– Największe zainteresowanie mną wykazywały zespoły Śląska Wrocław i Legii Warszawa, ale rozmawiałem też z Rakowem Częstochowa. Jednak tam nie dostałbym tak dużego zaufania, jakie zaoferowano mi w Śląsku. Tutaj mogę grać na większym luzie i dochodzić do odpowiedniej formy – mówi w rozmowie z nami Dennis Jastrzembski.
Jak oceniasz ostatni mecz z Radomiakiem?
Według mnie graliśmy lepiej. Częściej utrzymywaliśmy się przy piłce i kreowaliśmy więcej akcji podbramkowych niż przeciwnik. Niestety popełniliśmy również kilka błędów. Dzięki temu Radomiak miał swoje szanse na strzelenie nam bramki. Na przykład przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Tak jak mówiłem, moim zdaniem zaprezentowaliśmy się lepiej od nich, ale brakowało większej liczby stworzonych sytuacji. Mieliśmy pecha przy zmarnowanym rzucie karnym. Gdybyśmy go wykorzystali, to na pewno mecz skończyłby się naszym zwycięstwem.
Pomyślałeś sobie przy rzucie karnym, że wykonałbyś go lepiej?
Chętnie bym podszedł do piłki. Byłem na to gotowy, ale nie chciałem się wtedy wtrącać. Może następnym razem to ja wezmę piłkę i podejdę do „jedenastki”.
Jak wygląda współpraca z Piotrem Tworkiem? Dostrzegasz spore różnice między nowym trenerem a Jackiem Magierą?
Obaj są do siebie podobni w prowadzeniu drużyny. Z jednym wyjątkiem. Nasz nowy trener jest bardziej żywiołowy. Bardzo mi się to podoba. W akademii Herthy też miałem do czynienia z opiekunami, którzy byli rygorystyczni i sporo krzyczeli. Na początku nie potrafiłem tego zaakceptować, ale z wiekiem pokochałem takie podejście. Lubię, kiedy trener jest głośny, bo to dostarcza mi dodatkowej motywacji. Aż chce się biegać.
Czyli wolisz swojego nowego trenera niż Jacka Magierę?
Na pewno trener Tworek jest bardziej bezpośredni, ale zawsze będę szanował obydwu. To, że jeden z nich jest cichy, a drugi głośny, nie znaczy, że u któregoś z nich czułem się źle. Obaj są świetni w swoim zawodzie, przez co bardzo dobrze się z nimi współpracuje.
Co Twoim zdaniem zadecydowało o tym, że sposób gry trenera Magiery od dłuższego czasu nie chciał działać prawidłowo?
Uważam, że w dużej mierze to nasza wina – piłkarzy. Trener przedstawił nam oczywiście odpowiednią taktykę, ale my nie potrafiliśmy jej w pełni zrealizować. Nie byliśmy w formie. Nie chodziło tutaj o dyspozycję fizyczną czy podejście na treningach. Podejmowaliśmy zwyczajnie słabe decyzje indywidualne, często stojąc w miejscu. Teraz staramy się poprawić swoje błędy i jak najszybciej wrócić na właściwą ścieżkę.
Jak szatnia przyjęła Cię po przyjściu do klubu?
Wcześniej znałem Marcela Zyllę, bo graliśmy w niemieckich ligach młodzieżowych przeciwko sobie. Reszta, nie licząc trenera Magiery i Mateusza Praszelika, była mi obca, ale przyjęli mnie dobrze. Teraz stanowimy wszyscy razem jedną rodzinę. Nikt tu nie patrzy na pochodzenie. Taka atmosfera naprawdę mi się podoba.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że w Polsce niektórzy nie traktowali Cię jako „swojego”. Rozumiem, że w Śląsku ani razu tego nie odczułeś?
Tak, w Śląsku jest mi bardzo dobrze. Co do tego wspomnianego traktowania to wszystko zależy od osoby. Są tacy opiekunowie jak w Śląsku, dla których nie jest ważne, skąd pochodzisz, a liczy się to, że dasz z siebie wszystko. Ale spotkałem też inny typ szkoleniowca, u którego za swoje rodzinne korzenie już na starcie masz minus. Niestety raz miałem pecha i doświadczyłem czegoś takiego.
O kim mówisz konkretnie? Ktoś taki był kiedyś Twoim trenerem?
Nie będę wskazywać palcem. Nie mówię, że przez to byłem traktowany źle. Jednak zawodnik czuje, że coś jest nie tak, kiedy na treningach prezentuje się dobrze i wykorzystuje w pełni podarowane mu szanse, a ostatecznie nie ma dla niego miejsca w zespole. Uświadomiłem sobie wtedy, że nie chodzi wyłącznie o względy piłkarskie…
Rozumiem. Takie wspomnienia nigdy nie należą do przyjemnych.
Dokładnie.
Przejdę zatem dalej. Niedawno powiedziałeś, że chciałbyś stać się liderem w Śląsku. Jesteś już coraz wyżej w hierarchii zawodników?
Powiem inaczej, jeżeli chcemy grać dobrze, to każdy musi stać się silnym zawodnikiem, który potrafi zadecydować o przebiegu spotkania. Gdy w kadrze jest tylko jeden lub dwóch takich piłkarzy, niestety nie da się wiele osiągnąć. Oczywiście chcę być liderem – jasnym punktem drużyny, który jest głośny i potrafi zmotywować innych. Ale jeżeli chcemy regularnie wygrywać, każdy z nas musi taki być.
Czułeś się trochę osamotniony po odejściu Jacka Magiery? W końcu powszechnie się mówiło, że miał on spory wpływ na Twój transfer.
O moim przyjściu zadecydowała praca całego klubu. Obecność trenera Magiery była do tego dodatkiem. Nie patrzyłem jedynie na to, że będę mieć dobrego trenera. Tak jak mówię, ogromną rolę odegrał cały klub, od którego dostałem duże zaufanie i szansę na dalszy rozwój. To dla mnie było najważniejsze, ponieważ dalej jestem młody i zdarza mi się popełniać błędy, na których chcę się uczyć.
Po meczu z Legią domyślaliście się, że trener Magiera może zostać zwolniony?
W tamtym czasie dość często pojawiały się takie myśli. To normalne, gdy drużyna nie wygrywa spotkań. Tak jest wszędzie.
Niemniej sygnały z klubu w tej sprawie nie docierały do nas wcześniej. Pojawiały się jedynie informacje z mediów. Dowiedzieliśmy się o odejściu trenera Magiery w tym samym momencie co wszyscy, czyli dzień po meczu z Legią. Pamiętam, że w tamten wtorek Jacek Magiera jeszcze z nami był. Odbyliśmy zwyczajny trening. Po nim właśnie dowiedzieliśmy się, że klub rozwiązał z nim kontrakt. Byliśmy zdziwieni, ale niestety tak już jest w tym zawodzie.
Któryś z zawodników po przyjściu do polskiej ligi wywarł na Tobie szczególne wrażenie?
Na pewno każdy z przeciwników, z którymi się do tej pory mierzyłem w ekstraklasie, potrafi grać w piłkę na dobrym poziomie. Wszyscy jednak mają swój styl gry.
Sam od razu po przyjściu chciałem grać podobnie, jak robiłem to w Bundeslidze, czyli szybko, na jeden kontakt. Później mój tata powiedział mi, że ta liga różni się od niemieckiej. Jest tutaj znacznie więcej siłowej gry. Zespoły bardziej skupiają się na obronie. W ostatnim meczu starałem się do tego dostosować, ale i tak sporo przede mną, bo muszę się do wszystkiego przyzwyczaić.
Oprócz gry siłowej dostrzegłeś inne różnice między ekstraklasą a Bundesligą?
Tak. Mówiłem o nich już po pierwszym tygodniu kolegom z drużyny. W Niemczech myśli się o tym, jakie dwa kroki wykonać później, zanim postawi się ten pierwszy. Oprócz tego uczyliśmy się tam także pewnych fundamentów, jak dokładne podania czy gra na jeden kontakt. To są według mnie takie podstawowe, a jednocześnie małe różnice między ligą polską a niemiecką. Ale wiadomo, że nie wszyscy piłkarze z ekstraklasy mają odpowiednią jakość, aby to zmienić.
Byłeś rozczarowany poziomem ligi po pierwszym meczu?
Nie. Rzeczywiście wcześniej myślałem, że liga polska jest słabsza, ale szybko się to zmieniło. Zwłaszcza po pierwszym spotkaniu. Wówczas zauważyłem, że w Polsce niektórzy również prezentują miłą dla oka piłkę i jest tu wielu dobrych zawodników. Jestem za to pewny, że gdyby poprawili wspomniane wcześniej przeze mnie aspekty, to byliby jeszcze lepsi. Mowa w tym przypadku także i o naszej drużynie, bo przecież kadrowo nie wyglądamy źle. Możemy grać dużo lepiej.
Jakiś czas temu w innym wywiadzie mówiłeś, że najlepiej czujesz się na lewym skrzydle bądź wahadle. Wbrew temu sporo osób widzi Cię jako ofensywnego pomocnika. Twoje preferencje w związku z tym się zmieniły czy dalej wolisz grać bliżej lewej strony?
Finalnie tak naprawdę jest mi obojętne, na której pozycji zagram. Najważniejsze, abym dał z siebie wszystko. Jednak jeśli miałbym wybierać preferowaną przeze mnie rolę na boisku, to byłoby to lewe bądź ewentualnie prawe skrzydło, gdyż uwielbiam korzystać ze swojej szybkości. Ale na „dziesiątce” też czuję się dobrze. W młodzieżowych zespołach występowałem także na środku ataku. Bardzo lubię grać z przodu, bo tam odczuwam mniejszą presję i mogę szybko naprawić wcześniej popełnione błędy, strzelając bramkę.
Wszyscy wiedzą też, że nie jestem świetnym technikiem. Wolę prostą piłkę. Lubię przy tym schodzić do środka, lecz muszę popracować nad pewnością siebie, ponieważ na tej pozycji to bardzo ważne. Szczególnie gdy do tego dochodzi presja, a pojawiła się ona już w pierwszych moich występach. Sporo osób oczekiwało szybko strzelonej bramki. Nie było to łatwe, ale już jest lepiej. Można powiedzieć, że dopiero się rozkręcam!
Wziąłeś na siebie dość trudny numer, jakim jest dziesiątka. Ma on dla Ciebie większe znaczenie?
Po prostu wybrałem z tych, które były wolne. Moim ulubionym numerem jest jedenastka, ale akurat ją nosi Fabian Piasecki. Pomimo tego ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem, że mogę wziąć dziesiątkę, ale nie uważam, aby teraz mnie to zobowiązywało do bycia drugim Messim. Jednak jestem pewny swojej jakości i chcę udowodnić wszystkim, na co mnie stać, bo jeszcze tego nie zrobiłem.
W rozmowie z TVP Sport mówiłeś, że nie miałeś szczęścia do dyrektorów sportowych. Myślisz, że gdyby nie to, byłbyś dzisiaj w lepszym miejscu?
Trudno powiedzieć. Czegoś takiego nie da się przewidzieć. Piłka nożna potrafi być przewrotna. Raz jest się bohaterem, a raz najsłabszym zawodnikiem na boisku. Tak to wygląda w tym sporcie. Z drugiej strony cieszę się, że mimo wspomnianego braku szczęścia do dyrektorów sportowych mogłem pracować z wieloma świetnymi trenerami.
Dalej na szczycie listy ulubionych szkoleniowców, z którymi pracowałeś, jest Pál Dárdai?
Oczywiście! Pál Dárdai zawsze był, jest i będzie u mnie na pierwszym miejscu. To on wprowadził mnie zarówno do młodzieżówki Herthy, jak i do seniorskiego futbolu. Dał mi gigantyczne zaufanie. Traktował mnie jak syna, a ja go jak swojego piłkarskiego tatę. Był w stanie zrobić dla mnie wszystko. Ja dla niego również. Jego opinia nieustannie jest dla mnie bardzo istotna. Przed transferem do Śląska nie było inaczej. Pojechałem do jego domu i zapytałem, co sądzi o takim ruchu. Dopiero po tym, jak usłyszałem jego zdanie na ten temat, mogłem podejmować dalsze kroki.
Czyli utrzymujecie stały kontakt?
Tak. Wiem też, że gdybym był w Berlinie, to śmiało mógłbym go odwiedzić. Wcześniej było mi dane grać z jego synami – Palkó i Mártonem. Z tego powodu nasza więź jest jeszcze mocniejsza.
A jak wyglądają Twoje obecne relacje z kolegami, z którymi występowałeś w barwach Herthy?
Przeważnie jest tak, że z niektórymi zawodnikami z drużyny mam świetne relacje, a z innymi nieco mniej. Nadal utrzymuję kontakt ze swoimi kolegami, z którymi grałem w Herthcie. Tak samo z chłopakami z Holstein Kiel. Sporo gramy razem online na Playstation albo rozmawiamy przez telefon.
Często grywasz na konsoli?
Tylko z kolegami. Jeśli któryś z nich nie ma czasu, to wolę się odpowiednio zregenerować. Ponadto jestem bardziej aktywnym typem człowieka. Lubię iść na spacer. Nie przepadam raczej za graniem na konsoli samemu.
W innej wypowiedzi wspomniałeś, że przed transferem do Polski rozmawiałeś z Maikiem Nawrockim o panujących tutaj realiach. Pytałeś także o zdanie Krzysztofa Piątka?
Wcześniej często rozmawialiśmy po polsku – ja, Krzysiek i Marcel Lotka, ale gdy dowiadywałem się więcej o ekstraklasie, Piątek był już na wypożyczeniu w Fiorentinie. Nie miałem więc zbytnio czasu, aby zaczerpnąć od niego opinii na ten temat.
Z Maikiem natomiast skontaktowałem się dlatego, że graliśmy razem w polskiej młodzieżówce. Zawsze mieliśmy dobre relacje, bo mogłem z nim porozmawiać w moim ojczystym języku. Znał także moje myślenie i podejście do zawodu, ponieważ też wychował się w Niemczech.
Przed meczem z Legią zamieniłem z nim kilka słów. Zapytałem go, czy ma w drużynie kogoś, z kim może rozmawiać po niemiecku. Odpowiedział, że niestety nie. Wtedy trochę się zaśmiałem, bo ja w Śląsku mam większy komfort, gdyż jest kilku zawodników, którzy potrafią mówić po niemiecku. Na przykład wymieniony przeze mnie wcześniej Marcel Zylla czy Waldemar Sobota. Co prawda umiem porozumiewać się po polsku, ale na razie swobodniej czuje się, używając niemieckiego.
Ale chyba coraz lepiej idzie Ci nauka polskiego?
Tak. Wcześniej wyglądało to gorzej, bo tylko od czasu do czasu próbowałem mówić po polsku. Teraz częściej używam tego języka, chociaż dalej miewam problemy z pamięcią, więc zdarza się, że użyję angielskiej nazwy, tak żeby ktoś, z kim rozmawiam, wiedział, o co chodzi.
Jesteś owocem niemieckiego systemu szkolenia, ale grałeś również dla polskich reprezentacji młodzieżowych. Jakie wspólne cechy dostrzegasz, porównując do siebie tutejszy i niemiecki sposób wychowywania piłkarskiej młodzieży?
W każdej z tych reprezentacji jest jedna bardzo ważna wspólna cecha – tworzą rodzinną atmosferę. Może byliśmy podzieleni na grupy lepszych i nieco słabszych zawodników, ale na samym końcu tworzyliśmy wspólnotę. W Niemczech efektem tego było na przykład dojście do półfinału młodzieżowych mistrzostw Europy rozgrywanych pięć lat temu.
Pierwszą różnicą natomiast są pewne zasady. W Niemczech mieliśmy taką listę o nazwie „Tugenden” (po polsku w wolnym tłumaczeniu „piłkarski dekalog”, dosłownie – „zbiór cnót), czego musieliśmy się trzymać. Na to składało się dziesięć rzeczy, chociażby walka do końca i pełna koncentracja. Wszyscy związani z drużyną pilnowali, aby każdy z nas przestrzegał tej listy, szczególnie podczas spotkania.
Kolejną taką rzeczą jest niemiecki nacisk na czynniki, o których już mówiłem, czyli dokładne podania, gra na jeden kontakt i szybkie myślenie. Do tego dochodziła większa dyscyplina ze strony trenerów i częstsze zwracanie uwagi na sferę mentalną. W polskich akademiach nie skupiają się na tym tak bardzo, jak robią to w Niemczech.
Ponad miesiąc temu mówiłeś, że mogłeś dołączyć do Legii Warszawa. Co poszło nie tak?
Legia długo się mną interesowała, ale w Śląsku widziałem dla siebie więcej szans oraz, jak mówiłem, dostałem większe zaufanie. Nigdy jednak nie powiem złego słowa na Legię. To też jest bardzo dobry klub. Ale przy wyborze nowej drużyny patrzyłem wyłącznie na możliwość swojego rozwoju, a tym o wiele bardziej przekonał mnie do siebie Śląsk.
W mediach przewijał się także temat Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa. Jak się do tego odniesiesz?
Największe zainteresowanie wykazywały zespoły Śląska i Legii, ale tak – Raków złożył ofertę i też ze mną rozmawiał. Jednak tam nie dostałbym tak dużego zaufania, jakie zaoferowano mi w Śląsku. Tutaj mogę grać na większym luzie i dochodzić do odpowiedniej formy. W Rakowie natomiast presja byłaby znacznie większa, a to mogłoby utrudnić realizację mojego planu. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że wcześniej od dłuższego czasu nie grałem regularnie pełnych spotkań.
Lech Poznań za to jedynie raz się ze mną skontaktował i na tym skończył się temat transferu.
Zgłaszały się też po Ciebie zespoły spoza Polski?
Tak. Były oferty z drugiej i trzeciej ligi niemieckiej, ale już od jakiegoś czasu rozważałem transfer do ekstraklasy, bo widziałem, ilu zawodników wypłynęło stąd do lepszych klubów. Chciałem więc zrobić jeden mały krok do tyłu, aby wykonać dwa duże kroki do przodu, tak jak mój znajomy z kadry do lat 15 – Mateusz Praszelik. Nie chcę grać w Polsce do końca kariery. Śląsk dobrze o tym wie i każdy tutaj jest świadomy, że na mojej dobrej formie skorzystają obie strony.
Jak wspominasz współpracę z Czesławem Michniewiczem? Był on bowiem przez chwilę Twoim trenerem w reprezentacji U-21, a teraz jest selekcjonerem seniorskiej kadry Polski.
Jest bardzo profesjonalny. Stosuje taką samą zasadę jak Jacek Magiera. Jeżeli grasz dobrze, to dostajesz u niego szansę. Tak powinno to wyglądać.
Jeśli chodzi o kadrę Polski do lat 21, dostałem propozycję gry dla niej od następcy Czesława Michniewicza również kilka miesięcy później, ale wtedy zaczynałem wchodzić do pierwszej drużyny Herthy, więc oczekiwałem powołania do seniorskiej reprezentacji. Może to egoistyczne z mojej strony, lecz na tamten moment widziałem się w „jedynce”, a nie w młodzieżówce, dlatego podziękowałem.
Swego czasu skontaktował się ze mną też Paulo Sousa. Powiedział, że ma w planach zaprosić mnie do gry w pierwszym zespole reprezentacji Polski.
Kiedy dokładnie miała miejsce taka rozmowa?
Zadzwonił do mnie po meczu z Bochum we wrześniu ubiegłego roku, kiedy pierwszy raz zagrałem w Bundeslidze od pierwszej minuty. Przedstawił mi swój plan na mnie. Dobrze nam się rozmawiało. Byłem gotowy, aby zagrać dla Polski, ale później się ze mną nie kontaktował.
Przyjęło się już, że w polskiej reprezentacji jest spory problem z pozycją lewego obrońcy. Byłbyś w stanie na niej zagrać?
Mogę zagrać na każdej pozycji z lewej strony. Widziałem, że Polska wcześniej grała w ustawieniu 3-5-2, podobnie jak Hertha, w której zaliczyłem kilka dobrych występów na pozycji lewego wahadłowego. W reprezentacji także dałbym radę, tylko musiałbym dostać swoją szansę.
Myślisz, że jesteś w stanie odbudować formę i zagrać na mundialu w Katarze, jeżeli nasza reprezentacja wywalczy awans?
Mam nadzieję, że tak będzie. Dam z siebie wszystko, aby zasłużyć na powołanie. Pytanie jednak, czy Polska będzie mnie chciała…
Obawiasz się o to?
Nie, niczego się nie obawiam. Gdybym dostał taką możliwość, to chętnie bym z niej skorzystał. Cały czas jestem na to gotowy.
Jakie wrażenie wywarli na Tobie ekstraklasowi kibice?
Ogromne. W Niemczech wygląda to inaczej. Tam fani też mają swoje tradycje, ale tutaj kibice bardziej żyją wszystkim, co się dzieje wokół klubu. Są w stanie oddać za niego życie. To oczywiście dodaje presji, ale i ogrom motywacji do pracy.
Na koniec zapytam, gdzie chciałbyś zagrać w przyszłości? Marzy Ci się powrót do Niemiec?
Moim celem jest Anglia albo właśnie Niemcy. Chcę być gotowy na to, aby po ewentualnym wyjeździe od razu pokazywać się tam z najlepszej strony, więc bez przerwy nad sobą pracuję i zostaję dłużej po treningach.
A masz jakiś ulubiony klub?
Odkąd dorosłem, nie mam jakiegoś większego faworyta. Od dziecka chciałem grać w Anglii, ponieważ uwielbiam tamtejszy styl gry. Moim marzeniem były też zawsze występy dla zespołu z północy Niemiec, gdyż tam się wychowałem. Bardzo lubię nadmorski klimat. Super byłoby zagrać kiedyś dla angielskiej lub niemieckiej drużyny, która na dodatek ma swoją siedzibę nieopodal morza.