To jeszcze nie koniec. Artur Boruc znowu w bramce


Siedlecki talent, który wypłynął na szerokie wody

24 stycznia 2019 To jeszcze nie koniec. Artur Boruc znowu w bramce

Bramkarz, były reprezentant Polski. Właściwie Artur Boruc, urodzony 20 lutego 1980 roku w Siedlcach. Wychowanek miejscowej Pogoni. Znany ze swojego twardego charakteru i waleczności. Oprócz fenomenalnych występów zapamiętany za liczne afery z jego osobą w roli głównej. To wszystko za sprawą jego starszego brata, który zaprowadził go po raz pierwszy na trening miejscowego klubu.


Udostępnij na Udostępnij na

Wychował się w sportowej rodzinie. Jego ojciec przez wiele lat trenował hokej na lodzie. „Był lepszym sportowcem niż uczniem” – wspomina jego były trener, Przemysław Anusiewicz. Wykazywał także talent do koszykówki, ale co ostatecznie wybrał, dobrze wiemy. Od najmłodszych lat emanował pewnością siebie, stojąc pomiędzy słupkami. Szybko przebił się do pierwszego zespołu Pogoni Siedlce. Debiutował w wieku 16 lat w spotkaniu z Orlętami Łuków w III lidze. Sezon 1998/1999 to przełom w karierze młodego golkipera. Wystąpił w sparingu przeciwko Legii, co zaowocowało wspólnym wyjazdem na obóz szkoleniowy. 1 lipca 1999 został nowym zawodnikiem stołecznego klubu.

Pierwsze wzloty i upadki. Szczęście w nieszczęściu, na którym skorzystał młody talent

Do drużyny ściągnięto go z myślą o przyszłości. Początkowo ogrywał się w rezerwach, w których na zmianę z Wojciechem Kowalewskim bronił barw „Wojskowych”. 1 lipca 2000 roku trafił do drugoligowego Dolcana Ząbki, aby nabrać trochę doświadczenia. Przygoda ta jednak nie trwała zbyt długo. 31 grudnia 2000 roku został ściągnięty z powrotem do Warszawy. Tym razem dzięki ciężkiej pracy i przychylności losu wygrał rywalizację o bycie „jedynką” w bramce warszawskiej Legii. Rok 2002, przypadek decyduje o tym, że kariera młodego Polaka posuwa się do przodu. Kontuzja Radostina Stanewa w trakcie meczu z Pogonią Szczecin umożliwia Borucowi debiut w ekstraklasie.

Od tego momentu pojawia się on w bramce coraz częściej, by z końcem roku na stałe zagościć między słupkami drużyny z Łazienkowskiej. Szybko zaskarbił sobie przychylność kibiców i stał się ich ulubieńcem. W rezultacie rozegrał dla Legii 77 spotkań, zachowując przy tym 34 razy czyste konto. Zdobył mistrzostwo oraz Puchar Ligi w swoim debiutanckim sezonie. W europejskich pucharach po raz pierwszy wystąpił 12 sierpnia 2004 w meczu Pucharu UEFA przeciwko FC Tibilisi. Natomiast w reprezentacji Polski 28 kwietnia 2004. Prowadzona wówczas przez Pawła Janasa drużyna zremisowała w Bydgoszczy z Irlandią 0:0, a Boruc grał od 59. minuty. 20 lipca 2005 został wypożyczony do Celticu Glasgow za 800 tysięcy euro, w którym kontynuował swoją karierę.

The „Holy Goalie”, czyli „Święty Bramkarz”, który stał się ikoną Celticu 

Polski golkiper, będąc jeszcze na wypożyczeniu, szybko wskoczył do podstawowego składu „The Boys”, zapewniając sobie tym samym transfer i miejsce w drużynie. 1 lipca 2006 Szkoci definitywnie przypieczętowali pozyskanie „Króla Artura”. Legia otrzymała wówczas 1,5 miliona euro. Fani „Zelono-białych” zapamiętają go między innymi za obroniony rzut karny w meczu z Manchesterem United lub Spartakiem Moskwa oraz za sprzeczkę z Lee Neylorem.

Niestety polski wojownik był także autorem wielu skandali. Zrobił sobie tatuaż na brzuchu ośmieszający Rangersów. Wykonał sławetny znak krzyża podczas meczu derbowego, co godziło w ich wiarę. Mistrzostwo kraju świętował na Ibrox Stadium (stadion Glasgow Rangers) w koszulce Jana Pawła II, wywołując ponowne oburzenie. Tymi zachowaniami, a także wspaniałą grą, przeszedł do historii klubu i na stałe zamieszkał w sercach kibiców, którzy okrzyknęli go „Holy Goalie” – „Święty Bramkarz”. Choć taki święty do końca nie był.

To on jako jeden z pierwszych polskich piłkarzy przetarł szlaki w Europie. O nim pisano na długo, długo przed Robertem Lewandowskim oraz innymi polskimi gwiazdami. Pomimo regularnej gry zdarzało mu się zaliczać wpadki. Także na szczeblu reprezentacyjnym, np. sławny kiks w meczu z Irlandią. Ostatni sezon w barwach Celticu nie był porywający w wykonaniu byłego legionisty. Klub nie chciał się go pozbywać, ale z różnych pobudek Boruc postanowił zmienić otoczenie. Bronił barw Celticu 191 razy, z czego 76 zachował czyste konto, zdobywając przy tym trzykrotnie mistrzostwo Szkocji, Puchar Szkocji oraz dwa razy Puchar Ligi Szkockiej. 12 lipca 2010 roku za 2,5 miliona euro został piłkarzem Fiorentiny.

Nic dwa razy się nie zdarza? A jednak! Los ponownie uśmiechnął się do Polaka

Podobnie jak w Legii Warszawa początki we Włoszech nie były lekkie. Polak musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, gdyż kluczową postacią „Violi” był Sebastien Frey. Reprezentant Polski udany pobyt we Florencji i grę w pierwszym zespole znowu może zawdzięczać szczęściu. Kontuzja jego rywala wyeliminowała go na dłuższy okres, pozwalając Borucowi zagościć na stałe w bramce „Fiołków”. Pomimo kilku słabszych występów również i tam kibice zdołali polubić Polaka. Zwłaszcza, że kilkukrotnie potrafił zaczarować ich bramkę.

O ile klubowy okres w słonecznej Italii Polak może zaliczać do udanych, to w reprezentacji ciągle roiło się od różnych plotek na jego temat. Po pamiętnej aferze lwowskiej z 2008 roku tym razem kadrowicz odegrał jedną z głównych ról w aferze samolotowej, pogarszając swoje stosunki z ówczesnym trenerem kadry, Franciszkiem Smudą. Pomimo że Artur cały swój pobyt w ciepłej Fiorentinie może odnotować na plus, nie zdecydował się przedłużyć kontraktu. Z 64 występami i 24 czystymi kontami 1 lipca 2012 został wolnym zawodnikiem.

Futbolowy skandalista powraca. Kierunek – Premier League

22 września 2012 na zasadzie wolnego transferu przeszedł do angielskiego Southampton FC. Był tam trzecim bramkarzem obok doświadczonego Kelvina Davisa i młodego Paula Gazzanigi. Po kilku występach otrzymał zaufanie trenera, a utrzymanie „Świętych” było w jego rękach. Jak zwykle stawił czoła wyzwaniu, pomagając w utrzymaniu „The Saints”. Jak leży w jego DNA, chwilę po przyjściu do klubu wywołał skandal, rzucając butelką w swoich kibiców po przegranym meczu z Tottenhamem. Niemniej jednak fani muszą mu to wybaczyć. Dwoił się i troił, aby utrzymać ich zespół na powierzchni.

Następny sezon, czyli 2013/2014, był bardzo udany w wykonaniu „Holy Goalie”. Stał się głównym wyborem Mauricio Pochetinno. Po sezonie szkoleniowiec „Świętych” odszedł do Tottenhamu, a jego obowiązki przejął Ronald Koeman. Ściągnął do klubu Frasera Forestera z Celticu, co oznaczało, że Polak miał pogodzić się z rolą rezerwowego. W ten sposób, mając 50 występów i 19 czystych kont, musiał rozglądać się za nowym klubem. Ewidentnie było widać werwę po świetnym sezonie u coraz starszego Polaka. Z odsieczą przybyło A.F.C. Bournemouth.

Druga młodość Polaka. Ikona Celticu znowu w akcji

19 września 2014 roku zasilił już szeregi „Wisienek”. Było to idealne rozwiązanie dla obu stron. Bramkarz rozegrał w ówczesnym sezonie 37 spotkań na zapleczu angielskiej ekstraklasy, zachowując przy tym 16 razy czyste konto i zdobywając z „The Cherries” mistrzostwo i awans do Premier League. Następne dwa sezony to druga młodość w wykonaniu „Świętego Bramkarza”. Wrócił obraz starego dyrygenta z Celticu, który trzyma w ryzach obronę, a zespół z nim w składzie gra zupełnie inną piłkę. Zryw Boruca trwał dwa sezony. W latach 2015/2016 i 2016/2017 rozegrał w sumie 67 spotkań, zachowując przy tym 16 czystych kont, a w 2017 został piłkarzem roku Bournemouth. Potem było już tylko gorzej.

Król Artur na rozdrożu. Czy nie powiedział jeszcze ostatecznego słowa?

Choć Boruc rozegrał łącznie 118 meczów w barwach Bournemouth i zachowywał czyste konto w 36 spotkaniach w ostatnich dwóch sezonach, było to zaledwie 12 spotkań we wszystkich rozgrywkach łącznie. W międzyczasie Adam Nawałka powołał go na mistrzostwa Europy 30 maja 2016 roku. Cały turniej spędził na ławce rezerwowych. Polska od niepamiętnych czasów dotarła do ćwierćfinału, co nie obyło się bez medialnego szumu. 14 listopada 2016 roku przeciwko Słowenii rozegrał swoje 64. spotkanie w kadrze i stał się bramkarzem z największą liczbą występów w historii reprezentacji Polski. 1 marca 2017 poinformował o zakończeniu kariery reprezentacyjnej, a 10 listopada 2017 roku zagrał mecz pożegnalny z Urugwajem.

To był czas próby dla polskiego asa, pożegnanie reprezentacji oraz problemy z wywalczeniem miejsca w składzie tak klasowemu zawodnikowi jak Artur Boruc mogły dać wiele do myślenia i zaważyć na jego dalszej karierze. Niemniej jednak ostatnio legenda Celticu znowu przemówiła. Polak po ponad półtorarocznej przerwie w Premier League otrzymał szansę od Eddiego Howe’a, pokazując się wcześniej z dobrej strony w pucharowym spotkaniu z Chelsea. W ligowym pojedynku przeciwko WHU, bramki którego strzeże Łukasz Fabiański, zagrał wyśmienicie i zachował czyste konto, a „Wisienki” z jego osobą w roli głównej w końcu zdobyły trzy punkty, wygrywając tę potyczkę 2:0. Czy to oznacza kolejne odrodzenie się Polaka i powrót do składu? W internecie krążą przekorne opinie, że mecz z jego udziałem był prezentem na dzień dziadka. Znając Boruca i jego nieustępliwość, opinia ta może szybko okazać się się bezwartościową plotką, a on sam po raz kolejny staje przed szansą udowodnienia, że jest najlepszy w swoim fachu.

Wiek to tylko liczba. Stephen King

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze