Chelsea drugim finalistą KMŚ!


13 grudnia 2012 Chelsea drugim finalistą KMŚ!

Chelsea Londyn wygrało 3:1 z Monterrey w drugim półfinale klubowych mistrzostw świata. Po golu w pierwszej połowie druga odsłona to prawdziwy szturm ze strony Londyńczyków. W ciągu trzech minut rozstrzygnęli oni ten mecz, zdobywając dwie bramki i mogli później spokojnie czekać do ostatniego gwizdka. W końcówce honorowe trafienie zaliczył De Nigris, który jako jedyny dzielnie walczył z angielską ekipą.


Udostępnij na Udostępnij na

W drugim półfinale klubowych mistrzostw świata zmierzyły się ekipy Chelsea i Monterrey. Zdecydowanie lepiej wystartowała angielska drużyna, która dzięki znakomitemu ustawieniu w środku pola zdominowała rywali. Już w 6. minucie świetną sytuację do zdobycia gola miał Eden Hazard. Młody Belg uciekł obrońcom, wykorzystując swoją nieprzeciętną szybkość i wpadł w pole karne. Starał się uderzać po długim rogu i był to dobry pomysł, ale wykonanie nieco gorsze. Piłka minęła słupek bramki Orozco, a kibice na trybunach wydali jęk zawodu. Zakupiony w tym roku do Chelsea były gracz Lille był najaktywniejszy na początku meczu. Na lewym skrzydle był nie do zatrzymania, jego drybling, a przede wszystkim łatwość mijania kolejnych graczy, sprawiała niemały problem defensorom. 

Juan Mata
Juan Mata (fot. skysports.com)

Meksykański team mimo szumnych zapowiedzi przedmeczowych został zepchnięty pod własną bramkę. Liczył on tylko na jakiś błąd ze strony Anglików lub też rzut rożny. Chelsea jednak nie zamierzała na to pozwalać. To ona kontrolowała grę i na efekty nie trzeba było długo czekać. Po dwójkowej akcji Cole’a z Oscarem, ten pierwszy uciekł lewym skrzydłem i podał idealnie do środka pola karnego. Tam czekał już, pewny egzekutor w takich przypadkach, Juan Mata. Hiszpan i tym razem się nie pomylił. Uderzył bardzo mocno lewą nogą i otworzył wynik spotkania. 

Londyńczycy nie zamierzali zwalniać tempa i dalej znajdowali się w ataku pozycyjnym. Imponowała przede wszystkim szybkość poszczególnych graczy, ich przejście z obrony do ataku. Wystarczyło tylko, że któryś ze środkowych pomocników Monterrey stracił piłkę, a w kierunku bramki sunął już rząd graczy w niebieskich koszulkach. Sposób, w jaki wymieniali piłki Mata, Torres, Hazard i Oscar musiał się podobać. Wszystko odbywało się na jeden kontakt, czasem bez patrzenia w stronę kolegi. Widać, że ofensywnie ten zespół wygląda już w miarę dobrze. Przynajmniej grając z rywalami z Meksyku. Problemy pojawiały się natomiast w obronie. Nawet sporadyczne ataki przeciwników podnosiły ciśnienie kibicom Chelsea. 

Monterrey próbowało przede wszystkim skrzydłami, gdzie Azpilicueta czy Cole, włączając się do gry ofensywnej, zapominali o obronie. W 27. minucie znakomitą szansę do wyrównania stanu pojedynku miał De Nigris. Napastnik urwał się obrońcom i doszedł do perfekcyjnej wrzutki Cardozo, lecz jego strzał głową był niecelny. To zdecydowanie zdenerwowało Beniteza, który nakazał swoim graczom odzyskanie inicjatywy. Londyńczycy wrócili do ataku pozycyjnego i od razu mieli okazję do podwyższenia rezultatu. Uderzenie Obi Mikela minęło jednak bramkę Orozco, ale był to kolejny sygnał ostrzegawczy dla meksykańskiej ekipy, że nie mogą oni dawać się rozpędzić Chelsea. 

W końcówce pierwszej połowy tempo meczu nieco spadło, i to Monterrey częściej było przy piłce. Mnożyły się błędy angielskich obrońców, ale na ich szczęście piłkarze z Meksyku nie byli w stanie ich wykorzystać. Benitez, chcąc zachęcić do aktywniejszej gry swoich zawodników, wypuścił rezerwowych na rozgrzewkę. Spotkało się to z owacją miejscowej publiczności, bo jednym z nich był niezwykle popularny Frank Lampard. Burza oklasków zachęciła Chelsea do jeszcze większego wysiłku. Zwycięzcy Ligi Mistrzów ostrzej zaatakowali przeciwników. Zastosowali pressing i dzięki temu zyskali rzut rożny. Stały fragment gry był ostatnią groźną akcją w tej odsłonie i obie drużyny tuz po nim zeszły do szatni. 

Monterrey nie zdążyło jeszcze ochłonąć po rozmowie w szatni, a już było 2:0. Zaledwie 20 sekund po rozpoczęciu gry gola zdobył Torres. Po akcji Edena Hazarda i jego bardzo dokładnym podaniu w pole karne Fernando znalazł się w dogodnej pozycji do strzału. Napastnik przyjął sobie spokojnie piłkę i uderzył na bramkę Orozco, futbolówka po drodze odbiła się jeszcze od jednego z obrońców i wpadła do siatki. Meksykański zespół szybko starał się odpowiedzieć, ale spotkało się to z kontratakiem Chelsea. Lewym skrzydłem uciekł Torres, perfekcyjnie podał wzdłuż bramki do Maty, a ten miał niezwykle dużo szczęścia. Juan próbował podawać do Oscara, ale piłkę zdołał przeciąć jeszcze Chavez i to on wpakował ją do siatki.

Pierwsze pięć minut ze strony Londyńczyków było  wręcz zabójcze. Oprócz dwóch bramek mieli oni jeszcze dwie bardzo dogodne sytuacje, ale tym razem Monterrey skutecznie się obroniło. Napór jednak nie ustawał. Nie wiadomo, czy to mowa w szatni Rafy Beniteza tak pobudziła do gry Chelsea, ale wyglądali oni jak perfekcyjna maszyna . Żadnych błędów w obronie w przeciwieństwie do pierwszej połowy. Natomiast w ataku była to prawdziwa dominacja siły, szybkości i umiejętności technicznych przedstawicieli Premier League. Widząc to trener Vucetich, musiał coś zmienić w swojej ekipie. Zdecydował się wzmocnić szyki obronne, nie chcąc chyba przegrać wyżej tego półfinału. Wprowadzony Osorio zawędrował na prawą pomoc, czego można było się spodziewać, bo tamtą stroną sunęły najczęściej ataki Chelsea. 

Osłabiło to nieco zapędy Londyńczyków, a co za tym idzie spadło tempo spotkania. Defensywnie ustawione Monterrey nie było w stanie odmienić losów meczu, a angielski zespół uspokoił grę i powoli szykował się już na finał z Corinthians. Benitez spełnił też życzenie publiczności i w 63. minucie wprowadził na plac gry Franka Lamparda. Spotkało się to oczywiście z wielką owacją japońskiej publiczności, która uwielbia Anglika. Kibice wiwatowali każdy moment, gdy Lampard był przy piłce, bo w tym spotkaniu emocje opadły, odkąd Chelsea oddała inicjatywę.

Meksykański zespół starał się, próbował, chciał zdobyć choć tę jedną, honorową bramkę. Jednak ich umiejętności, a także znakomita gra defensorów rywali na to nie pozwalały. Wszystkie strzały, nawet te groźniejsze, pewnie chwytał Petr Cech. Najaktywniejszy po stronie atakujących De Nigris, ale mimo że był blisko, cały czas czegoś mu brakowało. Lecz londyńczycy zupełnie nie przejmowali się tymi atakami. Oni byli już myślami przy kolejnym spotkaniu. Podobnie jak ich trener, który dał pograć zmiennikom. Oprócz Lamparda na murawie pojawili się także Ferreira i Moses. Zmienili oni hiszpański duet Torres – Mata, który brał dziś udział przy wszystkich golach. To ostatecznie zniechęciło Chelsea do jakichkolwiek prób. Skupili się oni na wymienianiu podań w środku pola, a kibice opuszczali już stadion w 80. minucie. Wśród nich byli też piłkarze Corinthians, którzy obserwowali bacznie swojego najbliższego przeciwnika. Był to błąd, bo w doliczonym czasie gry niespodziewanie Monterrey zdobyło gola. Jego strzelcem okazał się De Nigris, który wykorzystał moment zagapienia ze strony angielskich obrońców.

Nie zmieniło to jednak zupełnie wrażenia, jakie pozostawiło Chelsea. Angielski zespół pewnie awansował do finału. I kolejny raz o najcenniejsze klubowe trofeum na świecie zmierzą się ekipy z południowej Ameryki i Europy. Ten mecz już w niedzielę i trzeba przyznać, że zapowiada się naprawdę fantastycznie. 

Komentarze
~Foday Kallay (gość) - 11 lat temu

Wypunktujemy ich i wyslemy do Meksyku spowrotem.
Chelsea wraca do formy i miazdzy przeciwnika. Final z
brazylijczykami- no problem. Brawo Benitez.

Odpowiedz
~Latonos (gość) - 11 lat temu

Tylko przypadek może sprawić, że wygra je zespół
z poza Europy... kiedyś jeszcze liczył się mistrz
Ameryki Pd.... ale teraz to już totalna kicha.
Europa zdominowała futbol i jeszcze długo tak
zostanie.

Odpowiedz
~ole! (gość) - 11 lat temu

Aktualnie w rozgrywkach klubowych liczą się tylko
kluby z Europy. Chelsea ma 65% szans na wygraną i
liczę,że wygrają pierwsze trofeum w sezonie.

Odpowiedz
~ślimsior (gość) - 11 lat temu

i tak w finale wygra Corinthians

Odpowiedz
~Kuba (gość) - 11 lat temu

Śmieszny suchar naprawdę.

Odpowiedz
szwajc1212 (gość) - 11 lat temu

To już trzeci finał Hiszpana w tym turnieju, o ile
można to tak nazwać ;)

Odpowiedz
Fan Gijón (gość) - 11 lat temu

Bardzo dobrze. :D
http://realsporting-fani.blogspot.com/ - mój blog

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze