Angielska herbata: brexit, czyli ratowanie kadry, której ratować nie trzeba


Ochrona przyszłości narodowej reprezentacji, czyli wymówka, by poprzez brexit federacje zdobyły jeszcze większą władzę nad angielskimi klubami

28 grudnia 2020 Angielska herbata: brexit, czyli ratowanie kadry, której ratować nie trzeba

Grudzień zawsze był niezwykle intensywnym miesiącem w angielskiej piłce klubowej. W obecnym roku sytuacja wykroczyła jednak poza wszelkie normy. Na brak zajęcia nie narzekają już nie tylko zawodnicy oraz menedżerowie, lecz także klubowi działacze. Wszystko przez brexit, który na dobre zmieni angielski futbol. Oficjalnie przez wzgląd na dobro narodowej reprezentacji. W praktyce jednak zmiany dadzą federacjom jeszcze większą kontrolę nad klubami. Słowem, lepiej nie będzie.


Udostępnij na Udostępnij na

Kończący się rok na pewno można określić mianem niezwykłego. Także w futbolu, bo z racji pandemii miały przecież miejsce niespodziewana przerwa w rozgrywkach, przełożenie wielkich turniejów z udziałem reprezentacji narodowych czy powszechne zamknięcie trybun. W angielskiej piłce nie brakowało natomiast zakulisowych walk o władze. Projekt Restart, czyli plan wznowienia poprzedniej kampanii, podzielił kluby Premier League, choć ostatecznie doszło do konsensusu.

Trudne rozmowy na temat dokończenia minionego sezonu były jednak zaledwie preludium do wydarzenia, które wstrząsnęło futbolem w kraju nad Tamizą. Projekt Big Picture, czyli w skrócie plan przejęcia władzy przez najbogatsze kluby angielskiej ekstraklasy, był istnym puczem. Policzkiem wymierzonym w stronę krajowej federacji oraz działaczy Premier League. Przewrót jednak się nie powiódł, a na rewanż ze strony władz nie trzeba było długo czekać.

Brexit, czyli demonstracja siły

Idealną okazją okazało się opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Choć sama decyzja zapadła oczywiście znacznie wcześniej, to przez naprawdę długi okres nie było wiadomo, jak dokładnie brexit wpłynie na angielski futbol. A wpłynie negatywnie, przynajmniej patrząc z punktu widzenia klubów. Władza federacji i pozostałych związków będzie jeszcze bardziej widoczna. To pokazuje lista zmian opublikowana na początku grudnia.

Po tym jak Brexit wejdzie w życie, czyli 1 stycznia, każdy z zagranicznych graczy będzie musiał otrzymać pozwolenie na pracę. Dotąd podobnego dokumentu potrzebowali tylko gracze spoza Unii Europejskiej. A fakt, że sam proces przyznawania zezwolenia od lat budzi kontrowersje, jest powszechnie znany.

Z jednej strony istotne są punkty, które konkretny zawodnik otrzymuje m.in. za występy w reprezentacji. Z drugiej, w kadrze grać wcale nie musi, bo jak specjalna komisja zechce, to i tak pozwolenie dostanie. Przez opisany proces wielu utalentowanym zawodnikom zamknięto w przeszłości drzwi do Premier League. Naiwnie jest sądzić, że w przyszłości będzie inaczej.

Kolejnym punktem, który najmocniej uderzy w kluby, jest zakaz pozyskiwania zagranicznych zawodników poniżej 18. roku życia. Koniec kontraktowania nastoletnich talentów pokroju Cesca Fabregasa czy Paula Pogby. Cieszą się więc w Hiszpanii, cieszą się także we Włoszech i Francji. A dokładniej cieszyć dopiero będą, bo po opublikowaniu decyzji angielskie kluby ruszyły na zakupy.

Utalentowani nastoletni gracze są obecnie hurtowo skupowani przez zespoły z Premier League. Klubowi działacze pracują znacznie ciężej niż dotychczas, organizując przeloty, zakwaterowania i finalizując kolejne umowy. Tylu transferów młodych zawodników w tak krótkim czasie dawno w Premier League nie było. A komu wadzi sprowadzanie nastolatków z innych krajów? Oczywiście angielskiej federacji, która twierdzi, że to wszystko z powodu troski o przyszłość narodowej reprezentacji. Podobne tłumaczenia można by jeszcze kupić, gdyby nie fakt, że w w młodzieżowej kadrze „Sons of Albion” występują przecież zawodnicy regularnie grający w Premier League oraz Championship.

Ratować to, czego ratować nie trzeba

Pod przykrywką dbania o dobro reprezentacji angielska federacja oraz działacze Premier League umocnią władzę nad klubami. Tak stanie się już 1 stycznia, choć nad opakowaniem, wymówką, nikt specjalnie się nie wysilił. Angielskiej reprezentacji ratować nie trzeba, bo choć medali (jeszcze?) nie wygrywa, to prezentuje się co najmniej solidnie. Potencjał w kadrze jest bardzo duży, a w zespołach młodzieżowych wręcz olbrzymi.

Tym większym paradoksem jest więc pomysł sztucznego eliminowania konkurencji, by zamiast zagranicznych młodzieżowców w klubach grali Anglicy. Inicjatywa rodem z krajów, których reprezentacja pałęta się w drugiej setce rankingu FIFA. Talent zawsze się przecież obroni. Rywalizację z zagranicznymi zawodnikami wygrywali dawniej przykładowo Steven Gerrard czy Frank Lampard. Ba, byli gwiazdami Premier League. Niebawem miejsce na piedestale angielskiej ekstraklasy powinni zająć natomiast Curtis Jones czy Callum Hudson-Odoi. Co istotne, bez potrzeby trzymania za rękę i usuwania konkurencji.

To pokazuje, że w angielskim futbolu farsa trwa w najlepsze. Walka o stołki spycha na bok rywalizację na boisku, podobnie jak także temat tragicznego posługiwania się systemem VAR przez arbitrów. Podkreślenie dominacji nad klubami poprzez Brexit może okazać się jednak niebezpiecznym działaniem ze strony federacji oraz Premier League. Gdy pewna linia zostanie przekroczona, kryteria zaostrzone, zapewne dojdzie do kolejnej próby puczu. Kto wie, być może tym razem udanej. Nic tak przecież nie jednoczy jak niedola i wspólny przeciwnik.

Mniej istotne, ale też ciekawe:

  • Mocny powrót do Premier League zanotował Sam Allardyce. W debiucie w roli opiekuna West Bromwich Albion zdołał doprowadzić podopiecznych do zdobycia punktu w wyjazdowym spotkaniu z Liverpoolem. Prawdziwa sensacja, ale czy punkt zwrotny? To się jeszcze okaże, choć zespół „The Baggies” po takim sukcesie na pewno uwierzy w siebie. Co jednak istotniejsze, także w metody szkoleniowe „Big Sama”. Przyjemnego dla oka stylu gry raczej więc nie będzie. Powróci(ł) toporny futbol. Dla ekipy z The Hawthorns najistotniejsze jednak, by był skuteczny.

  • Wielkie święto na Emirates Stadium. Arsenal wygrał pierwszy ligowy mecz od 1 listopada i to od razu w derbowym pojedynku z Chelsea. Głosy nawołujące do zwolnienia Mikela Artety ucichły, ale na jak długo? To zależy od kolejnych rezultatów odnoszonych przez „The Gunners”. Jedna jaskółka wiosny przecież nie czyni.
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze