KDB: Najgorsi napastnicy Bundesligi


Dzisiejszy Komentarz do Bundesligi ze względu na mecze reprezentacyjne będzie nietypowy. Często chcemy podążać wzorem ligi niemieckiej, mówiąc o niej niczym o ziemi obiecanej. Jednak nawet Bundesliga, tak chwalona przez wszystkich, nie jest idealna. Myśleliście, że Sikorski, Buzała, Zahorski, Ślusarski i spółka to najgorsze, co może Was spotkać? Myliliście się.


Udostępnij na Udostępnij na

Z zagrań wyżej wymienionych zawodników można by stworzyć niezłą kompilację w kategorii sportowy kabaret. Jednak również w Bundeslidze znalazłoby się kilku piłkarzy o podobnych „umiejętnościach”. Ile razy słyszeliście: „to dobry napastnik, ale ma problem ze strzelaniem bramek”? Albo „ten napastnik nieźle gra tyłem do bramki i daje dużo zespołowi”? Dysproporcja pomiędzy czołowymi snajperami Bundesligi a napastnikami ekstraklasy jest duża, ale udało mi się znaleźć kilku piłkarzy, którzy spokojnie mogliby rywalizować z Sikorskim czy Buzałą.

Eren Derdiyok w Bayerze kilka ładnych goli strzelił, ale w Hoffenheim jest nieskuteczny
Eren Derdiyok w Bayerze kilka ładnych goli strzelił, ale w Hoffenheim jest nieskuteczny (fot. SkySports.com)

Zaczynamy z wysokiego C, bo od piłkarza mistrzów Niemiec. Gdyby nasi zachodni sąsiedzi znali słowo „drewniak”, zapewne tak by był on przez nich nazywany. I nie chodzi mi wcale o Roberta Lewandowskiego, tylko piłkarza, za którego Borussia Dortmund zapłaciła więcej niż za Polaka. Mam na myśli oczywiście Juliana Schiebera. Nie mam pojęcia, co widział w nim Jürgen Klopp. Polski trener pewnie powiedziałby coś w stylu: „jest silny, mocno pracuje dla drużyny, a do tego młody i utalentowany”. Ale wystarczy spojrzeć na jego statystyki, żeby dowiedzieć się, że pożytek z 24-letniego już Schiebera będzie taki, jak z Lewandowskiego w reprezentacji Polski. Otóż napastnik czołowego klubu w Europie ma za sobą 93 mecze w Bundeslidze. Co prawda średnio grał w nich tylko 50 minut (zarówno w Stuttgarcie, jak i teraz Dortmundzie jest rezerwowym), ale będąc podstawowym zawodnikiem w Nürnberg strzelił siedem goli w 29 meczach. Dołożył kolejne siedem w barwach Stuttgartu i tak oto w wieku 24 lat ma na swoim koncie imponujące 14 goli w Bundeslidze.

Obalam kolejny mit. Nie tylko w polskiej lidze da się wygrywać, nie posiadając w kadrze żadnego przyzwoitego napastnika. Wystarczy tylko spojrzeć na Eintracht Frankfurt, który zajmuje czwarte miejsce. Świetnie spisujący się beniaminek Bundesligi jesienią korzystał z usług dwóch „napastników” (a raczej przebierańców za takich się podających). Zimą doszedł jeszcze Srdjan Lakić, który wygląda w tej trójce najsolidniej. Natomiast Olivier Occean strzelał jak na zawołanie w trzeciej i drugiej Bundeslidze, więc tę pomyłkę można Arminowi Vehowi wybaczyć. Ale co we Frankfurcie robi Kevin Matmour? Wygląda to zupełnie jak w Polsce. Wszyscy czekają na wybuch talentu prawie 28-letniego zawodnika. Coś tam strzelał na zapleczu w Freiburgu, więc sięgnęła po niego Borussia M’Gladbach. Przez dwa sezony, kiedy był podstawowym zawodnikiem, pokonywał bramkarzy rywali aż cztery razy w 59 meczach. Jeszcze przez sezon wchodził na boisko z ławki (oczywiście gola nie strzelił), a następnie sięgnął po niego Eintracht. W 2. Bundeslidze strzelił sześć goli (co warte podkreślenia, w jednym sezonie), więc uznano, że da sobie radę szczebel wyżej. Nie dał. 20 meczów, 913 minut, jeden gol. Ale za to żółtych kartek aż cztery. W ogóle karany przez sędziów był częściej, niż trafiał do siatki: od przejścia do Borussii 19:11 na korzyść kartek.

Schalke i napastnik. Pierwsze skojarzenie? Pewnie Huntelaar. Właściwie to nic dziwnego. Problem w tym, że Holender dostosowuje się do tych, którzy również w zespole figurują jako ci od strzelania goli. Kiedy na liście widniał Raul, to „Hunter” strzelał jak na zawołanie. Teraz dostosowuje się do poziomu Obasiego, Mariki czy innego Pukkiego. O każdym mógłbym napisać osobny artykuł, ale postaram się streścić. Chinedu Obasi to ten „z niezłym przyspieszeniem, dobrym dryblingiem”, co bramek nie potrafi strzelać. W Hoffenheim się na nim poznali, ale ktoś w Schalke uznał, że on wie lepiej. Brutalne są statystyki Nigeryjczyka: 79 meczów, 14 bramek. Nie licząc dwóch pierwszych sezonów w Hoffenheim (sześć i siedem goli), to strzela z regularnością Daniela Sikorskiego. Z kolei Tomasz Zahorski ma swojego odpowiednika w postaci Cipriana Mariki. Rumun rozegrał jeden dobry sezon w Stuttgarcie i od tego czasu wszyscy liczą, że to powtórzy. Niezły w powietrzu, silny, potrafi zastawić piłkę. A że bramek nie strzela? Przecież średnio trzy na sezon to dobry wynik. A teraz czas na mojego „ulubieńca”. Teemu Pukki. W tekście odnoszę się do polskich napastników, ale tu już nie mogę znaleźć porównania. Fin to ewenement. Dodaje wiary w umiejętności każdemu, kto go ogląda. Przyjęcie piłki kończy się stratą. Podanie jedynie do tyłu. Pojedynku głową nie wygra. W polu karnym znajduje się najczęściej w złym miejscu. „Potencjał” Fina zauważyli w Sevilli, skąd się go pozbyli. Wrócił do ojczyzny i jakimś cudem w drugim sezonie w HJK udało mu się strzelić 11 goli, co zaowocowało transferem do Schalke. Ma 23 lata, więc pewnie przez najbliższe kilka sezonów będzie młodym talentem. Jak na złość, chcąc podważyć moje słowa, w piątek Pukki strzelił gola Hiszpanom. Trafiło się ślepej kurze ziarno.

To nie koniec młodych talentów pokroju Buzały, Korzyma, Jankowskiego czy Plizgi. W Borussii M’Gladbach gra Peniel Mlapa, który do perfekcji opanował zagranie a la Bartosz Ślusarski. W meczu z Borussią Dortmund mógł zapewnić swojej drużynie zwycięstwo, ale po minięciu Weidenfellera trafił w boczną siatkę. Przypadek? Patrząc na statystyki piłkarza rodem z Togo, niezupełnie. To dla niego już trzeci sezon w Bundeslidze, a bramek na swoim koncie ma całe sześć. Co ciekawe, pięć z nich strzelił w Hoffenheim. Ktoś uznał jednak, że Mlapa jest młody, utalentowany (skądś to znacie?) i jeszcze się rozwinie. Może urósł i nabrał masy, ale więcej rozwoju w jego przypadku nie widzę. Choć z drugiej strony, przy takich „asach”, jak: Hrgota, Hanke czy de Jong nie za bardzo jest od kogo się uczyć futbolowego fachu.

Aristide Bance teoretycznie wydaje się idealnym napastnikiem dla zespołu z dolnej połowy tabeli. Wysoki, silny, z potężnym strzałem, doświadczony. W praktyce jest tak, że Bance wystąpił w 18 meczach i ani razu nie trafił do siatki. Dlaczego? Otóż ten blondwłosy obywatel Wybrzeża Kości Słoniowej lubuje się w dryblingu, czego nie potrafi robić, i próbuje pokazać swoje dobre uderzenie zza pola karnego, co kończy się tragicznymi strzałami z każdej możliwej pozycji. Źle współpracuje z partnerami, traci piłki, jest surowy technicznie. Zapytacie: „co on robi w Bundeslidze”? Najpierw w wieku 21 lat strzelił 15 bramek w belgijskiej ekstraklasie. Zapowiadało się nieźle, ale potem przyszły lata posuchy. Odrodził się w 2. Bundeslidze, grając w Mainz, gdzie przez dwa sezony strzelił 24 gole. Następnie grał w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Katarze i Turcji. Radził tam sobie słabo, ale jakimś cudem Augsburg po niego sięgnął. Zapewne w klubie teraz tego żałują.

Należy wspomnieć jeszcze o dwóch zespołach. Hoffenheim, które już się tutaj przewijało, ewidentnie nie ma szczęścia do napastników. Wielkie transfery przeprowadzone przed sezonem nie wypaliły i zespół jest bliski spadku. Latem ściągnięto Erena Derdiyoka. Szkoda się nad chłopakiem znęcać, bo ma niezłą technikę, jest wybiegany, waleczny, młody a kilka goli zdążył już strzelić. Może jednak stać się tak jak w naszym kraju, że dzięki jednemu bardzo dobremu sezonowi (konkretnie 2009/2010) będzie kontynuować karierę przez kilka kolejnych lat, a następne zespoły będą liczyć na wybuch jego talentu. Mam nadzieję, że takowy nastąpi, ale obecnie trzeba przyznać, że jest w bardzo złej formie. 19 meczów i jedna bramka, choć jednak często wchodził z ławki. W świetle jego nieskuteczności zimą zrobiono coś absolutnie nielogicznego, czyli wypożyczono Igora de Camargo, Belga, który w swojej kilkunastoletniej karierze tylko raz przekroczył barierę dziesięciu bramek w lidze w sezonie i to niemal dekadę temu, jeszcze w lidze belgijskiej. Bramkę zdążył już strzelić, ale kolejnych się nie spodziewajcie.

Na koniec Freiburg. Coś gorszego pod względem snajperów od Wisły Kraków i Pogoni Szczecin. Chciałoby się coś napisać o fryburskich napastnikach, ale… tam nie ma napastników. Figurujący w tej rubryczce Jendrisek, Santini, Bouziane i Freis mają na koncie jedną bramkę. Łącznie. W związku z tym do przodu przesuwani są środkowy pomocnik (Guede) i skrzydłowi (Rosenthal, Kruse). Swoje dorzucają też zawodnicy drugiej linii, więc interes jakoś się kręci i Freiburg będzie walczył o europejskie puchary. Choć bez jakości z przodu będzie o to bardzo trudno.

Na szczęście wszyscy wymienieni wyżej piłkarze najczęściej są rezerwowymi, więc nie jesteśmy narażeni na zbyt częste oglądanie ich poczynań. Samo ich zatrudnienie w Bundeslidze budzi jednak wątpliwości odnośnie do kompetencji ludzi, którzy im zaufali. Z drugiej strony wszystko się równoważy, bo w lidze naszych zachodnich sąsiadów oglądamy również popisy Mandżukicia, Kiesslinga, Rudnevsa czy nawet Möldersa. W związku z tym jesteśmy w stanie wytrwać przyglądanie się wyczynom Pukkiego czy innego Mlapy.

Komentarze
~szalony mnich (gość) - 11 lat temu

największe drewno świata .Nie ma co to tego
wątpliwości .

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze