Karuzela trenerska jak się kręciła, tak się kręci. W Bundeslidze jest moda głównie na młodych trenerów głodnych sukcesów, ambitnych, chętnych uczenia się swojego zawodu w praktyce. Z nową falą szkoleniowców przegrywają jednak osoby, które zjadły zęby na niemieckich boiskach, często tacy, którzy zdobywali jeżeli nie mistrzostwa kraju, to osiągali niezłe wyniki na różnych frontach.
Niemcy, chcąc osiągać dobre wyniki, muszą stale dotrzymywać kroku klubom z Hiszpanii czy Anglii. To głównie w tamtych ligach wprowadzane są nowinki futbolowego rzemiosła, by nieustannie się rozwijać. Nasi zachodni sąsiedzi, by nie zostać w tyle, starają się również podążać za trendami, tak więc prócz szkolenia i wprowadzania młodzieży do seniorskiej piłki, dba się także o trenerów, którzy wniosą coś nowego. Stworzą coś innego, co inni chcieliby wprowadzić u siebie. Jeszcze ponad dekadę temu Niemcy zaryzykowali i postawili na głodnego sukcesów byłego piłkarza – Jürgena Klinssmanna, który przy pomocy obecnego selekcjonera, Joachima Löwa, odmienił styl prezentowany za Odrą. A ty możesz skorzystać z podstawowej oferty i obstawiać mecze Bundesligi.
W pogoni za trendami
Toporna, defensywna gra odeszła do lamusa, ale futbol stale musiał się rozwijać. Kto zatem najszybciej jest w stanie go zmienić? Młodzi ludzie. Za takiego człowieka uważano chociażby Ralfa Rangnicka, który zmienił wiele w niemieckim futbolu. A za obecnym szkoleniowcem Rasen Ballsport Lipsk poszli inni. Pojawili się Jürgen Klopp, Julian Nagelsmann czy Thomas Tuchel, dziś jedni z najbardziej cenionych trenerów.
Nie ma się co zresztą temu dziwić. Borussia Dortmund zmieniła się nie do poznania za Kloppa. Były piłkarz 1. FSV Mainz wskazał swoim zawodnikom nową drogę, wprowadził kilku młodych piłkarzy, a na ekipę z Dortmundu ludzie z zewnątrz z wielką przyjemnością patrzyli. Teraz można podziwiać grę FC Liverpool, który stał się domem pracy dla jednego z najbardziej lubianych trenerów. Nagelsmanna łączono jeszcze nie tak dawno nawet z Realem Madryt, nic w tym dziwnego, skoro on z nikomu nieznanego TSG 1899 Hoffenheim stworzył zespół będący koszmarem dla niejednej potęgi. Tuchel również od pewnego czasu imponuje, dlatego też znalazł się na ławce trenerskiej w przebogatym Paryżu.
Wyrobione nazwiska czekają
Na swoją kolej czekają natomiast trenerzy, którzy mają pojęcie o futbolu, lecz coraz rzadziej w Niemczech na nich chce się stawiać. Przykładem niech będzie chociażby Felix Magath. Znany z prowadzenia ciężkich treningów wypadł z obiegu. Nic w tym właściwie dziwnego. Patrząc na jego ostatnie wyniki czy kluby, trudno zachęcić jakiegoś pracodawcę do swojej osoby. Magath ostatnio prowadził rok temu SD Luneng, czyli klub z Chin. Tam niczego wielkiego nie osiągnął, chyba że jako sukces zaliczymy szóste miejsce w tamtejszej lidze. A pomyśleć, że święcił sukcesy z Bayernem Monachium czy VfL Wolfsburg.
Ręka do góry, kto pamięta Petera Bosza. Jeszcze nie tak dawno skusiła się jego osobą Borussia Dortmund, której spodobał się styl, w jakim prowadził holenderski Ajax Amsterdam. W BVB jednak nie osiągał najlepszych wyników i od momentu jego zwolnienia, czyli 9 grudnia 2017 roku, Holender pozostaje wciąż bez zatrudnienia. Co prawda od czasu do czasu jego nazwisko przewijało się prasie, a jego osobą ponoć zainteresowana jeszcze miesiąc temu miała być drużyna Southampton. Na ten moment jednak pan Bosz wciąż pozostaje na bezrobociu.
Po przygodzie z tą samą Borussią nie najlepiej radzi sobie także inny Peter, a dokładnie mówiąc, ten ze Stögerów. Austriak, mimo że dał się w Bundeslidze poznać z dobrej strony, nie znalazł do tej pory takiej ławki, na której mógłby usiąść i zarządzać zespołem zza bocznej linii. Kto wie, być może niebawem powróci do zawodu podobnie jak rodak Stögera, Ralph Hasenhüttl. Ten drugi do niedawna był szkoleniowcem RB Lipsk. Wydaje się jednak, że obaj wrócą na karuzelę. Szybciej może zrobić to nawet ten drugi, gdyż łączony jest ze wspomnianym już Southampton.
Zapomniani
Właściwie w tej części można byłoby wrócić do Magatha, jednakże tutaj znajdą się nazwiska mniej znane, ale takie, które w 1. Bundeslidze jeszcze nie tak dawno były głośne. Tayfun Korkut – trener mający w swoim CV aż cztery kluby w ciągu trzech lat: Bayer, VfB Stuttgart, 1. FC Kaiserslautern, Hannover 96. W każdym z nich pracował po pół roku. Może w końcu ktoś postawi na niego, bo obecnie jest bezrobotny, ale niewiele wskazuje na to, by wrócił do niemieckiej elity.
Mirko Slomka – tak, ten pan również pracował w Niemczech. Kojarzony z prowadzenia między innymi Schalke 04 Gelsenkirchen także pozostaje bez pracy i chyba niewiele wskazuje na to, by wrócił do czołowej ligi w Europie. Trudno jednak wierzyć w to, by niebawem miał dostać pracę u naszych zachodnich sąsiadów. Jego średnia punktów wielu nie zachęca do tego, by zatrudnić tego Niemca.
Za pracą rozglądają się także: Markus Gisdol, Martin Schmidt, Andries Jonker, Christian Titz i Torsten Frings. Każdy z nich chętnie by zapewne wrócił do swojego zawodu. Za nimi przemawia fakt, że nie tak dawno pracowali w Bundeslidze, więc im nowinki ze świata futbolu nie uciekły zbyt daleko. Kilku z nich ma przed sobą jeszcze wiele lat na zaistnienie. Najlepiej jednak zrobić to jak najszybciej.
Stara gwardia chyba nie wróci
Dawno z obiegu wypadło wielu szkoleniowców, którzy jeszcze kilkanaście lat temu prowadzili swoje drużyny do zwycięstw nawet w europejskich pucharach. Przykładem niech będzie Klaus Augenthaler. To właśnie pod jego rządami Bayer Leverkusen z Jackiem Krzynówkiem w składzie pokonał Real Madryt 3:0. Dziś 61-latek jest bezrobotny, a ostatnio pracował w niższych ligach w swojej ojczyźnie.
Z trenerką chyba na zawsze rozstali się natomiast również inni słynni trenerzy. Thomas Schaaf jeszcze kilkanaście lat temu zdobył mistrzostwo z Werderem Brema, w zawodzie pracował ostatnio dwa lata temu. Teraz jednak zajmuje się dyrektorowaniem właśnie w klubie, z którym święcił największe sukcesy. Praca z piłkarzami najwidoczniej znudziła się także Mathiasowi Sammerowi. Ten z kolei odnalazł się w zarządzie Borussi Dortmund. Kiedyś trener tego klubu, ale również szkoleniowiec VfB Stuttgart.
Jako kierownik, a nie trener pracuje dziś Armin Veh. Ten jednak buduje struktury w 1. FC Köln, które jest na zapleczu niemieckiej Bundesligi. Wątpliwe, by wrócił w najbliższym czasie na ławkę trenerską, choć kto wie. Kolejne nazwisko, to Rudi Völler. Niegdyś nie tylko świetny snajper reprezentacji Niemiec, ale także selekcjoner. Od lat jednak porusza sznurkami w Leverkusen. W tym zawodzie od dłuższego czasu niezwiązani są także inni słynni piłkarze: Lothar Matthäus, Steffan Effenberg czy na początku wymieniony Klinsmann. Pierwszy bardziej udziela się w mediach, drugi szybko się zniechęcił do prowadzenia drużynami, trzeci zaginął gdzieś w Stanach Zjednoczonych i chyba po nieudanej przygodzie w Monachium kibice nie ujrzą go przy bocznych liniach niemieckich stadionów.
…
Takich ludzi oczywiście jest zdecydowanie więcej. Wymienieni to jedynie kropla w morzu. W Niemczech jednak jest taka fala młodych fachowców, którzy przykrywają wielkie nazwiska dobrymi wynikami, jakie osiągają. Nie wszyscy oczywiście będą wielcy, ale patrząc na modę panującą w Niemczech, pojawią się kolejni młodzi i to oni będą uczestnikami trenerskiej karuzeli. Jedni z niej wypadną inni będą się trzymać.
Niemieckie klubowki za bardzo odstaja z kasa od ang czy hiszp klubowki zeby z nimi konkurowac,wyjatkiem jedynie FC Bayern.Trudno powiedziec czemu nie stawiaja tam na trenerow bylych graczy.