Na Łazienkowską przychodził z łatką wielkiego talentu, być może jako najbardziej obiecujący węgierski piłkarz młodego pokolenia. W Legii miał się rozwinąć, pomóc wygrać kilka trofeów, a następnie dać na sobie zarobić, najlepiej z kilkukrotną przebitką. Nie wszystko jednak potoczyło się tak, jak zaplanowano, a Dominik w tym momencie jest bliżej odejścia niż pierwszego składu „Wojskowych”.
Przygoda Węgra z Legią to istny rollercoaster. W czasie tych niespełna trzech lat w Legii był trochę jak aktor, ponieważ zagrał każdą możliwą rolę. Był obiecującą gwiazdą, nieudacznikiem, wyróżniającym się zawodnikiem, królem nocnego życia, synem marnotrawnym, który po powrocie obiecał grać lepiej, ale potem znów zszedł na drogę przeciętności. Z kolei teraz idealnie wpasowuje się w postać kolejnego niespełnionego talentu.
Raz na wozie, raz pod wozem
Brak stabilizacji. Tak najkrócej można opisać przygodę Dominika z Legią. Bywały momenty dobre, ale często zdarzały się chwile bezbarwne i słabe. Biorąc pod uwagę cały okres, jaki spędził przy Łazienkowskiej, trudno mówić o tym, że spełnił pokładane w nim nadzieje. Najlepszy moment w swojej karierze zanotował przed rokiem, gdy na stanowisku trenera zameldował się Ricardo Sa Pinto. Rządy portugalskiego szkoleniowca nie wszystkim kojarzą się pozytywnie, ale to wtedy Nagy pokazał to, na co go stać. W rundzie jesiennej wybił się ponad przeciętność i notował naprawdę świetne liczby. Czterokrotnie wpisał się na listę strzelców i aż siedem razy był wykonawcą ostatniego podania. W następnej rundzie obniżył loty i od tego czasu do dyspozycji z jesieni 2018 nawet się nie zbliżył.
Dominik Nagy strzelił pierwszego gola w reprezentacji (na 1:1 z Estonią). pic.twitter.com/sBeaEn4kGj
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) October 15, 2018
Z perspektywy zawodnika z pewnością rozczarowujące były porażki w eliminacjach do europejskich pucharów. Fakt, Nagy nie zrobił zbyt wiele, żeby w tych pucharach zagrać. Trzeba jednak pamiętać, że przed trzema laty, gdy Węgier negocjował kontrakt z Legią, ta grała w Lidze Mistrzów i z pewnością liczył, że przechodząc do Warszawy, też taką szansę otrzyma. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna i teraz zamiast grać w pucharach, musi walczyć o miejsce nie tyle w składzie, ile w kadrze meczowej.
Jeżeli mielibyśmy wskazać jeszcze jakiś dobry okres w grze Węgra, byłby to niewątpliwe sam początek jego przygody z Legią. Po przyjściu do nowego klubu zimą zagrał w dwunastu spotkaniach, w których strzelił cztery gole. Obiecujące przywitanie. Rozpalił tym nadzieje kibiców, którzy liczyli na rozkwit jego talentu. Niestety, następny sezon okazał się kompletnym rozczarowaniem.
35' GOOOOOOL!!! Dominik Nagy trafia na 1:0 dla Legii! 👏 #KORLEG pic.twitter.com/8tcI08PisQ
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) May 28, 2017
„Zamykam drzwi taksówki, proszę na Mazowiecką…”
Gdyby Dominik Nagy postanowił zostać kiedyś raperem, mógłby w swoich kawałkach w całkiem rzetelny sposób przedstawić nocne życie Warszawy. Imprezy, kluby, fajne miejscówki. Pewnie jeszcze mnóstwo ciekawych historii, ponieważ przy swoich zarobkach zbyt dużych ograniczeń nie miał. Problem w tym, że zawodu jak na razie nie zmienił, a gdy obniżył loty na boisku, zrobił się mały problem. Postanowiono zareagować i przywrócić Węgra do porządku.
Był to prawdopodobnie najgorszy czas Dominika w dotychczasowej karierze. Najpierw zesłanie do rezerw, a następnie wypożyczenie do byłego klubu. Mocny policzek dla kogoś, kto zaledwie rok temu wyrastał na lidera największego klubu w Polsce. Tak o całej sytuacji wypowiedział się ówczesny trener Legii, Romeo Jozak.
– Nagy jest dobrym zawodnikiem, podziwiam jego umiejętności, ale obecnie brakuje mu motywacji, a wszyscy w szatni muszą być zmotywowani w 100 procentach, dlatego chcemy, żeby rundę wiosenną spędził na wypożyczeniu.
Po powrocie Nagy skoncentrował się już tylko na piłce, co przyniosło wspomniane wcześniej efekty. Obecny sezon jednak ponownie pozostawia wiele do życzenia i coraz bardziej prawdopodobne wydaje się zakończenie współpracy Legii z Węgrem.
Bez happy endu?
W pięciu ostatnich meczach „Wojskowych” Nagy nie rozegrał ani minuty. Z tego trzy razy nie znalazł się w ogóle w kadrze meczowej. Są to dość mocne przesłanki, żeby stwierdzić, że czas Dominika przy Ł3 dobiega końca. Konkurencja do gry jest zbyt duża, poza tym zespół osiąga dobre wyniki, więc trudno wymagać od Vukovicia istotnych zmian. Dochodzi do tego także młodzież, która coraz śmielej puka do drzwi pierwszego składu i nic dziwnego, że to ona będzie mieć pierwszeństwo gry. Sytuacja wygląda więc dość nieciekawie i wiele wskazuje na to, że Nagy spędza swoje ostatnie tygodnie w Warszawie. Duże znaczenie mają także pieniądze, które Legia zainwestowała w Węgra i mimo że dużo na nim nie zarobi, chce przynajmniej nie stracić. Wydaje się, że jest to ostatnia szansa na sprzedaż Węgra, ponieważ kolejna runda bez gry znacząco obniży jego wartość.
Czas spędzony przez Dominika Nagya w Polsce można by podsumować krótkim „to nie tak miało być”. Gdy trzy lata temu był sprowadzany do Legii, wiązano z nim spore nadzieje, które jednak nigdy się nie spełniły. Kilka przebłysków i lepszych chwil przeplatanych bardzo słabymi występami. Spodziewano się po nim zdecydowanie więcej. Chociaż nazwanie go kompletnym niewypałem byłoby trochę niesprawiedliwe, to z pewnością w stosunku do Węgra można powiedzieć, że okazał się rozczarowaniem.