Nadmiar spotkań i presji, czyli dlaczego Zagłębie Lubin przeżywa gorszy czas?


Zespół Piotra Stokowca nie wygrał od 4 meczów w lidze

9 września 2016 Nadmiar spotkań i presji, czyli dlaczego Zagłębie Lubin przeżywa gorszy czas?

Niewiele ponad miesiąc temu Zagłębie Lubin reprezentowało Polskę w europejskich pucharach i przewodziło ligowej stawce z czterema zwycięstwami na koncie. Mimo że był to początek sezonu, podopieczni Stokowca jawili się jako drużyna mogąca zagrozić Legii w walce o mistrzostwo. Jednak od tego czasu „Miedziowi” mocno wyhamowali, a my zastanawiamy się, gdzie możemy szukać przyczyn tego kryzysu (?).


Udostępnij na Udostępnij na

Patrzymy na tabelę ekstraklasy i widzimy Zagłębie Lubin na drugim miejscu w lidze z 13 punktami na koncie po siedmiu meczach. Najgorzej to nie wygląda, trzeba przyznać. Ale od miesiąca drużyna Piotra Stokowca prezentuje się przeciętnie. Cztery remisy z rzędu, a przede wszystkim mało przekonująca gra w ofensywie – to główne zarzuty wobec „Miedziowych”. Po szczęśliwie zremisowanym 1:1 spotkaniu z Arką sami zawodnicy i szkoleniowiec nie ukrywali, że złapali zadyszkę. Co może być jej powodem?

Forma fizyczna

Jeśli sam trener twierdzi, że wszyscy cieszą się z przerwy na reprezentację, ponieważ jego zawodnicy muszą naładować akumulatory, to wiedz, że jest coś na rzeczy. Lubinianie nie dość, że zaczęli sezon dwa tygodnie wcześniej niż reszta ligi, to do połowy sierpnia grali co trzy dni. To musiało się odbić na formie piłkarzy, zwłaszcza że w większości spotkań występowała ta sama jedenastka. Musimy również pamiętać, że sytuacja w LE tak się ułożyła, że Zagłębie w każdym z meczów musiało grać na 100%.

Brak świeżości pojawił już od pojedynku Pucharu Polski z Bytovią Bytów. Później mieliśmy dwa remisy 0:0 z Piastem Gliwice i Górnikiem Łęczna, w których to meczach podopieczni Stokowca nie byli w stanie przekuć przewagi w posiadaniu piłki na akcje bramkowe. Osławiona kultura gry była, ale brakowało wejścia na wyższy bieg. Natomiast w spotkaniu z Arką Gdynia piłkarzom Zagłębia ewidentnie zabrakło pary w drugiej połowie. Czy może być lepszy dowód na fizyczne zmęczenie zespołu?

Na tym etapie sezonu lubinianie rozegrali 570 minut więcej niż większość drużyn w lidze. To obciążenie, które w przypadku drużyny nieprzyzwyczajonej do gry na dwóch frontach, może być zabójcze. Wychodzi więc na to, że tzw. pocałunek śmierci działa na wszystkich w polskiej lidze.

 

Zadyszka Starzyńskiego

O tym, jak ważną postacią dla Zagłębia jest reprezentant Polski, przekonaliśmy się wiosną tego roku. Klub ze Starzyńskim „za kierownicą” grał świetnie, a jego bramki i asysty były wartością dodaną, która zadecydowała o awansie „Miedziowych” do europejskich pucharów. Początek tego sezonu rozgrywający miał świetny. Dwa gole i asysta w dwóch pierwszych meczach (łącznie rozegrał w nich zaledwie 86 minut), ale Starzyński od początku sierpnia wyhamował.

Wydaje się więc, że w ostatnich tygodniach piłkarz odczuwa trudy poprzedniego sezonu, brak dłuższego urlopu i nieprzepracowanie okresu przygotowawczego. Na nic zdało się powolne wprowadzanie go do zespołu (dopiero dwa ostatnie spotkania w ekstraklasie rozegrał w pełnym wymiarze czasowym) i niewystawianie go w dwóch pierwszych rundach el. LE. Filip Starzyński znajduję się pod formą i odbija się to na grze całej drużyny.

Presja

Tak, tak, pierwszy raz od ponad dekady w Lubinie pojawiła się prawdziwa presja na piłkarzach. Na razie nie zidentyfikowano z czyjej strony, ale w końcu zawodnicy poczuli, że mają moralny obowiązek wygrywać i dobrze grać. Szokujące, bo przez lata Zagłębie uchodziło za idealny przytułek dla leni. Co miesiąc spływały pieniądze na konto, ale w lidze zabijać się na murawie nie trzeba było.

Dobra wiosna, a potem start sezonu 2016/2017 sprawiły, że przed zawodnikami postawiono pewne cele. Nawet media głośno mówią o tym, że Zagłębie powinno skończyć ligę w czołowej piątce. Zmęczenie psychiczne mogły spowodować występy w europejskich pucharach. Po wygraniu dwumeczu z Partizanem odpadnięcie z przeciętnymi Duńczykami było sporym zawodem. Tak kibice, jak i trener czy zawodnicy wiedzieli, że z pucharowej przygody klubu dało się wycisnąć więcej. I musiano grać z tą świadomością przez kilka tygodni.

Jest zmęczenie fizyczne, ale jest też zmęczenie w głowie. Cały czas jesteśmy pod presją, a to męczy. Dlatego ważne było, aby trochę odpocząć od grania. Teraz mamy wypoczęte głowy oraz naładowane akumulatory i możemy walczyć dalej. Cotra o presji w tym sezonie

Zamieszanie transferowe

Na początku sezonu Zagłębie wyglądało na monolit prawie nie do rozkruszenia. Żelazna jedenastka, która całą wiosnę się zgrywała. A efekty tego można było dostrzec na starcie. Pierwsze poważne tąpnięcie nastąpiło po odejściu Macieja Dąbrowskiego. Bardziej niż na murawie widać było to w głowach piłkarzy. Środkowy obrońca był jednym z filarów zespołu i choć nie wiadomo, jak dobrze grałby jego zastępca Jarosław Jach, ta strata będzie widoczna.

Dopiero pod koniec okna transferowego z klubu odszedł Krzysztof Piątek, ale piłkarz od początku sierpnia nie pokazywał się na boisku. Dlatego też przez dłuższy czas Zagłębie zostało z jednym środkowym napastnikiem. Podobno z 21-latka i tak nie było większego pożytku, bo zażądał zarobków na poziomie Filipa Starzyńskiego. W kryzysowych momentach tego sezonu przydałby się w formie z wiosny tego roku.

Większość transferów do klubu również odbywała się pod koniec okna transferowego. W ostatnich dniach przyszli Adam Buksa i Martin Nespor. Zwłaszcza ten drugi mógł się przydać w spotkaniach z Sonderjyske.

Kryzys czy zadyszka?

Nie bez przyczyny na początku tekstu przy słowie kryzys daliśmy znak zapytania. No bo czy można gorszą dyspozycję w kilku meczach, niezakończonych porażkami, nazwać kryzysem? Pamiętajmy, że Zagłębie Lubin dopiero drugi sezon gra w ekstraklasie. Gorsze momenty będą się przytrafiać. Zdaje sobie z tego sprawę Piotr Stokowiec, który w ostatnich spotkaniach zachował chłodną głowę. Przewrotnie mówiąc, twierdzenie o kryzysie formy drużyny w Lubinie mogą uznać za spory komplement. To znaczy, że media zwiększyły oczekiwania wobec klubu.

Sporym testem będzie dla „Miedziowych” dzisiejszy mecz z Wisłą Płock. U siebie, z przyzwoitym rywalem – to idealny moment, by się przełamać. Jeśli jednak Zagłębie przegra to spotkanie, słowo „kryzys” pojawi się w gazetowych nagłówkach zupełnie zasłużenie i ze zdwojoną siłą rażenia w porównaniu do ostatnich dni.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze