Polska piłka walcząca


„Walczyć. Wygrywać. Nie dać plamy” – głosił przed tygodniem transparent kibiców Korony podczas meczu z Jagiellonią. W jak trudnej sytuacji znajduje się klub, wszyscy wiedzą. Z tego powodu kibice w swojej wspaniałomyślności postanowili upewnić pozostałych w drużynie piłkarzy, że będzie jeszcze miał ich kto oklaskiwać. Nie bezwarunkowo, oczywiście. W zamian macie sobie co tydzień wypruwać flaki na boisku. Większej bzdury, jak żyję, nie słyszałem.


Udostępnij na Udostępnij na

Polska piłka w ostatnich latach dość mocno się rozwinęła, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jest piękne opakowanie od stymulującego jej rozwój Canal+, są coraz większe kwoty w umowach i na kontraktach, kilka ładnych stadionów i paru zawodników, na których można zawiesić oko. Tylko tej przeklętej Ligi Mistrzów brak. No i systemu szkolenia, ale to przecież przeciętnego Kowalskiego ani grzeje, ani też ziębi. Tylko polska myśl szkoleniowa taka sama – nieistniejąca.

To trudne czasy na takie opinie. W końcu polscy szkoleniowcy wygrali prowadzoną w Lidze+ Extra rywalizację z zagranicznymi trenerami. W dodatku zarządzany przez naszego rodaka zespół wygrał ligę. Rewelacją sezonu okazała się trenowana przez prowadzącego heroiczną patriotyczną kampanię PR-ową Michała Probierza Jagiellonia. A do Ekstraklasy właśnie awansowała drużyna w 90% oparta na Polakach z miasteczka o liczbie mieszkańców mogącej zmieścić się na jednym sektorze europejskiego stadionu. Już nie mówiąc o tym, że dzięki cudownej reformie ekstraklasy ligowa piłka stała się tak emocjonująca, że na myśl o podziale punktów nadal ciarki mnie przechodzą.

Mimo wszelkich medialnych „ochów” i „achów” de facto w polskiej lidze najgorzej się ma właśnie piłka. Kluby się bogacą, piłkarzom jest lepiej, kibicom jest bardziej emocjonująco, a ta przez wszystkich kopana nadal najbardziej pokrzywdzona. Nic jednak w tym dziwnego, komu zależy na „ładnej” piłce na polskim podwórku, skoro dziś wszyscy grają o wynik, a kibice wymagają ledwie „walki”.

Dzisiaj w polskiej Ekstraklasie więcej uwagi poświęca się samej walce niż grze w piłkę. Nie ma ligowej kolejki, by nie było typowego meczu walki. Doskonale ujął to przepytywany w maju przez Marka Wawrzynowskiego Orest Lenczyk: Wydaje mi się, że presja wyniku była tak ogromna, że piłkarze przestali grać i walczą. Dzisiaj na boisku walczy się więc, o co tylko się da: o piłkę, o utrzymanie, o Mistrzostwo Polski, o grupę mistrzowską, o miejsce spadkowe, o miejsce w składzie, o premię za zwycięstwo. Piłkarze przestali o wszelkie cele zwyczajnie grać w piłkę, a zmuszeni są dziś wyszarpywać ją z gardła przeciwnikowi. Bo tak instruuje ich trener zza linii bocznej. Bo to pokaże realizator na powtórkach w telewizji. Bo tego pragną trybuny.

To nie fani Korony pierwsi dopuścili się zamachu na piłkarskiej logice. Niech pierwszy kamień rzuci ten, któremu nigdy nie wpadło do głowy, żeby wywiesić na stadionowym płocie „walczyć, trenować…”. Komu z rozżalonych przegrywaniem swojej ulubionej drużyny gardeł nie rwało się „walcząca zawsze do końca”? Który ze „stadionowych oprawców” nie marzy o wytatuowaniu sobie motta „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”?

Zresztą słowa św. Augustyna prawdopodobnie zasługują na jakieś wyróżnienie w kategorii: idealne dla tych, którzy skazani są na porażkę. „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą” pasują idealnie do niezręcznego klepania po plecach w kilka minut po przegraniu finału Mistrzostw Świata. „Walczyłeś, to wystarcza”. Nie. „Jeśli po 90 minutach masz więcej bramek od swojego przeciwnika na koncie, jesteś zwycięzcą”.

Lobby: „Walczyć. Wygrywać. Nie dać plamy” jest zresztą tak silne, że dziś walka wypiera grę z telewizji. Więcej było dotychczas w Lidze+ Extra analiz kontrowersji opatrzonych wizerunkiem Pana Sławka niż analizy i tłumaczenia samej gry. Kibic ligowej piłki dziś dobrze wie, w jakich sytuacjach sędziowie pomagają Legii, ale nadal głowią się, po co ten nieszczęsny Trałka tak schodzi do linii obrony przy pressingu rywala.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze