Michał Krzeszowski & Dawid Stelnicki

CF Monterrey i klątwa meksykańskich drużyn na KMŚ


Nigdy w historii KMŚ drużyna ze strefy CONCACAF nie doszła do finału

14 grudnia 2019 CF Monterrey i klątwa meksykańskich drużyn na KMŚ
laopinionpuebla.com

Przyzwyczailiśmy się do tego, że na klubowych mistrzostwach świata strefę CONCACAF reprezentuje drużyna z Meksyku. W tym roku jest to CF Monterrey, dla którego będzie to już czwarty występ na takim turnieju. Jednak ekipom z Ameryki Północnej tylko trzykrotnie udało się sięgnąć po medal tej imprezy. Za każdym razem był to brąz. Ani razu nie udało się przedstawicielowi tego regionu awansować do finału. W tym roku nie zapowiada się na przełamanie meksykańskiej klątwy.


Udostępnij na Udostępnij na

Zwycięzcy Ligi Mistrzów CONCACAF rozpoczynają turniej od ćwierćfinału. CF Monterrey musiało poczekać na swojego przeciwnika, bo ich rywalem miał być zwycięzca meczu otwarcia. W nim Al-Sadd po trudach pokonało Hienghene Sport. W dalszej części drabinki czeka Liverpool, więc droga do finału jest bardzo trudna. Raczej nikt nie wyobraża sobie, aby Meksykanie wyeliminowali Anglików. Ale najpierw jeszcze trzeba pokonać reprezentantów gospodarzy.

CF Monterrey z czwartym tytułem najlepszej drużyny na kontynencie

Dzięki zwycięstwu w Lidze Mistrzów CONCACAF CF Monterrey zagra po raz czwarty na klubowych mistrzostwach świata. Dołącza do Pachuki, która również pojawiła się na tym turnieju czterokrotnie. Przedstawiciel Meksyku pojawiał się 15 razy na turnieju, a tylko raz się zdarzyło, aby ktoś spoza tego kraju zagościł na KMŚ. Miało to miejsce w 2005 roku, kiedy to kostarykańskie Deportivo Saprissa wygrało kontynentalne rozgrywki. Był to też pierwszy turniej międzykontynentalny, który FIFA przywróciła po pięciu latach przerwy. W nim Kostarykanie zajęli 3. miejsce.

Skupiając się na samym regionie CONCACAF, to właśnie Deportivo jest ostatnią drużyną spoza Meksyku, która cieszyła się mianem najlepszego zespołu na kontynencie.  Miało to miejsce jeszcze za czasów Pucharu Mistrzów, który został przekształcony w 2008 roku w Ligę Mistrzów. Od tej pory zawsze wygrywał przedstawiciel Liga MX, a tylko trzy razy nie było finału złożonego z samych meksykańskich drużyn.

Wróćmy do tegorocznych rozgrywek. Upłynęło już sporo czasu od finału CONCACAF Ligi Mistrzów. Miał on miejsce na przełomie kwietnia i maja, bo w tych rozgrywkach mamy dwumecz. Dla CF Monterrey był to powrót po sześciu latach do walki o mistrzostwo kontynentu. Wcześniej w latach 2011–2013 zdobywali puchar trzy razy z rzędu. W potyczce o czwarte trofeum przeciwnikiem było Tigres.

„Rayados” byli głodni ponownego sukcesu w Ameryce Północnej i zaczęli od zwycięstwa 1:0 na terenie rywala. W rewanżu na swoim stadionie szybko wyszli na prowadzenie i starali się utrzymać wynik. Przeciwnik tylko w końcówce postraszył, strzelając gola na 1:1, ale na więcej nikogo nie było już stać. I tak po sześciu latach puchar wrócił do Monterrey, co sprawiło, że obok Club America i Pachuki stali się jedną z drużyn, które grając w finale, zawsze go wygrywały.

Tylko nie z gospodarzami!

Zwycięstwo w CONCACAF Lidze Mistrzów to także przepustka do klubowych mistrzostw świata. Wcześniej CF Monterrey brało udział trzykrotnie w tym turnieju. Pierwszy raz miał miejsce w 2011 roku, a w ćwierćfinale Meksykanie spotkali się z reprezentantem gospodarzy – Kashiwą Reysol. Ten mecz zakończył się remisem 1:1, a w karnych wygrali Japończycy 4:3. W spotkaniu o 5. miejsce „Rayados” pokonali Esperance Tunis 3:2.

Rok później w ćwierćfinale zagrali z mistrzem Azji – Ulsan Hyundai, z którym wygrali 3:1. Następnie tym samym rezultatem przegrali w półfinale z Chelsea. W meczu o brąz wygrali 2:0 z Al-Ahly. Ostatni raz brali udział w KMŚ w 2013 roku. Wtedy w ćwierćfinale trafili na gospodarzy, czyli Raja Casablancę, z którą przegrali po dogrywce 1:2. W meczu pocieszenia o 5. miejsce ekipa z Meksyku wygrała 5:1 z Al-Ahly. W tym roku w pierwszym spotkaniu Monterrey zagra trzeci raz z gospodarzem. Czy tym razem przełamie tę małą klątwę?

A jak wygląda obecna forma CF Monterrey? Trochę czasu minęło od finału, więc grali tylko w lidze. W rozgrywkach Liga MX w Aperturze (Lidze Otwarcia) zajęli 8. miejsce i udało im się wejść do play-offów. Może sezon zasadniczy nie był najlepszy, bo musieli drżeć do końca o udział w walce o mistrzostwo pierwszej części sezonu, ale wszystko nadrobili w fazie pucharowej. W ćwierćfinale nie dali większych szans Santosowi Laguna, gromiąc go w pierwszym meczu 5:2, a w drugim, już luźniejszym, zremisowali 1:1.

Następnie w półfinale pokonali Necaxę 2:1 i 1:0, choć w pierwszym meczu mógł być znacznie wyższy wynik na korzyść „Rayados”. W finale zmierzą się z Club America, ale odbędzie się on dopiero pod koniec roku. Wszystko ze względu na udział mistrzów Ameryki Północnej w KMŚ 2019. Aktualna forma może budzić nadzieje na dobry rezultat na tym turnieju. Choć na Liverpool może być to za mało.

Kluczowi piłkarze

Prawdziwą gwiazdą granatowo-białych jest argentyński snajper, Rogelio Funes Mori. Brat grającego w Villarrealu Ramiro w Meksyku cieszy się statusem prawdziwej gwiazdy. Siedzi przy tym samym stole co chociażby Andre-Pierre Gignac. W obecnej kampanii meksykańskiej ekstraklasy ma już na koncie 11 bramek, do których dodał asystę. Dodatkowo jego trafienie pozwoliło Monterrey wygrać w rewanżowym meczu półfinału z Necaxą 1:0.

Mimo tego, że do klubu trafił raptem cztery lata temu, ma już na koncie blisko 100 bramek strzelonych w koszulce „La Pandilla”. Do ligi meksykańskiej przyszedł po kompletnie nieudanym epizodzie w Benfice. W barwach czerwono-białych przez dwa lata zagrał tylko pięć razy. Po roku spędzonym w Benfice został wypożyczony do tureckiego Eskisehirsporu, w którym strzelił 14 goli. To właśnie dobry sezon w lidze tureckiej zwrócił uwagę włodarzy Monterrey.

Wartym uwagi piłkarzem jest też doświadczony 33-letni stoper, Nicolas Sanchez. Rodak Funesa Moriego w styczniu 2017 roku trafił do Monterrey i w tym czasie zdążył już strzelić 30 goli w 123 meczach. Jak na środkowego obrońcę jest to bardzo imponujący wynik. W obecnej kampanii zanotował już siedem ligowych trafień, co czyni go drugim najlepszym strzelcem „Rayados”.

Natomiast w Monterrey CF nie brakuje też nazwisk dobrze znanych fanom piłki nożnej w Europie. Jednym z takich piłkarzy jest były król strzelców Eredivisie i wielka wpadka transferowa Tottenhamu, Vincent Janssen. Holender po nieudanym epizodzie w „Spurs” zdecydował się na przejście do Ameryki Północnej. Niestety, ale i tam ma problemy ze strzelaniem goli, jednak są one spowodowane licznymi urazami Janssena. Tylko raz w tym sezonie zagrał w pełnym wymiarze czasowym, a na koncie ma tylko dwa gole i jedną asystę.

– Mam nadzieję, że szybko powróci do pełnej sprawności i będzie mógł pokazać swoje umiejętności, które stoją na bardzo wysokim poziomie. Jest to bardzo dobry chłopak, z którym się świetnie dogaduję, dopóki nie gada po turecku. Dodatkowo jest zwierzęciem pod kątem fizycznym – mówił o Janssenie jego kolega z ataku, Rogelio Funes Mori.

Kolejnym zawodnikiem z niemałym doświadczeniem na europejskiej arenie jest Meksykanin Miguel Layun. Obrońca bardzo dobrze spisywał się przede wszystkim w barwach FC Porto. Dla ekipy z Estadio do Dragao w 80 występach strzelił aż 11 goli, dodając do nich 23 asysty. Niestety, ale w Hiszpanii zarówno w Sevilli, jak i Villarrealu nie poradził sobie tak dobrze jak w Portugalii i na początku 2019 roku zdecydował się zawalczyć wraz z Monterrey o puchar Ligi Mistrzów Ameryki Północnej i Środkowej.

Sylwetka szkoleniowca

Bardzo ciekawa jest sylwetka trenera Monterrey, Antonio Mohameda. 49-letni Argentyńczyk w październiku po rocznej przerwie powrócił do Monterrey, aby po raz drugi objąć tam stanowisko szkoleniowca. Właśnie jako trener „La Pandilla” został zauważony przez władze Celty Vigo, gdzie dostał szansę poprowadzenia zespołu na poziomie La Liga.

Niestety, ale jego pobyt w hiszpańskiej Galicji okazał się całkowitą klapą. Początki były obiecujące. W pierwszych trzech meczach zdobyli oni siedem punktów, pewnie pokonując na wyjeździe Levante czy wygrywając 2:0 u siebie z Atletico Madryt. Niestety, ale po bardzo obiecującym początku złapali mocną zadyszkę i w kolejnych dziesięciu spotkaniach tylko raz udało się wygrać „Celestes”. Czarę goryczy przelała porażka Celty z Realem Madryt na Estadio Balaidos. Właśnie po porażce 2:4 głowa Mohameda została ścięta.

Miesiąc później Argentyńczyk po raz trzeci w swojej karierze objął argentyński Huracan. Tam szybko poznano się na Mohamedzie, który w 15 meczach za sterami „El Globo” poprowadził ich do tylko dwóch wygranych i aż dziewięciu porażek. Teraz przyszedł czas na Monterrey, do którego Antionio w pozytywnym tych słów znaczeniu wszedł razem z drzwiami. W 11 meczach pod jego batutą do ośmiu zwycięstw dodał trzy remisy i tchnął w „Rayados” nowego ducha. Monterrey strzela blisko trzy gole na spotkanie i od momentu objęcia przez niego klubu jest najskuteczniejszą ekipą w Meksyku. Czy przedłuży tę serię na klubowych mistrzostwach świata?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze