Serce rośnie, gdy patrzy się na to, co dzieje się w ekstraklasie. Na szczycie niespodziewany lider, który robi wszystko, by tym liderem pozostać. Za nim zespoły zbrojące się na potęgę, co zwiastuje szaleńczą walkę o udział w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Nawet na dole tabeli panuje ostrożny optymizm. I tylko jeden punkt na piłkarskiej mapie Polski szarzeje coraz bardziej.
Mowa oczywiście, niestety, o Wiśle Kraków. Jeden z największych polskich klubów, historyczna potęga, powolnymi kroczkami zmierza nad przepaść, o czym w największym mieście południowej Polski mówi się raczej niechętnie. Większość z kolejnych kroków podejmowanych przez klub budzi prędzej uśmiech politowania niż radości.
Runda jesienna w wykonaniu podopiecznych Kazimierza Moskala była nieszczególna, ale w zasadzie akceptowalna. W klubie uznano jednak, że wiślak z krwi i kości jest głównym hamulcowym drużyny i wymienili go na tymczasowego szkoleniowca, Marcina Broniszewskiego. Wtedy dopiero doszło do fatalnej serii i powolnego osunięcia się w tabeli ligowej. Następnie zatrudniono Tadeusza Pawłowskiego, który nie najlepiej ostatnio radził sobie w Śląsku Wrocław, a teraz będzie bezpośrednio konkurował o utrzymanie ze swoim dawnym klubem. Wydaje się, że legenda wrocławskiego klubu ma być twarzą „odmładzania zespołu”, szkoda tylko, że co zdolniejsza młodzież zastanawia się, gdzie by tu czmychnąć.
Gdyby chodziło wyłącznie o zawodników zaplecza, byłoby jeszcze znośnie. Z Wisłą pożegnał się już powszechnie uznawany za największy talent w klubie Konrad Handzlik (podpisał kontrakt z Legią Warszawa), kilku młodych zniecierpliwionych oczekiwaniem szuka sobie innych klubów, na przykład w I lidze. Do tego zapewne odejdzie kilku zawodników, których w obecnej chwili nie ma kto zastąpić, na przykład Maciej Sadlok (poważne zainteresowanie Lechii Gdańsk), Łukasz Burliga (chciałaby go Jagiellonia), Maciej Jankowski (wstępne pogłoski o powrocie na Cichą) czy Wilde-Donald Guerrier, który pragnie spróbować sił na zachodzie Europy. W zamian przychodzi młody Krzysztof Drzazga – „kopia” Pawła Brożka z trzeciej ligi, Zdenek Ondraszek, ciekawy czeski napastnik, wraca też Patryk Małecki. Nie nastraja to optymizmem, bo w dalszym ciągu klub bardziej się osłabia, niż wzmacnia.
"Patryk Małecki: Spokorniałem przez ten czas." Odcinek nr 12432. Już niedługo.
— NFT PIXELEST (@kkymih) January 7, 2016
Kibice się martwią, dość głośno demonstrując swoje niezadowolenie. Małecki nie jest już idolem trybun, do tego najzwyczajniej w świecie nie prezentuje już klasy sportowej, która dawałaby jakiekolwiek powody do radości. Jeśli odejdzie Sadlok, w jego miejsce sprowadzony zostanie Rafał Pietrzak – w skali I ligi bardzo solidny zawodnik, który jednak w czasie swojej pierwszej przygody z ekstraklasą najzwyczajniej w świecie się spalił. Promykiem nadziei jest wyżej wspomniany Ondraszek. „Kobra” gwarantuje bramki w mniej więcej co trzecim meczu, w którym gra (w ostatnich kilku latach zwykle wykręcał taką właśnie średnią). To wciąż zbyt mało, by móc z optymizmem patrzeć w przyszłość. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tym momencie różnice między ósmym a szesnastym miejscem w lidze to cztery(!) punkty, w przypadku pozostania w grupie mistrzowskiej nie będzie żadnych różnic punktowych i najprawdopodobniej spadną zespoły z najkrótszą ławką. W tym momencie Wisła takowej nie ma wcale.
Gdyby kadrowe nieszczęścia były jedynymi, nie byłoby jeszcze tak źle. Ciągle jednak niespokojnie jest na „szczytach władzy”. Plotki o zmianie właściciela nasilają się, a i klub coraz mocniej przyparty jest do ściany. Rzekome negocjacje z dużą firmą spożywczą z siedzibą pod Krakowem nie zostały ujawnione na światło dzienne, jeśli więc faktycznie do nich doszło, to nie osiągnięto porozumienia. Niedawno w mediach gruchnęła wiadomość, jakoby kupnem klubu i wielkim powrotem do piłki zainteresowany był Józef Wojciechowski. Człowiek, który nierozważną polityką przyczynił się do upadku Polonii Warszawa (nie zapominajmy, że Ireneusz Król nie zostałby właścicielem klubu, gdyby poprzedni właściciel nie chciał sprzedać go za wszelką cenę), miałby zostać wybawcą Wisły. Znając zapał krewkiego biznesmena, klub za trzy lata grałby derby z Cracovią II, czego nie życzyliby sobie chyba nawet kibice największych rywali krakowian.
Jakby tego wszystkiego było mało, do pieca mocno dorzucił niedawno Mirko Poledica. Były gracz m.in. Lecha Poznań, Pogoni Szczecin i Legii Warszawa piłkarzem był bardzo przeciętnym, długi jednak ściąga ze skutecznością Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Jego tweet informujący o karze wymierzonej „Białej Gwieździe” za niespłacony kontrakt Milana Jovanicia wyraża więcej niż 10 000 znaków. To kolejna wielomilionowa (w przeliczeniu na złotówki) kara w ostatnich latach. Można nawet stwierdzić, że jednym z głównych, tradycyjnych wydatków Wisły to właśnie sankcje ze strony organizacji związanych z FIFA.
Kondolenca dla Wisla Krakow… FIFA decizja, Wisla-Jovanic = 514 000 €
— Mirko Poledica (@MirkoPoledica78) January 7, 2016
Bardzo przykro patrzy się na to, co dzieje się przy Reymonta. Zbyt wiele pięknych historii związanych jest z Wisłą, by ktokolwiek szczerze cieszył się z sytuacji tego klubu. Jeszcze dekadę temu była to nasza jedyna poważna nadzieja na równą walkę z mocnymi klubami w europejskich pucharach. Skończyło się, mało kto jednak przypuszczał, że w tak krótkim czasie zrobi się w klubie tak źle. Rozmowy z kibicami klubu, którzy otwarcie mówią o tym, że szykują się na „interesujące” wyjazdy do Głogowa czy Suwałk, to coś, czego mało kto mógł się w ogóle spodziewać. Niech te proroctwa nie okażą się trafione, bo ekstraklasa bez Wisły straciłaby bardzo wiele.