Czar prysł w tej bajce już dawno – czyli doroczny żal nad polską piłką nożną…


18 lipca 2014 Czar prysł w tej bajce już dawno – czyli doroczny żal nad polską piłką nożną…

Liga Europy, Liga Mistrzów, wielkie pieniądze, telewizje z kilkudziesięciu krajów, dziesiątki tysięcy kibiców na trybunach – to wszystko i wiele innych atrakcji polskiemu kibicowi piłki kopanej najwyraźniej nie jest pisane – chyba że przed odbiornikiem telewizyjnym, kiedy oglądamy drużyny zagraniczne. Jak co roku, tym razem miało być zupełnie inaczej, a było… jak zwykle.


Udostępnij na Udostępnij na

Powoli zaczynamy zapominać piękne czasy, kiedy o polskiej piłce można było napisać cokolwiek dobrego. Krajowe wydanie tego sportu staje się z roku na rok coraz bardziej niestrawne i tak zarówno po środowym, jak i czwartkowym daniu zaserwowanym przez polskie kluby reprezentujące nas na arenie międzynarodowej chyba wszystkich rozbolały brzuchy.

Piłkarskie bezprawie…

Piłka nożna w wykonaniu Legii Warszawa miała być naszym znakiem towarowym. Po wylosowaniu tych szanownych Irlandczyków słychać było niemal wszędzie, że Legia nie ma prawa nie awansować dalej. Problem polega na tym, że Polacy lubią łamać prawo, w myśl porzekadła: „Zasady są po to, żeby je łamać”. Tym razem nie było inaczej. Znów rywal niskiej klasy i znów kompletna padaczka w wykonaniu mistrzów Polski. Jakże mają wyglądać występy polskich drużyn, jeśli najlepsza z nich prezentuje się tak jak „Wojskowi”?

http://www.grandeaposta.com/wp-content/uploads/2013/02/Liga-europa.jpg

Lech na kolanach z podbitym okiem…

No właśnie, do poziomu Legii doskoczył Lech Poznań, czyli ekipa, która chyba jako ostatnia przyniosła nam miłe chwile w Lidze Europy. Internauci, niektórzy eksperci byli przekonani, że rywal poznaniaków zostanie rozjechany przez niebieską lokomotywę i jak zwykle boisko zweryfikowało szumne zapowiedzi wielkiej wygranej. Założę się, że 80% piłkarzy Lecha nie potrafi nawet poprawnie odczytać nazwy klubu, z którym przyszło im rywalizować, ale poza tym, że mieliby zapewne problem z właściwym wysłowieniem się, mają jak zwykle problem z grą w piłkę. O ile pierwsze można im wybaczyć, o tyle drugiego kolejny raz już nikt nie zamierza puszczać płazem. Swoją drogą, ten mecz, rezultat końcowy przypomina trochę sytuację, kiedy przy Bułgarskiej pojawił się transparent mówiący o wyższości polskiego „pana” nad litewskim. Wtedy też miała być miazga. I była… Lecha.

Zapowiedzi dominacji polskich drużyn, które dostały (teoretycznie) ekipy „ogórków”, przypominają trochę zapowiedzi Artura Szpilki, który zapewniał, że złoi skórę Jenningsowi. Amerykanin zrobił z boksera z Wieliczki mniej więcej to, co rok po roku robią drużyny w stylu FC Nigdzie z polskimi „profesjonalistami”.

Zawisza jak na złość walczył…

Paradoksalnie najlepiej poradził sobie Zawisza Bydgoszcz, który serio traktował rywala, z którym nie można było powiedzieć, że przegrana będzie jakimś wielkim zaskoczeniem. Ewidentnie drużyna z innej klasy piłkarskiej i nie było co do tego wątpliwości (nie był to Manchester United, ale jednak dla poziomu polskich drużyn to ekipa z innego pułapu). Bydgoszczanie mieli jednak w nosie, że traktuje się ich marginalnie w kontekście typowania ewentualnych awansów polskich ekip. No to zrobili wszystkim psikusa, a co! Oczywiście w końcu drużyna z Bydgoszczy przegrała, ale walczyła. Chociaż tyle. Swoją drogą, to też doskonale obrazuje stan polskiej piłki. Musimy cieszyć się z tego, że jakaś drużyna nie klęknęła przed lepszą drużyną, tylko podjęła walkę.

O Ruchu nie ma co mówić, ponieważ on swój mecz wygrał. Bez względu na to, w jakich okolicznościach, z jakim wynikiem i z jakim rywalem. Wynik 3:2 i to chorzowianie jak na razie są bliżej awansu. Z całej tej zgrai ta jedna drużyna ma jeszcze czym się obronić.

Okręgówka czy A-klasa?

Smutne niestety jest to, że znów rzeczywistość szybko pokazała nam miejsce w szeregu, z którego – mam wrażenie – rok po roku wychodzimy i dostajemy w czapę. T-Mobile Ekstraklasa to bardzo piękna nazwa, która nieznającym się na futbolu może sugerować, że naprawdę grają tam poważne drużyny. Prawda jest jednak taka, że wszystko to, co nazywamy tak spektakularnie ekstraklasą, jest tak naprawdę jakąś 5. ligą albo może nawet A-klasą.

Jacek Magiera powiedział dla iGola ostatnio, że o problemie polskiej piłki można by napisać pracę magisterską. Moje zdanie jest takie, że za rozwikłanie tajemnicy problemów piłki nożnej w kraju nad Wisłą osobiście przyznałbym Nagrodę Nobla. Podejrzewam, że szybciej ktoś wymyśli lekarstwo na najcięższą chorobę, jaka istnieje na ziemi, niż powie, co tutaj jest grane. Rak polskiej piłki spowodował najwyraźniej nieodwracalne zmiany i piękne opakowanie produktów, jakimi są T-Mobile Ekstraklasa i reprezentacja Polski, nic nie da. Tzn. da… interes będzie nadal kręcił się jak złoto.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze