Podbeskidzie Bielsko-Biała zatrudniając nowego trenera, oczekiwało zarówno lepszych wyników, jak i stylu. To pierwsze, jak na razie, nie może ani zadowalać, ani też zbytnio martwić. Zespół co prawda jeszcze nie przegrał, ale problem w tym, że dotychczas wygrał tylko dwa razy, choć trzykrotnie był tego bliski. Gdy jednak spojrzy się na drugi argument, styl, to widać, że uległ on znaczącej poprawie. A to pozytywny sygnał, dający nadzieję przed ostatnimi tygodniami Fortuna 1. Ligi w tym roku.
Co by nie mówić, Podbeskidzie było, jest i będzie do końca sezonu jednym z najpoważniejszych kandydatów do awansu. Kadra zespołu oraz cała specyfika klubu sprawia, że inaczej po prostu być nie może. Bo choć początek sezonu pozostawił mieszane odczucia, to ostatnie spotkania coraz bardziej mogą napawać optymizmem sympatyków „Górali”. I to nie tylko ze względu na to, co tu i teraz, ale głównie przez fakt, że w zespole z każdym kolejnym meczem widać progres względem poprzedniego. A to niezwykle ważne w kontekście ostatnich trzech spotkań w tym roku w lidze.
Dariusz Żuraw w Bielsku-Białej
Choć początkowo po pojawieniu się tego szkoleniowca w Bielsku-Białej pojawiały się dość znaczące głosy krytyki, to wraz z każdym następnym meczem ich liczba się zmniejsza. I nie ma w tym nic szczególnie dziwnego. Podbeskidzie Bielsko-Biała z meczu na mecz wygląda coraz lepiej. Zarówno mecz z Zagłębiem Sosnowiec, jak i Wisłą Kraków wywarł pozytywne wrażenie, jeśli chodzi o poziom kultury gry „Górali”. W obu spotkaniach podopieczni byłego trenera Lecha Poznań prezentowali się po prostu lepiej i ładniej od rywala. Choć, co paradoksalne, oba mecze zakończyły się tylko remisem dla „Górali”.
Niemniej obecna gra Podbeskidzia pod wodzą trenera Żurawia może się podobać. Bielszczanie potrafią świetnie operować piłką, wyprowadzać ją od własnej bramki spod pressingu rywala. A do tego dołożyć świetną, kombinacyjną akcję w ofensywie, gdzie piłkarze na małej przestrzeni potrafią wymienić kilka krótkich podań na jeden kontakt. I co w tym wszystkim najważniejsze, zakończyć taką składną akcję golem, bo to, patrząc chociażby na poprzedni sezon, nie zawsze było takie proste. To powoduje, że na myśl przychodzą najlepsze czasy pracy Dariusza Żurawia w Lechu Poznań, kiedy styl zespołu został określonym mianem „Żuraw ball”, co powoli, w skali 1. ligi, zaczyna mieć miejsce w Bielsku-Białej. A gdy weźmiemy pod uwagę, że elementy te udało się wprowadzić w stosunkowo krótkim czasie, to można uznać, że praca trenera wykonywana jest w dobry sposób.
Odrodził piłkarzy
Nie tylko cały zespół, ale i pojedyncze jednostki zyskały na zmianie szkoleniowca. Od momentu przyjścia trenera Dariusza Żurawia do Bielska-Białej nowe życie zyskało kilku piłkarzy, którzy wcześniej byli dalecy od dobrej dyspozycji. Dzięki nowej filozofii gry kluczową postacią Podbeskidzia stał się chociażby Goku. Hiszpan, który wcześniej miewał wahania formy, od kilku tygodni jest absolutnie kluczową postacią bielszczan. Mówiąc wprost, jest motorem napędowym drużyny, przez który przechodzą wszystkie groźne akcje. Do tego 29-latek tylko za kadencji trenera Żurawia zdobył dwie bramki i zanotował trzy asysty. A to więcej niż we wcześniejszych ośmiu spotkaniach za trenera Mirosława Smyły.
Podobnie historia ma się z Kamilem Bilińskim, który znów strzela i wyrasta na lidera klasyfikacji strzelców Fortuna 1. Ligi. To tylko pokazuje, że nowy szkoleniowiec ma bardzo duży wpływ na poszczególnych zawodników, z których potrafi uczynić liderów zespołu. Takich oczywiście jest jeszcze kilku, ale dwaj wyżej wymienieni piłkarze oraz obrońca, Daniel Mikołajewski, najwięcej zyskali na tej zmianie pod Klimczokiem. Bo nie ma się co czarować, nowe rozdanie w Bielsku było potrzebne dla wielu zawodników, tak aby w pełni pokazali swoje umiejętności, które wcześniej były stłumione.
Dowieźć do końca
Co by nie mówić, to oprócz dobrego stylu Podbeskidzie ma też problem. Duży problem. Mianowicie chodzi o kolokwialne dowiezienie prowadzenia do końca meczu. Bowiem w trzech z czterech spotkań zremisowanych przez Podbeskidzie „Górale” jako pierwsi wychodzili na prowadzenie, ale żadnego meczu nie zakończyli zwycięstwem. To spory problem, bo gdyby to się udało, zespół zamiast trzech punktów w tych spotkaniach miałby ich dziewięć. A to pozwoliłoby na spokojne miejsce w czołówce tabeli.
Podobnie jest, jeśli chodzi o tracenie bramek tuż po przerwie. W dwóch ostatnich meczach podopieczni Dariusza Żurawia tracili gola tuż po wznowieniu gry. Dosłownie tak, jakby korzystny wynik do 45. minuty usypiał piłkarzy i nie wychodzili oni z szatni po przerwie. To wszystko składa się więc na to, że bielszczanie mają tylko dziesięć punktów w ostatnich sześciu spotkaniach. Bo poziom i jakość gry wskazywałyby, że powinno być ich więcej, ale kilkukrotnie zabrakło koncentracji czy zimnej krwi. Przez co mecze „Górali” często kończą się remisami, których za poprzednika nie było wcale. Wtedy sytuacja była zero jedynkowa albo się wygrywało, albo przegrywało. Z kolei teraz Podbeskidzie nie potrafi zachować korzystnego wyniku przez cały mecz, tak aby wygrać.