Czy ŁKS ma szansę walczyć w PKO Ekstraklasie bez napastnika?


W łódzkim klubie napastnicy zawodzą na całej linii

15 czerwca 2020 Czy ŁKS ma szansę walczyć w PKO Ekstraklasie bez napastnika?
Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

ŁKS na siedem kolejek przed końcem sezonu jest w zasadzie na wylocie z PKO Ekstraklasy. W obecnej sytuacji łodzianom głównie pozostaje walka o poprawę wizerunku zespołu i niepozostawienie po sobie fatalnego wrażenia w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jak jednak skutecznie odbijać się od dna, grając bez piłkarza odpowiedzialnego za zdobywanie goli? Na nic zdało się zimowe wietrzenie szatni i sprowadzenie dwóch nowych snajperów. Strzelecki marazm dopadł napastników ŁKS-u i nie pozwala im wejść na ekstraklasowy poziom.


Udostępnij na Udostępnij na

Symbolem niemocy strzeleckiej napastników „Rycerzy Wiosny” może być fakt, że wiosną najlepszym strzelcem zespołu jest… obrońca Carlos Moros Gracia. Z kolei ci, z których pod bramką rywali powinien być największy pożytek, nie wnoszą do gry zespołu w zasadzie nic. Łączny dorobek bramkowy trzech napastników Sekulski, Wróbel, Corral to okrągłe zero.

Miłe złego początki

A przecież początkowa faza sezonu nie zapowiadała takich problemów ze strzelcami w łódzkim klubie. Po 11 kolejkach w ŁKS-ie dwóch napastników miało już w dorobku cztery gole. Łukasz Sekulski zaczął swoje strzelanie w Krakowie, dołożył dwa trafienia w spotkaniu z Legią w Łodzi, a kolejkę później pokonał także bramkarza Wisły Płock i po siedmiu kolejkach był jednym ze skuteczniejszych napastników PKO BP Ekstraklasy, mimo że ŁKS zajmował wówczas przedostatnie miejsce w tabeli.

Nieco wolniej rozkręcał się Rafał Kujawa, który swoją szansę do gry otrzymał wskutek urazu podstawowego napastnika „Rycerzy Wiosny”. Pierwszy raz grając od pierwszej minuty, strzelił honorowego gola w upokarzająco przegranym meczu 1:4 z Arką Gdynia przy alei Unii 2. Niespełna tydzień później trafił także w spotkaniu Pucharu Polski z Zagłębiem Sosnowiec, ale popis strzelecki przypadł mu na potyczkę z Koroną Kielce, która miała okazać się przełomowa dla ŁKS-u w lidze. Wówczas to Kujawa zaaplikował rywalom trzy gole i przerwał tym samym haniebną serię ośmiu porażek z rzędu Łódzkiego Klubu Sportowego.

Kto wtedy mógł przypuszczać, że z meczem przeciwko Koronie Kielce na początku października ubiegłego roku skończy się strzelanie napastników ŁKS-u? Tak, 6 października 2019 roku po raz ostatni napastnik ŁKS-u trafił do bramki rywali w spotkaniu ligowym. Od tego czasu minęło już osiem miesięcy, a koszmarna seria trwa. Rafał Kujawa nie jest już piłkarzem pierwszego zespołu ŁKS-u, Łukasz Sekulski przestał być wyborem numer jeden, a ze ściągniętej zimą dwójki Corral – Wróbel żaden nie grzeszy skutecznością.

I oprócz faktu, że najlepszym strzelcem ŁKS-u na wiosnę jest obrońca Carlos Moros Gracia, to krwawienie oczu kibiców łódzkiego klubu powoduje też wgląd w ogólną klasyfikację strzelców. Tam bowiem okazuje się, że w sezonie 2019/2020 najwięcej goli dla łodzian strzelił… Dani Ramirez, czyli piłkarz, który zimą przeniósł się do Lecha Poznań. Trudno o bardziej dobitny symbol beznadziejności strzeleckiej ŁKS-u.

Niepotrzebne zmiany?

ŁKS, będąc po rundzie jesiennej na ostatnim miejscu w tabeli i w nieciekawym położeniu mentalnym, musiał przejść jeśli nie rewolucję, to przynajmniej ewolucję. Zmiany, co w pełni uzasadnione, dotknęły przede wszystkim formację obronną, ale oberwało się także napastnikom. Z trójki Sekulski, Kujawa, Radionov w klubie utrzymał się tylko ten pierwszy, a pozostałą dwójkę zastąpiono duetem Samu Corral – Jakub Wróbel.

W teorii progres musiał  się pojawić, bo przecież Kujawę, który oprócz świetnego meczu z Koroną nie pokazał nic wielkiego, zastąpił Wróbel, czyli jeden z lepszych strzelców 1. ligi (osiem goli w rundzie jesiennej), dla Radionova zaś, który na jesień uzbierał w lidze w ŁKS-ie zaledwie 33 minuty, substytutem miał stać się Corral mający niezłą renomę w hiszpańskiej Segunda División B.

Artur Kraszewski/ŁKS Łódź

W praktyce w zasadzie wszystko na nic. Hiszpański napastnik dobrze wyglądał na zgrupowaniu w tureckim Side w przerwie zimowej, ale na ligowych boiskach zupełnie przepadł. Łącznie ponad 200 minut bezproduktywnej gry przeciwko Legii, Wiśle Płock i Pogoni. Szybko w Łodzi przekonano się, że Corral nie będzie lekarstwem na nieskuteczność ŁKS-u pod bramką rywali.

Drugą opcją był oczywiście Jakub Wróbel, który wydawało się, że może wnieść do zespołu nieco więcej. Niezła zmiana w połowie spotkania przeciwko Pogoni Szczecin zaprocentowała 90-minutowym występem przeciwko Arce Gdynia, która potem przełożyła się także na grę przeciwko Zagłębiu Lubin. I to właśnie przeciwko „Miedziowym” Wróbel pokazał najlepszą wersję siebie w barwach „Biało-czerwono-białych”. Mimo że nie trafił do bramki rywali, to był piłkarzem bardzo aktywnym i użytecznym, który w znacznym stopniu przyczynił się do domowego zwycięstwa 3:2. Niestety, jak się później okazało, był to jednorazowy taki występ Wróbla.

Łukasz Sekulski, który po przyjściu do klubu dwóch nowych napastników został niejako odsunięty od składu, swoją szansę otrzymał tydzień temu w spotkaniu z Rakowem. I pokazał, że nie może być dla trenera Stawowego żadną alternatywą. Pierwsza sprawa to jego wkład w stratę gola przez ŁKS, gdy przez prosty błąd techniczny, do którego sam po meczu się przyznał, dał dojść do uderzenia Jarosławowi Jachowi, który doprowadził do remisu 1:1. – Ja mogę tylko przeprosić kolegów za niedopilnowanie krycia, myślę, że to był duży błąd w moim wykonaniu – mówił na konferencji pomeczowej Łukasz Sekulski.

Kluczowa jednak kwestia to zachowanie napastnika ŁKS-u pod bramką rywali. W niedzielne południe Sekulski miał co najmniej dwie dogodne sytuacje do strzelenia gola, z czego przynajmniej jedna, gdy gra się na poziomie ekstraklasowym, musi zostać zamieniona na gola. Do tego w rozprowadzeniu akcji nie było z jego postawy wielu korzyści, zatem takim występem Sekulski na pewno nie otworzył sobie bramy do częstszej gry w podstawowej jedenastce u trenera Wojciecha Stawowego.

Trzeba zatem zadać sobie pytanie: czy faktycznie takie zimowe zmiany na szpicy były konieczne? Patrząc czysto na liczby – zdecydowanie nie, bo korzyści ani z Corrala, ani z Wróbla wielu jak na razie nie ma. Inna sprawa to jednak gotowość Rafała Kujawy i Jewhena Radionova do gry na poziomie ekstraklasy. Ten pierwszy pokazał, że w pojedynczych meczach potrafi zagrać na wysokim poziomie, ale brakuje mu stałości formy. Radionovowi zaś nie można było odmówić waleczności, kiedy już pokazywał się na boisku, zresztą był on przez lata bardzo ważną postacią w odbudowie ŁKS-u, ale piłkarsko odstawał od wymagań, jakie stawia przed napastnikami ekstraklasa. Zatem trenerowi Stawowemu pozostaje pracować cały czas z napastnikami, których ma do dyspozycji, i czekać na przełamanie któregoś z nich.

Brutalne statystyki

Zarówno Łukasz Sekulski, jak i Rafał Kujawa w barwach ŁKS-u w 1. lidze byli napastnikami, na których trener Kazimierz Moskal mógł liczyć. „Sekuł” co prawda do klubu dołączył zimą, ale zdążył w krótkim czasie pokazać swoje możliwości na pierwszoligowych boiskach. Szybko wkomponował się w zespół i do końca sezonu zdążył uzbierać sześć trafień. Wysoką dyspozycję przez niemal cały sezon prezentował także Kujawa, który z dorobkiem 10 bramek na koncie był jednym z najlepszych snajperów 1. ligi.

Regres gry jest widoczny wyraźnie szczególnie u Łukasz Sekulskiego. Grając jeszcze w 1. lidze, trafiał do bramki rywali średnio 2,5 raza częściej w porównaniu z częstotliwością strzelania w ekstraklasie. Na jego przykładzie zatem widać różnicę poziomową między oboma poziomami rozgrywkowymi. Co ciekawe, patrząc przez pryzmat częstotliwości strzelania goli, niewielka jest różnica w grze Rafała Kujawy. W 1. lidze trafiał do bramki rywali średnio co 167 minut, w ekstraklasie zaś tylko co 10 minut rzadziej.

Łącznie nominalnych napastników ŁKS-u w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy próbowano już pięciu. Z tego grona tylko dwóch strzelało gole – Łukasz Sekulski oraz Rafał Kujawa (po cztery). Zdecydowanie najwięcej minut z całego grona dostał „Sekuł”, ale nie przełożyło się to na wybitną zdobycz bramkową.

Porównując zdobycz bramkową najlepszego strzelca każdego z klubów PKO BP Ekstraklasy obecnego sezonu i zestawiając ją z czterema golami Sekulskiego i Kujawy dla ŁKS-u, efekt okaże się brutalny dla łodzian. Okazuje się bowiem, że w żadnej innej drużynie najskuteczniejszy piłkarz nie miałby tak mizernego dorobku. Tylko w Łódzkim Klubie Sportowym żaden obecny piłkarz zespołu (nie liczymy Daniego Ramireza, który w barwach ŁKS-u zdobył sześć bramek, ale już nie gra przy alei Unii 2) nie dobił do granicy pięciu strzelonych goli.

Bez skutecznego napastnika daleko się nie zajdzie. I nie dotyczy to jedynie ekstraklasy. ŁKS, chcąc utrzymać choćby cień szans na utrzymanie na szczycie (choć i tak realnie patrząc jest to już mission impossible), musi odblokować jedną ze swoich strzelb. Potencjał w napastnikach łódzkiego klubu z pewnością drzemie niemały, pozostaje jednak kwestia odpowiedniego przygotowania boiskowego i mentalnego, aby te ich możliwości zaprezentować. Przed spotkaniem z Jagiellonią Białystok zabrzmiał ostatni dzwonek, który i tym razem ełkaesiacy zignorowali, zatem trzeba zadać sobie fundamentalne pytanie: starać się cały czas walczyć o odblokowanie niemocy strzeleckiej czy szukać już pomału alternatyw na 1. ligę?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze