1010 – tyle dni temu Śląsk Wrocław wygrał spotkanie z Wisłą Kraków na własnym stadionie. Co by nie mówić, kawał czasu, który w normalnych okolicznościach premiowałby drużynę gości, ale nie tym razem. Kształt "Białej Gwiazdy" podczas obecnego sezonu ekstraklasy przypomina bowiem bardzo chwiejną konstrukcję, której niewiele brakuje do upadku. Innymi słowy, przed WKS-em pojawiła się dogodna szansa, by przełamać niemoc przeciwko ekipie z Krakowa i po prostu wygrać spotkanie.
Dwa bieguny, ale tylko w teorii. Wbrew pozorom Wisła Kraków nie jawiła się jako chłopiec do bicia z prostego powodu: nowy trener. Bo po tym, jak ową rolę w klubie przejął Artur Skowronek, śmiało można było użyć terminu pt. „czysta karta”. Jej pojawienie się poniekąd kazało myśleć, że seria siedmiu porażek w ekstraklasie odejdzie w zapomnienie, a Śląsk Wrocław będzie pierwszą ekipą na drodze do „lepszego jutra”. Kluczową przeszkodą w owym zamiarze był jednak fakt, że gospodarze przed dzisiejszym wieczorem dzierżyli w swoich rękach tytuł niepokonanych na własnym stadionie (od 1. kolejki).
📽 Kapitan Śląska, Krzysztof Mączyński, strzela gola na wagę zwycięstwa z Wisłą Kraków #ŚLĄWIS ⚽
Taki już jest ten przewrotny los… 🤫 pic.twitter.com/SamgcESKCG
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) November 24, 2019
Kuba Błaszczykowski wrócił jako ratownik, ale bezskutecznie
Śląsk Wrocław rozpoczął spotkanie z Wisłą Kraków właściwie tak jak każde w obecnej kampanii PKO BP Ekstraklasy we Wrocławiu. Z nałożeniem wysokiego pressingu od pierwszej sekundy, czyhaniem na błąd przeciwnika i konstruowaniem szybkich ataków na obu skrzydłach. Owa taktyka zazwyczaj przynosiła wymierne efekty, ale tym razem ofensywne zakusy Śląska skończyły się tylko na napędzeniu strachu. I jak słynne porzekadło piłkarskie dowodzi, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić.
5. minuta meczu, próba wślizgu Wojciecha Golli na skraju pola karnego i… rzut rożny, który kilka minut później przerodził się w rzut karny po decyzji systemu VAR. Do jego wykonania podszedł nie kto inny jak Kuba Błaszczykowski powracający po dwumiesięcznej pauzie z powodu kontuzji. I gol! Pierwszy w tym sezonie, ale co niepokojące, powrót kapitana zespołu na murawę nie sprawił, że „Biała Gwiazda” zaprezentowała się lepiej. Ba, wciąż można mówić o pewnym marazmie, którego fakt istnienia nie podlega wątpliwości nawet wówczas, gdy Wisła strzela bramkę. To wciąż mocno ranione zwierzę, które nie dość, że akurat dzisiaj trafiło na osłabionych wrocławian, to jeszcze zyskało nowe pokłady determinacji. Rzecz jasna za sprawą nowego szkoleniowca.
Wracając do gola strzelonego przez Błaszczykowskiego, należy zauważyć, że był on wyjątkowy nie tylko dla samego zawodnika. Dlaczego? Otóż Śląsk Wrocław przed dzisiejszym starciem z Wisłą jedynie raz stracił bramkę jako pierwszy (we Wrocławiu), więc do tego stanu rzeczy nie był przyzwyczajony.
Gol do szatni, do przerwy Śląsk remisuje z Wisłą. Statystyki I połowy #ŚLĄWIS pic.twitter.com/hLO3fk20zW
— EkstraStats (@EkstraStats) November 24, 2019
Rehabilitacja Wojciecha Golli i przebudzenie Przemysława Płachety
W 40 minut zamienić się z antybohatera w bohatera? Potrzymaj mi piwo – powiedział Wojciech Golla, który tuż przed zakończeniem pierwszej połowy pokonał Michała Buchalika strzałem głową. Co ciekawe, jak dotąd stoperzy we wrocławskim zespole nie udzielali się w ofensywie i po 15 kolejkach nie mieli na koncie ani jednego trafienia. Nastał kres tego stanu, a na chwilę obecną jedynymi piłkarzami z podstawowej jedenastki, którzy na listę strzelców się jeszcze nie wpisali, są Israel Puerto oraz Jakub Łabojko. Wniosek? Śląsk Wrocław może uderzyć z każdej strony. Na ziemi, wodzie i w powietrzu.
Śląsk Wrocław miejscem objawienia młodzieżowców z Płachetą na czele?
Co ważne, przy nazwisku Golli na tablicy wyników pojawiło się nazwisko kogoś, komu liczb od dłuższego czasu brakowało. Bo nie licząc asysty przy strzale samobójczym Jana Sobocińskiego, Przemysław Płacheta zanotował swoje pierwsze ostatnie podanie od trzech miesięcy! 21-latek gra w każdym spotkaniu w ekstraklasie (z wyjątkiem meczu z Pogonią), jednak spora ilość czasu na boisku nie idzie w parze z dobrymi statystykami. Młodzieżowy reprezentant Polski notuje „udział przy bramce” średnio co 330 minut, a to można skomentować w prosty sposób: ciut poniżej oczekiwań. Choć z drugiej strony… nie minęła nawet połowa sezonu, więc czasu do poprawienia osiągnięć z pewnością nie zabraknie.
Zwycięskie dzieło namalował Krzysztof Mączyński. Śląsk Wrocław niepokonany
Jeżeli ktoś śledzi poczynania naszych ligowców od wielu lat, doskonale wie, że obecny kapitan Śląska Wrocław posiada niemałe zażyłości z klubem z Krakowa. To w końcu jego wychowanek i wieloletni zawodnik, który akurat dzisiaj wykorzystał okazję, by o sobie przypomnieć. „Mąka” zanotował trafienie po raz drugi w tym sezonie, ale co najważniejsze, jego obecność na boisku wyraźnie pomaga wrocławianom w zwycięstwach. Mówiąc krótko, jeśli kapitan Śląska nie jest kontuzjowany lub nie pauzuje z powodu kartek, zespół Vitezslava Lavicki niemal nie przegrywa.
Twierdza Wrocław ma się dobrze! 🏟 Kapitan daje wygraną! 💪
PS. Śląsk wiceliderem @_Ekstraklasa_😎 pic.twitter.com/9pA3UFx9ib
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) November 24, 2019
Dzięki zwycięskiej bramce Śląsk Wrocław wkroczył na ścieżkę czterech zwycięstw z rzędu i wciąż pozostaje jedyną drużyną w ekstraklasie, która nie pozwoliła przechylić szali zwycięstwa na stronę przyjezdnych. Twierdza Wrocław stoi nienaruszona od ośmiu spotkań i nie zapowiada się, by cokolwiek w tej materii miało się zmienić.