Chelsea nie daje szans Zilinie


W najciekawszym meczu grupy F Chelsea wysoko wygrała z Ziliną, mimo że przez prawie całą drugą połowę była stroną słabszą. Marsylia na własnym stadionie uległa Spartakowi Moskwa.


Udostępnij na Udostępnij na

MSK Zilina – Chelsea Londyn 1:4

Klasyczny przypadek walki Dawida z Goliatem. Jeden z głównych faworytów do końcowego triumfu w Lidze Mistrzów kontra drużyna, której obecność w prestiżowych rozgrywkach jest wielkim zaskoczeniem. Co ciekawe, trener ekipy z Londynu wyjściowy skład na dzisiejszy mecz podał już wczoraj. Na boisko nie wybiegł między innymi zawieszony Didier Drogba, a także Ashley Cole, który dostał od Ancelottiego wolne. Za strzelanie goli odpowiedzialni byli Sturridge, Anelka i Malouda, ale także wracający do wielkiej formy Michael Essien. O składzie mistrza Słowacji nie ma sensu pisać, w jego barwach nie występuje żaden piłkarz znany przeciętnemu kibicowi.

Spartak odniósł niezwykle ważne zwycięstwo
Spartak odniósł niezwykle ważne zwycięstwo (fot. spartak.com)

Początek meczu był dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać. Gospodarze wyszli nastawieni ofensywnie, trochę pograli, ale i tak gola strzeliła Chelsea. W 13. minucie trafił ten, na którego zawsze można liczyć, Michael Essien. Reprezentant Ghany pokazuje, że po ciężkiej kontuzji nie ma już nawet śladu. W bramkowej akcji duży udział miał Yossi Benayoun, dla którego to pierwszy mecz w wyjściowym składzie Chelsea, przytomnie zachował się Malouda, ładnie zagrał Anelka. Na chwilę do głosu doszli gospodarze. Na chwilę, bo kolejnego gola strzeliła Chelsea. Nicolas Anelka pokazał, że gdy jest taka potrzeba, może być skuteczny. Nie wybrzmiały jeszcze przeciągłe okrzyki latynoskich komentatorów, a było już 3:0. Znów Anelka. W tym momencie gospodarze mogli modlić się tylko o brak kompromitacji. Gracze Chelsea kontynuowali ligową politykę pogromów. Zilina starała się atakować, ale sforsowanie obrony Anglików było zazwyczaj zbyt wielkim wyzwaniem. Jeśli już to się udało, na posterunku był Cech (świetna obrona w 41. minucie). Obie drużyny ostatnie chwile pierwszej połowy przeznaczyły na zastanawianie się, co zrobią w przerwie. Na boisku wiało nudą.

Pierwsza część spotkania to oczywiście popis Chelsea. Wielkie zawody rozegrał Anelka, Essien i Malouda. Swój udział przy bramce miał Terry. Ciężko krytykować drużynę po strzeleniu trzech goli. Ciężko też chwalić po stracie trzech, więc napiszę tylko, że Zilina się starała. Więcej nikt od niej nie oczekiwał. No może trochę lepszej gry w obronie. Pierwsza bramka Anelki była do wyjęcia, panie Dubravka.
Obie drużyny nie zdążyły jeszcze przyzwyczaić się do faktu, że zaczęła się druga połowa, a było już 4:0. Swoją cegiełkę do dzieła zniszczenia dołożył młody Daniel Sturridge. Chwilę potem Petr Cech przypomniał, że nie tak łatwo go pokonać. Poszkodowanym był Vladavić.

W 54. minucie okazało się, że gracze Chelsea mają jednak ludzką twarz. Nieporadne ataki gospodarzy poruszyły twarde serca mistrzów Anglii – postanowili strzelić sobie gola. Jak powiedzieli, tak zrobili. W roli Świętego Mikołaja wystąpił Ivanović. Żeby nie narażać Serba na wstyd, piłkarz gospodarzy dobił strzał. Zilina w drugiej części spotkania zdecydowanie za łatwo dochodziła do sytuacji strzeleckich. Chelsea poczuła się chyba zbyt pewnie po strzeleniu czterech goli. W 61. minucie na boisku zameldował się Gael Kakuta, wszedł za Daniela Sturridge’a, a obraz gry się nie zmieniał. Zilina robiła rzeczy, do których zazwyczaj nie jest zdolna – zdominowała rywala. Można powiedzieć, że do końca meczu obraz gry nie uległ zmienił. To Zilina przeważała, ale nie była w stanie już zmienić wyniku. Obrona gości to zbyt mocarny twór, by załamać się pod atakami anonimowych Słowaków.

Chelsea wygrała pierwszy mecz w Lidze Mistrzów, nieszczególnie się przy tym zmęczyła, ale pozostawiła pewien niesmak. Mistrzowi Anglii nie przystoi zostać zdominowanym przez Słowaków…

Olympique Marsylia – Spartak Moskwa 0:1

Niewątpliwie francuscy piłkarze byli faworytami tego spotkania. Obie drużyny wyszły w ustawieniach z jednym, wysuniętym napastnikiem oraz mocną drugą linią. W ekipie gospodarzy wystąpił nowy nabytek – Cesar Azpilicueta.

Od samego początku do natarcia ruszyli piłkarze z Marsylii. Już w 3. minucie spotkania swoją akcję miał Brandao, ale ostatecznie nie trafił w światło bramki. Również bardzo aktywny był Cheyrou, ale i on nie mógł znaleźć recepty na Dikana. Goście po raz pierwszy poważniej zagrozili bramce marsylczyków po rzucie rożnym. Cała pierwsza połowa spotkania przebiegała pod dyktando piłkarzy Olimpique. Stworzyli wiele dogodnych okazji, ale nie potrafili udokumentować swojej przewagi. Liczne sytuacje mieli Brandao oraz Cheyrou. Drużyna ze stolicy Rosji oddała tylko jeden celny strzał na bramkę Mandandy. Niestety, w pierwszych 45 minutach kibice na Velodrome nie ujrzeli bramek.

Druga połowa miała być przełomem dla gospodarzy. Niestety, mimo że od początku znów zaczęli natarcie, to Spartak był lepiej poukładany i zmotywowany do gry. Marsylczycy przeprowadzali huraganowe ataki, pomógł im w tym nowy piłkarz, sprowadzony z Toulouse, Andre Pierre Gignac, który pojawił się kwadrans po wznowieniu gry.
Jednak w tym meczu sprawdziło się stare, futbolowe porzekadło. Po wielu niewykorzystanych sytuacjach gospodarze stracili gola. Było to samobójcze trafienie Azpilicuety. Niestety, Hiszpan niefortunnie interweniował i zaskoczył Mandandę. Do końca meczu nic się nie zmieniło. Piłkarze z Velodrome zapowiadali, że będą chcieli rozpocząć tegoroczne zmagania w LM od mocnego uderzenia. Uderzenie może i było mocne, ale Spartak oddał marsylczykom ze zdwojoną siłą. Trzy punkty poleciały zatem do Moskwy. To niespodziewane rozstrzygnięcie na pewno doda smaczku w kolejnych zmaganiach w tej grupie.
 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze