Czerwona strefa, czyli łzy włoskich spadkowiczów


Tych drużyn nie zobaczymy w następnym sezonie Serie A

31 maja 2019 Czerwona strefa, czyli łzy włoskich spadkowiczów
lastampa.it

Rozgrywki włoskiej ekstraklasy dobiegły już końca. Poznaliśmy zwycięzcę i pozostałych medalistów, wyłoniono reprezentantów europejskich pucharów, lecz zapominamy o tych, którzy kończą swój pierwszoligowy byt. Drużyny, które przez cały sezon walczyły o utrzymanie, by znaleźć się wśród najlepszych. Niestety trzy z nich muszą się na jakiś czas pożegnać z Serie A i przełknąć gorycz spadku.


Udostępnij na Udostępnij na

Na początku sezonu w każdej lidze bukmacherzy wyłaniają z grona ekstraklasowych drużyn pretendentów do zdobycia tytułu, faworytów do zajęcia kolejnych miejsc, a także zespoły, które znajdą się w strefie spadkowej. O ile w przypadku włoskich zmagań bez wątpienia typowano Juventus jako głównego kandydata do kolejnego scudetto, to w dole tabeli toczyła się zażarta walka. Wiemy już, że w przyszłym sezonie nie będziemy oglądać spotkań z udziałem Chievo, Frosinone i Empoli.

W ciągu kilku miesięcy to te ekipy okupowały czerwoną strefę, stając się chłopcami do bicia. W pewnym momencie do stawki dołączyła Bologna z Łukaszem Skorupskim w bramce. Dopiero zatrudnienie Sinisy Mihajlovicia jako szkoleniowca odbudowało „Rossoblu”. Niczym feniks z popiołu potrafili się odrodzić i powędrować ku górze po szczeblach tabeli. Koniec końców wymienione wcześniej trio zostało zesłane w zapleczową otchłań.

Drągowski lekiem na grę Empoli

Empoli było zespołem, który skutecznie bronił się przed spadkiem. Co prawda lokata klubu ze Stadio Carlo Castellani wahała się w dolnych rejonach tabeli, ale do końca sezonu ich być albo nie być w Serie A stało pod znakiem zapytania. Piłkarze rozpoczęli ligę od zwycięstwa z Cagliari wynikiem 2:0. Później było już coraz gorzej. Porażki przeplatane sporadycznymi remisami, co jakiś czas zła passa przerywana hucznym triumfem.

Przebudzenie nastąpiło na półmetku, kiedy Empoli postanowiło sięgnąć po Bartłomieja Drągowskiego. 21-letni bramkarz, sprowadzony w 2016 roku do Florencji z Jagiellonii Białystok, miał w nowym zespole przyszytą łatkę rezerwowego. W ciągu trzech lat wystąpił zaledwie w kilku spotkaniach. Chęć rozwoju i gry w pierwszym składzie była na tyle wielka, że Polak nie zastanawiał się ani chwili, kiedy zgłosiło się po niego Empoli. Wypożyczenie niedocenianego zawodnika do klubu z ligowymi problemami okazało się strzałem w dziesiątkę.

Podopieczni Aurelio Andreazzoliego zaczęli grać przyjemny dla oka futbol, zbierając przy okazji cenne punkty. Sensacyjne zwycięstwo nad Napoli czy pokonanie Sampdorii oraz Torino były tego świetnym przykładem. Festiwal strzelecki urządzony „Bykom” uplasował „Azzurich” na 17. miejscu. Natomiast w przedostatniej kolejce smak upadku po raz pierwszy poczuła Genoa, w której jeszcze niedawno przygodę z włoską piłką zaczynał Krzysztof Piątek. Jednak to Empoli po emocjonującym, lecz nieszczęśliwie przegranym meczu z Interem zajęło ostatecznie 18. lokatę.

Nas za to cieszyć mogła postawa Drągowskiego, ponieważ na wypożyczeniu polski bramkarz pokazał, na co go stać. W niejednym meczu udowodnił, że potrafi wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i uratować drużynę z opresji. Jego interwencje nie przeszły bez echa, dzięki czemu Bartłomiej obok Skorupskiego z pewnością może zaliczyć miniony sezon do jak najbardziej udanych. Mimo iż przyszło mu przeżyć degradację.

Beniaminek bez polotu

Frosinone było chyba jedynym zespołem wśród spadkowiczów, który od początku był typowany jako ten, któremu grozić będzie strefa spadkowa. Podobnie jak Empoli chłopaki z Frosinone awansowali w bieżącym sezonie do najwyższej klasy rozgrywkowej. I pobyt w niej szybko zakończyli. Z pięcioma wygranymi na koncie wiele zdziałać nie mogli. A na pewno już nie byli zagrożeniem dla wygłodniałych wilków z czoła tabeli.

Warto dodać, że również tutaj został wyraźnie zaznaczony polski akcent. Bartosza Salamona „Canarini” wypożyczyli ze Spal i z początkiem roku Polak stał się jednym z podstawowych graczy nowego klubu. Pojawiające się na horyzoncie kontuzje uniemożliwiły mu jednak utrzymanie formy na odpowiednim poziomie. Efektem czego kolejny reprezentant naszego kraju żegnał się w tymczasowym zespole z włoską ekstraklasą.

Remisy jedyną rozrywką w Veronie

Ostatnią drużyną znajdującą się w strefie spadkowej, a zarazem zamykającą tabelę jest Chievo. I tutaj postawa żółto-niebieskich może niezwykle dziwić, bowiem filtrując poprzednie lata, zajmowali oni miejsca w pobliżu środka włoskiej stawki. Domenico Di Carlo nie podołał wyzwaniu, sprawiając, że po jedenastu sezonach „Latające Osły” znów pograją w Serie B. Porażka za porażką pogrążała Chievo, które dość szybko znalazło się na dnie. Klub z Werony odnotował jedynie dwa zwycięstwa, z Frosinone i sensacyjnie z Lazio. Co najlepsze, i to trzeba piłkarzom Di Carlo przyznać, Chievo mimo iż było dostawcą punktów, potrafiło równie dobrze te punkty odbierać.

Dla niektórych ekip było niewygodnym przeciwnikiem, o czym świadczą remisy. A było ich aż czternaście. Cenne punkty „Ceo” odbierali między innymi Milanowi, Romie, Interowi czy Napoli. Duży w tym wkład miał nasz polski duet Mariusz Stępiński – Paweł Jaroszyński. Były napastnik FC Nantes i Ruchu Chorzów rozgrywa w Weronie drugi sezon i szybko stał się jednym z najlepszych goleadorów swojej ekipy. Z kolei Jaroszyński był pozytywnie oceniany za swoją grę, wnosząc dużo świeżości w spotkaniach, w których otrzymywał szansę. Mimo iż Polacy mieli za sobą udane występy, byli niestety bezsilni wobec całej artylerii Serie A.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze