Debiutujący 31-latek daje Anglii zwycięstwo nad odwiecznymi rywalami zza północnej granicy.
Relacja z Wembley
Brytyjski klasyk nie zawiódł. W pełnym emocji, ostrych starć i bramek spotkaniu Anglia dwa razy odrabiała straty, aby pokonać Szkocję 3:2. Na bramki Jamesa Morrisona oraz Kenny’ego Millera podopieczni Roya Hodgsona odpowiadali kolejno trafieniami Theo Walcotta oraz Danny’ego Welbecka. Decydującego gola zdobył debiutant z Southamptonu – Ricky Lambert.
Jeszcze przed meczem czuć było atmosferę tej najstarszej, sięgającej 1873 roku międzynarodowej rywalizacja Anglików ze Szkotami. Po wiekach rycerskich walk Wembley musiało czekać 14 lat, aby raz kolejny, po raz 111., być areną piłkarskiej bitwy pomiędzy odwiecznymi rywalami. Choć wokół stadionu panował względny spokój, kibice obu drużyn „przywitali się” jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, bucząc podczas odśpiewywania hymnów przeciwnika. Przez całe spotkanie obie strony nie żałowały sobie śpiewania historycznie zabarwionych pieśni, przypominających o tradycjach „Auld Enemies”.
Napięcie można też było dostrzec na boisku. Piłkarze nie żałowali sobie twardych wślizgów w nogi rywali, raz po raz dochodziło do mniejszych przepychanek i szarpanin. – Nie muszę dodatkowo motywować chłopaków – zdradził przed meczem selekcjoner gości, Gordon Strachan.
Jego podopieczni szybko zamienili te słowa w czyny, otwierając wynik spotkania już w 11. minucie. Po rzucie rożnym piłkę z pola karnego wybił Danny Welbeck, ale do futbolówki zdążył jeszcze dobiec James Morrison. Skrzydłowy WBA huknął mocno z 17 metrów, ale w kierunku Joe Harta. Bramkarz Manchesteru City źle jednak ocenił lot mokrej piłki, ta zdążyła jeszcze pod nim skozłować i wpadła do bramki. Ujęcia kamery wielokrotnie powracały w pierwszej połowie na golkipera Man City, który wyraźnie wyglądał na roztrzęsionego swoim błędem.
Odpowiedź kadrowiczów Roya Hodgsona przyszła w 28. minucie, kiedy doskonałym podaniem z głębi pola popisał się Tom Cleverley. Jak błyskawica do długiej piłki z prawego skrzydła ruszył Theo Walcott. Napastnik Arsenalu wbiegł w pole karne, zakręcił Stevenem Whittakerem i delikatnym strzałem umieścił piłkę w siatce obok Allana McGregora.
Agresywny, prowadzony w szybkim tempie mecz mógł się podobać, choć raziła liczba strat w środku pola. Kilka razy w nietypowy dla siebie sposób pomylił się Jack Wilshere. Choć widać, że pomocnik Arsenalu spędził lato na siłowni, popełniał błędy w newralgicznych obszarach boiska w pierwszej połowie. Po przerwie został zastąpiony przez weterana Franka Lamparda.
Ale to Szkoci znowu zaczęli od mocnego uderzenia. Niefrasobliwość angielskiej defensywy już cztery minuty po wznowieniu gry wykorzystał Kenny Miller. Balansując ciałem, napastnik Vancouver Whitecaps nabrał Gary’ego Cahilla. Wypuścił piłkę na lewą nogę i pięknie uderzył tuż przy długim słupku. Choć to marne pocieszenie dla Harta, przy tej bramce był już bez szans. Kilkunastotysięczna grupa szkockich fanów natychmiast wybuchła, ale ich radość nie trwała długo.
Już w 53. minucie przyszła kolejna odpowiedź Anglii. Do rzutu wolnego Stevena Gerrarda z blisko 30 metrów najlepiej wyskoczył Danny Wellback i mocnym strzałem głową pokonał McGregora.
Mecz z minuty na minutę nabierał rumieńców.
Warto wspomnieć, że aż 66 minut na boisku wytrzymał Wayne Rooney. Napastnikowi, który według menedżera Manchesteru United nie jest w pełni sił, zaufał Hodgson, wystawiając go w pierwszym składzie, a popularny „Wazza” nie zawiódł, choć kilka razy zabrakło jego zagraniom dokładności. Z murawy zszedł przy aplauzie publiczności, a w jego miejsce pojawił się debiutujący 31-latek Ricky Lambert…
…i niemalże natychmiast wpisał się na listę strzelców! Po rzucie rożnym Leightona Bainesa Anglicy świetnie rozbiegli się w polu karnym, zostawiając otwartą przestrzeń dla potężnego napastnika Southamptonu. Jego uderzenie głową niczym kometa przemknęło nad głowami rywali i wylądowało głęboko w szkockiej siatce. Lambert bez wątpienia wyląduje jutro na stronach sportowych gazet, pomimo iż zmarnował jeszcze lepszą szansę już w doliczonym czasie gry – z sześciu metrów trafił w słupek bramki McGregora.
Obserwuj autora na Twitterze: @RobertBlaszczak