Derby Dolnego Śląska pokazem siły Zagłębia Lubin


Po dzisiejszym wieczorze Dolny Śląsk jest pomarańczowy. WKS wyraźnie uległ "Miedziowym", przegrywając 1:3

1 marca 2020 Derby Dolnego Śląska pokazem siły Zagłębia Lubin
Tomasz Folta / PressFocus

To miało być spotkanie, które poruszy serca kilkudziesięciu tysięcy kibiców w rejonie dolnośląskim. Spotkanie, które ze względu na swoją nadzwyczajną rangę historyczną budzi niezmienne emocje nawet wśród neutralnych obserwatorów. I może nie zawsze jego poziom sportowy stoi na wysokim poziomie, bo – cokolwiek by mówić – zdarzały się też gorsze widowiska, jednak ostatnie starcie obu ekip we Wrocławiu (4:4) dawało nadzieję, że dziś będzie podobnie. A nawet jeśli nie... wszystko niemal zawsze wynagradza zacięta atmosfera. Unikalna, bo wprost ze środka bitwy o miano najlepszej drużyny na Dolnym Śląsku. Tym razem zwycięskiej dla Zagłębia Lubin.


Udostępnij na Udostępnij na

Oba kluby dzieliły przed meczem nie tylko przeciwne sobie obozy kibicowskie, lecz także spora różnica w tabeli w postaci 10 punktów. Co ważne, realia, w których to Śląsk bije się w czołówce ekstraklasy, a Zagłębie musi oglądać się za plecy w obawie o dotknięcie strefy spadkowej, nie były w ostatnich latach zbyt częstym widokiem. Można zatem śmiało powiedzieć, że odmiana losów i swego rodzaju odwrócenie kart tylko zaostrzyło starcie dwóch wielkich rywali. Rywali, z których to Zagłębie Lubin chciało pokazać, że o ile w lidze może nie górować, o tyle w bezpośrednich pojedynkach już jak najbardziej (WKS nie wygrał w Lubinie od siedmiu lat). Miały w tym pomóc nowe nabytki – Dejan Drazić i Yevgeni Bashkirov.

Ofensywne ustawienie Zagłębia Lubin z debiutantami z czasem dało efekty

Trener Martin Sevela postanowił, że na mecz ze Śląskiem wyjdzie w bardziej ofensywnym wariancie formacji niż zwykle. Świadczył o tym choćby fakt, że w jedenastce gospodarzy był tylko jeden defensywny pomocnik, obok którego występował Filip Starzyński. I choć było to odważne nastawienie, wydawało się, że raczej nie przynosi pożądanych skutków w postaci stwarzania wielu sytuacji bramkowych. Ich liczba w meczach rundy jesiennej nie powala, co jawi się jako poważny problem zespołu „Miedziowych”.

Śląsk Wrocław w pierwszej połowy spotkania stał jak skała (szczególnie kapitalni Živulić i Puerto), której nie dało się skruszyć, choć swoje znaczenie odegrała również deszczowa pogoda będąca minimalnym utrudnieniem dla ekipy mającej większą inicjatywę. Tę miało Zagłębie, tyle że przez pierwszą część spotkania bez konkretów, za których brak można było obwiniać także wrocławian (łącznie tylko trzy celne strzały obu drużyn w pierwszej połowie).

Zagadkową kwestią przed dzisiejszym spotkaniem były występy Drazicia oraz Bashkirova. Obaj piłkarze mieli zaliczyć w koszulce „Miedziowych” pełnoprawny debiut, dlatego warto było zwrócić na nich szczególną uwagę. Jeśli chodzi o Rosjanina, widać było wyraźnie, że to zawodnik znający świat większej piłki. Potrafił sprawnie dyrygować konstrukcją akcji całego zespołu oraz wykonywał słuszną pracę w defensywie. Jak na fakt, że był jedynym defensywnym pomocnikiem lubinian, trzeba powiedzieć, że mecz rozegrał na solidnym poziomie. Bez fajerwerków i z głupim faulem na żółtą kartkę, ale solidnie.

Nieco gorzej należałoby ocenić występ Serba, który o ile pokazał gamę nietuzinkowych umiejętności technicznych, o tyle nie zostawił po sobie nic, z czego można byłoby go po meczu zapamiętać. Dobrym słowem jest tutaj „nijakość”, gdy zestawimy ją z dokonaniami kolegów z zespołu. Ci wzięli sprawy w swoje ręce, otwierając wynik spotkania na początku drugiej połowy. Sasa Balić -> Damjan Bohar -> Sasa Ziveć -> gol. Nie pierwszy i ostatni raz bramkę dla Zagłębia wykreowała ta trójka.

Śląsk grał na remis, a Zagłębie dociskało śrubę

Nawet mimo heroicznych akcji defensywnych za sprawą Diego Živulicia i Israela Puerto (obaj zanotowali po jednym wybiciu piłki z linii bramkowej) Śląsk musiał uznać wyższość rywali po raz drugi. Tym razem świetnym trafieniem z woleja w polu karnym popisał się Patryk Szysz, dla którego była to trzecia bramka w obecnym sezonie ekstraklasy. Tą akcją Zagłębie pokazało, że niesione przez doping kibiców potrafi zadać cios za ciosem. WKS mógł w tej sytuacji zachować się zdecydowanie lepiej.

Zagłębie napierało, na boisku robiło się coraz więcej miejsca i… 3:0. Co ważne, po raz drugi, bo chwilę wcześniej gospodarze strzelili bramkę z pozycji spalonej. Śląsk w drugiej połowie spotkania ewidentnie prosił się o kłopoty, popełniając proste błędy przeradzające się później w straty bramkowe. Można by rzec, że to był mecz Śląska, a gospodarze po prostu wykorzystywali każdą pojawiającą się okazję. Nawet Matus Putnocky, który zazwyczaj dokłada się do pozytywnych wyników swojego zespołu za sprawą interwencji, dziś nie potrafił powstrzymać naporu lubinian.

Śląsk co prawda strzelił jeszcze gola, ale jedynie w ramach znaczenia honorowego. Tym samym passa niemocy WKS-u na stadionie w Lubinie została podtrzymana, a minimalnie pozytywnym akcentem po derbach Dolnego Śląska (ze strony gości) jest coraz lepsza dyspozycja Diego Zivulicia ma pozycji środkowego obrońcy. Jeśli chodzi natomiast o ekipę „Miedziowych”, fani mogą odetchnąć z ulgą, bo strefa spadkowa oddaliła się na siedem punktów. Co ważne, tuż za rogiem widnieje napis pt. „Pierwsza ósemka „.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze