Co mówią sparingi „Biało-czerwonych” przed wielkimi turniejami?


Czy Adam Nawałka wyciągnie wnioski z błędów poprzedników?

23 marca 2018 Co mówią sparingi „Biało-czerwonych” przed wielkimi turniejami?

Sztab szkoleniowy reprezentacji tuż po zakończonym losowaniu i poznaniu rywali "Biało-czerwonych" w fazie grupowej nadchodzącego turnieju w Rosji od razu zaczął szukać odpowiednich sparingpartnerów dla Lewandowskiego i spółki. Do ich wyboru Adam Nawałka przywiązuje wielką wagę, ponieważ ma to pomóc w odpowiednim dobraniu taktyki pod czerwcowych przeciwników. Jak duże znaczenie dla reprezentacji Polski miały spotkania towarzyskie przed mundialem bądź mistrzostwami Europy w poprzednich latach?


Udostępnij na Udostępnij na

Tak przedstawiały się przygotowania drużyny narodowej do wielkich turniejów w obecnym tysiącleciu.

Do Korei i Japonii przez cypryjski Limassol

W 2001 roku kadra Jerzego Engela była pierwszą drużyną w Europie, która zapewniła sobie wyjazd na mistrzostwa świata w Korei Południowej i Japonii. Zespół z Jerzym Dudkiem między słupkami, Tomaszem Hajtą na środku defensywy czy Emmanuelem Olisadebe jako gwiazdą formacji ofensywnej dał Polsce awans na wielki turniej po raz pierwszy od kilkunastu lat. Wielkie nadzieje i optymizm wlała w serca Polaków nieprzerwana seria 13 spotkań bez porażki.

Na trzy miesiące przed wyjazdem na mundial Polacy rozpoczęli przygotowania od sparingu z Irlandią Północną na neutralnym terenie. W cypryjskim Limassol Polska pokonała rywala 4:1, co dodatkowo potęgowało dobre nastroje. Nawet obecni na stadionie koreańscy dziennikarze nie mogli wyjść z podziwu dla czterech bramek zdobytych w jednym meczu przez podopiecznych Jerzego Engela. Sam test z drużyną grającą w stylu wyspiarskim trudno było nazwać odpowiednio dobranym do stylu prezentowanego przez któregoś z grupowych rywali. Polsce bowiem przyszło się mierzyć ze współgospodarzem mundialu – Koreą Południową, Portugalią, a także USA.

Do odwrotnej sytuacji w porównaniu z turniejem w Rosji doszło szesnaście lat wcześniej. Sztab szkoleniowy chcąc sprawdzić styl gry drużyny z Azji, na przeciwnika wybrał bowiem reprezentację Japonii. Dziś, jak wiadomo, z Japończykami zagramy podczas turnieju, natomiast Korea Południowa będzie rywalem kadry Nawałki podczas marcowego sparingu. Ówczesna porażka z zespołem z Kraju Kwitnącej Wiśni (0:2) okazała się nie dostarczyć odpowiednich materiałów do analiz, co skutkowało przegraną w takich samych rozmiarach z Koreańczykami w meczu o punkty. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem sztab szkoleniowy, z Adamem Nawałką na czele, wyciągnie odpowiednie wnioski ze starcia z azjatyckim rywalem.

Kilka tygodni później polskich kibiców czekało kolejne rozczarowanie. Tym razem w Bydgoszczy zawodnicy Engela ulegli reprezentacji Rumunii 1:2. Ponownie można postawić pytanie, czy reprezentacja Rumunii prezentowała zbliżony styl gry do któregoś z zespołów, z którymi przyszło nam się mierzyć podczas turnieju? Do startu mundialu pozostawało zaledwie sześć tygodni, a niepokonani przez wiele miesięcy Polacy musieli przełknąć gorzką pigułkę, jaką były dwie kolejne porażki.

Wraz ze słabszymi wynikami przed mundialem pogarszała się atmosfera w zespole. Mimo to do Korei Polacy jechali pewni tego, że są w stanie pokonać Koreę na rozpoczęcie mistrzostw. Tak się jednak nie stało, a w drugiej kolejce powrót do domu po fazie grupowej zapewniła naszym zawodnikom sromotna porażka 0:4 z Portugalią, w barwach której nie do zatrzymania okazał się napastnik rywala – Pauleta, który skompletował hat-trick. Na pocieszenie pozostało zwycięstwo 3:1 nad reprezentacją Stanów Zjednoczonych, po którym podopieczni Jerzego Engela wrócili do kraju.

Na początek Kaiserslautern

W 2006 roku odbywały się mistrzostwa świata w Niemczech. Rywalami Polaków w fazie grupowej turnieju byli ponownie gospodarze imprezy – Niemcy, a także reprezentacje wywodzące się z Ameryki Południowej – Ekwador i Kostaryka.

Nadzieje na lepszy wynik uzyskany przez kadrę Pawła Janasa podczas mundialu odbywającego się za naszą zachodnią granicą z pewnością były spore. Tym bardziej, że pierwsze zgrupowanie w ramach przygotowań rozpoczęło się już pod koniec lutego w niemieckim Kaiserslautern. Tam też Polacy rozegrali pierwszy sparing w 2006 roku, zakończony porażką 0:1 z USA. Autorem jedynego trafienia był Clint Dempsey.

Następnie kadra Pawła Janasa udała się na Półwysep Arabski, gdzie pod koniec marca rozegrała zakończony zwycięstwem 2:1 towarzyski mecz z Arabią Saudyjską. Obie bramki dla reprezentacji Polski zdobył napastnik Apollonu Limassol – Łukasz Sosin.

Trzeci sparingpartner okazał się, podobnie jak USA, zbyt silny dla Polaków. W Bełchatowie, w niemal najmocniejszym składzie ponieśliśmy porażkę 0:1 z Litwą. Taki wynik na niespełna dwa tygodnie przed ogłoszeniem 23-osobowej kadry, która ma reprezentować nasz kraj podczas turnieju w Niemczech, ani nie pozwolił zapoznać się ze stylem gry drużyn, z którymi przyszło Polakom się mierzyć podczas mundialu, ani nie dawał podstaw do optymizmu kibicom w Polsce.

Tuż przed tym, jak Paweł Janas podał listę zawodników, którzy pojadą na mistrzostwa świata, polscy piłkarze poprawili nieco nastrój selekcjonerowi i kibicom, rozprawiając się we Wronkach z Wyspami Owczymi 4:0. Rywal jednak nie był z najwyższej półki, więc można uznać, że było to spotkanie dla poprawy atmosfery tworzącej się wokół reprezentacji po wcześniejszej porażce.

O ile spotkanie z Litwą można uznać za wpadkę, o tyle przegrana w słabym stylu z Kolumbią w Chorzowie, na kilka dni przed rozpoczęciem turnieju finałowego, była bardzo niepokojącym sygnałem. Tym bardziej, że Polacy zagrali w zestawieniu, które było przewidziane jako podstawowa jedenastka na mecz otwierający zmagania w fazie grupowej. Należy też zauważyć, że moment, w którym Paweł Janas zdecydował się na grę z zespołem z południowo-amerykańskiego kontynentu, był mocno spóźniony, by opracować na podstawie tego spotkania taktykę na mecz z Ekwadorem.

Ostatnim akcentem przygotowań był sparing z reprezentacją Chorwacji, rozegrany w Wolfsburgu. Polacy po trafieniu Euzebiusza Smolarka w 54. minucie pokonali rywala z zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego. Wydawać by się mogło, że ten świetny prognostyk zwiastuje pewne wyjście z grupy. Nic bardziej mylnego. Starcia z Ekwadorem (0:2) i Niemcami (0:1) Polacy zakończyli bez choćby strzelonej bramki, a trzeci mecz na mundialu z Kostaryką (2:1) był spotkaniem o honor.

Podobnie jak cztery lata wcześniej Polacy wrócili do kraju z jednym zwycięstwem już po zakończeniu fazy grupowej.

Pierwszy raz na mistrzostwa Europy

Kiedy Leo Beenhakker wywalczył historyczny awans na mistrzostwa Europy, które odbyły się w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku, zachwytom nie było końca. Regularnie odtwarzano momenty, kiedy to Ebi Smolarek pokonywał portugalskiego golkipera albo Radosław Matusiak zapewniał nam udział w turnieju, strzelając jedyną bramkę w meczu z Belgią. Euforia była w pełni zrozumiała. Polska wywalczyła miejsce na Euro po tym, jak wygrała grupę eliminacyjną, w której rywalami były takie drużyny jak wspomniane Belgia i Portugalia, silna Serbia czy solidna Finlandia.

Żeby jednak nie skończyło się na radości z samego awansu, potrzebne było odpowiednie przygotowanie do turnieju. W fazie grupowej trafiliśmy, co stawało się powoli tradycją, na gospodarza turnieju – Austrię, podobnie jak dwa lata wcześniej Niemcy oraz Chorwację.

2008 rok polska reprezentacja rozpoczęła od wyjazdowego sparingu z Finlandią, wygranego 1:0 po trafieniu Adama Kokoszki. Cztery dni później – 6 lutego – optymizm bez wątpienia wzrósł, ponieważ za sprawą Wojciecha Łobodzińskiego i Mariusza Lewandowskiego pokonaliśmy reprezentację Czech 2:0. Radość ze zwycięstwa była tym większa, że nasi południowi sąsiedzi także byli w trakcie przygotowań do zbliżających się mistrzostw Europy. Był to wartościowy sparing dla podopiecznych Leo Beenhakkera, mimo że do rozpoczęcia turnieju pozostały cztery miesiące.

Pod koniec lutego formę polskich piłkarzy sprawdzili Estończycy. Spotkanie odbyło się we Wronkach i zakończyło trzecim zwycięstwem w trzecim starciu Polaków w 2008 roku. Tym razem gole zdobywali Radosław Matusiak i Tomasz Zahorski, co złożyło się na triumf kadry Beenhakkera 2:0. Wynik cieszy tym bardziej, że selekcjoner sprawdzał w tym meczu przede wszystkim zawodników grających w polskiej lidze. Wyjątkiem był skrzydłowy szwajcarskiego FC Sion – Kamil Grosicki.

W marcu Polacy rozegrali tylko jedno spotkanie. Na stadionie Wisły w Krakowie „Biało-czerwoni” grając towarzysko, ulegli USA aż 0:3. Autorami trafień dla gości zza oceanu byli kolejno Carlos Bocanegra, Oguchi Onyewu oraz Eddie Lewis. Porażka bolesna i chyba jedynym pozytywem tego meczu był fakt, że rywale nie są ze Starego Kontynentu, zatem nie zagrają podczas turnieju w Austrii i Szwajcarii.

Po dwumiesięcznej przerwie prowadzona przez Leo Beenhakkera reprezentacja Polski zremisowała z europejskim średniakiem – Macedonią – 1:1. Ponownie bramkarza rywali pokonał Radosław Matusiak, ratując remis w tym spotkaniu strzałem z rzutu karnego w 83. minucie.

Do pierwszego pojedynku w fazie grupowej mistrzostw Europy pozostało już niewiele czasu, tymczasem holenderski szkoleniowiec zafundował piłkarzom na kilka ostatnich dni aż trzy mecze towarzyskie. Wspomniane już z Macedonią, odbywające się zaledwie dzień później z Albanią, wygrane po szybko strzelonej bramce przez Macieja Żurawskiego, na sam koniec pozostał rywal z nieco wyższej półki. Pierwszego dnia czerwca w Chorzowie Polacy zmierzyli się w próbie generalnej przed startem Euro z zespołem Danii. Mecz zakończył się remisem 1:1, a autorami trafień byli Jacek Krzynówek dla Polski, natomiast dla Duńczyków – Martin Vingaard.

Cztery zwycięstwa, dwa remisy i jedna porażka złożyły się na sumę siedmiu rozegranych spotkań w ramach przygotowań do głównego turnieju mistrzostw Europy. Najbardziej cennym zwycięstwem było pokonanie reprezentacji Czech. Największym rozczarowaniem przegrana z USA 0:3.

Przygoda „Biało-czerwonych” niestety ponownie zakończyła się na fazie grupowej, w której reprezentacja prowadzona przez Leo Beenhakkera uległa Niemcom (0:2), zremisowała z gospodarzem turnieju – Austrią (1:1), oraz przegrała z Chorwacją (0:1) na pożegnanie z historycznym, pierwszym występem Polski na mistrzostwach Starego Kontynentu.

Gramy u siebie

Kiedy jesienią 2009 roku stało się jasne, że Polacy nie pojadą na mundial do Republiki Południowej Afryki, przyszedł czas na wybranie selekcjonera, którego zadaniem będzie wyselekcjonować i przygotować w ponad dwa i pół roku drużynę, która będzie w stanie zaprezentować się stosownie do poziomu przygotowanych stadionów na mistrzostwa Europy w 2012 roku, które miały organizować Polska i Ukraina.

Wybór padł na Franciszka Smudę. Trenerowi, który z powodzeniem prowadził Lech Poznań w europejskich pucharach, wzbudzał sympatię kibiców, o którym mówiono, że ma piłkarskiego „nosa” do zawodników, powierzono misję zbudowania zespołu w oparciu o spotkania o tak zwaną „pietruszkę”.

Rok 2010 to cztery zwycięstwa, tyle samo porażek i sześć remisów. Patrząc na poziom prezentowany przez rywali, z którymi udało nam się wygrać, nie za bardzo jest się czym zachwycać. Z wyjątkiem wygranej nad reprezentacją Wybrzeża Kości Słoniowej triumfy nad Singapurem, Tajlandią czy Bułgarią nie dawały powodów do hurraoptymizmu. Porażki ponieśliśmy z Danią (1:3), Hiszpanią (0:6), Kamerunem (0:3) oraz Australią (1:2).

Trudno jest ten rok zaliczyć do udanych i napawających optymizmem. Bez wątpienia dobór takich sparingpartnerów jak Hiszpania może być bardzo pouczający i dający dużo materiałów do analiz. Jednak nie tylko obrońcy tytułu mistrzów Europy dali nam lekcję futbolu. Można było odetchnąć z ulgą, że do meczu otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie pozostało jeszcze 18 miesięcy.

Następny rok był dla Franciszka Smudy rokiem prawdy. Najwyższy czas, by wykrystalizowała się grupa zawodników, na których będzie stawiał selekcjoner.

Pierwsze dwa spotkania piłkarze Smudy wygrali. Kolejno pokonali 1:0 Mołdawię oraz Norwegię. Następnie przyszła bolesna porażka 0:2 z Litwą na wyjeździe. Kolejne sprawdziany kadry Smudy przynosiły różne rozstrzygnięcia. Przede wszystkim zwycięstwo 2:1 z Argentyną, która grała jednak w mocno rezerwowym zestawieniu. Porażka 0:1 z Francją czy remis 2:2 z reprezentacją Niemiec na otwarcie PGE Areny w Gdańsku.

Podsumowując, reprezentacja Polski prowadzona przez Franciszka Smudę w roku 2011 rozegrała 14 spotkań, z czego w siedmiu zwyciężyła, cztery zakończyły się remisem, natomiast porażkę poniosła zaledwie w trzech meczach. Zwłaszcza końcówka roku pozwalała wierzyć, że „Biało-czerwoni” poczynili postępy. Trzy wygrane w czterech meczach dawały nadzieję na mocne zakończenie przygotowań w roku 2012.

Ostatnie miesiące przed Euro 2012 „Franz” rozpoczął od spotkania z Portugalią, które było zarazem meczem inauguracyjnym Stadionu Narodowego w Warszawie. Na arenie, która miała być miejscem otwarcia turnieju głównego, Polska zremisowała bezbramkowo z drużyną z Półwyspu Iberyjskiego. Był to pojedynek o tyle wyjątkowy, że odbył się na sto dni przed rozpoczynającym europejskie mistrzostwa meczem z Grecją. Pozytywnym aspektem tego spotkania było zachowanie czystego konta przez Wojciecha Szczęsnego. W końcu defensywa reprezentacji Polski okazała się być szczelna w starciu z rywalem z górnej półki. Problemem był za to zupełny brak skuteczności pod bramką przeciwnika. Nie napawała optymizmem gra przedniej formacji w tym meczu.

Po blisko trzech miesiącach przerwy 22 maja polscy zawodnicy ponownie wyszli na murawę. Tym razem po bramce zdobytej przez Artura Sobiecha w 82. minucie pokonali Łotwę w meczu na neutralnym terenie. W pamiętnym Klagenfurcie, gdzie kadra prowadzona przez Leo Beenhakkera rozpoczynała zmagania w mistrzostwach Europy przed czterema laty. Wynik, jak i sama gra „Biało-czerwonych”, patrząc na klasę przeciwnika, nie mogły przestraszyć grupowych rywali Polaków. Być może wpłynął na to brak podstawowych gwiazd, z Robertem Lewandowskim i Jakubem Błaszczykowskim na czele.

Sprawdzian ten był ostatnią szansą dla zawodników, którzy nie mogli być pewni powołania od Franciszka Smudy. Sebastian Boenisch, Paweł Brożek, Kamil Grosicki, Artur Sobiech czy Rafał Wolski – prawdopodobnie to przy tych piłkarzach stał znak zapytania co do ich udziału w zbliżającym się turnieju.

Cztery dni później Polaków czekał kolejny, być może najważniejszy sprawdzian w końcowej fazie przygotowań. Po golu Damiena Perquisa spotkanie ze Słowacją zakończyło się zwycięstwem gospodarzy zbliżającego się turnieju. Szczególnie budujące było to, że Polska nie straciła gola w czwartym meczu z rzędu, co pozwalało wierzyć, że gra defensywna jest mocnym punktem polskiej reprezentacji.

W ostatnim starciu przed startem turnieju Polakom przyszło się mierzyć na Pepsi Arena w Warszawie z reprezentacją Andory. Pewne zwycięstwo 4:0 po golach Obraniaka, Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Wasilewskiego napawało optymizmem na sześć dni przed spotkaniem z Grecją. Poprawa humoru i, co ważniejsze, uniknięcie kontuzji to cele, które udało się osiągnąć zawodnikom Franciszka Smudy.

Nastroje kibiców, jak i samych zawodników oraz trenera po dwóch remisach (1:1), a także porażce 0:1 z Czechami były zdecydowanie gorsze. Polacy, jak w każdym poprzednim turnieju XXI wieku (w którym wzięli udział), odpadli po fazie grupowej. Poszukiwano odpowiedzi na pytanie: co było powodem takiego występu? Jako jedną z głównych przyczyn podaje się złe przygotowanie do turnieju. Dobór sparingpartnerów spośród europejskich drużyn przed walką o mistrzostwo Europy wydawał się słuszny. Poziom niektórych z nich? Nie do końca.

Vive la Pologne

Po nieudanych dla Polski eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii Waldemara Fornalika na stanowisku selekcjonera reprezentacji zastąpił Adam Nawałka. To on dostał kredyt zaufania, którego nie zmarnował i doprowadził Polaków do trzeciego z rzędu awansu na mistrzostwa Europy. Jego wkład był o tyle zauważalny, że Polska, po raz pierwszy w historii, pokonała reprezentację Niemiec i to w jakże ważnym meczu eliminacyjnym. Stadion Narodowy oszalał z radości, a sukces ten dodał pewności siebie kadrowiczom i poniósł ich do kolejnych zwycięstw, ostatecznie premiujących do wyjazdu na Euro 2016 we Francji.

Skupmy się jednak na przygotowaniach do turnieju. Sam rok 2016 kadra Nawałki rozpoczęła dopiero 23 marca od towarzyskiego zwycięstwa 1:0 nad Serbią. Spotkanie odbyło się na INEA Stadion w Poznaniu, a jedynego gola zdobył Jakub Błaszczykowski. Sam mecz nie stał na najwyższym poziomie, jeśli chodzi o „Biało-czerwonych”. Gol jak zwykle pracowitego „Kuby”, a także świetna postawa Szczęsnego między słupkami pozwoliły wejść w przygotowania z triumfem.

Trzy dni po zwycięstwie nad Serbami reprezentacja Polski zagrała świetne spotkanie przeciwko Finlandii. Po dwa gole zdobyli Grosicki i Wszołek, jedno trafienie dołożył Starzyński, a Polacy, nawet bez swojego asa – Roberta Lewandowskiego – rozbili zespół ze Skandynawii. Był to pokaz siły zawodników, którzy o bilet do Francji musieli jeszcze powalczyć. Paweł Wszołek i Filip Starzyński z pewnością dali do myślenia selekcjonerowi reprezentacji Polski.

Na sam koniec przygotowań do Euro 2016 Adam Nawałka zaplanował mecze kontrolne z Holandią w Gdańsku oraz z Litwą na stadionie przy ulicy Reymonta w Krakowie. W dzień dziecka Polacy ulegli ekipie „Oranje” 1:2 po bramkach Jędrzejczyka dla Polski oraz Vincenta Janssena, a także Georginio Wijnalduma dla Holandii. Trudno było przyjąć tę porażkę, zważywszy na to, że nasi przeciwnicy nie brali udziału w zbliżających się mistrzostwach Europy. Niemniej jednak nie można się też załamywać po przegranej z trzecią drużyną ostatnich mistrzostw świata. Zwłaszcza że nie była to porażka bez stylu i pozytywów.

Pozytywnym zakończeniem przygotowań do turnieju we Francji miało być łatwe zwycięstwo nad Litwą pięć dni później. Jak się jednak okazało, nasi sąsiedzi ze wschodu byli zbyt silni w defensywie. Polacy nie zdołali pokonać golkipera gości, a sami byli blisko utraty gola. Ostatecznie spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Na konferencji dobre humory nie opuszczały jednak naszych zawodników. Dało się usłyszeć, że grali tak, aby nie zdradzić się przed przeciwnikami.

https://www.youtube.com/watch?v=eJbeTGieAfA

Być może właśnie to jest sposób na odpowiednie przygotowanie zespołu do wielkiego turnieju? Dwa sparingi pod koniec marca, dwa mecze na początku czerwca i ukrywanie własnych możliwości w ostatnim spotkaniu z Litwą. Jeśli w Rosji ma to przynieść podobny efekt jak podczas Euro 2016 we Francji, to dlaczego nie?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze