Dudy, kilty i whisky, czyli powrót Szkocji do elity


Przed Szkotami pierwsza poważna impreza futbolowa reprezentacji w XXI wieku! Czekali na nią aż 22 lata

14 listopada 2020 Dudy, kilty i whisky, czyli powrót Szkocji do elity

Choć bardzo się męczyli, finalnie jednak udało im się zakwalifikować na Euro 2020. I mimo że liczby przed finałem zdecydowanie za nimi przemawiały, to wszyscy jednak wiemy, w jakim stylu i z jakimi trudnościami mierzyli się Szkoci. Reprezentacja Szkocji na siedem ostatnich spotkań wygrała aż sześć z nich. Jednak to nie wystarczyło, by uznać ich faworytem spotkania finałowego – tak właśnie do tego meczu mogli podejść zawodnicy z Serbii. Wydawałoby się, że ich obecność w finałach będzie formalnością. Oczywiście wydarzyło się inaczej – za to w końcu kochamy ten sport! Szkoci pokonali Serbów 5:4 w rzutach karnych i to oni pojadą na mistrzostwa Europy!


Udostępnij na Udostępnij na

Bogata historia szkockiej piłki okalana brakiem awansu z grupy

Szkoci mogli pojechać na swoją pierwszą piłkarską imprezę już w 1950 roku. Mieli znaleźć się wówczas w jednej grupie z Urugwajem, Boliwią oraz Turcją. Finalnie jednak swoje spotkania grupowe rozegrały tylko dwie pierwsze drużyny. Turcja oraz Szkocja wycofały się z rozgrywek, a Urugwaj został mistrzem świata. Kto jednak wie, jak potoczyłby się tamten mundial, gdyby pojawiły się na nim reprezentacje Szkocji, Turcji oraz Indii, które były nieobecne w związku z problemami komunikacyjnymi lub finansowymi.

Potem było już lepiej, ale tylko w teorii, bowiem kadra Szkocji awansowała osiem razy na mistrzostwa świata oraz dwa na mistrzostwa Europy, ale miała dziwną regułę. Gdy już pojawiali się na tych imprezach, to na fazie grupowej kończyli – zawsze.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Szkoci mogli zmierzyć się z upragnioną reprezentacją Urugwaju cztery lata później. Na mistrzostwach w 1954 roku grali w fazie grupowej z nią oraz Austrią i Czechosłowacją. Jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jednak sami Szkoci „połamali sobie zęby”, próbując mierzyć się z innymi rywalami w grupie. Najpierw skromne 0:1 od Austrii, a potem upragnione starcie z mistrzami świata.

Szkoci szybko doszli do wniosku, że ich nieobecność na poprzednich mistrzostwach była dla nich zbawieniem. Dostali spory „łomot” od mistrzów świata. Aż 7:0! Wielu zapewne nie zdziwiłoby się, gdyby również cztery lata wcześniej mecz skończył się podobnym rezultatem. Spotkanie z Czechosłowacją według tamtejszych zasad było daremne i oba zespoły skończyły swoją przygodę w Szwajcarii z dwoma meczami oraz bez punktów.

Cztery lata później na mundialu w Szwecji Szkoci mierzyli się w grupie z Francją, Jugosławią i Paragwajem. Szkocja wyglądała lepiej, zdobyła cztery bramki, jednak to było bez znaczenia. Odpadła, a jedyny punkt zdobyła w zremisowanym 1:1 spotkaniu z Jugosławią.

Po 16 latach w końcu wrócili i wzięli udział w mistrzostwach świata w 1974. Byli wówczas najbliżej wyjścia z grupy, w której mierzyli się z Jugosławią, Brazylią oraz Zairem. W kadrze Szkocji brylowali wówczas Kenny Dalglish czy Joe Jordan. Zaczęło się dobrze – od zwycięstwa 2:0 z Zairem. Następnie szokujący remis 0:0 z brązowym medalistą tamtejszych mistrzostw, czyli Brazylią. Wszyscy liczyli wtedy, że to mogą być właśnie te mistrzostwa! Na ziemię, a zarazem do domu sprowadził ich jednak remis 1:1 z Jugosławią.

Następnie reprezentacja Szkocji nieprzerwanie występowała na mistrzostwach świata kolejno w 1978, 1982, 1986 oraz 1990. Jednak z tym samym skutkiem… Wydawałoby się, że swojej szansy może szukać w nieco zawężonym gronie – europejskim. W 1992 oraz 1996 roku zakwalifikowali się na ich pierwsze oraz drugie w historii Euro. Dwa razy zajęli trzecie miejsce w grupie.

Reprezentacja z 1998 roku

Ostatni epizod przed XXI wiekiem miał miejsce w 1998 roku. Szkocja mierzyła się wtedy kolejny raz z Brazylią, ale i Norwegią i Maroko. Jedyny punkt zdobyli w spotkaniu z Norwegami, które zakończyło się remisem 1:1. Trenerem Szkotów był wówczas 80-letni dziś już Craig Brown. Szkot był niezbyt chętny do rotowania piłkarzami, więc jego zespół grał praktycznie cały czas w tym samym składzie.

Bramki na tej imprezie zdobywali John Collins (przeciwko Brazylii z rzutu karnego) oraz Craig Burley (w meczu z Norwegią), który został również zapamiętany przez swoją czerwoną kartkę przeciwko Maroko.

Zawodnicy, którzy meldowali się na francuskich boiskach:

Leighton, Jackson, Calderwood, Boyd, Lambert, Hendry, Burley, Durie, Gallacher, Collins, Dailly, T.McKinlay, B.McKinlay, Weir, Booth i McNamara.

Bitwa o Wielką Brytanię

Chyba każdy Szkot ma świadomość, jak żałośnie ich reprezentanci wypadali na arenie międzynarodowej w dotychczasowych zmaganiach piłkarskich. Dziś jednak, po 22 latach, nikt tam o tym nie mówi.

Dla nich liczy się dziś fakt, że w końcu mogą pojechać na wielką imprezę. Mało tego, trafiają tam wraz z reprezentacjami Walii i Anglii, dla których kwalifikacja to bułka z masłem. Ale to nie wszystko. Cholernie „rajcuje” ich fakt, że awansowali do grupy właśnie z Anglikami. Piłkarze mają dodatkowego „kopa” w postaci względów historycznych.

Niektórzy zawodnicy z obecnej kadry musieli oglądać, jak ich przodkowie dostawali łomot od potężnych Anglików. Przypomnijmy choćby mecz z 15 czerwca 1996 roku podczas mistrzostw Europy. Wówczas Anglicy pokonali Szkocję 2:0, a gole strzelili Gascoigne oraz Shearer. Szkotów podrażnił dodatkowo fakt, że Alan Shearer zdobył przeciwko nim bramkę, która przyczyniła się również do wywalczenia przez niego korony króla strzelców tamtego turnieju.

Dziś kadra jest odświeżona, wyjęta po niemal ćwierć wieku z futbolowej szafy. Mają ambicje, ale i oczekiwania lokalnych kibiców – w końcu nie po to tyle czekali, żeby znów się skompromitować. Choć zadanie mają bardzo trudne. Czeska kadra jest jak najbardziej do ogrania, ale schody pojawiają się dalej. Samo spotkanie z Anglikami będzie okropnie wymagające zarówno fizycznie, jak i przede wszystkim mentalnie. Dodajmy do tego wszystkiego wicemistrzów świata z 2018 roku.

Wiadomo jednak, że Szkoci nie są drużyną typowych chłopców do bicia i potrafią zawalczyć o swoje niczym lwica o młode. Do waleczności lwa nawiązał również Bill Shankly, reprezentant Szkocji w latach 30. XX wieku. – Gra dla Szkocji jest czymś fantastycznym. Patrzysz na granatową koszulkę, a lew mówi do ciebie z herbu: idź po tych angielskich drani! – opowiadał.

Steve Clarke poprowadził ten zespół do historycznego – bo tak w tym przypadku należy to nazwać – awansu i to jemu w dużej mierze przypisuje się to osiągnięcie. Należy jednak wspomnieć o bezpośrednich bohaterach awansu. Głównym z nich jest niewątpliwie kapitan „Tartan Army” – Andrew Robertson. Zawodnik, który osiągnął wszystko w klubowej piłce z „The Reds”. Nie zagrał ani minuty w ojczystym Celticu Glasgow, a i tak jest kochany w Szkocji. Można? Jak najbardziej!

Zawodnik, który na przestrzeni lat spędzonych w Liverpoolu wypracował w sobie instynkt przywódczy, co szybko zostało wychwycone. Trenerzy dali mu szansę gry z opaską kapitańską na ramieniu. Nie zmarnował jej. To on motywował swoich kolegów przez ostatnie miesiące, dając nadzieję na upragnione mistrzostwa. Udało się. Na boisku meldował się łącznie osiem razy w eliminacjach do przyszłorocznego Euro 2020.

Kolejni, którzy wywalczyli awans w spotkaniu z Serbią to Marshall, McTominay, Gallagher, Tierney, O’Donnell, McGinn, Jack, McGregor, Christle, Dykes, McLean, Griffiths, McBurnie oraz Paterson. Na co dzień grają w barwach swoich klubów, jednak tym razem to oni mają zamiar dyktować warunki!

Do grona Szkotów występujących w ligach angielskich należą chociażby Robertson, Tierney, McTominay, McGinn, Paterson, Burke, McBurnie, Dykes, Armstrong, McLean, Cooper, Palmer czy McKenna. Ta grupka na pewno już „ostrzy sobie ząbki” na swoich kolegów z angielskich boisk. Jednak zanim nadejdzie upragniona „Wojna Brytyjska”, 14 czerwca Szkoci będą musieli zmierzyć się z Czechami. Cztery dni później wielkie starcie szkocko-angielskie, a 22 czerwca spotkanie z Chorwacją. Zapowiada się walka!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze