Drużyna drugich spotkań


Droga do finału Ligi Mistrzów, dla Milanu była kręta i trudna. Podopieczni Carlo Ancelottiego zaczęli rozgrywki w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej, więc aby zagrać w Atenach Włosi musieli rozegrać 14 dobrych spotkań.


Udostępnij na Udostępnij na

3. runda kwalifikacyjna, czyli spacerek z dreszczykiem

Z racji tego, iż Milan w sezonie 2005/2006, po zawirowaniach związanych z włoską aferą korupcyjną, zajął 3. miejsce w tabeli, musiał rozegrać dwa mecze kwalifikacyjne, aby móc przystąpić do rozgrywek grupowych Champions League. Los sprawił, że Rossoneri musieli zmierzyć się z serbską Crveną Zvezdą. Nikt nie miał wątpliwości, że jedyną ekipą, która może wygrać ten dwumecz są piłkarze Ancelottiego. Jednak po pierwszym spotkaniu na San Siro, grono „pewniaków” nieco zmalało, bo Milan co prawda wygrał, ale tylko 1:0, po trafieniu Inzaghiego. Rewanż nie przyniósł jednak niespodzianki. Rossoneri wygrali 2:1 i awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów, rozpoczynając swój marsz do Aten.

Faza grupowa, czyli fatalny finisz

Po rozlosowaniu grup, nikt się chyba nie spodziewał, że w ostatecznym rozrachunku, Milan będzie miał aż tak wiele problemów z awansem do 1/8, ale po kolei… Podopieczni Carlo Ancelottiego trafili do grupy H, razem z AEK Ateny, OSC Lille i Anderlechtem Bruksela. Wszystko zaczęło się bardzo dobrze. Milan w pierwszym spotkaniu pewnie pokonał grecką drużynę 3:0. Gole dla drużyny z San Siro zdobywali Inzaghi, Goucruff i Kaka. „Najważniejszym czynnikiem tej początkowej fazy nowego sezonu jest fakt, iż w każdym meczu wykorzystujemy sytem rotacyjny, grają wszyscy piłkarze na których mogę liczyć” – cieszył się po meczu Carlo Ancelotti. Włoch rzeczywiście miał powody do zadowolenia, ale tylko z występów swoich piłkarzy z Lidze Mistrzów, bo w Serie A, Milan zawodził na całej linii. Być może szkoleniowiec Włochów za wcześnie pochwalił swoich zawodników, bo w drugiej kolejce Rossoneri bezbramkowo zremisowali z francuskim Lille. Zespół z San Siro zrehabilitował się nieco w 3. kolejce rozgrywek. Po ciężkim i męczącym spotkaniu wywiózł bardzo cenne trzy punkty z Brukseli. Największe zasługi w tym zwycięstwie należy przypisać zawodnikowi, który na koszulce ma numer „22” i napis „Kaka”. Po pierwszych spotkaniach Milan miał bardzo dobrą pozycję wyjściową, ponieważ był liderem z siedmioma punktami na koncie, drugie Lille miało pięć oczek, trzeci Anderlecht dwa, a ostatnie AEK zaledwie jeden. Rossoneri w czwartej serii spotkań nie byli w ogóle gościnni dla kolegów z Brukseli. Wynik 4:1 i trzy gole Kaki mówią same za siebie. „Obecnie Kaka jest najlepszym piłkarzem świata. Na boisku robi bardzo ważne rzeczy z niesamowitym spokojem” – rozpływał się nad swoim podopiecznym – Ancelotti. Po tym spotkaniu Milan nieco obniżył loty. Dlaczego? A no dlatego, że przegrał oba ostatnie spotkania. Najpierw poległ w Atenach 1:0. Na pewno wyjeżdżając na finałowy mecz z Liverpoolem, piłkarze Milanu będą chcieli wymazać ze swojej pamięci tą potyczkę z miejscowym AEK. W ostatniej kolejce Rossoneri przegrali z OSC Lille, dzięki czemu Francuzi zajęli drugie miejsce w grupie i razem z Milanem awansowali do dalszych gier.

1/8, czyli Boruc na horyzoncie

Wbrew pozorom, Celtic Glasgow to była chyba najtrudniejsza przeszkoda dla Milanu w drodze do finału. Pierwszy mecz na Celtic Park zakończył się dla Rossonerich bezcennym, bezbramkowym remisem. Prawdę powiedziawszy jedna strzelona bramka mogła rozwinąć skrzydła Celtom, lecz na szczęście, dla Kaki i spółki nic takiego nie miało miejsca. „Wielkie nazwiska nie wygrywają meczów. Musimy być skoncentrowani. Moim zdaniem, mamy ogromne szanse na awans.” – mówił przed rewanżowym meczem Artur Boruc. Polak rzeczywiście był skoncentrowany i praktycznie tylko dzięki jego postawie, mecz na San Siro także pozostał bez rozstrzygnięcia, a żadnej z ekip nie udało się zdobyć gola. Patent na Boruca znalazł dopiero genialny Kaka, który trafieniem w 4. minucie dogrywki zapewnił Włochom ćwierćfinał. Rewanżowy mecz na San Siro pokazał jak wiele brakuje Celticowi do najlepszych drużyn w Europie. Mimo bezbramkowego remisu, to Milan bardziej zasłużył na grę w 1/4 finału, a graczom Gordona Strachana zabrakło po prostu argumentów, którymi mogliby „pobić” drużynę z Mediolanu.

Ćwierćfinał, czyli piękny wieczór w Monachium

Bayern Monachium, umotywowany wyeliminowaniem Realu Madryt, stał się kolejną przeszkodą na drodze Milanu. Wiele emocji towarzyszyło temu spotkaniu, tym bardziej, że po pierwszy meczu na San Siro, bliżej gry w półfinale była drużyna niemiecka. Wszystko przez lekkomyślność obrońców z Włoch i złej postawie Didy. Czynniki te poskutkowały remisem 2:2, przy czym Bayern swoją drugą bramkę zdobył w ostatniej akcji meczu! Rewanż na monachijskiej arenie zapowiadał się zatem bardzo ciekawie. Mecz ten też takim był, a wszystko dzięki świetnej postawie podopiecznych Ancelottiego. Milan po golach Seedorfa i Inzaghiego już do przerwy prowadził 2:0 i do końca spotkania nie dał sobie tego zwycięstwa wydrzeć. „Naszym celem jest teraz podtrzymanie honoru włoskiego futbolu w Europie. Jesteśmy dumni, że możemy reprezentować go jako ostatni zespół z Półwyspu Apenińskiego.” – mówił po spotkaniu szczęśliwy Ancelotti. W nieco innym, lecz jak najbardziej prawdziwym tonie wypowiadał się za to szkoleniowiec Bayernu – Otmar Hitzfeld: „Nie mieliśmy tej klasy, co Milan. Mediolańczycy są jednym z najlepszych zespołów na świecie.”

Półfinał, czyli fenomenalny rewanż

Milan jadąc na półfinałowy mecz do Manchesteru, nie był uznawany w roli faworyta. W końcu kilkanaście dni wcześniej na Old Trafford sromotnie poległa inna włoska drużyna – AS Roma i to aż 7:1. Rossoneri co prawda przegrali pierwszy mecz, ale emocji na stadionie Machesteru nie zabrakło. Festiwal bramkowy otworzył Cristiano Ronaldo, który strzelił gola już w 5. minucie. W tym momencie fani Milanu zaczęli lekko drżeć o wynik, lecz nadzieje i wielką wiarę w ich serca wlał Kaka, który dwukrotnie pokonał Van der Saara. 2:1 dla Milanu do przerwy, to wynik co najmniej zaskakujący. Druga odsłona meczu to pogoń United, dla fanów Manchesteru zakończona sukcesem. Twórcą sukcesu okazał się Rooney, który trafiając dwukrotnie, zapewnił Manchesterowi zwycięstwo. „Dominowaliśmy przez blisko godzinę i sprawiedliwym wynikiem byłby remis.” – stwierdził po meczu Ancelotti. Przed rewanżem piłkarze Milanu byli bardzo zdeterminowani: „Musimy okazać wspaniałą osobowość i niesamowitą energię, ponieważ czeka nas prawdziwa bitwa” – mówił przed spotkaniem Kaka. Czy była to bitwa? Chyba nie. To był prawdziwy pogrom! Milan rozegrał jeden z najlepszych meczów w swojej najnowszej historii i spokojnie wygrał 3:0. Taki wynik, z drużyną formatu Manchesteru United, mówi sam za siebie. Warto do tego dodać tylko komentarz zwycięskiego szkoleniowca: „Oglądanie swojego zespołu grającego tak dobrze, jak mój w pierwszej połowie, to marzenie każdego szkoleniowca.”

Milan dotarł do Aten po wyboistej i trudnej drodze. Spotkania fazy pucharowej pokazały, że Rossoneri bardzo dobrze grają pod presją wyniku, a taka cecha w finale Ligi Mistrzów może okazać się bezcenna.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze