Sobota w Premier League przebiegła pod znakiem słynnej "bitwy o Anglię". Pojedynki Manchesteru United i Liverpoolu zawsze elektryzują kibiców, a dzisiejsze spotkanie miało dodatkową wagę. Zwycięzca meczu mógł znacznie ułatwić sobie drogę do wicemistrzostwa Anglii i jednocześnie pogorszyć sytuację wielkiego rywala.
Rashford nie zawiódł
Jose Mourinho zaskoczył kibiców i obserwatorów dość ofensywnym, jak na niego, podejściem do spotkania. Podczas gdy wszyscy spodziewali się zaparkowania słynnego już autobusu i ograniczenia poczynań w ofensywie do sporadycznych kontrataków, „Czerwone Diabły” rozpoczęły mecz bardzo odważnie. Grę United oglądało się przyjemnie, a nietypowości tego spotkania dopełnić mogła bramka strzelona z przewrotki przez Juana Matę. Mogła, gdyby Hiszpan skierował futbolówkę nieco bardziej w lewo.
Mata zastępował w dzisiejszym starciu kontuzjowanego Paula Pogbę i wywiązał się z tego zadania naprawdę nieźle. Na pewno wyglądał lepiej od Alexisa Sancheza, który w barwach Manchesteru Untied wciąż nie zaprezentował pełni swoich możliwości. Narzekających na jego grę fanów uspokajał przed meczem sam Jose Mourinho, mówiąc, że Chilijczyk potrzebuje więcej czasu, ale występy jak ten dzisiaj raczej nie wpływają najlepiej na cierpliwość kibiców.
Otrzymaną od Jose Mourinho szansę znakomicie wykorzystał za to Marcus Rashford. Anglik nie był w ostatnim czasie pierwszym wyborem portugalskiego menedżera, a po przyjściu do klubu Alexisa Sancheza jego sytuacja jeszcze się pogorszyła. Jeśli ktokolwiek miał jednak wątpliwości co do dyspozycji wielkiego talentu „Czerwonych Diabłów”, to po dzisiejszym meczu został ich szybko pozbawiony. Anglik popisał się dubletem. Przy pierwszej bramce z dziecinną łatwością ograł o rok młodszego Trenta Alexandra-Arnolda, a niespełna dziesięć minut później dokończył dzieło zniszczenia strzałem nad bezradnym Kariusem. Rashford wrócił, i to wrócił z przytupem, a wszystko pod bacznym okiem zasiadającego na trybunach Garetha Southgate’a.
29% – Marcus Rashford has scored with 29% of his shots in the Premier League against 'big six' clubs, compared to a 10% ratio against the other teams. Talent. #MUNLIV
— OptaJoe (@OptaJoe) March 10, 2018
Po zupełnie przeciwnej stronie znaleźli się dzisiaj podopieczni Juergena Kloppa. To od nich oczekiwano frontalnych ataków i to ich zabójcza ofensywa miała być dziś postrachem dla Davida de Gei. To nie był jednak dzień Salaha i spółki i nawet w zdobyciu honorowej bramki musiał pomóc im Eric Bailly. Mane często starał się sam podejmować akcje ofensywne, ale wybitnie mu to nie wychodziło i u partnerów z boiska mogło wywoływać jedynie frustrację. Najbliżej pokonania hiszpańskiego bramkarza „Czerwonych Diabłów” był dziś (poza Baillym) Virgil van Dijk, który dwukrotnie był bliski zaskoczenia golkipera gospodarzy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Oznaczony herbem Manchesteru United autobus w końcu musiał pojawić się na murawie, lecz biorąc pod uwagę okoliczności, nikt nie ma prawa zarzucić Jose Mourinho zachowawczej gry. United definitywnie wycofali się do obrony dopiero w drugiej połowie, a trzeba dodać, że w defensywie wyglądali również niezwykle solidnie. W ten oto sposób podopieczni Jose Mourinho powiększyli przewagę nad swoimi rywalami już do pięciu punktów i znacznie skrócili swoją drogę do wicemistrzostwa.
Nie ma ratunku dla „The Baggies”
Zatrudniając Alana Pardew na stanowisku menedżera, włodarze West Bromu mieli prawo oczekiwać czegoś innego niż seria siedmiu porażek z rzędu. „The Baggies” – w niepozostawiającym wiele nadziei na poprawę sytuacji stylu – ulegli na własnym boisku Leicester. Spotkanie nie zaczęło się dla piłkarzy z West Midlands najgorzej, bo już w ósmej minucie po golu Salomona Rondona objęli prowadzenie w meczu. Mało tego, bliski podwyższenia wyniku był niedługo później Grzegorz Krychowiak, ale jego strzał został sparowany przez Kaspera Schmeichela.
#Vardy's goal! WHAT A STRIKE!!!!!#WBALEI #PL
Follow 👉 @1xbet_Eng pic.twitter.com/7l5KO04UWW
— 1хBet (@1xBet_Eng) March 10, 2018
Na tym wszystko, co dobre, dla „The Baggies” się zakończyło i do głosu doszły już „Lisy” Clauda Puela. Gole Vardy’ego, Mahreza, Iheanacho i Iborry skutecznie sprowadziły rywali na ziemię i najprawdopodobniej zmniejszyły szansę na utrzymanie do czysto matematycznych. Dla zakupionego przed sezonem Kelechiego Iheanacho była to pierwsza bramka w Premier League w barwach Leicester.
Chelsea wraca na właściwy tor?
„The Blues” mają za sobą bardzo trudny okres, podczas którego wydawało się, że posada Antonio Conte wisi na włosku. Perspektywa nieco zmieniła się po meczu z Barceloną, a teraz Chelsea wydaje się spisywać lepiej również w Premier League. Dzisiejszy rywal – Crystal Palace – napędził podopiecznym włoskiego menedżera trochę strachu, gdy bramkę kontaktową zdobył w ostatnich minutach van Aanholt. Mimo tego korzystny wynik udało się dowieść do końca i dodatkowo pozostawić po sobie naprawdę niezłe wrażenie. „The Blues” zdominowali dzisiaj lokalnego rywala i za sprawą bramki swojego motoru napędowego Williana zdołali tę dominację przełożyć na wynik. Ważną rolę w dzisiejszym spotkaniu odegrali również piłkarze, którzy nie należą do podstawowych wyborów Antonio Conte. Dobre zawody mają za sobą Olivier Giroud i Davide Zappacosta.
https://twitter.com/WoC999/status/972527697707585538