Czy Manchester City musi już bić na alarm? Raczej nie


Tylko lekka zadyszka czy już początek większego kryzysu? Manchester City nie zachwyca tak jak kiedyś, lecz z Tottenhamem wygrał

20 stycznia 2023 Czy Manchester City musi już bić na alarm? Raczej nie
planetfootball.com

Manchester City Pepa Guardioli kojarzy nam się od dłuższego już czasu jako istna maszyna, która niczym taran bez większych problemów rozbija kolejnych rywali. Szczególnie w Premier League. Nie da się jednak ukryć, że od czasu wznowienia rozgrywek po mistrzostwach świata pewne trybiki w tej maszynie zdają się być zardzewiałe. Mecz z Tottenhamem był idealną okazją do tego, aby się przekonać, czy faktycznie jest coś na rzeczy. Wychodzi jednak na to, że o kryzysie mowy nie ma, lecz pewne mankamenty pewnie się znajdą.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdyby bowiem ułożyć tabelę Premier League, bazując tylko na ostatnich pięciu meczach, nie uwzględniając zwycięstwa nad Tottenhamem, Manchester City zajmowałby odległe, 11. miejsce. Miałby na swoim koncie siedem punktów i traciłby do liderującego Arsenalu aż sześć „oczek”. W rzeczywistym układzie sytuacja jest jeszcze gorsza, zespół Mikela Artety zaczyna bowiem odjeżdżać nawet „Obywatelom”, mając już nad nimi osiem punktów przewagi. Takie dywagacje muszą jednak przejść na dalszy plan. Z problemami, ale jednak ośmiokrotni mistrzowie Anglii na Etihad Stadium okazali się od „Kogutów” lepsi.

Manchester City przegrał już wszystko na krajowym podwórku?

Kibice drużyny z niebieskiej części Manchesteru nie są przyzwyczajeni do tylu niepowodzeń w tak krótkim czasie. Lekkim powodem do niepokoju było już przegrane starcie z Brentfordem w ostatnim meczu przed przerwą zimową. Mała rewelacja tegorocznych rozgrywek bez większych kompleksów wyszła na stadion mistrza Anglii i pokonała go 2:1, zadając ostateczny cios w 98. minucie spotkania. – Wygrała drużyna lepsza, my od początku zmagaliśmy się z ich długimi piłkami i nie mogliśmy sobie z nimi poradzić – przyznał po tym spotkaniu Guardiola.

Po powrocie do ligowego grania „Obywatele” co prawda pokonali Liverpool w EFL Cup, a następnie Leeds w ligowych zmaganiach. Potem jednak zremisowali ze słabo spisującym się w tym sezonie Evertonem, a w kolejnej rundzie wspomnianego pucharu niespodziewanie odpadli po bardzo słabym meczu z Southamptonem. Guardiola tym samym po raz pierwszy w swojej karierze odpadł już w ćwierćfinale krajowych rozgrywek. Manchester City z kolei nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę rywala. Wydarzyło się po raz trzeci, odkąd Hiszpan prowadzi ten zespół. W ostatniej ligowej kolejce z kolei w prestiżowych derbach Manchesteru City prowadziło od 60. minuty po bramce Jacka Grealisha, lecz ostatecznie to Manchester United okazał się lepszy.

Za pozytyw można natomiast z całą pewnością uznać dwumecz z będącą w dołku Chelsea – najpierw w lidze (choć gra „The Citizens” i tak daleka była od idealnej), następnie w FA Cup, gdzie było już znacznie lepiej i City wygrało to spotkanie aż 4:0.

Mistrzostwa świata nie pomogły 

Sam mundial mógł także odbić się na formie zawodników „The Citizens”. Klub posłał do Kataru aż 15 zawodników, ustępując pod tym względem jedynie FC Barcelona i Bayernowi Monachium. Po fazie grupowej portal Opta obliczył, że cztery pierwsze miejsca pod względem dystansu przebiegniętego na boisku w trakcie imprezy z piłką przy nodze zajmują właśnie zawodnicy City. Byli to kolejno Manuel Akanji, Rodri, Nathan Aké i John Stones.

Sam Guardiola nie krył swojej irytacji pomysłem rozgrywania tak ważnej imprezy w samy środku sezonu. – Mamy szalony sezon, zawodnicy nie mogą odpoczywać i cały czas patrzeć wstecz na Puchar Świata. Kontuzja w meczu z Brentford nie wpłynie na twoje wyniki w Premier League, ale przegapisz mistrzostwa świata. Miesiąc temu mogłem poprosić piłkarzy o skupienie się, ale teraz Puchar Świata jest tuż za rogiem. W sobotę gramy, a w niedzielę będą już w swoich drużynach narodowych. Zawodnicy po prostu nie mogą przestać o tym myśleć, a ja zrobiłbym to samo na ich miejscumówił szkoleniowiec w rozmowie z dziennikarzami „Daily Mail”

Mecz z Tottenhamem

Zaległe starcie Manchesteru City z Tottenhamem, gdyby było rozegrane w pierwotnym terminie, zapewne nie byłoby obciążone takim bagażem emocjonalnym. Podopieczni Antonio Conte walczą bowiem w tym momencie o to, aby zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. City natomiast o to, aby wciąż mieć cień nadziei na dogonienie Arsenalu w walce o mistrzostwo Anglii.

Pierwsza część spotkania do 44. minuty była wyjątkowo zamknięta i taktyczna. W końcowych minutach jednakże fatalny błąd popełnił Ederson, wystawiając wręcz piłkę zawodnikom gości. Ostatecznie to Dejan Kulusevski dopadł do futbolówki i bez większych problemów wykorzystał ogromny błąd Brazylijczyka. Zaledwie trzy minuty później było 2:0 dla Tottenhamu. Harry Kane wykorzystał gapiostwo obrońców „The Citizens” i uderzył na bramkę Edersona. Ten odbił piłkę wprost na głowę Emersona Royala, któremu pozostało dobić do praktycznie pustej bramki. Manchester City wychodził więc na przerwę mocno zamroczony.

Pep Guardiola musiał jednakże użyć mocnych słów w szatni, gospodarze wyszli bowiem na drugą część spotkania całkowicie odmienieni. Stłamsili przeciwnika, nie pozwalając mu wyjść z własnej połowy. Bramkę kontaktową zdobył Julian Alvarez w 51. minucie, 120 sekund później Erling Haaland głową z najbliższej odległości wyrównał stan tego spotkania. 

Ataki Manchesteru City nie ustawały. Już w 63. minucie Riyad Mahrez przeprowadził rajd prawą stroną, który zakończył się wyjściem „The Citizens” na prowadzenie. Nie popisał się w tej sytuacji niebędący ostatnio w dobrej formie Hugo Lloris. Algierczyk uderzył przy bliskim słupku, a bramkarz takiej klasy jak świeżo upieczony wicemistrz świata nie może przepuścić takiego strzału. Tottenham do końca spotkania nie mógł zagrozić bramce Edersona, z kolei w 90. minucie Mahrez ustalił wynik na 4:2, wykorzystując fatalny błąd Clementa Lengleta, który w prosty sposób stracił piłkę na rzecz Algierczyka. 

O kryzysie chyba nie ma mowy

Mała zadyszka? Jak najbardziej. Kryzys? Nie ma mowy. Manchester City ma swoje problemy, co pokazała końcówka pierwszej części spotkania z „Kogutami”. Drużyna Guardioli w cudowny wręcz sposób potrafi jednak odwrócić losy spotkania i nie dopuścić do tego, aby ponownie stracić nad nim kontrolę. To dobry prognostyk przed być może decydującymi spotkaniami. Bo przecież już 27 stycznia „Obywatele” zmierzą się z Arsenalem w 1/16 finału FA Cup. Luty z kolei to spotkania w lidze z Tottenhamem, Aston Villą, Arsenalem i Nottingham Forest. Na horyzoncie także powoli wyłania się starcie z RB Lipsk w Lidze Mistrzów. Są to rozgrywki, które dla Pepa Guardioli są istną solą w oku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze