Futbol to gra zespołowa, żaden piłkarz nie może być ponad drużynę itd. itp. Bywają jednak przypadki, gdy te slogany musimy włożyć między bajki, ponieważ bez danego zawodnika po prostu się nie da grać – jego wpływ na drużynę, oraz idące za tym wyniki, jest olbrzymi. Na pewno w co najmniej jednej ekipie z każdej ligi znajdziemy osobę, która w kryzysowych sytuacjach pociągnie team do przodu, utrzyma piłkę w trudnych warunkach czy w końcu wygra dla niego mecz. Dla Sportingu Gijon kimś takim na pewno jest Duje Cop.
Trwająca kampania ligowa jest dla Asturyjczyków fatalna – po siedemnastu kolejkach otwierają strefę spadkową, której nie opuścili od drugiego tygodnia października. W kolumnie tabeli oznaczonej „porażki” widnieje jedenastka (tyle samo co Osasuna, jedną mniej ma tragiczna w tym sezonie Valencia), zaliczyli już trzy passy porażek – cztery kolejne przegrane (od 17 września do 1 października) oraz trzy (od 4 do 26 listopada) i jeszcze raz trzy (trwa obecnie) – i do tego mają najgorsze z całej ligi wyniki na wyjazdach. Pal sześć, że oprócz nich zwycięstwa na wyjeździe nie odniosły jeszcze Malaga, Deportivo La Coruna i Granada, skoro oprócz dwóch remisów uzbierało się tych porażek… siedem.
Jakieś pozytywy? Niektórzy tylko by się pacnęli otwartą dłonią w czoło na samą myśl, że w przypadku ekipy z Estadio El Molinon można w ogóle o czymś takim mówić, ale wbrew pozorom – można. Konkretnie o jednym jej piłkarzu, podstawowym atakującym, który w LaLiga Santander nie ma sobie równych pod względem przydatności dla drużyny. Mowa tu o chorwackim napastniku, Duje Copie. Sporting Gijon strzelił w tym sezonie La Liga szesnaście goli (notabene piąta najmniej skuteczna ofensywa rozgrywek). Reprezentant „Vatreni”, najlepszy strzelec asturyjskiej drużyny w tej kampanii, sam skierował piłkę do siatki sześć razy; co więcej – dwóm kolegom z szatni podawał jako ostatni, zanim ci wykończyli swoje akcje. Wszystko równa się maczaniu palców w połowie dorobku bramkowego całego zespołu! Wprawdzie najwięcej asyst w ekipie, cztery (w tym jedna do Duje, w meczu z Realem Sociedad), zanotował Moi Gomez, lecz strzelił przy tym zaledwie jedną bramkę (więc pięć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej), a drugi zawodnik pod względem skuteczności pod bramką rywala u „Rojiblancos”, czyli Carlos Carmona, piłkę w siatce umieścił na razie czterokrotnie. Czy trzeba coś więcej dodawać, jeśli odpowiadamy na pytanie, kto naprawdę jest teraz zarazem asem, królem i jokerem w talii Abelardo? Oto zestawienie spotkań, po których Cop mógł sobie dopisać punkty w klasyfikacji kanadyjskiej:
– gol z Athletikiem (zwycięstwo 2:1);
– gol i asysta z Leganes (2:1);
– gol z Celtą, wynik końcowy (przegrana 1:2);
– gol i asysta z Malagą (2:3);
– gol z Realem Sociedad (1:3);
– gol z Espanyolem (1:2).
Wnioski są dwa. Po pierwsze, bez niego nie byłoby pięciu punktów zarobionych przez Asturyjczyków na „Leones” i „Pepineros”, przez co Gijon miałby siedem oczek – jedno mniej, niż czerwona latarnia ligi z Pampeluny. Po drugie, może nie aż tak istotne, choć zapewne z punktu psychologicznego już bardziej – gdybyśmy odjęli wszystkie jego bramki (sześć) z wyżej wymienionych spotkań, podopieczni Abelardo mogliby się „szczycić” najmniejszą liczbą strzelonych bramek ze wszystkich zespołów w La Liga. Oba wnioski mówią same za siebie na temat wpływu Duje Copa na ekipę z El Molinon.
Nadzieja na utrzymanie
Sporting Gijon wrócił do ekstraklasy w zeszłym sezonie. Spośród innych zespołów wyróżniało go oparcie składu na młodych piłkarzach, z których większość była wychowankami. Choć z jednej strony jest to bardzo chwalebne, to z drugiej możemy mówić, że zawodnicy nie mają doświadczenia z gry na takim poziomie i dopiero muszą je wynieś. Skończyło się na dramatycznej walce o utrzymanie w ekstraklasie do ostatniej kolejki i zwycięstwie z Villarrealem. W obecnej kampanii z pewnością szefostwo Sportingu chciałoby tego uniknąć, jednak o utrzymanie trzeba walczyć jeszcze przed półmetkiem rozgrywek.
I pomaga w tym – a przynajmniej stara się – piłkarz, który doświadczenie zdobył w poprzednim sezonie, na wypożyczeniu w Maladze. Cop ogrywał się w najlepszej lidze świata, w zespole, który może i do pucharów się nie spieszył, ale też do tych, którzy co sezon walczą o ekstraklasowy byt, też nie należy. Grał z zawodnikami na jego poziomie, jak Ricardo Horta czy Juanpi, oraz bardzo doświadczonymi, jak Roque Santa Cruz czy Charles, który jako jedyny wyprzedził go na koniec sezonu w klubowej klasyfikacji strzelców. Brazylijczyk w 35 meczach strzelił dwanaście goli, Chorwat – siedem w 31.
Po tej relatywnie dobrej dla siebie kampanii 2015/2016, Duje Cop został na drugi sezon w Hiszpanii. Będące w posiadaniu karty zawodniczej Chorwata Cagliari ponownie zdecydowało się na wypożyczenie atakującego, znów do pierwszoligowego klubu hiszpańskiego, ale tym razem oczywiście do Sportingu Gijon. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu wiadomo było, że czekały go trudniejsze zadania – nie dość, że rola podstawowego napastnika, to jeszcze przychodzącego na miejsce Tony’ego Sanabrii (obecnie również w La Liga, w Betisie), który w barwach „Rojiblancos” strzelił jedenaście goli w ekstraklasie. Cop na ten moment ma już sześć – brakuje mu jedna bramka od wyrównania swojego osiągnięcia z poprzedniego sezonu. A zapewne stać go na jeszcze więcej.