„Bundesliga-Dino” spadną przez… brak licencji? Muszą oddać 25 milionów euro!


20 grudnia 2014 „Bundesliga-Dino” spadną przez… brak licencji? Muszą oddać 25 milionów euro!

Nie od dziś wiadomo, że HSV to nie klub, to stan umysłu. Bycie kibicem klubu z Hamburga jest równie łatwe, co próba skakania z wysokości trzeciego piętra bez odniesienia urazów. Generalnie – ból, łzy i rozpacz. Pora na kolejny cios.


Udostępnij na Udostępnij na

Najsłynniejszym kibicem HSV jest Klaus-Michael Kühne. To przedsiębiorca, który na swojej firmie logistyczno-transportowej dorobił się majątku szacowanego na około siedem miliardów euro. Może więc pozwolić sobie na takie fanaberie jak ściągnięcie Rafaela van der Vaarta za 13 milionów euro, pożyczenie klubowi 25 milionów na letnie transfery (w tym roku) czy dopinanie budżetu skutecznie dziurawionego przez bardzo przeciętnych piłkarzy. To jednak koniec sielanki w Hamburgu. Nadchodzi era zaciskania pasa.

Długi, długi… i więcej długów

Problem w tym, że istnieje uzasadniona obawa, iż Hamburger SV nie dostanie nawet licencji na grę w Bundeslidze w przyszłym sezonie. Wszystko przez długi, które gromadzą się od lat i, co gorsza, nie zmniejszają się. Sytuację ratował zwykle Kühne, ale wiadomo już, że tym razem tak się nie stanie. W maju wprowadzono projekt „HSV Plus”, który miał rozdzielić sekcję piłkarską od reszty klubu i w ten sposób przyciągnąć potencjalnych inwestorów. Twarzą tej transformacji miał być już wspominany kilkukrotnie w tym tekście 77-letni inwestor. Po pół roku nikt jednak nie jest skłonny do łożenia pieniędzy na klub niepewny swojej przyszłości.

W związku z tym cierpliwość traci też Kühne, który zażądał od klubu zwrotu 25 milionów euro. HSV liczyło, że ta suma zostanie zamieniona na akcje w klubie (7,6%) i kompletnie nie uwzględniało oddania tej kwoty. Pieniądze mają trafiać do Kühnego w przeciągu trzech lat (wraz z milionem odsetek), ale jest to marne pocieszenie dla „Bundesliga-Dino”. Ich sytuacja i bez tego jest niewesoła. Bieżące zadłużenia wynoszą około 100 milionów euro, a budżet płacowy na trwający sezon – zamiast zostać zredukowany do 38 milionów euro – rozrósł się do 50 milionów euro. Jakby tego było mało, HSV będzie musiało oddać fanom środki, które ci przeznaczyli na centrum młodzieżowe. W mediach jeszcze nieśmiało, ale coraz częściej wspomina się o tym, że HSV może zostać zmuszone do sprzedaży swojego stadionu!

Oczywiście w klubie zrobią wszystko, by do tego nie doszło. Wiadomo już, że nie zostaną przedłużone kontrakty z zarabiającymi najwięcej: Westermannem i van der Vaartem. Oprócz nich umowy wygasają aż 12 piłkarzom, co oznacza, że latem wydane zostaną kolejne pieniądze na nowych zawodników. Z kolei zimą w Hamburgu może odbyć się prawdziwa wyprzedaż. Zarządcy chcieliby zasilić budżet przez sprzedaż: René Adlera, Marcella Jansena, Ivo Ilicevica i Tolgay’a Arslana.

Koniec z przegrywaniem

– Wraz ze wzrostem mojego zaangażowania na rzecz HSV, chcę podkreślić pełne zaufanie do nowego Zarządu klubu, z nadzieją, że uda się znacząco wzmocnić zespół – tak jeszcze w sierpniu wypowiadał się Kühne, gdy pożyczał pieniądze na transfery nowych piłkarzy. – Zakupili kilku drogich zawodników, ale oni nadal nie potrafią utworzyć zespołu. Nie potrafią się zgrać ze sobą, nie potrafią rozegrać piłki i raz po raz zawodzą. Ja naprawdę zainwestowałem już za dużo pieniędzy w to hobby – to już wypowiedź sprzed kilku dni.

Nic dziwnego, że 77-latek postanowił przestać płacić nieudacznikom, którzy rujnują ten zasłużony klub. Degrengolada HSV rozpoczęła się w 2008 roku, gdy zamiast Kloppa zatrudniono Jola, a później z klubu odszedł dyrektor sportowy Dietmar Beierdorfer. Był to ostatni sezon, w którym „Bundesliga-Dino” zakwalifikowali się do europejskich pucharów. W kolejnych dwóch latach obraz nędzy i rozpaczy zamazywały nieco niezłe miejsca w ligowej tabeli (siódme i ósme). Sprawę z kryzysu zdano sobie rok później, gdy HSV zajęło miejsce tuż nad strefą spadkową. Później nastąpił kolejny przeciętny sezon (siódme miejsce), a w poprzednich rozgrywkach podopieczni Slomki omal nie spadli z Bundesligi po raz pierwszy historii, wygrywając baraż z Greuther Fürth tylko dzięki bramce zdobytej na wyjeździe i nieudolności Ilira Azemiego.

Po lecie wszystko miało się zmienić, nawet jeśli nie zupełnie diametralnie w tabeli, to przynajmniej w grze zespołu. Porównujemy więc: rok temu po 16 meczach HSV miało na koncie 16 punktów i zajmowało 13. miejsce. Dziś ma tyle samo punktów, co daje 14. miejsce w Bundeslidze. Co gorsza, nie widać też za bardzo poprawy na boisku. Nie pomogła też zmiana trenera. Może HSV to po prostu stan umysłu?

Brak licencji?

Władze DFL (Deutsche Fussball Liga), co dobrze wiadomo, bardzo restrykcyjnie podchodzą do kwestii finansów. Nic więc dziwnego, że w Hamburgu obawiają się o to, czy dostaną licencję na grę w Bundeslidze w kolejnym sezonie. Tak ogromne długi mogą sprawić, że HSV zostanie zdegradowane. Byłby to dramat dla tak zasłużonego klubu, który przez 51 lat istnienia Bundesligi gra w niej nieprzerwanie.

Uspokajać sytuację próbuje dyrektor finansowy, Frank Wettstein. Twierdzi on, że w wypadku gdy klub nie poprawi znacznie swojej sytuacji finansowej, spłata długu wobec Kühnego musi zostać podjęta na nowych zasadach. Brzmi dziwnie, ale akurat do tego w wypadku HSV już przywykliśmy. Mimo wszystko szkoda byłoby, gdyby taki klub spadł inaczej niż w wyniku sportowej rywalizacji. Chociaż z drugiej strony wiele osób uważa, że spadek przydałby się Hamburgowi, aby pewne rzeczy poukładać na nowo. Czy katharsis zostanie wymuszone przez najbogatszego kibica tego klubu?

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze