wieści o poważnej kontuzji Michała Żyry po skandalicznym ataku Anthony'ego Kaya każą zastanowić się nad pechem, jaki ciąży na najzdolniejszym jak dotąd roczniku akademii piłkarskiej warszawskiej Legii, którego członkom kilka lat temu dawano duże szanse na zrobienie wielkich karier.


Udostępnij na Udostępnij na

Wicemistrzowie Polski juniorów młodszych z 2009 roku pokazać mieli w późniejszych latach nową jakość na krajowych boiskach. Lepsi technicznie od poprzedników, szkoleni „po europejsku”, ograni na międzynarodowych boiskach w kategoriach młodzieżowych, w dość hurtowej liczbie włączeni zostali do kadry pierwszego zespołu Legii, część z nich bardzo szybko zadebiutowała w zespole, niektórzy z miejsca zachwycili widownię. Optymalnie jedenastka rocznika 1992 warszawskiej drużyny wyglądała następująco:

Nie każdy był równie utalentowany, co ciekawe niemal każdy był jednak równie pechowy. Życie różami usłane zwykle nie jest, niemniej to, co przytrafiło się legionistom, powinno być materiałem do badań socjologicznych. Patrząc po kolei, nazwisko po nazwisku:

Jakub Szumski

Tak naprawdę jego wzorowo rozwijająca się kariera stanęła w miejscu, bo nikt nie odważył się na dłużej zaufać młodemu golkiperowi. Etatowy reprezentant młodzieżówki zamienił Legię na Piasta Gliwice, gdzie „bluzę z numerem 1” nosił tylko przez krótki czas. Kolejni trenerzy woleli postawić na starszych, bardziej doświadczonych zawodników, w pewnym momencie doszło więc do konfliktu bramkarza ze sztabem szkoleniowym. Obecnie, po odbudowaniu formy w rezerwach warszawskiej drużyny, czeka na szansę w klubie, którego jest wychowankiem.

Wojciech Lisowski

Choć nie należał do najbardziej utalentowanych w zespole, ze swoim ciągiem na bramkę i piekielnie silnym strzałem z dystansu miał „papiery” na większą piłkę. Grał w kadrze U-19 i U-21. Rozwój zahamowały jednak problemy kardiologiczne, przez które obrońca przejść musiał operację. Stracił z tego powodu kilka miesięcy, później popadł w przeciętność. Dziś gra w Chojniczance Chojnice, jest jej ważnym ogniwem, ale z pewnością celował wyżej.

Cezary Michalak

Środkowy obrońca, warszawiak z krwi i kości, rozwijał się spokojnie, ale bardzo równomiernie. Gdy wydawało się, że postawi kolejny krok ku poważnej piłce (wypożyczenie do I ligi, powołanie do reprezentacji U-21), stracił rok z powodu kontuzji uda. Chwilę po jej wyleczeniu doszło do pechowego urazu kolana i kolejnej bardzo długiej przerwy. Obecnie gra w trzeciej lidze, w barwach Elany Toruń.

Mateusz Cichocki

Bogusław Leśnodorski powiedział kiedyś, że Cichocki będzie najlepszym polskim obrońcą. Jego największym pechem było to, że nie dostał poważnej szansy w momencie, gdy był w największym gazie. Mówiło się, że jest dwa razy lepszy od jakiegokolwiek stopera w Młodej Ekstraklasie, reprezentował Polskę w młodzieżówce, na treningach pierwszego zespołu Legii imponował. Gdy wreszcie, po powrocie z wypożyczenia w Ząbkach (gdzie prezentował się świetnie), dostał szansę gry w stołecznej drużynie, popełnił dwa poważne błędy i już nie wstał z ławki rezerwowych. Obecnie reprezentuje, ze zmiennym szczęściem, barwy chorzowskiego Ruchu. Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią jednak, że ponad ligową przeciętność już się nie wybije.

Bartosz Widejko

Rosły lewy obrońca potrafiący włączyć się do ofensywy. Po wypożyczeniu do drugoligowych Wigier Suwałki spisywał się bardzo dobrze, po ich awansie na zaplecze ekstraklasy także było lepiej niż przyzwoicie. W międzyczasie zaczęły się problemy z urazami. W ciągu ostatnich trzydziestu miesięcy Widejko rozegrał zaledwie jedenaście spotkań, czyli kilkanaście procent możliwych. Ostatni, jak dotychczas, mecz w pierwszej lidze to starcie z Termalicą Nieciecza (20 maja 2015), w którym został zniesiony z murawy na noszach w 26. minucie.

Dominik Furman

W zasadzie najmniej pechowy z całej jedenastki. Wyjechał za granicę, zadebiutował w reprezentacji Polski, Legia zarobiła na nim bardzo duże pieniądze. Jak na razie ani we Francji, ani we Włoszech się nie przebił, trudno tak naprawdę powiedzieć, dlaczego. Jeśli myśli ktoś, że środkowego pomocnika ominęły poważniejsze urazy – nie, tak się nie stało. Furman pauzował kilka miesięcy z powodu zerwanych więzadeł w kolanie w sezonie 2010/2011, w którym zaczynało robić się głośno o jego talencie.

Michał Kopczyński

Defensywny pomocnik chwalony za inteligencję, zarówno boiskową, jak i „życiową”. W jego przypadku kontuzja to niemal synonim jego samego. Przez liczne problemy zdrowotne stracił szansę na wywalczenie miejsca w wyjściowej jedenastce Legii, a był taki moment, w którym wydawało się, że nastąpi to lada chwila. W poprzednim sezonie wypożyczony do Wigier Suwałki, należał do najlepszych pomocników w całej lidze. Obecnie trener Czerczesow eksperymentuje z ustawianiem go na pozycji środkowego obrońcy (mecz przeciwko Chojniczance w Pucharze Polski), widać po nim, że urazy mocno wpłynęły na jego dynamikę i odwagę w grze.

Przemysław Mizgała

Jeden z największych pechowców w całej jedenastce. Mało kto wie, że w czasach juniorskich to o Mizgale mówiło się jako o największej perle w całym roczniku. Luz w grze, znakomita technika użytkowa – boiskowy kolega Rafała Wolskiego mógł stworzyć z nim jeden z najbardziej kozackich duetów w polskiej piłce. Niestety bardzo poważny uraz, połączony z błędem w sztuce lekarskiej, doprowadził do dwuletniej przerwy w najważniejszym momencie rozwoju (do urazu doszło, gdy Mizgała miał osiemnaście lat). Pewnych braków kondycyjnych, mimo największych starań, nie nadrobił. Obecnie gra w drugoligowym Rakowie Częstochowa.

Rafał Wolski

Kończył się sezon 2011/2012. Legia, w najbardziej frajerski z możliwych sposobów, przegrywa batalię o mistrzostwo Polski. Fani pogrążają się w czarnej rozpaczy, nawet pomimo zdobycia przez klub Pucharu Polski. Jedną z nielicznych dobrych wiadomości jest fakt, że w stołecznej ekipie objawił się talent, który zdaje się mieć świat u swych stóp. Lada moment Rafał Wolski, bo o nim mowa, pojedzie na Euro, co będzie… początkiem wielkiej katastrofy. Na turniej jedzie z urazem pięty, który okazuje się na tyle poważny, że w konsekwencji początkowego bagatelizowania problemu rozgrywający traci cały rok. W międzyczasie przechodzi do Fiorentiny, podwyższa więc sobie poprzeczkę o kilka rzędów długości. Za granicą wiedzie mu się źle, w końcu trafia na wypożyczenie do Bari, gdzie okazuje się piątym kołem u wozu. Nie pomaga też wyjazd do Mechelen, zawodnik wraca więc do Polski wypożyczony do krakowskiej Wisły. Tutaj widać, że pod względem techniki i kultury gry przerasta ligę niesamowicie. Kto wie, gdyby był bardziej cierpliwy, może teraz Fiorentina o jego transferze mogłaby tylko pomarzyć?

Michał Żyro

Przykład najświeższy, choć wtorkowy uraz kolana nie jest pierwszym pechowym przypadkiem w życiu ofensywnego gracza. Pierwszy w historii wychowanek akademii, który zagrał w dorosłym zespole Legii, doświadczał później prawdziwej huśtawki. Najpierw kwestia doboru pozycji boiskowej. Zaczynał jako lewoskrzydłowy, w młodzieżówce grał jako środkowy napastnik, Jan Urban zaś zamarzył sobie przerobić go na lewego obrońcę. Najlepszy sezon w ekstraklasie rozegrał… jako prawoskrzydłowy. Po przejściu do Wolverhampton błyszczał jako napastnik. Istny rollercoaster. Jego formę także od zawsze hamowały dość liczne urazy. Problemy z pachwinami i stawem skokowym zwykle pojawiały się wtedy, gdy dyspozycja wydawała się bardzo dobra. Początek w Anglii także miał wyśmienity, po kilku meczach musiał jednak przymusowo pauzować przez ponad miesiąc. Tydzień po powrocie do zdrowia stał się ofiarą Anthony’ego Kaya, któremu nagle zachciało się latać…

Michał Efir

O tym, czy jest pechowcem, czy szczęściarzem, długo można by debatować. Wskażcie kogoś, kto trzy razy w młodym wieku zrywał więzadła krzyżowe w kolanie… Trudno o większego pecha. Wskażcie kogoś, kto po takiej serii wrócił na boisko na poziomie zawodowym. Trudno o większe szczęście. Tak czy inaczej wydaje się, że gdyby nie kontuzje, Michał Efir byłby teraz w zupełnie innym miejscu. Zamiast siedzieć na ławce Ruchu Chorzów przygotowywałby się zapewne do wyjazdu na Euro. Trudno bowiem przypomnieć sobie jego rówieśnika, któremu strzelanie bramek przychodziło z aż taką łatwością. Obecnie czeka na transfer… Mariusza Stępińskiego. Jeśli bowiem do niego dojdzie, najprawdopodobniej dostanie szansę bycia pierwszą strzelbą „Niebieskich”. Dobre i tyle.

Nie sposób przypomnieć sobie w jakimkolwiek polskim klubie rocznik, wobec którego były tak wielkie oczekiwania jak w Legii do chłopaków urodzonych w 1992 roku. Jeszcze trudniej znaleźć taki, który aż tak „zawiódł”. Tak czy inaczej lata mijają, a legijnemu „class of 92” coraz bliżej do terminu „stracone pokolenie”, aniżeli do kultowego określenia „dzieciaków” Fergusona.

Komentarze
Czyzyk (gość) - 9 lat temu

Szczęście szczęściem, ale może warto się zastanowić czy tak duża ilość kontuzji nie wynika z błędów szkoleniowych właśnie w młodym wieku.

Odpowiedz
Patryk Motyka (gość) - 9 lat temu

W jakimś stopniu na pewno. Na przykład kontuzja Mizgały wynikała z
ciągłych treningów na sztucznej murawie, które sukcesywnie niszczyły mu
kolano. Niektórych przypadków jednak nic racjonalnego nie wytłumaczy.

Odpowiedz
rsky (gość) - 9 lat temu

tak tylko przypomnę, że sztuczne na Legii zamontowano raptem kilka miesięcy (sierpień 2009)przed kontuzją Mizgały (maj 2010), choć można się domyślać, że źle je znosił, istnieje pula zawodników którym to źle wychodzi na zdrowie, a szczególnie źle wychodzi ciągła zmiana ze sztucznego na naturalne (zmiana przyzwyczajeń itp.).

mark (gość) - 9 lat temu

Pewnie w kazdym klubie pilkarze mają podobną ilosc kontuzji

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze